2️⃣ 30. Tapicerka nie ma takiej gorączki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adrian

— Gdzieś ty był do kurwy?! — rzuciłem do Bugajczyka, który pojawił się w mieszkaniu. — Jest piąta rano, kurwa! Po cholerę ci ten jebany telefon?! Jesteś cały przemoczony! Co cię jebło, żeby chodzić w taką pogodę?! Ej, ty płakałeś?

Przyjrzałem się mu z zaniepokojeniem. Igor nie płakał bez powodu. Musiało się coś stać. I to nie byle co.

— Nie. Daj mi spokój — mruknął, kierując się w stronę swojego pokoju. Złapałem go za ramię z zmusiłem do spojrzenia na mnie.

— Przecież widzę. Co jest? - spytałem łagodniej. Do Igora, jak do dziecka, tylko spokój pozwoli się z nim dogadać.

— Chcą mi zabrać Kubę — wyszeptał kaszląc. Na bank będzie chory. — Na zawsze. Nie będę mógł się z nim spotykać, rozumiesz?

— Nie bardzo — wyznałem. Jak to mu zabronili? — Idź się przebrać w coś suchego. Zrobię ci herbaty i porozmawiamy.

Szatyn posłusznie spełnił moje polecenie. Tymczasem ja skierowałem się do kuchni i przygotowałem wcześniej wspomnianą herbatę z cytryną i sokiem malinowym. Pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem, mama zawsze dawała mi coś takiego na zwalczanie pierwszych objawów przeziębienia.

Zabrałem jeszcze z szafki termometr i ruszyłem do salonu, gdzie już czekał Igor. Podałem mu przyrząd, który od razu schował pod bluzę. Wyglądał źle. Wręcz okropnie. Cały blady, z oczami opuchniętymi od płaczu. Ręce trzęsły mu się jak cholera.

Wziąłem od niego pikający termometr i spojrzałem na liczbę, jaką wskazywał. Damn...

— Kładź się — rozkazałem, jednocześnie rzucając w niego kocem.

— Nie przesadzaj. Nic mi nie jest — wychrypiał. — Mogę siedzieć.

— Człowieku, masz prawie czterdzieści stopni gorączki! Kładź się do cholery i przykrywaj tym przeklętym kocem — poleciłem, po czym ponownie skierowałem się do kuchni. Wyrzuciłem wszystko z szafki w poszukiwaniu odpowiednich leków.

Wróciłem od salonu i podałem szatynowi dwie tabletki. Ten połknął je, popijając herbatą i posłusznie położył się na kanapie, przykrywając ciepłym kocem.

— Kto normalny chodzi po dworze w taką pogodę? — rzuciłem do chłopaka.

— Zapewne nikt. Jednak nie zapominajmy, że ja normalny nie jestem — zakaszlał.

— A tak poważnie? Czemu łaziłeś w takim deszczu?

— Musiałem pomyśleć. Odreagować — wyjaśnił. — Tapicerka w samochodzie, zdecydowanie ma się gorzej niż ja.

— Tapicerka nie ma takiej gorączki. Pomyśl o sobie, a nie jakimś jebanym aucie.

Nie bronił swojego autka. Zdecydowanie było z nim źle.

— O co chodzi z Kubą? — spytałem. Musiałem wiedzieć.

— Spotkałem się dzisiaj z Izą i tym jej facetem -! —mruknął. — Ten fiut oznajmił mi, że więcej nie mogę spotykać się z Kubą, bo ma to na niego zły wpływ. A Iza niby się z nim zgodziła. Adrian... Czemu muszę aż tak bardzo cierpieć za błędy z przeszłości? Czy już na zawsze będę miał przyczepioną łatkę jebanego ćpuna i nieudacznika?

Smutno mi się zrobiło, kiedy dostrzegłem łzy w jego oczach. Widziałem, że cierpi. Kuba stał się dla  niego naprawdę ważny. Jak mogli mu go tak po prostu chcieć odebrać?

— Nie jesteś ćpunem Igor. Musisz im to pokazać. Poza tym nie mogą ci tak całkowicie odebrać Kuby. W końcu to ty jesteś jego ojcem.

— No właśnie nie — wydusił, kaszląc kolejny raz. Jak tak dalej będzie, to bez lekarza się nie obejdzie. —  To znaczy... Jestem biologicznym ojcem, fakt. Ale prawnie jest nim ten cały Kornel.

— To nie oznacza, że nie masz praw do Kuby. Możesz o niego walczyć. Możesz przecież zrobić testy. Wyników nie da się podważyć.

— Mam załatwiać to wszystko przez sąd? Przecież oni mają wgląd do moich akt. Ja byłem karany, Adi. Dawno, ale byłem. A dla sądu najważniejsze jest dobro dziecka. Nie oddadzą go komuś, kto miał zawiasy za dilerkę.

Spojrzałem na niego ze współczuciem. Miał rację. Może być ciężko.

— Idź do łóżka — poleciłem. — Tam będzie ci wygodniej. Pogadamy rano, teraz powinieneś odpocząć.

Szatyn posłusznie spełnił moje polecenie. Było mi go cholernie żal. Popełnił w swoim życiu dużo błędów, fakt. Ale błędy są po to żeby się na nich uczyć. Nie można go po nich osądzać. Ja też ćpałem i co? Też według innych ludzi jestem zwykłym ćpunem?

Nie rozumiałem dlaczego każdy czepiał się akurat Igora. W necie leciało na niego w chuj hejtów, w większości nieuzasadnionych. Bo co? Bo miał talent i udało mu się coś w życiu osiągnąć? Dlatego trzeba go zrównać z błotem? Zrzucić na dno?

Położyłem się na kanapie i przyjmknąłem oczy. Ostatnio wiecznie chodziłem zmęczony. Wiedziałem, że to wina choroby, czułem, że atakowała coraz bardziej. Dokonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie zostało mi zbyt wiele czasu.

Bałem się. Bałem się śmierci. W końcu nikt tak naprawdę nie wie, jak to wygląda. Boli? Co jest potem? Cały czas w głowie miałem te pytania. I za cholerę nie dało się zdobyć na nie odpowiedzi.

Nie chciałem zostawiać Igora. Potrzebowaliśmy się nawzajem. Znaliśmy się od dzieciaka. Bezgranicznie sobie ufaliśmy. Odnosiłem wrażenie, że tylko przy mnie szatyn jest w stanie się otworzyć i pokazać swoje prawdziwe ja. Nawet przy chłopakach, częściowo nosi maskę. Komu będzie się żalić, jak nie mi?

* * *

Igor

— Jak się czujesz? — Borowski wszedł do mojego pokoju i usiadł okrakiem na krześle.

— Nieźle — skłamałem. Czułem się okropnie. Nienawidziłem być chory. Po cholerę to komu?

—  Masz. — Podał mi termometr, który od razu od niego zabrałem. 

— Muszę porozmawiać dzisiaj z Izą — mruknąłem. – Z tym facetem jest coś nie tak. Odnoszę wrażenie, że to on decyduje o Kubie. Dziwnie się przy nim zachowywała.

Podałem mu pikający termometr. Brunet spojrzał na mnie zaniepokojony.

— Nigdzie nie pójdziesz. A jeśli już to do lekarza — oznajmił.

— Nie przesadzaj. Nic mi nie jest. — Usiadłem na łóżku. — A sprawę z Kubą muszę załatwić jak najszybciej.

—  Do cholery Igor! Masz czterdzieści stopni gorączki. Zapierdalaj do lekarza! — podniósł głos. Wkurzony Adrian nie wróżył nic dobrego.

— Nie drzyj się do diabła — mruknąłem. — Skoro tak ci na tym zależy to pójdę, zadowolony? Mogę załatwić i to i to jednego dnia.

— Nie przekonam cię do zrezygnowania z rozmowy z Izą?

— Nie. Muszę się z nią spotkać. Zrozum, że Kuba jest dla mnie najważniejszy. A zdążyłem już trochę poznać tego kutasa, Kornela czy jak mu tam, i wiem, że on będzie chciał jak najszybciej odebrać mi Kubę. Nie pozwolę mu tego zrobić. I nie przeszkodzi mi w tym jakaś tam gorączka.

Wstałem z łóżka i przebrałem się w czyste ubrania. Leżenie przez cały dzień było kuszące, jednak nie miałem na to czasu.

Może trochę przesadzałem. Powinienem trochę odpuścić i poczekać na rozwój wydarzeń. Ale ja, jak to ja, chciałem mieć wszystko od razu. Nie lubiłem czekać. Nie należałem do cierpliwych osób. Zdecydowanie. Jak mawiała moja matka, jestem w gorącej wodzie kąpany.

No ale cóż poradzić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro