prolog.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kocham cię. Strasznie cię kocham. Cholernie cię kocham - powtarzał te słowa jak mantrę, bawiąc się jej krótkimi włosami.

Dziewczyna uwielbiała, kiedy tak mówił. Wiedziała, że to prawda. Ismael ją kocha. A ona kocha jego.

- Nya, pobierzmy się. Wyjedźmy stąd. Ucieknijmy od problemów.

- Nie możemy. Dobrze o tym wiesz. - Uśmiechnęła się smutno, łapiąc ukochanego za rękę.

Leżeli wplecieni w siebie od jakichś dwóch godzin. Nie potrzebowali pocałunków. Ismaelowi wystarczyło to, że gdy dziewczyna wyjdzie, zostawi na jego pościeli swój zapach. I będzie mógł usypiać, czując się, jakby Nya w ogóle nie uciekła z jego ramion.

- Nya - wypowiedział jej imię, rozkoszując się jego słodkim brzmieniem. - Przepraszam. Strasznie cię przepraszam, kochanie.

Dziewczyna odkleiła się od swojego chłopaka, by spojrzeć na jego twarz.

- O czym ty mówisz? - zapytała.

Ismael poczuł się źle. Wstał, otworzył okno i drżącą dłonią zapalił papierosa. Zaciągnął się i westchnął z ulgą. Oparł łokcie na parapecie i obserwował ludzi. To było jedno z jego ulubionych zajęć.

Nya usiadła, nagle poczuła się nieswojo.

- Kher.

To jedno imię tłumaczyło wszystko.

Kher to okrutna i brutalna osoba. Był człowiekiem, ale nie miał w sobie ani trochę człowieczeństwa.

Jak to Ismael zwykł mówić, Kher był zwykłym chujem.

- Co tym razem kazał ci zrobić? - Głos Nyi zadrżał.

- Nie spodoba ci się to, kochanie. Przepraszam. Wiesz, jakie Kher ma zasady.

- Powiedz, czego od ciebie chce. Proszę, Ismael.

Ismael na chwilę się odwrócił, by spojrzeć na zrozpaczoną twarz dziewczyny.

- Muszę sprowadzić do niego ninja - oznajmił ze stoickim spokojem.

- Co ma zamiar im zrobić? To moja rodzina! - Nya nie wyglądała na zaskoczoną. Kher robił już dużo gorsze rzeczy.

Ninja, jako obrońcy i strażnicy Ninjago, ciągle starali się go powstrzymać. Szło im marnie. Kher był niemalże niezniszczalny.

Byli jednak dla niego szkodliwi. Musiał dawać z siebie wszystko, żeby ninja nie pokrzyżowali mu planów.

Ismael zgasił papierosa i wyrzucił go przez okno. Podszedł do Nyi, kucnął i położył dłonie na jej kolanach. Dziewczyna wyglądała, jakby toczyła w środku siebie walkę.

- Wiem, że to może być dla ciebie za dużo - powiedział chłopak, wpatrując się w jej twarz. Nya nie drgnęła. Nie zaszczyciła Ismaela swoim spojrzeniem.

- Błagam, kochanie.

- W porządku. Niech tak będzie.

Chłopak odetchnął z ulgą i pocałował dziewczynę w dłoń.

Ismael nie potrafił wyrazić słowami, jak bardzo ją kocha. Jego miłość była niewyobrażalna. Mógłby zrobić dla Nyi wszystko.

Ona, najwidoczniej, dla niego też.

- Kochanie, pocałuj mnie, nim oszaleję.

- Przed chwilą paliłeś.

- Wiem, że kochasz ten zapach. Ten smak.

Nya roześmiała się perliście i złączyła ich usta w długim pocałunku.

Wiedziała, że czekają ich teraz ciężkie czasy. Chciała cieszyć się chwilą, póki jeszcze mogła.

~~

Nie wierzę, że to publikuję XD

Wiem, że masa osób nienawidzi Nyi. Przepraszam, ale taki miałam pomysł, więc go zrealizowałam. Dla pocieszenia mogę powiedzieć, że będzie sporo cierpieć. Naprawdę sporo.

No więc, jest nowe opko. Wiem, że miało już niczego nie być, ale ja nie potrafię powstrzymać samej siebie. Pewnie tego nie dokończę i będę miała wyrzuty sumienia. Znowu. Eh.

Cóż! Mam nadzieję, że taki krótki i pełen miłości prolog się Wam podoba. Niebawem miłość zmini się w krew i cierpienie, jakby romans Wam nie pasował.

To chyba tyle. Miłego wieczoru ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro