Toy Animatrony

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło pół roku od kiedy wskrzesilem te biedne dzieci.
Dotąd sprawowały się świetnie w roli interaktywnych kelnerów.
Zachowywały się Tak jak zawsze ale, dawały dzieciom więcej ciepła i uczuć.
Sprawdzalismy każdego nowego stróża nocnego. Jeśli któryś był podobny do mordercy, wystraszylismy go, do tego stopnia ze rezygnował po kilku dniach. Hehehe.
To była niezła zabawa. Trochę mnie to smuciło Ale musieliśmy być ostrożni.
Niestety właściciel pizzerii, zaczynał coś podejrzewać. Powoli musieliśmy przestać straszyć stróżów nocnych. Nowy stróż nocny okazał się porządnym facetem. Wiedział że nie jesteśmy robotami bez uczuć. Zauważył to po naszym zachowaniu w stosunku do dzieci. Polerowal nas. NaprawiaŁ. Nawet do nas mówił jak był na nocnych zmianach.
Niestety musiał zrezygnować z pracy z powody wypadku. Kiedy czyscił moje pudełko (to z którego wyskakiwałem dając prezenty dzieciom) coś się poluzowało i metalowe zatrzaski od klapy zmiażdżyły mu palce.
Właścicel wykorzystał ten incydent do wypełnienia swojego planu. Ten śmieć pozbył się moich przyjaciół, i na ich miejsce zamówił nowe, ulepszone, lepiej wyglądające wersje nazywane "Toy". Mnie oczywiście się nie pozbył, by byłem najlepsza atrakcja. Dzieci mnie uwielbialy.
Pozostałych też Ale ja byłem tu od poczatku.
Tydzień po wrzuceniu moich przyjaciół do piwnicy przyszedł do mnie właściciel Pan Fezbeer.
-Trochę ci smutno bez twoich przestarzałych kumpli co?
Hehe, spokojne Kukło. Cb też w końcu się pozbędziemy. Za rok powinien być już twój ulepszony model.- powiedział i wyszedł chichrajac pod nosem ja wariat.
Nie nawidzilem go. Ten palant domyślił się ze jestem duszą w ciele robota. Od tamtego dnia chce się mnie jak najszybciej pozbyć. Ale nie mógł bo straciłby klientów. Jak mówiłem byłem największą atrakcją.

Trzy dni później...
Nowe animatrony przyszły. Muszę przyznać ze robią wrażenie. Są o wiele bardziej przyswojone do wyglądu odpowiedniego dla dzieci. Takie trochę Sztuczne. Pewnie dlatego mówią na nie "Toy".
Ale odpowiednik Foxiego Przerobili na kobietę. Hehe.
Wkurzył by się.
W nocy podsłuchałem jak rozmawiali ze sobą właściciel i obecny stróż nocny.
-Panie Fazbeer? Dokładnie przeczytałem cały raport... i...- zaczoł się jąkać- Tu pisze że te ...
Animatrony?... mogą chodzić i myśleć samodzielnie. To prawda czy tylko chwyt reklamowy?- zapytał się z lekkim strachem.
Fazbeer podszedł do robotów, przyglądał się im przez chwilę i powiedział :
-Tak. To prawda. Zażądałem najnowszej technologii testowej, w tym sztucznej inteligencji.-
Powiedzial, Ale widząc strach w oczach stróża dodał szybko:
-oczywiście nie dość rozwiniętej.
Te roboty mają inteligentny system który można ustawić.
Wpisuje im się jakiś program i one go wypełniają. Myślą samodzielnie, Ale według wprowadzonego programu. Gdyby Podeszły w nocy i zapytaly gdzie są dzieci to trzeba im tylko powiedzieć ze nie ma dzieci, ze mają przerwę. Wtedy pójdą się ładować.- mówił z pełnym zadowoleniem.- Świetnie pomyślane. Wystarczy dać im polecenie. A one się posłuchają.-
On jest nienormalny. Jakim cudem bezduszne maszyny mają być lepsze od... chwila.... teraz rozumiem. On się boi naszej samodzielności. Jego boty nie są tak naprawdę samodzielne. On nad nimi panóje. Z tą myślą stwierdziłem że nie ma się czym martwić i postanowiłem odpocząć.
Po kilku miesiącach nie było źle. Toy Animatrony bardzo dobrze pracowały. Gdy nowy stróż Nie patrzył wymykałem się z pudła i poszedłem do piwnicy w której było moi przyjaciele. Bez napraw ich stan się pogorszył. Byli cali w dziurach. Chika straciła dłonie i coś szwankowało z jej nawaiasami W szczęce. Bonni stracił całą rękę i górną część twarzy. Najlepiej to trzymali się Freedy i Foxy. Freedy jedynie miał dziury a Foxy od pasa w dół miał goły szkielet.
Śmalismy się ze stróża nocnego, który miał jutro odejść.
Nad ranem wracałem do pudła i nagle zobaczyłem Fazbeera i nowego stróża. Ale ten facet...
To on... to morderca.
Podszedłem i podsłuchałem :
-Miło mi że Pan się zgodził Panie Vincent. Pan zna te kukielke... bardzo dobrze. Wierzę że Pan sobie poradzi.
- Dzienkuje panu, Panie Fazbeer.
-Tylko proszę jeszcze podać nazwisko do formulaża?
- Vincent... Pink. Ach. Nie znoszę mojego nazwiska.
Kiedy to usłyszałem od razu pobiegłem do moich przyjaciół.
Opowiedzialem im wszystko.
- Jesteś pewny ze to on?- Spytał Foxy.
- Tak na sto procent-odpowiedziałem.
- To co teraz? Co robimy Matiometko? - zamartwiala się Chika.
Spojrzałem po kolei na nich. Już chciałem odpowiedzieć kiedy usłyszałem głos zza pleców:
- Zemscimy się!!!- to był Golden Freddy.
- Witaj.-Przywitałem go.
-mam plan jak się zemścić. - wykorzystamy do tego te nowe animatrony. - zasugerował. - Wiem jak je zaprogramować. Ty też Marionetko. Sprawimy że Będą atakować tego śmiecia. - zasugerował Golden.
- Masz rację Gold. Ale mam pytanie. Czy wiesz co to da? Spytałem- Zniszczą nas. Wyzuca na śmietnik. Czy jesteście tego świadomi?-
- A po co innego mamy żyć. Zostaliśmy wezwani do zemsty.
Nic innego nam nie zostało-
Powiedział Golden.
Spojrzałem na innych. Byli zdecydowani.
- Dobrze. Musimy uwinąc się z tym w tydzień. Od jutra zaczynamy polowanie na Vincenta.
I tak zaczęło się atakowanie ochroniarza. O mój boże...
Jak bardzo się myliliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro