12. Zawsze taki był

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiktoria

Skończyłam malować paznokcie u jednej ręki, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam zrezygnowana, po czym zakręciłam buteleczkę z czerwonym lakierem.

- Co cię sprowadza w moje skromne progi? - spytałam stojącego w drzwiach Adriana, wpuszczając go do środka.

Nie odezwał się ani słowem. Zamiast tego, usiadł na kanapie, wbijając wzrok w podłogę.

- Co się dzieje? - zajęłam miejsce naprzeciwko niego.

Przyjrzałam się mu uważnie. Odkąd Igor trafił do szpitala, Borowski spał niewiele, czego skutkiem były wyraźne cienie pod oczami. Nie dbał o swoje zdrowie. Palił paczkę dziennie, czasem zdarzało mi się więcej. Praktycznie nic nie jadł, przez co znacznie schudł. Zawsze idealnie przycięte włosy, opadały mu teraz na oczy. Rzadko się uśmiechał. Może i nie znałam go długo, ale w ciągu tego miesiąca zmienił się i to bardzo. Był cieniem własnego siebie.

- Mam dość! - rzucił po chwili, wyrzucając ręce w powietrze. Zaskoczył mnie tym nagłym wybuchem. Adrian, wieczna oaza spokoju, krzyczy na pół bloku. Coś nowego. - On jest tak cholernie nieodpowiedzialny! Dopiero wybudził się ze śpiączki! Nie dość, że jak ostatni debil, wymusił wypis, to jeszcze jara. Nie wiem, jak ja mam mu kurwa pomóc, skoro on tego najwyraźniej nie chce!

- Najpierw się uspokój. Zrobię herbatę i porozmawiamy na spokojnie, dobrze? - zaproponowałam, na co lekko skinął głową.

Uśmiechnęłam się lekko i skierowałam się do kuchni. Wstawiam wodę i wrzuciłam torebki z herbatą do dwóch kubków. Kiedy woda zaczęła się gotować, przygotowałam napoje, po czym wróciłam do Adriana, który praktycznie się nie poruszył. Postawiłam przed nim kubek i usiadłam obok.

- Więc? Co dokładnie się stało? - spytałam spokojnym głosem.

- Wracaliśmy ze szpitala - wyjaśnił, upijając trochę parującej cieczy. - Kiedy zatrzymaliśmy się przed blokiem, Igor oznajmił, że idzie się przejść. Pomyślałem sobie, że to nic złego. Na jego miejscu też potrzebowałbym świeżego powietrza.

- Nie rozumiem? Zdenerwowało cię to, że poszedł na spacer? - przyjrzałam mu się uważnie, marszcząc brwi. Kompletnie nie rozumiałam, o co mu chodziło.

- Nie - pokręcił głową. - Kiedy poszedł, stwierdziłem, że sobie zapalę. Skończyły mi się fajki, jednak przypomniałem sobie, że w samochodzie mam zapasową paczkę. Kiedy po nie poszedłem, okazało się, że zniknęły - wyjaśnił. - Nie miałem pewności, że to Igor, więc kiedy wrócił do mieszkania, podpuściłem go. Praktycznie od razu przyznał się do tego, że to on je zabrał. Może i dla ciebie wyda się to błahostką. Ale on może przez to umrzeć - westchnął zrezygnowany. - Jednak najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia.

- Rozumiem - wysiliłam się na delikatny uśmiech. - Igor potrzebuje pomocy, to fakt. Potrzebuje czegoś, co sprawi, że zacznie dbać o swoje zdrowie.

- On ma gdzieś, to co ktoś do niego mówi. Jest zbyt uparty i ma ogromne ego. Zawsze taki był - prychnął, po raz kolejny upijając trochę cieczy.

- A może powinieneś zabrać go do psychologa? - zasugerowałam. - Pomogłoby mu to.

- Nie zgodzi się. Igor jest... - urwał, szukając odpowiedniego określenia. - Specyficzny.

- Warto chociaż spróbować. Nic nie stracisz, a zawsze możesz zyskać - zauważyłam.

- Zobaczymy, jak to wyjdzie - wzruszył ramionami.

Spojrzałam w przepełnione bólem oczy chłopaka. Było mi go naprawdę żal. Zbyt dużo się nacierpiał w ostatnim czasie.

Ciekawe jak te oczy wyglądają, kiedy jest szczęśliwy...

- Muszę już iść. Nie powinien teraz zostawać sam - westchnął, odstawiając kubek na stolik. - Sory, że zawracam Ci głowę.

- Nic się nie stało. Zawsze jesteś tutaj mile widziany - posłałam mu szczery uśmiech. - Wpadaj, kiedy chcesz.

Kiedy wyszedł, usiadłam na kanapie i wróciłam do malowania paznokci, jednak po kilku minutach, przerwał mi to dźwięk wydawany przez mój telefon, zwiastujący nową wiadomość.

Czy pięć minut spokoju to zbyt wiele?

Westchnęłam głośno, po czym odblokowałam telefon i odczytałam SMS-a.

Od: Izka
Galeria. Jak najszybciej.

Westchnęłam po raz kolejny. Teoretycznie mogłam zostać w domu. Mogłam skłamać, mówiąc, że źle się czuję. Miałam jednak świadomość tego, że dziewczyna nie prosiłaby mnie, żebym przyjechała, gdyby nie stało się coś poważnego.

Wrzuciłam do torby wszystkie najpotrzebniejsze przedmioty. Włożyłam buty i zabrałam kurtkę z wieszaka, po czym opuściłam mieszkanie.

Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że odstawiłam samochód do mechanika. Głupio było mi prosić Adriana o pomoc kolejny raz, dlatego też stwierdziłam, że pojadę autobusem.

Do galerii dotarłam po jakichś dwudziestu minutach. Wjechałam schodami na piętro, na którym pracowała Iza. Weszłam do sklepu i zastałam dziewczynę opierającą się o blat ladę.

- O co chodzi? - stanęłam naprzeciwko niej i zlustrowałam ją wzrokiem.

- Mateusz tu był - odparła, nerwowo stukając paznokciami o blat. - Szukał cię.

Westchnęłam. Mateusz był ostatnią osobą, jaką chciałam widzieć w tej chwili. Ostatni raz widzieliśmy się w dość nieprzyjemnych okolicznościach. Od kilku miesięcy nie miałam z nim najmniejszego kontaktu.

- Czemu szukał mnie akurat tutaj? - zmarszczyłam brwi.

- Najwyraźniej skądś się dowiedział, że pracujesz w restauracji naprzeciwko. Pewnie myślał, że ktoś tutaj cię zna i powie mu, gdzie jesteś, czy coś.

- Co mu powiedziałaś? - przyjrzałem się jej uważnie.

- Skłamałam, że cię nie znam i tak dalej - wyjaśniła pośpiesznie. - Wiki, czego on znowu chce? Mówiłaś, że to skończony temat.

- Bo jest skończony - wzruszyłam ramionami. - Dobra, ja muszę już lecieć. Zdzwonimy się, czy coś.

Blondynka skinęła głową, a ja w tym samym czasie opuściłam sklep. Przyznaję, nieco zmartwiło mnie to, o czym mi powiedziała. Pojawienie się Mateusza, nie mogło oznaczać nic dobrego.

Kiedy opuściłam galerie, prawie natychmiast poczułam dłoń, zaciskającą się na moim nadgarstku i lekkie szarpnięcie do tyłu. Odwróciłam się i spojrzałam w doskonale znane mi błękitne oczy.

- Co ty wyrabiasz? - wyrwałam dłoń z uścisku Mateusza.

- Chce porozmawiać - odparł zachrypniętym głosem.

Przyjrzałam mu się uważnie. Wyglądał tak, jak go zapamiętałam. No prawie. Powiększone źrenice były czymś nowym. Zamrugałam parę razy, aby upewnić się, że nic mi się nie przywidziało. Ćpał... A to nie było do niego podobne. Zawsze był poukładanym i rozsądnym chłopakiem.

- Nie będę rozmawiać z tobą w takim stanie - Ruszyłam przed siebie. Po chwili poczułam na ramieniu żelazny uścisk.

- Albo grzecznie ze mną porozmawiasz, albo pogadamy inaczej suko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro