3️⃣ 39. Ciężko będzie ich odnaleźć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


I

gor

Siedziałem na krześle bez żadnego ruchu, tępo wpatrując się w list. Kiedy w końcu odłożyłem go i rozejrzałem się po pokoju, dotarło do mnie, że spędziłem w tej pozycji dłuższy czas. Za oknami zaczynało robić się ciemno.

Nie wiedziałem, co mam robić. Powinienem zgłosić to na policję, jednak boję się, że wtedy zrobią coś Dawidowi. Jednak jeśli nagle przyznam się do spowodowania wypadku, to nie dość, że będzie to podejrzane, to jeszcze mogę iść siedzieć, za stworzenie zagrożenia na drodze i śmierć jednej osoby.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Odnalazłem w salonie komórkę Dawida i odebrałem widząc na ekranie zdjęcie Wiktorii.

— Halo? — wychrypiałem.

Igor? Mógłbyś mi dać Dawida do telefonu? Mam do niego pilną sprawę.

— Nie. Dawid... — głos mi się załamał. — Dawid został porwany.

Co?! Jak to porwany?! Przez kogo?!

— Ja... Nie wiem. Przez tych ludzi... — Poczułem łzy napływające do oczu. To moja wina. Tylko i wyłącznie moja wina. — Mogłabyś do mnie przyjechać? Nie chce być tu sam.. Boję się.

Naprawdę się bałem. Przecież w każdej chwili oni mogą tu wrócić. Poza tym potrzebowałem rady kogoś zaufanego. Może Wiktoria nie była idealnym przykładem osoby, której można ufać, ale tylko ona mi pozostała. Zostałem praktycznie sam. Bez nikogo bliskiego, poza Dawidem.

Jak mogłem dopuścić do czegoś takiego?

* * *

Serce zaczęło mi mocniej bić, kiedy usłyszałem do drzwi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to zapewne Wiktoria. Zabrałem kule i pokuśtykałem do przedpokoju. Poruszanie się przy pomocy tego gówna, było naprawdę uciążliwe. Pomijając fakt, że w ogóle nie powinienem się jak na razie ruszać.

Otworzyłem drzwi i usmechnąłem się na widok brunetki z torbą z zakupami w ręku. Przepuściłem ją, po czym ponownie dokładnie zamknąłem drzwi.

— Musisz pilnować diety, więc pomyślałam, że zrobię Ci coś do jedzenia — wyjaśniła, wskazując na zakupy. — Wątpię, żebyś ty coś sobie gotował.

— Mniejsza — mruknąłem cicho.

— Igor... Wytłumacz mi proszę, co się stało z Dawidem — poprosiła.

— Poszedł otworzyć drzwi, bo ktoś dzwonił — odparłem, podając jej list. — Kiedy nie wracał postanowiłem zobaczyć, co się stało. Znalazłem tylko tą kartkę i krew. Boję się, że oni mogą mu coś zrobić.

Po ostatnim zdaniu, pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją starłem. Mam nadzieję, że tego nie zauważyła.

— Cholera — zaklęła cicho, po przeczytaniu listu. — Powinieneś iść z tym na policję.

— A co jeśli wtedy oni mu coś zrobią? — Zrezygnowany opadłem na kanapę. — Nie znasz tych ludzi... Oni są zdolni do wszystkiego. Nie mają żadnych skrupułów.

— To co zamierzasz zrobić?

— Nie wiem. Liczyłem na to, że mi pomożesz podjąć decyzję — wyznałem. — Nie mam pewności, że wypuszczą Dawida, kiedy zrobię to, czego ode mnie oczekują. Z drugiej strony, jeśli tego nie zrobię, na pewno będą chcieli się zemścić.

— Musimy to przeanalizować na spokojnie — rzuciła. — Najlepiej przy ciepłym rosole. Co ty na to?

— Niech będzie. — Wysiliłem się na lekki uśmiech.

Dziewczyna zniknęła w kuchnii, a ja w tym czasie kolejny raz przeczytałem list. Muszę podjąć odpowiednią decyzję. I co gorsza, jeśli się pomylę, może być za późno. Muszę go z tego wyciągnąć. Damn...

— Znasz ten list na pamięć, prawda? — Wiktoria usiadła obok mnie i spojrzała na mnie smutno.

— Skąd wiedziałaś?

— Ciągle się w niego wpatrujesz. Co to? — Podniosła torbę z lekami.

— Cholera. Kompletnie zapomniałem. Muszę wziąć te leki. — Przybiłem sobie mentalnego facepalma i zabrałem torbę od brunetki. — Mogłabyś mi przynieść wody z kuchni?

Dziewczyna skinęła głową, a ja wyspałem na stolik odpowiednie tabletki i wyjąłem igłę z opakowania. Teraz tylko się wkłóć...

* * *

Obudziłem się w swoim łóżku. Nawet nie jestem pewny, jak się tu znalazłem. Te leki chyba jednak mają na mnie zły wpływ.

Zerknąłem na zegarek. Ósma dwadzieścia... Za wcześnie. Zdecydowanie za wcześnie. Zamierzałem wrócić do dalszego spania, jednak przypomniałem sobie o Wiktorii...

Wyszedłem z salonu, jednak dziewczyny nie było nigdzie w mieszkaniu. Pewnie wróciła na noc do domu. Wziąłem ze stolika telefon Dawida, po czym wybrałem numer brunetki.

Wyspany? Mogłem wręcz wyczuć, jak się uśmiecha.

— Powiedzmy.

Cóż... Usnąłeś prawie natychmiast. Ale musisz przyznać, że było miło.

— Co masz na myśli? — spytałem, wyciągając z lodówki masło i jakąś wędlinę. Byłem w chuj głodny. Jak chyba jeszcze nigdy.

W tym momencie wspomnienia wczorajszego wieczoru uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Kolacja. Moja sypialnia... Damn...

— Wiki, przepraszam cię — rzuciłem. — To nie powinno się wydarzyć.

Wiem. Najlepiej po prostu zapomnijmy mruknęła. — Poza tym, wiem jak mogę Ci pomóc rozwiązać część twoich problemów. Mój mąż jest kryminalnym, może zająć się twoją sprawą, bez informowania o tym większej grupy ludzi. Tamci też się nie dowiedzą.

— Jezu... Naprawdę? — Byłem w szoku. Przecież to była wspaniała informacja.

Tak, Igor. Naprawdę. Tylko chciałby się z tobą spotkać. Najlepiej jak najszybciej, bo mamy mało czasu. Do wieczora musimy załatwić sprawę z listu.

— Umów go ze mną w kawiarnii... Wiesz której. Nawet za godzinę.

Jak zamierzasz się tam dostać?

— To niedaleko. Raptem kilkanaście metrów od mieszkania Dawida. Dojdę — zapewniłem.

Twój lekarz kiedyś zabije cię za to twoje łażenie.

— Na odpoczywanie znajdę jeszcze czas. Teraz mam ważniejsze rzeczy na głowie.

W porządku. Umówię was za godzinę. Tylko błagam cię, postaraj się nie spóźnić.

Rozłączyłem się i odłożyłem komórkę na stolik. Ruszyłem do swojego pokoju i założyłem na siebie czyste jeansy i czarną bluzę z najnowszego BlindWear. W końcu trzeba się reklamować...

Wyszedłem z mieszkania, dokładnie zakluczając je za sobą. Oczywiście nie zapomniałem o liście, który teraz był bezpiecznie schowany w mojej kieszeni. Byłem pełny nadziei, że się uda. Musiało się udać.

— Kurwa —  zakląłem, kiedy dostrzegłem napis informujący o tym, że winda jest zepsuta. Sześć jebanych pięter... I to jeszcze o kulach. Może być ciekawie.

Skakałem po kolejnych stopniach, niczym upośledzony kangur. Naprawdę. Nie wiem, jak inaczej to określić.

— Może pomogę? — Usłyszałem za sobą dziewczęcy głos. Odwróciłem się i dostrzegłem znajomą brunetkę.

— Oliwia? Co ty tutaj robisz? — Uśmiechnąłem się.

— Byłam u Dominika — wyjaśniła, biorąc mnie pod ramię i pomagając pokonać kolejne stopnie. — Mieszka piętro nad Dawidem.

— Czyli ty i on... To tak na poważnie?

— Chyba tak. Tak sądzę. — Wzruszyła ramionami. — Tylko nie wiem na jak długo. Dominik jest nieco zmienny jeśli chodzi o uczucia.

— Najwyraźniej jest o ciebie zazdrosny, skoro tak załatwił Kubę — zauważyłem.

— I jeśli chodzi o Kubę, to tu pojawia się problem — westchnęła. — Widzę, że mu zależy i muszę przyznać, że on mi też nie jest obojętny. Ale mam Dominika... Co byś zrobił na moim miejscu?

— Jestem chyba ostatnią osobą, którą powinnaś prosić o rady na ten temat — wyznałem. — Sprawy sercowe to nie moja bajka.

— Co ci właściwie się stało? Że tak się polamałeś?

— Mieliśmy z Kubą wypadek — wyjaśniłem.

— Wypadek? Co z nim? Też tak się połamał? — zasypała mnie pytaniami.

— Trochę. Najgorsze jest to, że kompletnie nic nie pamięta — mruknąłem. — Stracił pamięć.

— To okropne — rzuciła, otwierając przed nami drzwi. Nawet nie zauważyłem kiedy znaleźliśmy się na dole. — To dlatego nie wracał do szkoły?

— Jeszcze leży w szpitalu. I z tego, co wiem, zamierzają się wyprowadzić z Warszawy.

— Przecież Kuba ma tu szkołę! — oburzyła się. — Za rok ma maturę! Zmiana szkoły nie będzie dla niego dobra.

— To już nie zależy ode mnie. Jego matka podjęła tą decyzję.

— Ale ty chyba też masz coś do powiedzenia? W końcu jesteś jego ojcem.

— To wszystko jest dużo bardziej skomplikowane — wyznałem. — Przepraszam cię Oliwka, ale muszę lecieć. Umówiłem się na spotkanie.

— Jasne. Nie ma sprawy. — Uśmiechnęła się lekko. — Do zobaczenia.

* **

— Przepraszam za spóźnienie. — Jasnowłosy mężczyzna pojawił się przede mną. — Pan Bugajczyk, prawda?

— Tak. — Wstałem i uścisnąłem jego dłoń. — Cieszę się, że zgodził się pan ze mną spotkać.

— Może przejdźmy na ty. Oskar jestem.

— Igor — odparłem, wracając do pozycji siedzącej.

Dziwnie się czułem w jego towarzystwie. Pewnie dlatego, że raptem kilka godzin temu przespałem się z jego żoną... Co ja najlepszego zrobiłem? Przespałem się z nią, chociaż jej nie kocham. Jestem zwykłym chujem.

— Wiktoria nieco zapoznała mnie z twoją sprawą. Nie zamierzam ukrywać, nie brzmi to zbyć ciekawie —  westchnął. — Masz może przy sobie ten list, który Ci zostawili?

— Tak. — Wyjąłem kartkę z kieszeni i podałem mężczyźnie.

Blondyn rozłożył kartkę i uważnie przeczytał list. Z wyrazu jego twarzy, mogłem wywnioskować, że naprawdę jest źle.

— List niewiele nam mówi — westchnął, odkładając go na stół. — Ciężko będzie ich odnaleźć.

— To co mam teraz zrobić? Ci ludzie naprawdę są niebezpieczni.

— Jak na razie musimy grać na zwłokę. Zrobię co w mojej mocy, jednak potrzebuję na to czasu.

— Którego nie mamy?

— Właśnie. — Pokręcił głową zrezygnowany. — Proponuję abyś poszedł na policję i zrobił to, co każą zrobić w liście. Wycofaj zawiadomienie.

— Nie wyda się to zbyt podejrzane?

— Niekoniecznie. W czasie wypadku, działasz w wielkim stresie. Mogło ci się wydawać, że samochód jechał wprost na ciebie — zauważył. — Kiedy dostaniesz od nich kolejną wiadomość, daj mi znać. Ja w międzyczasie postaram się zrobić coś, co pomoże w zlokalizowaniu twojego przyjaciela. Bądź dobrej myśli.

Oj jestem dobrej myśli...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro