The Bite of 87: dzień piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był dzień. Dziś wszystkie imprezy i przyjęcia były odwołane. Wyciągneli mnie z mojego pudełka sam nie wiem po co. Wszyscy byli na swoich miejscach. Vincent siedzial w swoim pokoju serwując po internecie. Chyba na razie zakopalosmy wojenny topór.
Poszedłem do piwnicy. Po drodze zaszedłem w strone biura. Ukryłem sie w cieniu aby stróż mnie nie zobaczył. Przyjrzałem mu sie blirzej.
Z jego twarzy nic nie dało sie wyczytać. Była jak zimny gałz.
- Wiem że tam jesteś.- usłyszałem jego głos.- Możesz wyjść. Tobie tak jak mi nie chce sie dziś walczyć.-
Byłem w szoku. No ale co poradzić. Chyba jednak wyjde.
Podszedłem bliżej.
- Ciekawe. Jesteś jedynym animatronem którego nie strworzyła moja rodzina.- powiedział z dociekliwością- Co cie napędza Marionetko?
Przrmówiłem do jego umysłu.
- Powiem ci ale najpierw musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań.
- Prosze bardzo. Pytaj o co chcesz-
- Po pierwsze kidey powstały dwa pierwsze animatroniki, Fredbear i Springbonne?
- Taaaak?
- Czy to ty je stworzyłeś?
- Hmmm. Nie. Te animatrony zostały stworzone kiedy byłem niemowlęciem. Ale wiem kto je stworzył. Ktoś kogo znam bardzo dobrze.-
-Kto to taki?- spytałem z pewnym strachem
- Mój dziadek. Nasza rodzina została zatrudniona do wytwarzania
robo-maskotek które miały zabawiać dzieci w tej pizzeri. Ta pozycja przechodzila z ojca na syna. Te animatrony z którymi ty sie przyjaźnisz, zostały stworzone przez mojego ojca. A te nowe animatrony "Toy" stworzyłem ja.-
- Co sie stało z Fredbearem i Springbonnem po zamknieciu pierwszego lokalu?
- Fredbear został odwieziony do warsztatu i zreperowany. A Springbonne zostal zawieziony do innego lokalu. Nie wiem hdzie dokładnie.
-Czy wiesz co napędza pozostałe stare animatrony?
-Ich źródła energii dawno padły. Ale one wciąż działają. A nawet lepiej, one myślą. Podobnie jak ty. Wiem że ty jesteś ich przywódcą.
- Ostatnie pytanie. Wiesz co sie stało dzieckiem które zostało zabite przez Fredbeara?
- Zapadło w śpiączke. Po tygodniu zmarło. Czemu cie to interesuje?
- Ponieważ to dziecko zmarło od razu.
-Skąd to wiesz animatroniku?- widać u niego jakąś chorą pasje
- Poniewarz moja dusza wytworzyła to ciało. Nie wiem czemu moje cialo jeszcze przez tydzień zyło ale wiem ze mój umysl walczyl. Po przegranej walce, zostało stworzone to ciało. Od tamtej pory zostałem Marionetką

Widziałem u Vincenta jakis dziwny błysk. Jakby został olśniony.
- A wiec twoja dusza przeszla transformacje. Czy pozostałe animatrony też...
- Tak. Chicka, Bonne, Foxy, Freddy i Golden są duszami zamrłych dzieci. Tych dzieci które zabiłeś Vincencie.

Jego twarz wygladała przerażająco gdy wykrzywił ją psychopatyczny uśmiech.
- Hahahah. To daltego mnie ścigacie?
Dla zemsty? A ja myślałem ze jesteście bezdusznymi maszynami. Posłuchaj mnie kukło. W te niedziele ma sie odbyc wielkie przyjecie na którym jedem z twoich przyjaciół zaatakuje dziecko.
- Co? To nie morzliwe. Nie masz nad nimi władzy. One myślą samodzielnie.
- Ale to dalej maszyny. Maja mechanizmy nad którymi można zapanować.
- Dlaczego to robisz? Krzywdzisz te dzieci?
- Ponieważ to przez ciebie mój dziadek musiał zniszczyc swoje dzieła. Jestem tu bo mszcze sie za kleske mojej rodziny która spowodowałeś ty Kukło.
Teraz jak skończy sie zabawa niedzielna to wszystkie boty zostaną rozmątowane. Nawet ty.
- Powstrzymamy cie.
- A więc wojna. Wporządku. Tylko chce rzebyś wiedział ze ja nigdy nie przegrywam. Hahahah.
Zaatakowałem jego umysł. Ale to nie zadziałało

-Twoja moc działa tylko na animatrony. Nie jesteś w stanie mi zaszkodzić. - wykrzyczał z pełnym zadowoleniem Vincent.

-Powstrymamy cie. Juz nikogo nie skrzywdzisz PurpleGuy'u. - niwe wiem skad ale bylem pewny ze to orzezwisko go wkurzy. I nie myliłem sie.
Oddaliłem sie od biura i usłyszałem krzyk:
- Od jutro zacznie sie prawdziwe piekło Marionetko. Moja zemsta sie dopełni. - kiedy odszedłem dosc daleko od biura, pszedłem w strone piwnicy. Musze to opowiedzieć pozostałem.
- Nie Trzeba Marionetko. Wszystko słyszeliśmy. - usłyszalem głos Freddyego.
- Pokonamy go. Nie damy mu sobą zawładnąć. - potwierdził Golden.
Pozostali zaczeli mnie pocieszać.
Mają racje. Mamy jeszcze dwa dni aby powstrzymać Vincenta. Uda nam sie. Przegrana nie wchodzi w gre albo zginie kolejne dziecko.

CDN

Przepraszam za tak długą nieobecność. Mam nadzieje, o ile ktos to czyta że ten rozdział wam sie spodoba. Na następny nie bedziecie długo czekać. Obiecuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro