3️⃣ 30. Myślałam, że z tym skończyłeś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Igor

— Co chciałaś? — rzuciłem do telefonu.

Słuchaj, rozmawiałeś może z Kubą? Miał wyjść z Dominikiem i do tej pory nie wrócił — oznajmiła spanikowana.

— Spokojnie. Jest u mnie. Śpi.

Nie łaska było wcześniej zadzwonić?!

— Nie  chciał do ciebie dzwonić — mruknąłem, wsypując kawę do kubka i wstawiając wodę. — Przyszedł wczoraj do mnie i spytał, czy może zostać na kilka dni. Podobno kłócicie się z Kornelem.

Mieliśmy małą sprzeczkę, ale to chyba nie powód, żeby Kuba uciekał z domu westchnęła. — I jeszcze perfidnie mnie okłamał, mówiąc, że wychodzi z Dominikiem. Martwiłam się o niego, do kurwy.

— Uspokój się — mruknąłem zalewając kawę wrzątkiem. — Jest u mnie. Nic się nie stało.

A ty przypadkiem nie masz terapii?

— Mam. Ale nie dzisiaj — mruknąłem, patrząc na zegarek. Kto normalny wstaje o szóstej rano?! — W czwartek idę na kolejne spotkanie.

Pomagają ci te spotkania?

— Na razie byłem na jednym, ale nie narzekam. Zobaczymy co będzie dalej.

Wszystko na pewno jakoś się ułoży — zapewniła. — A, i pamiętaj, że Kuba ma dzisiaj szkołę. Dopilnuj, żeby znowu nie polazł na wagary. Szczególnie przed wystawieniem ocen.

— Jasne.

Rozłączyłem się i zalogowałem na Instagrama. Polubiłem kilka zdjęć, nagrałem jakieś instastory. W końcu trzeba pokazać fanom, że nie zapadłem się pod ziemię.

Dokończyłem kawę i ruszyłem do łazienki, aby się trochę ogarnąć. Ułożyłem włosy, założyłem ciemne dresy i wyjątkowo wygodną, żółtą bluzę z NBL. Darmowa reklama zawsze spoko.

Zerknąłem na wyświetlacz. Dochodziła siódma. Jednak to nie godzina zwróciła moją uwagę, tylko data. Piąty czerwca. To zawsze był wyjątkowy dzień w mojej rodzinie. Urodziny mojej matki... Chyba najwyższy czas, schować dumę w kieszeń i podjąć jakąś męską decyzję.

— Wstawaj — rzuciłem, wchodząc do pokoju chłopaka.

— Idź sobie — wymruczał pod nosem i schował twarz w poduszkę. Tak się kończy maraton Opowieści z Narnii i nocne rozgrywki w Fifę...

— Twoja matka mnie zapierdoli, jeśli się spóźnisz, więc ruszaj dupę i wstawaj.

— Jeszcze chwila — jęknął.

— Oliwia już na ciebie czeka — rzuciłem, na co chłopak automatycznie poderwał się do pozycji siedzącej. Widząc jego minę, nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.

— Zabawne. Bardzo. — Spiorunował mnie wzrokiem, wstając z łóżka.

— Lubisz ją — stwierdziłem, uważnie przyglądając się chłopakowi.

— Jest spoko — mruknął.

— Pamiętasz, jak wczoraj rozmawialiśmy o tym, jak bardzo podobny do mnie jesteś? — spytałem, na co tylko skinął głową. — Nasze zachowanie też jest podobne. Widzę, że ci się podoba. Przede mną, tego nie ukryjesz.

— To aż tak widać? — Uniósł brew.

— Owszem. Widać. Nie rozumiem tylko, dlaczego nic nie robisz w tym kierunku.

— To skomplikowane... — westchnął, siadając na brzegu biurka. — Podoba mi się, owszem. Ale ona i ja... To nigdy, przenigdy, nie mogłoby się udać.

— Czemu skreślasz to już na początku?

— Ona ma o mnie wyrobione zdanie... Dla niej jestem zwykłym chujem. Nie czuje tego co ja.

— Zakochałeś się — zauważyłem.

— To źle?

— Wręcz przeciwnie. — Uśmiechnąłem się do niego. —  Miłość jest naprawdę czymś cudownym. Pomimo tego, że często, to właśnie ona rani najbardziej, naprawdę jest warta przeżycia. Wiem to z własnego doświadczenia.

— To co ja mam teraz zrobić?

— To już zależy od ciebie. Na twoim miejscu, postarałbym się o nią. To naprawdę piękna dziewczyna — wyznałem. — I zauważyłem, że z charakteru jest bardzo podobna do Adriana. Takich ludzi ze świecą szukać

— Może masz rację...

— Na pewno mam rację. — Klasnąłem w dłonie. — A teraz idź się ogarnąć. Podwiozę cię.

— Nie musisz — mruknął.

— I tak jadę do Piastowa. To po drodze. A, i weźmiesz klucze od mieszkania. Nie wiem, o której wrócę, więc jakby mnie nie było, to możesz tu na mnie poczekać. Chyba, że chcesz wrócić do domu.

— Nie. Przyjdę tutaj — mruknął.

— Okej. W takim razie idź się ogarnąć, bo już  późno.

* * *

— Jeśli wrócę wcześniej, to po ciebie przyjadę. Jak nie, to po prostu wejdziesz sobie do mieszkania. Masz klucze — rzuciłem do wysiadającego z samochodu szatyna.

— Jasne. Dam sobie radę — oznajmił, po czym zatrzasnął za sobą drzwi.

Trochę szacunku do mojego ukochanego autka...

Odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku Piastowa, po drodze zatrzymując się w pierwszej lepszej kwiaciarni i kupując jakiś bukiet. Szczerze mówiąc, to nawet nie znam nazw wszystkich tych kolorowych gówien. Ale wygląda całkiem ładnie.

Przez korki, na miejsce dotarłem dopiero po trzech godzinach. Pod tym względem wręcz nienawidzę Warszawy. Najlepiej wszędzie chodzić pieszo.

Zabrałem kwiaty i ruszyłem w kierunku drzwi. Z walącym sercem wcisnąłem dzwonek. W końcu nie widziałem się z żadnym z nich dobre kilka lat. Jak nie kilkanaście. Jestem okropnym synem.

— W czym mogę pomóc? — spytała stojąca w drzwiach kobieta. Zmieniła się. Bardzo. — Igor? Nie sądziłam, że dożyję takiego momentu.

— Wszystkiego najlepszego mamo. — Uśmiechnąłem się i przytuliłem ją. Brakowało mi tego. Matka to osoba, która zawsze zrozumie, zawsze wybaczy. A moja była wyjątkowa. Nie wiem, jak mogłem odciąć się od niej na tyle czasu.

— Dziękuję Ci skarbie. Wejdź. — Wpuściła mnie do środka. —  Zrobię ci herbatki. A, i mam twoją ulubioną szarlotkę. Chcesz?

— Oczywiście. — Uśmiechnąłem się, kierując się do salonu. Ojca nie było w domu. To bardzo dobrze. Przynajmniej nie będę musiał słuchać jego pierdolenia.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty tutaj. No może poza kolorem ścian. Zamiast cytrynowych, były teraz w kolorze cappuccino. Dużo lepiej to wyglądało.

Na kominku nadal stały te same zdjęcia. Głównie ze ślubu rodziców i dzieciństwa mojego i Olka. Wspaniała pamiątka.

— Proszę. — Kobieta postawiła na stoliku kubek z herbatą i talerz z ciastem. Usiadłem na kanapie obok niej i przyjrzałem jej się uważnie. — Cieszę się, że w końcu postanowiłeś się odezwać.

— Przepraszam... Powinienem był zrobić to wcześniej. Nie wiem co we mnie wstąpiło — wyznałem z żalem.

— W porządku. Człowiek uczy się na błędach przez całe życie. Teraz przynajmniej wiesz, czego już nie powinieneś robić. — Uśmiechnęła się do mnie. — Ale opowiadaj. Co tam u ciebie? Jak tam Ola? Pięknie wyglądaliście razem na ślubie. Naprawdę cudowne z was małżeństwo.

— Niedługo byłe małżeństwo — mruknąłem, przygryzając wargę.

— Dlaczego? Co się stało skarbie? — Spojrzała na mnie z troską. — W końcu ludzie nie zrywają małżeństwa bez powodu.

— Olka będzie miała dziecko z Kacprem — wyznałem.

— A to szma... To znaczy... Współczuję ci. — Położyła mi dłoń na ramieniu. — Nie była ciebie warta.

— Mówiłaś to po każdym moim nieudanym związku —  prychnąłem. — A może to ja nie jestem ich wart?

— Nie. Nawet tak nie myśl, Igor — upomniała mnie ostro. — Jesteś wspaniałym mężczyzną. Masz cudowny charakter, udało ci się dużo osiągnąć w życiu. Jesteś cholernie wartościowym człowiekiem. Zasługujesz na kobietę, która pokocha cię całym sercem i nigdy nie oszuka.

— Nie sądzisz, że na taką już trochę za późno? — Spojrzałem na nią spod uniesionych brwi. — Mam prawie czterdzieści lat. Nie wiem, czy to odpowiedni czas na kogoś nowego.

— Nigdy nie jest za późno. — Uśmiechnęła się. — Jeszcze znajdziesz tą jedyną. Gwarantuję ci to.

— No niech będzie. — Przewróciłemoczami, upijając trochę herbaty. — Gorąco tu.

Zdjąłem z siebie bluzę, zostając tylko w czarnej koszulce z Adidasa. Wzrok mojej rodzicielki od razu powędrował na moje ręce, na których doskonale widoczne były liczne blizny.

— Myślałam, że z tym skończyłeś — rzuciła cicho.

— Skończyłem. Teraz już tak ostatecznie — wyznałem. — Ostatnio miałem ciężki okres w życiu. To pomaga.

— Tylko ci się tak wydaje, Igor. — Spojrzała na mnie z ogromną troską. — W rzeczywistości to naprawdę nie pomaga. Ranisz siebie jeszcze bardziej. Pamiętasz, co się działo, kiedy byłeś jeszcze w liceum?

— Pamiętam — mruknąłem.

Końcówka liceum to był dla mnie prawdziwy koszmar. Samobójstwo Klaudi, koszmar ze strony ojca... Nie radziłem sobie z tym wszystkim. Wtedy zacząłem się ciąć. I to wyjątkowo często. Czułem się wtedy lepiej. Aż doszło do tego, że nie mogłem przestać. Z dnia na dzień, potrzebowałem tego coraz bardziej. Kto by pomyślał, że można uzależnić się od cięcia?

Wtedy dopiero Adrian mi pomógł. Nie wiem, co by się stało, gdyby nie odkrył tego w odpowiednim czasie i nie zaczął mnie pilnować. Dzięki niemu, nie zrobiłem czegoś, czego już nie mógłbym potem cofnąć.

Na samo wspomnienie Adriana, poczułem się wyjątkowo przybity. Miałem cholernie dużo wspomnień z nim związanych. Można nawet powiedzieć, że na każdym kroku znajdzie się coś, co będzie mi o nim przypominać.

— Wszystko w porządku? — Z rozmyślań wyrwał mnie głos rodzicielki.

— Tak. — Uśmiechnąłem się lekko. — Wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro