2️⃣ 14. Ja nie potrzebuję latarni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Igor

— Przestań — poprosiła dziewczyna, odsuwając się ode mnie, tym samym przerywając pocałunek.

— Co zrobiłem nie tak? — spytałem zdezorientowany jej zachowaniem.

— Ty nic. Po prostu... Mam chłopaka Igor — wyznała  cicho.

— Nic nie wspominałaś.

— Jakoś nie było okazji — wzruszyła ramionami.

Dziwnie się poczułem. Wyjątkowo niezręcznie. A ja sobie wyobrażałem nie wiadomo co... Jestem idiotą. Przecież to normalne, że przez tyle czasu sobie kogoś znalazła. Tylko ja jestem tak bardzo zjebany, że bawię się w laski na jedną, góra dwie noce.

— Jasne. Nie ma sprawy — uśmiechnąłem się sztucznie. — To dlatego nie chcesz, żeby Kuba wiedział, że to ja jestem jego ojcem?

— Można tak to ująć. Wolałabym żeby Kuba traktował Kornela jak ojca. Nie ciebie. Postaraj się zrozumieć moją sytuację.

— Rozumiem — mruknąłem niechętnie. — Ale spotykać się z nim mogę?

— Tak. Masz do tego prawo. Nie zamierzam ci zabraniać kontaktów z dzieckiem. Ale zostańmy przy tym, że ojcem jest Kornel.

— Chcesz go okłamywać przez całe życie? — zmarszczyłem brwi.

— Nie wiem — spojrzała na chłopca bawiącego się na dywanie. — Zobaczymy.

Po kilkunastu minutach dziewczyna wraz z Kubą opuścili mieszkanie.

— Pojebana akcja, co? — Adrian pojawił się obok mnie.

— Słyszałeś?

— Ściany w tym mieszkaniu są wyjątkowo cienkie. Więc tak, słyszałem — oznajmił.

— Owszem, pojebana sytuacja — mruknąłem. — Ale muszę się dostosować, jeśli nie chcę całkowicie stracić Kuby.

Gorzej, jeżeli mimo to, kiedyś go stracę...

Adrian

Zabrałem od Igora miskę z chipsami i włączyłem pierwszy lepszy film. Padło na jakiś horror. Może być. Wszystko byle nie myśleć.

— Ten film to porażka — mruknął Igor, po jakimś czasie.

— I stwierdzasz to po dwudziestu minutach? – spojrzałem na niego, unosząc brew.

— Wystarczyłyby dwie minuty, żeby rozpoznać gówno.

— Specjalista się znalazł. Lepiej przynieś szamę, bo chipsy mi się skończyły.

— Służąca kosztuje — zauważył z delikatnym uśmieszkiem.

— Hmm... Jak chcesz zarobić, to latarnie pod blokiem są wolne z tego, co mi wiadomo.

— Ja nie potrzebuje latarni — wyszczerzył się. — Same w kolejkach się ustawiają.

— Twoja skromność jest tak wielka, że aż nie mieści się w tym pokoju — prychnąłem.

Rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu. Westchnąłem, widząc na ekranie zdjęcie szatynki, jednak po chwili nacisnąłem zieloną słuchawkę.

Gdzie ty się podziewasz?! Miało cię nie być góra dwie godziny!  — zaczęła wściekła.

— Jestem u Igora.

Nie łaska zadzwonić? Martwiłam się — wyznała. — Kiedy wrócisz?

— Nie wiem. Zostanę tu na kilka dni — oznajmiłem, bawiąc się sznurkiem od mojej bluzy.

Dlaczego? Przecież się od niego wyprowadziłeś. Coś się stało?

— Przerwa dobrze nam zrobi — rzuciłem. — Muszę przemyśleć sobie kilka rzeczy.

Powiesz mi chociaż jakie masz wyniki?

— Niezbyt dobre — westchnąłem. Igor przyglądał mi się uważnie, intensywnie nad czymś rozmyślając. — Rozprzestrzenia się to cholernie szybko.

Jak to?! Przecież miało być lepiejzauważyła.

— Ale nie jest — westchnąłem. Mój dobry humor już  całkowicie wyparował.

Jutro idę do ginekologa — oznajmiła nagle. — Pomyślałam, że chciałbyś iść ze mną. Ale skoro chcesz przerwy to...

— Chce iść z tobą — przerwałem jej. — O której?

O dwunastej.

— Przyjadę po ciebie pod blok — zapewniłem, uśmiechając się delikatnie.

Jasne. To... Do zobaczeniarzuciła na pożegnanie, a po chwili zakończyła połączenie.

— Muszę się położyć — wyznałem, wstając. Nie czekając na odpowiedź szatyna, ruszyłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Byłem cholernie zmęczony. Jedyne czego było mi trzeba to kilkanaście godzin snu. Albo jeszcze więcej.

Igor

Następnego dnia

— Wychodzę! — rzucił Adrian, a po chwili usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. No to znów jestem sam...

Włączyłem jakiś film. Obejrzałem może z piętnaście minut, kiedy w mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Pewnie Borowski czegoś zapomniał. To dla niego całkiem normalne.

— Gdzie masz swoje klucze, idioto? — mruknąłem, otwierając. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy w drzwiach, zamiast bruneta, zobaczyłem Wiktorię. — Co ty tutaj robisz?

Byłem wręcz pewien, że dziewczyna sobie odpuściła. Nie odzywała się do mnie przez dobre kilka tygodni, a teraz nagle się zainteresowała? Jakie to do niej podobne...

— Możemy pogadać? — spytała, patrząc na mnie z nadzieją.

— O czym? — uniosłem brwi, wpuszczając ją do środka.

— Masz dziecko — mruknęła, stając przede mną.

— Owszem. Mam.

— Z Izą.

Owszem.

A ona ma innego faceta.

— Owszem. Dokąd zmierza ta rozmowa? — zmarszczyłem brwi.

— Właściwie to donikąd — odparła, układając dłoń na moim ramieniu.

— W co ty znowu grasz? — spytałem niepewnie, zerkając na jej rękę.

— Tym razem w nic — spojrzała mi w oczy. Już zapomniałem, jak bardzo piękne były. — Tęskniłam za tobą, wiesz? Brakuje mi tego, co kiedyś było między nami.

— Nie ja to spieprzyłem — zauważyłem.

— Wiem, że zjebałam. Ale daj mi drugą szansę. Proszę cię — spojrzała na mnie błagalnie.

— Pogódź się z tym, że to już koniec. Nie utrudniaj tego wszystkiego. Po prostu zapomnij o mnie.

— Myślisz, że to łatwe? Czuje się okropnie po tym, co ci zrobiłam. I cholernie tego żałuję.

— Idź już —poprosiłem. — Nie przychodź tu więcej. Mam wystarczająco dużo problemów. Nie potrzeba mi jeszcze kłopotów z tobą.

— Stało się coś? Masz znowu jakieś problemy ze zdrowiem?

— U mnie nic się nie zmieniło. Proszę, idź już. Zostaw mnie w spokoju. Na zawsze.

Ciężko było mi ją o to prosić, gdzieś w głębi siebie nadal coś do niej czułem. Wiedziałem jednak, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Nie powinniśmy być razem, z tego na pewno nic by nie wyszło.

Ciemnowłosa po raz ostatni spojrzała mi w oczy, po czym opuściła mieszkanie. Uderzyłem pięścią o ścianę, zaciskając mocno powieki. Byłem wściekły na siebie za to, że dałem jej się aż tak omamić. Gdybym odrzucił ją już na samym początku, wszystko byłoby idealnie, nikt nie musiałby cierpieć.

Dlaczego ja nie mogę mieć normalnego związku?

Adrian

— Tutaj widać główkę dziecka — oznajmiła kobieta, wskazując odpowiednie miejsce na ekranie. Uśmiechnąłem się na ten widok. Właśnie po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć swoją córkę. Coś cudownego... — Ciąża rozwija się prawidłowo — dodała po chwili, przenosząc na nas swoje spojrzenie. — Patrząc na państwa, mogę stwierdzić, że dziewczynka będzie miała wspaniałych rodziców.

— Przepraszam na chwilę — rzuciłem, gwałtownie wstając na równe nogi i opuszczając pomieszczenie.

Zignorowałem wścibskie spojrzenia kobiet na korytarzu i ruszyłem do łazienki. Czułem się okropnie. Cały czas trzymała się mnie myśl, że jeśli leczenie się nie uda, zostawię córkę bez ojca. Wiem, jak to jest, kiedy straci się kogoś bliskiego. Moi rodzice zginęli parę lat temu. Nie chcę żeby moja córka wychowywała się beze mnie. Chciałem być przy tym jak uczy się chodzić, mówić, kiedy będzie dorastać. Chciałem odebrać ją kiedyś całkiem pijaną z jakiejś imprezy.

Dlaczego ja? Dlaczego to gówno uczepiło się akurat mnie? Zrobiłem coś komuś? Czym sobie zasłużyłem na coś takiego?

—To damska łazienka — obok mnie pojawiła się starsza kobieta. Po jej stroju można było stwierdzić, że tutaj sprząta.

— Przepraszam — starłem z policzka łzy. Nawet nie wiem, kiedy zaczęły wypływać z moich oczu. — Musiałem się pomylić.

— Wszystko w porządku, chłopcze? — spytała zatroskanym głosem. Brzmiała jak taka typowa babcia. Taka, której zawsze można się wyżalić, która zawsze doradzi i która zawsze ma czekoladowe ciasteczka w słoiku.

— Nic nie jest w porządku — odparłem siadając na ziemi. Chuj z tym, że to damska łazienka. Nie dość, że psychicznie byłem wykończony, to jeszcze zmęczenie dawało o sobie znać. Ostatnio cały czas byłem zmęczony, a w dodatku nie mogłem spać.

— Co się stało? Dziewczyna cię zostawiła? — spojrzała na mnie współczująco.

— Nie załamywałbym się tak, gdyby chodziło o dziewczynę — zauważyłem.

— To o co chodzi? Możesz mi powiedzieć. Może jakoś pomogę?

— Moja dziewczyna jest w ciąży, a ja mam raka - rzuciłem. Nie mam pojęcia, dlaczego jej to powiedziałem. Jednak chyba zwyczajnie potrzebowałem porozmawiać z kimkolwiek. — Boję się. Boję się, że z tego nie wyjdę. Nie chcę zostawić córki bez ojca.

— Musisz wierzyć w to, że uda ci się wyzdrowieć. Wiara czyni cuda.

— Łatwo pani mówić — prychnąłem.

— Kilkadziesiąt lat temu moja koleżanka zachorowała na raka płuc. Nie było wtedy takich technologii jak teraz, wyleczenie jej było praktycznie niemożliwe. Była wtedy tak młoda jak ty, pełna życia i młodzieńczej radości. Nie wyobrażała sobie, że może umrzeć. Wierzyła, że uda jej się z tego wyjść — westchnęła. — Raka nie udało się pozbyć. Jednak udało jej się przeżyć kilka lat dłużej, niż dawali jej lekarze. Ty masz szansę na leczenie. Żyjesz w czasach, gdzie możliwe jest praktycznie wszystko. Więc uwierz w to. Uwierz, że możesz się tego pozbyć. Dla swojej ukochanej. I dla waszej nienarodzonej córeczki.

— Czemu pani mi to wszystko mówi? — starłem łzę z policzka. Może miała rację z tym, że wiara może dużo zdziałać. Cóż, naprawdę ciężko było mi uwierzyć w to, że wszystko będzie dobrze.

— Od razu widać, że ci z tym ciężko. Jesteś jeszcze bardzo młody. Całe życie przed tobą. Nie ma co się załamywać chłopcze. Trzeba walczyć. A teraz wracaj do swojej dziewczyny. Pewnie czeka na ciebie.

— Dziękuję pani bardzo. Za tą rozmowę — uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła.

— Nie ma sprawy. Wydajesz się być naprawdę sympatycznym dzieciakiem.

Dawno nie słyszałem, żeby ktoś nazywał mnie dzieciakiem. Halo, mam prawie dwadzieścia trzy lata.

Wróciłem pod salę, gdzie czekała na mnie Angela. Kiedy mnie dostrzegła, na jej twarzy wymalowała się ulga.

— Co się stało? — spytała zaniepokojona.

— Musiałem chwilę pobyć sam — podszedłem bliżej. — Pomyśleć o kilku rzeczach.

— I doszedłeś do jakichś wniosków?

— Do jednego — wziąłem ją na ręce i mocno do siebie przytulił. —  Że bardzo cię kocham.

— Też cię kocham, Adi. Najmocniej na świecie — zapewniła, łącząc nasze usta. Usłyszałem ciche oklaski kobiet czekających na wizytę, jednak teraz one nie były dla mnie ważne ważne. Nawet choroba nie była ważna. Liczyła się tylko Angela. I nasza mała córeczka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro