3️⃣ 28. Nie dam ci jej uratować

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Igor

— Co ty tu robisz?! — rzuciłem, dostrzegając wchodzącą do sali blondynkę. — Wypierdalaj stąd!

Byłem wściekły. Po tym co mi zrobiła, jeszcze ma czelność przychodzić do mnie do szpitala?! Nienawidzę suki.

— Możemy porozmawiać? — spytała, siadając na brzegu łóżka. — Nie chcę żeby nasze relacje tak wyglądały, Igor.

— Najlepiej będzie, jeśli zakończymy wszystkie relacje między nami. To wszystko? Więc wypad — warknąłem. Nawet nie wyobrażała sobie, jak ciężko było mi to mówić. Ja ją chyba nadal kocham. Ale po tym, co zrobiła, nie ma najmniejszych szans na to, że nasze relacje się poprawią. Jestem tego pewny.

— Igor, proszę cię... Ja chcę tylko cię przeprosić. Wiem, że cię zraniłam. Nie chciałam tego — wyszeptała ze łzami w oczach.

— Gdybyś nie chciała, nie wskoczyłabyś mu do łóżka. Idź do niego. W końcu będzie ojcem twojego dziecka — mruknąłem.

— Ty też jesteś ojcem mojego dziecka. Mamy córkę, pamiętasz?

— W co ty grasz? — Przyjrzałem jej się uważnie.

— W nic. Czuję się winna temu wszystkiemu. Wiem, jak wyglądało twoje życie odkąd się wyprowadziłeś. Wiem, że chciałeś się zabić — odparła cicho, patrząc na swoje dłonie. — To porwanie to też moja wina. Gdybyś się wtedy nie wyprowadził, to mogło by się w ogóle nie wydarzyć. Nie umiem pogodzić się z tym, że przeze mnie mogło cię już tu nie być. I to nie raz.

— Przestań — poprosiłem. — To ja przesadziłem z reakcją na to wszystko. Nie wracajmy do tego co było. Teraz najlepiej będzie, jak po prostu spróbujemy o sobie zapomnieć. Łączy nas już tylko Gabrysia.

— Ja nadal cię kocham wiesz? — Spojrzała mi w oczy. — To ty jesteś miłością mojego życia. Nie Kacper. Niby jest dla mnie ważny, ale to nie jest to samo, co z tobą.

— Nie utrudniaj tego jeszcze bardziej. I tak mi jest już ciężko. A twoje wyznania nie ułatwiają tego wszystkiego.

— A może właśnie o to chodzi? Może to jest jakiś znak, że powinniśmy do siebie wrócić?

— Tobie tylko o to chodziło?! Chcesz do mnie wrócić?! Nigdy nie wybaczę ci zdrady z Kacprem! Możesz być tego pewna! — Gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej, czego od razu pożałowałem, czując okropny ból w okolicach brzucha. Jeknąłem cicho, po czym opadłem na łóżko. W głowie rozbrzmiały mi słowa lekarza, mówiące o tym, że mam leżeć przynajmniej dzisiaj, aby szwy się nie rozeszły. Mogłem go posłuchać...

Zakląłem cicho, dostrzegając czerwony ślad na bandażu. Bolało, jak cholera. Nie wiem, jak głębokie miałem te rany, jednak ewidentnie nie były tak płytkie, jak myślałem. Wtedy nie bolałyby tak bardzo.

— Co się dzieje? — W sali pojawił się lekarz zajmujący się moim przypadkiem.

— Chyba. Rozjebałem. Szwy — wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

—Szyjemy drugi raz! — zawołał do kogoś za mną, a po chwili już zostałem zawieziony do odpowiedniej sali.

Kacper

— Gdzie byłaś? — rzuciłem do Oli, która pojawiła się w mieszkaniu. — Dzwoniłem. Nie raz.

— Musiałam coś załatwić — mruknęła, wchodząc do salonu. — Znowu piłeś.

Przeniosłem spojrzenie na pustą butelkę, stojącą na stoliku i uśmiechnąłem się lekko. Idealne lekarstwo na wszystko.

— Jak mogłeś pić, jednocześnie opiekując się Gabrysią?!—  Spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Do Igora jakoś nie miałaś o to pretensji.

— Do Igora? Człowieku, Igor nie tknął alkoholu przez kilka lat, no może z małymi wyjątkami. Ale na pewno nie przy dziecku.

— Zamnknij się już - warknąłem.

Miałem dość tego, że wiecznie robi mi jakieś wyrzuty. Teraz sam już nie wiem, po co się o nią starałem. Myślałem, że jest inna. Że nasze życie będzie wyglądać inaczej. Ale tutaj wszystko jest powiązane z Bugajczykiem. Pomimo tego, że się wyprowadził, całe mieszkanie jest przepełnione jego obecnością.

Źle się czułem z tym, że odbiłem Igorowi żonę, fakt. Żałuję. Straciłem przez to najlepszego kumpla. Wiem, że go zraniłem. Widzę, jak bardzo to przeżył. Wystarczy na niego spojrzeć, aby dostrzec, jak bardzo go to zniszczyło. Wrak. To idealne określenie stanu w jakim znajduje się teraz Igor.

Poza tym, ze mną też dzieje się coś złego. Pije zdecydowanie za dużo, wiem o tym. Próbuję jakoś się od tego oderwać, jednak ciągle coś mnie do tego ciągnie. Alkohol pomaga odciąć się od tych wszystkich problemów. Pomaga zapomnieć i czuć się szczęśliwym. Naprawdę cudowny stan.

Chyba lepiej, że pije, niż miałbym ćpać, prawda?

* * *

Trzy dni później

Igor

— Zostaniesz u mnie na jakiś czas — rzucił Dawid, zatrzymując się pod odpowiednim blokiem.

Skinąłem głową i ruszyłem za nim do odpowiedniego mieszkania. Dzisiaj w końcu wypisali mnie ze szpitala. Nadal mam szwy i muszę uważać na to co robię, jednak lekarz stwierdził, że nie grozi mi nic poważniejszego i mogę wrócić do domu. A tego było mi teraz najbardziej potrzeba.

— Chcesz herbaty? — zaproponował blondyn.

— Wody — mruknąłem, siadając na kanapie w salonie. Jak nietrudno się domyślić, Dawid mieszkał sam. Odkąd kilka lat temu rozstał się z narzeczoną, nowe związki przestały go interesować. Najwyraźniej pogodził się już z losem starego kawalera i jakoś bardzo mu to nie przeszkadzało.

— Masz. — Postawił przede mną szklankę z przezroczystą cieczą, po czym zajął miejsce na fotelu naprzeciwko mnie.

Czułem na sobie jego podejrzliwe spojrzenie. Niezbyt komfortowa sytuacja. Nie polecam.

— O co chodzi? — spytałem, opróżniając szklankę i odstawiając ją na stolik.

— Tak sobie myślę... Widzę, że coś się wydarzyło w tym Amsterdamie. I rozumiem, że możesz nie być jeszcze gotowy, aby mi powiedzieć — westchnął. — Może potrzebujesz psychologa? Pomógłby ci.

— Szczególnie ładna, ciemnowłosa pani psycholog?

— Naprawdę jest dobra w tym, co robi. Po prostu staraj się ją traktować tylko jak lekarza, a nie, niespełnioną miłość.

— Niech będzie — rzuciłem. Chyba rzeczywiście potrzebowałem rozmowy z kimś doświadczonym. Cała ta sprawa zżerała mnie od środka. W zasadzie to obie te sprawy. A rozmowa z Olką w szpitalu, nie poprawiła mojej obecnej sytuacji. Ja ją kurwa nadal bardzo kocham. Aż sam nie podejrzewałem się o takie uczucia.

Zmieniłem się w przeciągu ostatnich kilkunastu lat. Zmieniłem priorytety. Życie mnie zmieniło. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę w stanie wziąć ślub, założyć rodzinę... Odciąć się od całego syfu, w którym żyłem przez całą młodość. Ale się udało. I znowu coś się spierdoliło.

— Jutro o szesnastej — rzucił Dawid, wchodząc do pokoju. Kiedy on właściwie z niego wyszedł? Teleportacja jakaś, czy co kurwa?

— Jasne — mruknąłem, kładąc się na kanapie.

— Idź do sypialni się przespać — polecił, wskazując na drzwi za jego plecami.

Jak powiedział, też zrobiłem. Udałem się do wolnego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Byłem wykończony. Zasnąłem prawie natychmiast.

Myślałeś, że tak po prostu się ode mnie uwolinisz? — Usłyszałem męski głos. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Znowu ten sam pokój...

Prawie krzyknąłem, dostrzegając postać w drzwiach. Próbowałem się ruszyć, jednak uniemożliwiały mi to liny, którymi byłem przywiązany do łóżka. Zacząłem się szarpać, jednak na nic to się zdało. Węzły były wyjątkowo mocne.

I tak stąd nie wyjdziesz, Bugajczyk. Dopóki nie oddasz tego, co jesteś mi winien. Chyba że chcesz, żeby ta mała niunia ucierpiała — warknął, a zaraz koło niego pojawiła się przerażona Gabrysia.

Tatusiu... — załkała, próbując podbiec do mnie, jednak mężczyzna uniemożliwił jej to, łapiąc ją za ramiona.

Puść ją — wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

Hmm... Wiesz co? Jednak się rozmyśliłem. Nie dam ci jej uratować. — Zaśmiał się szyderczo. Nie wiadomo skąd, w jego dłoni pojawił się nóż, którym po chwili przejechał po gardle dziewczynki. Wrzasnąłem, widząc krew wypływającą z rany. Dziewczynka po raz ostatni spojrzała na mnie smutno, po czym jej dotychczas brązowe oczy zaszły mgłą...

Dawid

Upuściłem szklankę z wodą, słysząc przeraźliwy krzyk Igora. Od razu pobiegłem w stronę odpowiedniego pokoju.

Szatyn spał na łóżku, kręcąc się niespokojnie. Zaskoczył mnie widok łez na jego policzkach. Usiadłem na brzegu łóżka i potrząsnąłem za jego ramię.

— Igor, obudź się. Igor!

— C...co jest?! — Zerwał się do pozycji siedzącej. — Gdzie jest Gabrysia?! Co z nią?!

— Gabysia jest w domu — powiedziałem spokojnie. — To tylko zły sen. Uspokój się już.

Minęło kilka dobrych minut, zanim szatyn całkowicie doszedł do siebie. Nie wiem, co mu się śniło. I chyba nawet wolałbym nie wiedzieć. Musiało być to coś okropnego, skoro był aż tak przerażony.

— Nie zasnę już — jęknął, chowając twarz w poduszkę.

— Zrobię ci herbaty — rzuciłem, kierując się do kuchni. Wstawiłem wodę i wrzuciłem do kubka torebkę z tym jakże cudownym napojem.

Kiedy woda się zagotowała, zalałem nią torebkę i wsypałem do tego dwie łyżki cukru. Nie rozumiem, jak Bugajczyk może pić taki lukier. Gorzka najlepsza.

Zabrałem jeszcze opakowanie tabletek uspokajających i wróciłem do Igora, który siedział na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, opierając się o ścianę.

— Masz. — Podałem mu kubek z cieczą i dwie tabletki Przyjął to, patrząc na mnie z wdzięcznością.

— Dzięki. — Uśmiechnął się lekko. W końcu się uśmiechnął. To dobry znak. Co ja mówię, to bardzo dobry znak. — Za to, że mi pomagasz i w ogóle.

— W końcu się przyjaźnimy. A przyjaciele są od tego, żeby sobie nawzajem pomagać..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro