Seniorita-Camren

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Był gorący, upalny dzień.Jeden z tych,gdzie temperatura sięgała zenitu.W końcu to środek lata powiecie, a my znajdujemy się w Miami,lecz nawet jak na to miasto,było zbyt duszno i wilgotno.Moja czarna koszulka, przy takich warunkach, była jak moja druga skóra.Czułam jak kropelki potu spływają mi po plecach,okrytych dodatkowo skórzaną kurtką ,w tym samym kolorze.
Nie uwierzycie ale ja byłam przeszczęśliwa, dla czego?Bo to był kolejny już raz, jak mogłam docenić jazdę na mojej cudownej maszynie.Jechałam po wspaniałych drogach ,moją czarną Hondą CB 650 R,w której biło czterocylindrowe serce.To cacuszko osiągało 12 000 obr/min przy 95km.


Motocykle to moja pasja i największa miłość, zaszczepione mi od malutkiego szkraba, przez mojego dziadka ,za co będę mu wdzięczna do końca życia.To mruczenie silnka, niczym tygrys zadowolony po zjedzeniu pysznej przekąski.Ten wiatr we włosach, zwłaszcza w takie dni jak dzisiaj.Tak,tak, powiecie czysta głupota, jeździć takim cackiem bez kasku.Pierwszorzędny dawca organów.. ale ja nic nie poradzę, że właśnie to kochałam najbardziej. Jazda na 200 kilowym rumaku z dreszczykiem emocji.
- brrrrr,brrrr,grrrbrrzium,gulgulgul- nie kochani,to nie pomruk mojej cud piękności, to mój brzuszek dał znać, że pora na jakąś szamę.Zaczęłam rozglądać się za pubem lub restauracją, w której mogłabym zaspokoić swój głód.Niedawno minęłam zdaje się, znak informujący,iż takowy zajazd znajduje się nie daleko.I proszę, po lewej stronie ujrzałam niewielką, przeszkloną restauracyjkę. Zaparkowałam mojego ogiera blisko wejścia a okulary przeciwsłoneczne wsunęłam na moje gęste, brązowe włosy.
W środku rozejrzałam się i zajęłam miejsce przy stoliku, oddalonym od drzwi,gdzie miałam widok na cały pub.
Wystrój nie odbiegał wyglądem wiele od innych restauracji, w których zdarzało mi się jadać do tej pory.Wszystko było utrzymane w ciepłych,przyjemnych barwach.Ściany były kremowe,kanapy i hokery przy barze były skórzane w kolorze soczystej czerwieni połączonej z delikatnym beżem.Świetnie komponowały się ze stolikami,które z kolei były ciemnobrązowe.
W pewnym momencie z zaplecza wyszła kelnerka...
- Ja pierdole!- wymsknęło się nie chcący z moich ust.Szybko zerknęłam do okoła,czy ktoś to usłyszał.Uff ,na szczęście nie byłam jednak tak głośna jak mi się zdawało,bo nikt nie zwracał na mnie większej uwagi.Poczułam się jakby ktoś walnął mnie trzy kilowym młotkiem w głowę, wiecie jakie to uczucie,hmm?Ja teraz już wiem,bo to na pewno to uczucie, które właśnie mną obecnie zawładnęło heh.
Kobieta,od której nie sposób było oderwać wzroku to istny cud natury.Miała na sobie mundurek kelnerki w kolorze pudrowego różu,sięgający jej do połowy uda.Dekolt był w kształcie litery V,wykończony białym kołnierzykiem co wspaniale podkreslało jej drobny biust oraz piękną cynamonową skórę. Na biodrach miała zawiązany biały fartuszek,który uwydatniał jej cudny tyłek..Kurwa!W życiu nie widziałam takiej boskości!A jej włosy..ehhh!Włosy miała czarne,długie i błyszczące niczym obsydian,spięte w niedbałą kitkę.

Przyglądałam się jej dyskretnie....tia, czytajcie.... jak cielę w malowane wrota, bądź sroka w świecidełka.Do wyboru do koloru.
Poruszała się między stolikami zmysłowo, niczym kotka chasająca po drewnianym płotku,pełna gracji i nie wymuszonego wdzięku.W dłoniach trzymała mały kajecik z długopisem...w moich oczach to była królewna trzymająca berło,nie będę przecież zawracała sobie głowy takimi przyziemnymi rzeczami jak długopis, no niee?Widziałam jak z każdą chwilą jest coraz bliżej mojego stolika.Pochyliła się do starszej pani,która składała zamówienie.
OMG !Miałam przed sobą,w całej okazałości, najseksowniejszy tyłek świata.
Uwierzcie, w tym momencie zdechłam,było już po mnie.Wody!Potrzebuję natychmiast wody!
- Seniorita..Seniorita..- podniosłam rękę jak uczennica pierwszej klasy. Do tego głos mi odmówił posłuszeństwa i wyszło bardziej jakbym się topiła a nie wołała ją do stolika.Brawo!Nie ma to jak zrobić świetne, pierwsze wrażenie!
- Seniorita?- odwróciła się do mnie,jednak usłyszała moje niezdarne wołanie.Uniosła prawą brew do góry i uśmiechnęła się .
W pubie zrobiło się gorąco i tak jasno,że przez moment rozważałam założenie moich okularów przeciwsłonecznych.Nie śmiejcie się!To był taaki piękny uśmiech !A jej oczy,o mój...!Dwie pralinki czekoladowe Lindt,tak,czekolada z najwyższej półki, a jak!
- Ummm...Tak,Seniorita...aaaa coś nie tak?- no brakowało żebym się jeszcze jąkać zaczęła.
- Nieee!Ale to tak ..ciepło....zabrzmiało, z ust pięknej ,zielonookiej nieznajomej.Nikt jeszcze tak do mnie nie mówił - ponownie się uśmiechnęła i puściła oczko.
Umieram!Wołajcie księdza na ostatnią posługę!Czy ona..Czy ona właśnie ze mną flirtuje?!
- Lauren!Lauren Jauregui!- wyciągnęłam do niej dłoń- eeee....a Ty tooo- próbowałam dojrzeć imię widniejące na plakietce.
- Camila Cabello- delikatnie uścisnęła moją dłoń. Dostałam dreszczy,przez moje ciało przeszły tabuny mróweczek-Do usług...Masz jakieś specjalne życzenia ,hmmm?
Nie chciałabyś wiedzieć ,jakie są moje specjalne życzenia na tę chwilę....ugh.
- Muszę się napić!- powiedziałam szybko.
- O tej porze?- spojrzała na mnie dziwnie.
- Oo...hmm,nie tak..nie w ten sposób.Jaa..wody,tak potrzebuję napić się wody.Wiesz, to taki przezroczysty płyn życiodajny..emm dający życie..-wymachiwałam rękoma, jakbym łapała niewidzialne muchy.Idiotka!Tak,ona na pewno nie wie co to woda! Tia.. Lauren jak Ty błyszczysz wiedzą ehh.Czułam jak moje policzki przybierają kolor pąsowej róży ze wstydu.
- Hahaha.... wiem,żartowałam sobie ale nieźle Ci idzie.Tak obrazowo mi to przedstawiasz ..i tak ślicznie wyglądasz jak się rumienisz..-Camila wyraźnie miała setny ubaw z mojej niezdarności.
Uhhh,dźwięk jej śmiechu był jak miodek na moje uszy.Mogłabym słuchać go do końca życia i jeden dzień dłużej.
- Już Ci podaję. Nie chcę żebyś mi tu padła z odwodnienia hmm?- zaśmiała się ponownie i podeszła do bufetu.
Po chwili stanęła przede mną ze szklanką, dzbankiem z wodą oraz talerzykiem,na którym znajdowały się plasterki cytryny.
Szybka jest ,uuu i do tego jaka zaradna...przeleciało mi przez głowę.
- Dziękuję!Bardzo dziękuję!..Seniorita- patrzyłam jak zgrabnie nalewa wody do szklanki a na koniec wrzuca plasterek cytrusa i ustawia dzbanek na stoliku.
Niby nic takiego a jednak...każdy jej ruch,gest, tworzyły takie zgranie jak orkiestra mająca występ na koncercie.Wszystko do siebie idealnie pasowało.Nie mogłam od niej oderwać wzroku.
- Nie ma za co...I lubię jak mówisz mi "Seniorita"..W twoich ustach to brzmi tak....seksownie hmmm..- przygryzła swoją pełną wargę,intensywnie wpatrując się w moje oczy- Po akcencie wnoszę,że jesteś z pochodzenia kubanką,jak ja..chociaż po wyglądzie nigdy bym na to nie wpadła..Kubanki są hot,nieprawdaż?- zalotnie mrugała swoimi długimi rzęsami.
Widząc to,złapałam szybko szklankę i opróżniłam ją w momencie ,po czym nalałam do pełna,przewidując, że jak tak dalej pójdzie, to nie wiem czy na  długo starczy mi ten dzbanek..chyba poproszę o cysternę, jeśli takową posiadają ,ugh.
- Tak,tak, masz rację, kubanki są baaardzo hot!- poprawiłam nerwowo włosy i posłałam jej znaczący uśmiech.
- grrrrr,grrrr, gulgulgul- cholerny,zdradliwy żołądek ponownie dał o sobie znać.
- Co Ci mogę zaproponować Laur ,hmm?Bo po odgłosach jakie wydaje twój brzuch, na pewno będziesz chciała coś zjeść..- zaśmiała się brązowooka.
- Umm..Zjem wszystko co mi zapropnujesz..łącznie z Tobą na przystawkę- ostatnie zdanie wymruczałam cicho pod nosem.
- Słucham..?-  Przysunęła się odrobinę.
Miałam okazję poczuć zapach jej perfum,nutka kokosu ,wymieszana ze świeżo parzoną kawą.To wywołało burzę w moim mózgu i przez moment zapomniałam jak się oddycha.Przecież to takie łatwe heh,jak widać nie w moim przypadku..
- Nic,nic ..Pytałam jakie macie danie dnia..tak ,właśnie! Danie dnia!- Lauren!Nie pogrążaj się!
- Dzisiejszą specjalnością są placki po węgiersku, reflektujesz?Od siebie dodam,że są pyszne!
- Ooouuu..Kocham placki ziemniaczane!Za to danie jestem w stanie zrobić wszystko!Dosłownie!- podskoczyłam z podekscytowania.
- Doprawdy?..Wszystko?..- uniosła ciemne brwi- hahaha ..dobrze wiedzieć, co na Ciebie działa.Zanotuję sobie..- palcem wskazującym popukała w czoło.
- Tia,tak mi się zdaje...ekhm,ekhm- odchrząknęłam bo głos odmówił mi posłuszeństwa.
- Jedzenie powinno być za 20 min.Mam nadzieję, że tyle wytrzymasz?- spojrzała wymownie na mój brzuch.
- Oczywiście!Nigdzie się stąd nie ruszę!- musiałabym być poszkodowana umysłowo żeby wyjść i zostawić tu takiego anioła, bez wiedzy czegoś więcej na jej temat.Ooo nieee!Nawet wołami mnie nie wyciągną!Nie ma takiej opcji!

Oczekiwanie na jedzenie mijało mi w bardzo przyjemny sposób,a jakże !Na obserwowaniu lawirującej między stolikami Camili.Zaspokajałam,póki co, głód w inny sposób. Obserwowanie jej, było ucztą dla moich oczu.Starałam się zapamiętać każdy szczegół jej wyglądu.Patrzyłam jak śmiesznie marszczy drobny nosek, jak się nad czymś zastanawia, na jej różowe, pełne  usta w kształcie serca...Tak bardzo bym chciała ich posmakować...achch..
Cabello to ideał z moich snów.Przyciągała mnie swoją osobą jak magnes.Widziałam także, że ja również nie jestem jej obojętna,ponieważ sama co jakiś czas spoglądała na mnie uśmiechając się szeroko,ukazując swoje piękne ,białe uzębienie.Spotykały się nasze spojrzenia a świat na moment zamierał i nie liczyło się nic poza tą chwilą.Moje serce fikało koziołki a w brzuchu pojawiało się dziwne uczucie. Nie moi drodzy,tym razem to nie były następstwa głodu!To było zupełnie coś innego...bardzo przyjemne uczucie,rozgrzewające mnie od środka i roznoszące się powoli po całym ciele.
Nawet nie wiem ile czasu minęło, jak Camila pojawiła się koło mnie z parującym daniem.Jak to mówią, szczęśliwi czasu nie mierzą, haha nie wiem czy byłam szczęśliwa, ani co to było za uczucie ale w ogóle nie poczułam upływających minut.
- Życzę smacznego..- usłyszałam głos przy moim uchu,gdy kubanka stawiała posiłek na stoliku.Ten głos,te słowa wypowiedziane prawie szeptem...sprawiły,że zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco ,a myślałam, że to już nie możliwe. Byłam jak w transie, cokolwiek by teraz nie chciała ,byłam gotowa to dla niej zrobić bez mrugnięcia okiem.
- Dzi..dziękuję!- głos mi się załamał.Sięgnęłam po moją deskę ratunkową ,czyli oczywiście wodę.
- Pozwolisz, że dotrzymam Ci towarzystwa Lolo?Mam właśnie przerwę a chciałabym Cię bliżej poznać...-to było pytanie retoryczne bo wypowiadając je ,wygodnie rozsiadła się na przeciwko.W mojej głowie echem   odbijało się to jak mnie nazwała. Boszsz , jak ta kobieta na mnie działa!..Jak zapytacie jak smakowało mi jedzenie i czy było dobre,nigdy się tego nie dowiecie, bo ja sama nie wiem.Byłam tak pochłonięta osobą siedzącą przede mną,że na nic innego kompletnie nie zwracałam uwagi.
- Ummm..oczywiście!Jak najbardziej!O niczym innym nie marzę!To..To znaczy nie mam nic przeciwko..- Cholera! Znowu spaliłam buraka wiedząc, że popełniłam kolejną gafę. Pokiwałam głową, nie wierząc w to jaką kretynkę z siebie robię. Brawo!
- Powiedz..mieszkasz w Miami czy jesteś tu tylko przejazdem hmm?- brązowooka oparła łokieć o stolik przyglądając mi się z ciekawością.
- Emmm.. Nie,Nie mieszkam tutaj. Jadę na coroczny zlot motocyklistów do Południowej Dakoty.Jest tam małe miasteczko Sturgis.I to tam odbywają się wszelkiego rodzaju imprezy.Można też poznać mnóstwo ciekawych ludzi o podobnych zainteresowaniach- mówiłam z werwą ,bo to przecież mój konik i mogłabym opowiadać o tym godzinami- tutaj zatrzymam się tylko do jutra.....O właśnie!Może poleciłabyś  mi jakiś hotel w pobliżu ,co?
- Achch..teraz wiem skąd ten strój- patrzyła lustrując mnie od góry do dołu.Na co ja zaczęłam się wiercić, jakbym siedziała na rozżażonych węglach.- A ta piękna maszyna na zewnątrz należy pewnie do Ciebie?
- Tak,tak, to moje oczko w głowie - uśmiechnęłam się delikatnie do brunetki.
- Aaa... odpowiadając na twoje pytanie, to jest niedaleko przytulny i nie drogi hotelik, napiszę Ci potem na katrce adres- wsunęła niesforny kosmyk za ucho.To było takie urocze, ona cała jest urocza...ochch.Trudno mi było utrzymać ręce przy sobie, tak bardzo pragnęłam sama to zrobić.
- A ty Camila?Mieszkasz tutaj od urodzenia?- zapytałam pospiesznie, żeby tylko nie pozwolić mojej wyobraźni zerwać się ze smyczy,bo groziło to nieodwracalną katastrofą.
- Gdy miałam 4 latka wyprowadziliśmy sie z Kuby.Przyjechałam z siostrą i rodzicami  do Miami,dziadkowie już tu mieszkali, to było nam trochę łatwiej.Niedawno odziedziczyłam domek po nich-widać było,że wspomnieniami wrociła do tamtych czasów,ponieważ jej wzrok stał się zamglony i nieobecny-Teraz się usamodzielniłam.Od dwóch lat studiuję i jak widać pracuję tutaj....hmm a powiedz..czym zajmuje się takie cudowne stworzenie jak Ty?- zerknęła na mnie zadziornie.
Kurwa!Ona to robi specjalnie!Nikomu nie udało się mnie zawstydzić!A ona zrobiła to już któryś raz z kolei w przeciągu niewielkich odstępów czasu!Jak ja mam normalnie przy niej funkcjonować?..ugh.
- Eeemm..Ummm..- świetnie Jauregui!Nawet w przedszkolu miałaś lepszy zasób słów!- No cóż..mój dziadek od dawna prowadzi warsztat motoryzacyjny wraz z niewielkim sklepikiem.Od kąd sięgam pamięcią, to mu pomagałam.Jak skończyłam studia, to wziął mnie na swojego wspólnika. Wiedział, że o niczym innym nie marzę-kończąc swoją krótką historię oblizałam palce z sosu.Tak,tak..wiem,że to nie higieniczne ale już tak mam,lubię to robić.
- Nie rób tego!- usłyszałam schrypnięty głos kubanki.
- Hmmm?..posłałam jej zdziwione spojrzenie,nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Nie oblizuj tak palców!Robisz to tak..uhhh...zmysłowo..chyba nie chcesz, żebym zrobiła coś nieodpowiedniego w moim miejscu pracy hmmm?
Zatkało mnie.Lauren Jauregui zabrakło słów, tia, zapiszcie sobie w kalendarzu bo to ewenement!Rozłożyła mnie na łopatki swoją bezpośredniością.Dosłownie!
- Dobrze!Ja muszę już uciekać-Camila spojrzała na zegarek na lewej ręce-ochch... moja przerwa już się dawno skończyła...Ale ..pomyślałam sobie,że jak dopiero jutro wyjeżdżasz a ja mam wolne..to możeee.. poszłabyś ze mną wieczorem do klubu ,hmmm?
- Jasne!Z ogromną przyjemnością!- z czystą powagą zachowywałam spokój. Tia,czytajcie.....na twarzy banan od ucha do ucha,a ciało odmawiało posłuszeństwa i podrygiwało jakby mnie kraby szczypały w pośladki...geez!Ukryta radość w wykonaniu Jauregui!
-Świetnie!-klasnęła w dłonie i zapisała coś na kartce swojego notesu- tu masz adres hotelu i klubu,pod którym się spotkamy..hmm myślę, że o 20stej, pasuje Ci?
-Umm..tak,tak..pasuje.
- To do zobaczenia Lauren!- posłała mi szczery uśmiech i zaczęła się oddalać w stronę baru.
-Zaczekaj!A rachunek?Przecież nie zapłaciłam.
- Nie przejmuj się, to na mój koszt- mrugnęła do mnie.
- Aaa.. ale.. 
- Żadnych ale,ja stawiam i koniec tematu!
- Okeee..to dziękuję ale na pewno się odwdzięczę- powiedziałam zrezygnowana,wiedząc już, że z nią nie wygram.Stałam jeszcze chwilę i obserwowałam znikającą na zapleczu brunetkę po czym opuściłam lokal.

Od kilkunastu minut krążyłam obok wejścia do "Safari",klubu pod którym miałam spotkać się z Cabello.Ochrona wpuszczająca gości do środka patrzyła na mnie spod byka,jakbym im matkę siekierką zabiła.W sumie...to im się trochę nie dziwię, bo zachowywałam się ja zwierzę w klatce.Nic nie poradzę, że byłam bardzo nerwowa.Nie pomógł mi nawet długi, odprężający prysznic, który wzięłam przed wyjściem.Odkąd rozstałam się z Camilą,nie mogłam pozbyć się myśli o niej.Widziałam kobietę dzisiaj po raz pierwszy a już zdążyłam za nią zatęsknić,za jej barwą głosu,za jej uśmiechem.Nie mam pojęcia co się ze mną działo,nigdy nikt nie zawrócił mi tak w głowie.Te wszystkie uczucia, które mi towarzyszyły ,skłoniły mnie do tego, że zjawiłam się na miejscu dużo przed czasem.Spojrzałam już milionowy raz po sobie,czy aby wszystko jest jak należy. Na tę okazję postanowiłam założyć czarną, jedwabną koszulę zapinaną na guziczki z przodu.Nie zapięta do końca, odsłaniała lekko mój dekolt.Do tego miałam czarne jeansy z wycięciami na kolanach a stroju dopełniały botki na lekkim obcasie w tym samym kolorze i oczywiście skórzana kurtka.
Wszystko będzie dobrze, tylko się nie zbłaźnij...powtarzałam sobie jak mantrę, idąc i patrząc na swoje buty, jakby to był najciekawszy widok świata.
- Kurwa!Uważaj jak łazisz!- wrzasnęłam zderzając się z jakimś ciałem.Tia,wiedziałam, że to moja wina bo zamiast patrzeć przed siebie to zamiatałam nosem ulicę.Ale to była kumulacja uczuć z całego dnia,niestety.
- Jezus.. jaaa...przepraszam..- ledwo wydukałam ,spostrzegając na kogo wpadłam.
- Hmmm....jak ostatnio sprawdzałam to w dowodzie widniało Karla Camila Cabello...Jezus raczej nie kojarzę, żeby było..- przede mną stał ósmy cud świata!Brunetka ubrana była w kremową,zwiewną, lekko przezroczystą sukienkę.Z przodu  miała głęboki dekolt,złączony jedynie skrawkiem materiału w taki sposób, że doskonale były widoczne żebra oraz smukła linia pleców.Spojrzałam w jej piękne tęczówki ,w których widoczne były obecnie iskierki rozbawienia.Ugięły się pode mną kolana, nie byłam w stanie zrobić żadnego ruchu.Sparaliżowało mnie.

- Wow!Camila...wyglądasz..nieziemsko..- jestem pewna, że moje oczy przypominały teraz dwie pięciozłotówki,a usta miałam rozwarte jak paszcza krokodyla.Brakowało,żebym się zaczęła ślinić jak niemowlak.Uroczy widok,nieprawdaż?
- Dobry wieczór Lauren!Dziekuję za komplement!Hmmm....,ty też wspaniale wyglądasz..- pochyliła się i ucałowała delikatnie mój lewy policzek.
O mój!...Czy ja śnię?Znalazłam się w niebie?To było jak dotknięcie skrzydełek motyla..Nie budźcie mnie!Nigdy nie umyję tego policzka!Serio!
-Idziemy?..Czy masz zamiar tak stać, hmm?-wyminęła mnie ocierając się przy tym o mój bok.Cholerna prowokatorka!Doskonale wiedziała co ze mną robi!
- Ummm....nie, poczekam aż z czasem ludzie uznają mnie za posąg i ozdobę wejścia do klubu-wymamrotałam,kierując się jednak za kobietą.

W środku uderzył w nas charakterystyczny zapach potu, pomieszanego z alkoholem.Szłam za kubanką, podziwiając jednocześnie jej tył, na co oczywiście nie narzekałam,broń Boże!Widać było, że Camila czuje się tutaj jak u siebie, większość osób ją witała przelotnie lub bardziej wylewnie.Klub był niewielki i panowała tu raczej rodzinna atmosfera.Niedaleko baru,znajdowało się stanowisko DJ-a ,który puszczał obecnie gorące, latynowskie rytmy.W końcu przecisnąwszy się przez falę tańczących ludzi,zajęłyśmy miejce w loży, z której mogłyśmy obserwować ludzi na parkiecie.
- Camzi?..Co Ci zamówić?..Ja stawiam!W tej kwestii nie masz nic do gadania -powiedziałam stanowczo,zdejmując kurtkę i kierując się do baru.
- Jak tak słodko prosisz..haha..to dla mnie Mojito..-uniosła dłonie do góry w obronnym geście i mrugnęła do mnie.
Jakże by inaczej..kusicielka!
Obsługa w barze była sprawna i szybka, toteż po chwili wróciłam z drinkiem Camili i colą dla mnie.Tak,tym razem nie woda.Najwyżej bąbelki mi wyjdą uszami.Zastanawiacie się czemu nie alkohol...Po pierwsze,przyjechałam swoją kochaną Hondą.Po drugie,wolałam nie ryzykować moich nie przewidzianych zachowań pod wpływem.
Rozmowa upływała nam w bardzo przyjemnej atmosferze.To dziwne, jak bardzo swobodnie czułyśmy się w swoim towarzystwie.Chłonęłam wiedzę o brązowookiej jak gąbka.Ale wszystko co dobre,musi się kiedyś skończyć...ehhh.Tak było też w tym przypadku.Gdy Camila sączyła drugiego drinka,podszedł do nas wysoki,ciemno włosy chłopak.Muszę przyznać, całkiem przystojny i nieźle zbudowany.Gdyby interesowali mnie mężczyźni, a tak nie jest,to może zwróciłabym na niego uwagę.
- Witaj!Camila...jak dobrze Cię widzieć!- przytulił kubankę na powitanie.Kurwa!Już Cię nie lubię gościu!
-Oooo!Shawn...dawno Cię nie było!...Shawn,to jest Lauren..Lauren to jest Shawn,mój przyjaciel- przedstawiła nas sobie.Byłam zmuszona podać mu kulturalnie dłoń,choć moje myśli były dalekie od tego.
- Będziesz miała coś przeciwko jak porwę Cami do tańca..hmm?-oboje spojrzeli na mnie pytająco.
- Ummm...nie, jasne ,jak tylko Camila nie ma nic przeciwko,to ja tym bardziej..- posłałam im uśmiech nr.pięć.Czyli uśmiecham się ale boli mnie szczęka. W środku aż się cała gotowałam ze złości.
Obserwowałam parę tańczącą na parkiecie z ogromnym bólem serca.Widok jego dłoni na jej biodrach ranił moje oczy,dosłownie.Nie wiem,na ile sposobów uśmierciłam tego całego Shona,czy jak mu tam.Topiłam go w misce,wieszałam na stryczku,wiązałam do motocykla,żeby ciągnąć po ziemi jak w średniowieczu....taaak to chyba mój najlepszy pomysł!Za to Cabello wyglądała jak królowa parkietu.Od razu widać, że taniec ma we krwi.Poruszała się niczym bogini.
W pewnym momencie odwróciła się, spojrzała na mnie prowokacyjnie,po czym zaczęła schodzić tanecznie do parteru,patrząc prosto w moje oczy.Po chwili podniosła się, masując swoje uda,lekko unosząc sukienkę do góry. W tym momencie, ten bezczelny chłoptaś złapał ją od tyłu bez mała za tyłek!
Ja pierdole!Oooo nie!Tak to nie będzie!Moja cierpliwość osiągnęła właśnie poziom krytyczny.Nie myśląc wiele nad tym co robię, podjęłam błyskawiczną decyzję i postanowiłam wcielić w życie mój szatański plan.Wstałam gwałtownie od stolika,zabierając szklankę z colą.Przecisnęłam się do nich przez tańczących ludzi, z premedytacją udałam potknięcie i oblałam bruneta.
- Ochch! Jak mi przykro...- udałam szczere zmartwienie,po czym wcisnęłam mu w dłoń szklankę.
- Musisz szybko coś z tym zrobić.. Showni- popchnęłam go delikatnie w stronę toalet.
- Emm..Tak,chyba tak..masz rację..- Nie uwierzycie,koleś tak zgłupiał, że posłusznie się oddalił.Punkt dla ciebie Lauren!Przybiłam sobie mentalną piątkę.
- Moja mała zazdrośnica....zrobiłaś to specjalnie...hmmm?- usłyszałam niebiański głos tuż za mną.
- Jaa?..A skądże, nic z tych rzeczy- zrobiłam niewinną minkę, a przy najmniej próbowałam.Sądząc po śmiechu kubanki,nie bardzo mi wyszło.Jak na zawołanie, muzyka zmieniła się na bardziej sensualną.Złapałam Camilę za dłoń i przyciągnęłam ją do siebie obracając wokół własnej osi.Znalazłyśmy się w innym świecie.Ułożyła swoje ręce na mojej klatce piersiowej. Boszszsz...miejsca gdzie mnie dotykała, dosłownie paliły mi skórę,parzyły jak po kontakcie z gorącą lawą. Chemia i zgranie jakie się wytworzyło między nami, jest nie do opisania.Tworzyłyśmy jedną całość.Sunęłam dłońmi od jej łokci aż po smukłe,drobne palce.Patrzyłam jak czekoladowooka przygryza swoją pełną wargę,była w transie, podobnie jak ja.Ugh...Ona jest taka..hot..przełykam ciężko ślinę, patrząc w te zniewalające tęczówki. Zarzuciła mi ręce na kark i zaczęła zmysłowo poruszać biodrami ,w rytm grającej muzyki.
-Twój palący wzrok był taki...seksi,gdy patrzyłaś jak tańczę...- dmuchnęła delikatnie mi w ucho,po czym przygryzła jego płatek.Targnęły mną niesamowite emocje,dotąd mi nie znane.Ścisnęłam ją za biodra, by przesunąć jeszcze bliżej,o ile to było w ogóle możliwe.Chciałam ją czuć, możliwie jak największą powierzchnią ciała.Pochyliłam się do niej i całowałam oraz kąsałam jej szyję. Reakcja Camili przeszła moje wszelkie oczekiwania.Trzęsła się jak osika na wietrze,jęcząc dyskretnie w moje włosy.Całowałam jej ostro zarysowaną szczękę aż do podbrudka.Mój wzrok spoczął na pełnych ustach karmelowoskórej,które były lekko rozchylone i same prosiły się o uwagę.Spojrzałam przelotnie w jej oczy i nie widząc sprzeciwu,wpiłam się w nie jak wygłodniały wilk.Językiem badałam ich zarys,by po chwili znaleźć się wewnątrz.Lizałam  i smakowałam jej podniebienie.Ooo mój Boszsz..To było dla mnie jak nektar Bogów.Pocałunek był długi i namiętny. Czułam wilgoć i pulsujące gorąco, rozchodzoące się w okolicy mojego podbrzusza.Ocierałyśmy się w tańcu, niczym kotki w rui.Moje serce biło tak mocno, iż nie wiedziałam czy zaraz nie wyskoczy z piersi, by samoistnie podrygiwać na parkiecie.Miałam wrażenie, że unosimy się w powietrzu,jak lekkie piórka. To było niesamowite!W pewnym momencie, Camila oderwała się ode mnie,jej klatka poruszała się szybko, w górę i w dół, ledwo mogła złapać oddech.Podobnie jak ja.Spojrzała przepraszająco w moje oczy i....wybiegła z klubu.Stałam jak kołek a moja postawa wyrażała całkowite zdezorientowanie.Odruchowo schyliłam się po przedmiot,który zgubiła Cabello.Ja pierdole!To jakiś żart!Patrzyłam z niedowierzaniem na...Tak,moi drodzy!W rękach miałam pieprzony pantofelek!I ,że cooo!....Miałam wsiąść na mojego stalowego rumaka,jeździć po cudownym mieście Miami?Zaglądać w każdy kąt cudzych domów, w poszukiwaniu Cinderelli Camili?!Po czym sprawdzać czy owy but pasuje?!Bez jaj!....No idiotka!Zamiast ją gonić, to snujesz bajkowe plany...ogarnij cztery litery i leć za nią!Po jakże burzliwej kłótni samej ze sobą,ocknęłam się, złapałam kurtkę i wybiegłam na zewnątrz.
Kamień spadł mi z serca gdy ujrzałam kobietę siedzącą nieopodal na ławce ze spuszczoną głową.
- Camila?..Camzi...co się stało?- dotknęłam jej ramienia i usiadłam obok.
- Jaaa....przepraszam ale..wystraszyłam się..- patrzyła na mnie ze skruchą.Gdzie podziała się zawadiacka dziewczyna,którą była przez cały dzień?W tej odsłonie widzę ją po raz pierwszy.Chociaż nie zaprzeczę,że jako krucha istotka również wywierała na mnie ogromne wrażenie.
- Czego Camila?..Mnie możesz powiedzieć- pogłaskałam ją czule po policzku,zakładając niesforny kosmyk jej włosów za ucho.
- Ja..ummm, to głupie ..- obserwowała palce zaciśnięte  na kolanach,uciekając wzrokiem.
- Nic, co Ty powiesz, nie będzie dla mnie głupie- uniosłam jej podbrudek i zmusiłam aby na mnie spojrzała.
-Przestraszyłam się własnych uczuć..widzisz..booo..ja nigdy tak intensywnie nie odczuwałam czyjejś bliskości..iii..sama nie wiem.Ty jutro wyjeżdżasz..właściwie to już dzisiaj.Znamy się krótko a już wiem,że będę tęsknić .Mam wrażenie, że to na Ciebie czekałam cały ten czas.Boję się, co będzie dalej- przygryzła wargę na co ja poczułam znajome ciepło w brzuchu.
- Słuchaj..ja mam podobnie,moje uczucia są równie mocne.Tak samo nie spotkałam nikogo kto tak bardzo wpłynął na mnie.Ja..też się martwię.Może..może spróbujmy korzystać z chwili obecnej..hmm?A potem zobaczymy jak się ułoży.Chodź!Mam pomysł!- pociągnęłam kubankę za rękę,wstając z ławki.
- Zaczekaj,..Lolo- w moich uszach rozbrzmiał perlisty śmiech kobiety.To najpiękniejszy dźwięk na świecie- może najpierw założysz mi buta,co?
- Ależ oczywiście!..- ukłoniłam się szarmancko,następnie klęknęłam przed nią- Seniorita..- podniosłam jej stopę i wsunęłam pantofelek.Gdy poczułam jej aksamitną skórę ,przeszły mnie dreszcze,a jakże!Było by dziwne, jakby moje zdradliwe ciało tak nie zareagowało, pfff.
- Kocham, jak tak do mnie mówisz .To takie..romantyczne i ..woow!
- Zapamiętam!- tym razem ja uśmiechnęłam się łobuzersko i puściłam jej oczko.
Podeszłyśmy do mojej Hondy,gdzie pomogłam czekoladowookiej wygodnie usiąść. Sama zajęłam miejsce za kierownicą.
- Trzymaj się mocno!- ułożyłam jej ręce na swojej talii.Gdy ruszyłam, poczułam jak dłonie kobiety przesuwają się bardziej do przodu i mocno mnie ściskają.O mamusiu!Too było wspaniałe uczucie!Gdyby mój organizm nie potrzebował takich przyziemnych spraw jak jedzenie,czy toaleta w ogóle nie schodziła bym z maszyny.Kubanka i moje cacuszko,czego chcieć więcej?
Skierowałam moją perełkę na drogę, prowadzącą na plażę, którą mijałam zanim wstąpiłam do restauracji.

Gdy dotarłyśmy na miejsce,widoczność stawała się coraz jaśniejsza. Nic dziwnego,niedługo wschód słońca. Już gdzieniegdzie przebijały pierwsze promyki,pragnące powitać nowy dzień.
- Lauren!Tu jest...pięknie!- brunetka piała z zachwytu- miszkam tak długo w Miami a nigdy tu nie byłam,zwłaszcza o tak wczesnej porze!
Miała rację,to miejsce zwróciło moją uwagę  już w biały dzień a teraz w poświacie zbliżającego się poranka,wyglądało jak baśniowa kraina.Bezmiar srebrzącej się wody,drobny piasek,skałki i drzewa znajdujące się nie opodal,sprawiały że człowiek miał uczucie znalezienia się w nierealnym,magicznym świecie.
- Pospieszmy się, bo przegapimy wschód słoń...- nie dane było mi dokończyć, ponieważ straciłam nagle grunt pod nogami i poczułam na twarzy piasek.
Brawo Jauregui!To do ciebie podobne!Wpaść w jedyny dół na całej rozciągające się do okoła plaży ,który wykopały pewnie dzieciaki, w poszukiwaniu skarbów. Super!
- Może byś mi pomogła!Zamiast się nabijać..hmmm?- patrzyłam na zwijającą się ze śmiechu brązowooką.Nawet w takiej sytuacji,potrafiłam dostrzec jaka jest idealna.
- Mów..mówiłaś..haha...coś, żeby się pospieszyć..haha.. dobrze słyszałam?- Camila nadal była tak rozbawiona,że podając mi pomocną dłoń straciła równowagę i wpadła na mnie.
Ponownie miałam okazję poczuć jej ciało..jej zapach...włosy muskające moje policzki...chciałam by ta chwila trwała i nigdy się nie skończyła.
- Nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku!Znasz to powiedzenie..hmm?- ucałowałam jej drobny nosek i pospiesznie zaczęłam gramolić się z dołu ciągnąc kubankę ze sobą.Znajdowałam się na granicy samokontroli i to było jedyne wyjście aby to wszystko nie zaszło za daleko.Pragnęłam jej całą sobą.
- Ummm....taa,znam..-spojrzała na mnie z lekką skruchą.
Usiadłyśmy na skałach najbardziej wysuniętych w stronę morza,gdzie miałyśmy najlepszy widok na otoczenie.Camila zajęła miejsce przede mną, opierając się na mojej klatce piersiowej.Ja obejmowałam jej szczupłą talię,kładąc podbrudek na ramieniu kobiety.Razem patrzyłyśmy na cudowny widok wschodzącego słońca. Panowała między nami przyjemna cisza.Każda była pogrążona we własnych myślach.Starałam się zapamiętać każdy szczegół tej chwili, ponieważ wiedziałam,że kobieta, którą trzymam w ramionach,w tak krótkim czasie, zawładnęła całkowicie moim sercem.Stała się dla mnie bardzo ważna.Wiedziałam,że tylko ona może mnie uszczęśliwić.
- Dziękuję!Dziekuję Ci za wszystko Lauren!Za to,że jesteś!- odwróciła się i pocałowała mnie w usta.Oddałam pocałunek,przekazując w nim wszystkie uczucia,które żywiłam do czekoladowookiej.Oderwałyśmy się od siebie, gdy zaczęło brakować nam powietrza.Przytuliłam mocno kubankę, nie chcąc wypuszczać jej nawet na chwilę.W mojej głowie krążyła tylko jedna myśl.Wrócę tu.Wrócę po nią,po moją Senioritę.

***************

Inspiracją do tego opka była oczywiście piosenka Camili Cabello,znajdująca się w mediach(kocham to nagranie)
Przyznać się kto liczył na smuta^^
No niestety,moim zamiarem było stworzyć coś ,co będzie hot ale nie za bardzo,chciałam wywrzeć atmosferę baśniowo romantyczną z elementami humoru.
Jeśli udało mi się wywołać choć lekki uśmiech na Waszych twarzach i czytaliście z zainteresowaniem, to uznam to za drobny sukces.
Życzę wszystkiego dobrego i do napisania,co nie wiem kiedy nastąpi bo jak tytuł główny daje do zrozumienia,piszę jak akurat coś mi w duszy zagra😉Buziaki😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro