10. Adrian... Co ty odpierdalasz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adrian

— Lekarza! — usłyszałem dobiegający z sali krzyk Olka.

Zajrzałem do środka. Wpatrywałem się w Igora przerażony. Byłem tak zszokowany, że nie mogłem wykonać żadnego ruchu. Stałem tam jak sparaliżowany.

Bugajczyk siedział na łóżku, kaszląc i dusząc się. Wpatrywałem się w niego, do czasu kiedy nie zostałem odepchnięty przez wbiegającego do sali lekarza.

Po chwili do moich uszu dobiegł ciągły dźwięk, wydawany przez respirator, do którego był podłączony Igor. Osunąłem się po ziemi i ukryłem twarz w dłoniach.

To się nie dzieje. To zwykły sen. Igor jest przytomny. Wszystko jest dobrze.

— Adrian — Wiktoria usiadła obok mnie i położyła dłoń na moim ramieniu. — Będzie dobrze. Zobaczysz.

— Było dobrze! — krzyknąłem, przez co gwałtownie się odsunęła. — Przepraszam — dodałem ze skruchą. Nie powinienem był na nią krzyczeć. W końcu ona nie była niczemu winna.

— Co się stało? — do moich uszu dobiegł roztrzęsiony głos matki Igora.

— Rozmawialiśmy — odparł Olek, drżącym głosem. – Nagle jakby przestał kontaktować. Potem zaczął się dusić. Nie wiem dlaczego.

— Czemu tyle to trwa?! — jęknąłem, spoglądając na zegarek.

Japierdole!

Po upływie kilkunastu minut, z sali wyszedł lekarz. Od razu podniosłem się z ziemi, zrównując się z nim.

— Udało nam się go uratować. Pacjent jest już przytomny — oznajmił z uśmiechem.

— Co właściwie się stało? — spytała Wiktoria, która była chyba najbardziej opanowana z nas wszystkich.

— Wszystko wskazuje na reakcję stresową. Pan Bugajczyk dopiero się wybudził, potrzebuje ciszy i spokoju. Najwyraźniej coś go wyjątkowo mocno zdenerwowało. Jego układ nerwowy, nie radzi sobie jeszcze ze stresem, przez co organizm reaguje w taki, a nie inny sposób — wyjaśnił. — Pacjent musi teraz odpoczywać. Prosiłbym, żeby państwo nie wchodzili do niego w najbliższym czasie.

— To moja wina — wyszeptał brunet, siadając na krześle.

— O czym ty mówisz? — spojrzałem na niego podejrzliwie.

— Powiedziałem coś... — zaczął. — czego nie powinienem był mówić.

— Coś ty mu kurwa nagadał?! — zerwałem się na równe nogi i stanąłem naprzeciwko chłopaka, zmuszając go do spojrzenia na mnie.

— Ja... Żałuje... Powiedziałem, że się spotkamy stacza. I, że zawodzi najbliższych — wyszeptał.

— Popierdoliło cię?! — warknąłem, łapiąc go za kołnierz i podnosząc do góry. Byłem kurwa zajebiście wściekły. — Doskonale wiesz, że właśnie to go najbardziej boli! Chcesz go zabić?!

— To nie tak miało zabrzmieć!

— A jak kurwa?! Powinieneś się cieszyć, że twój brat żyje — przycisnąłem go do ściany. Byłem wkurwiony. A jednocześnie czułem łzy zbierające się w kącikach moich oczu. — A ty doprowadziłeś do tego, że się zatrzymał! Mógł kurwa umrzeć!

— Adrian! – usłyszałem za sobą tak doskonale znany mi głos. Głos, który obecnie powinien leżeć w łóżku podłączony do urządzeń ratujących mu życie. — Co ty kurwa odpierdalasz?

Igor

Nie mogę tu dłużej siedzieć. Ten szpital ma na mnie zły wpływ. Dziwne myśli krążą po mojej głowie. Muszę wyjść stąd jak najszybciej.

Bez większych problemów, udało mi się poodpinać od siebie wszystkie te wkurwiające kable. Pod łóżkiem znalazłem swoją torbę, z której wyjąłem ubrania. Przebrałem się w błyskawicznym tempie. Nie zostanę tu ani minuty dłużej.

W momencie, w którym zapinałem torbę, usłyszałem zza drzwi, podniesiony głos Adriana.

Wyszedłem z sali. Muszę przyznać, że to, co zobaczyłem na korytarzu, niemile mnie zaskoczyło. Adrian przyciskał mojego brata do ściany, a jego oczy pokazywały, jak bardzo chciał go zamordować.

Obok stała moja matka i młoda brunetka. Znajoma brunetka. Ta laska chyba mnie prześladuje. Gdzie nie pójdę, tam jest ona. To nie jest normalne. To jakaś ukryta kamera, czy jak?

Wszyscy byli tak skupieni na Olku i Adrianie, że nawet mnie nie zauważyli. Milutko.

— Mógł umrzeć! — wrzasnął Adrian. Musiałem coś zrobić. Jeszcze trochę i ktoś wezwie ochronę.

— Adrian — zacząłem pewnie. Wszystkie spojrzenia przeniosły się na mnie. – Co ty odpierdalasz?

— Synku, co ty tu robisz? — matka podeszła do mnie zaniepokojona. — Powinieneś tam leżeć.

— Wypisuje się — posłałem jej przepraszające spojrzenie. Ból, który widziałem na jej twarzy, odkąd się obudziłem, był nie do zniesienia.

— Ty chyba jesteś nienormalny! - wtrąciła się brunetka. Po chuj ona się w ogóle odzywa? Ktoś ją o to prosił? Nie sądzę. — Dopiero cię uratowali, a ty chcesz już wyjść?! Przypominam ci, że przed paroma minutami prawie umarłeś!

— Chuj ci do tego — mruknąłem. — Nie wpierdalaj się w nie swoje sprawy.

— Igor, ona ma rację — odezwał się Adrian. – Wracaj tam.

— Nie. Nie zostanę tu. Jasne? — wyminąłem ich i ruszyłem w kierunku pokoju lekarzy.

Zapukałem do drzwi. Kiedy usłyszałem ciche "proszę", wszedłem do środka. Na moje szczęście, lekarz, który się mną zajmował, był w środku.

— Co ty tu robisz? — spojrzał na mnie zszokowany. — Powinieneś leżeć.

Od kiedy jesteśmy na "ty"?

— Chciałbym się wypisać — oznajmiłem pewnie.

— Zdecydowanie odradzam. Przed chwilą ledwie udało się nam, cię uratować. Nie mogę wypuścić cię w takiej sytuacji.

— Nalegam — odparłem stanowczo. — Nie może mnie pan tu zatrzymać. Jestem pełnoletni. Mogę stąd wyjść.

— To jest bardzo zły pomysł — mruknął niechętnie, jednak podał mi odpowiedni dokument. — Ale w porządku. Musisz to wypełnić i zostawić w recepcji.

— Jasne — mruknąłem i ruszyłem w kierunku drzwi.

— Usiądź na chwilę — polecił.

Zaskoczony spełniłem jego polecenie i zająłem miejsce naprzeciwko niego.

— O co chodzi?

— Mówiłem to już Adrianowi i twojej matce. Jednak ty też powinieneś być tego świadomy — powiedział to tak poważnie, że poczułem ciarki na plecach. — Masz wyniszczony organizm. Jeśli chcesz żyć, musisz ograniczyć używki. Papierosy, alkohol... A narkotyków nawet dotykać nie powinieneś. Musisz być tego świadomy. Narkotyki cię zniszczyły. Twoje serce nie pracuje tak, jak powinno u normalnego chłopaka w twoim wieku. Masz dopiero dwadzieścia jeden lat. Jeśli dalej będziesz się tym wszystkim faszerował, serce nie wytrzyma i zupełnie przestanie bić.

Wpatrywałem się w niego zszokowany. Wiedziałem, że jest źle, ale nie wiedziałem, że aż tak.

— Zapamiętam. Dziękuję za wypis – mruknąłem.

Wymieniłem z nim jeszcze kilka zdań, po czym opuściłem pomieszczenie. Wypełniłem dokument, który zostawiłem w recepcji. Kiedy opuściłem szpital, od razu dostrzegłem Adriana opierającego się o ścianę i palącego papierosa.

Podszedłem bliżej. Zabrałem mu używkę, po czym sam się nią zaciągnąłem.

Brakowało mi tego.

— Co ty odpierdalasz?! — wrzasnął. Wyrwał mi papierosa i rzucił daleko przed siebie. — Nie wolno ci palić.

— Mam ograniczyć, a nie rzucić — mruknąłem.

— Ale mógłbyś rzucić — spojrzał na mnie ostro. — Jesteś cholernie nieodpowiedzialny Igor. Wiesz, jak ja się bałem? Myślałem, że nie żyjesz. Wtedy przed tym klubem... – głos mu się załamał. – Nie wiedziałem, co się dzieje. Dobrze, że usłyszałem krzyk Wiktorii... Inaczej byłbyś martwy. Rozumiesz?! Kilka minut później już byś nie żył.

— Jaki krzyk? Jaki klub? Jaka Wiktoria? Co ty pieprzysz? — spojrzałem na niego niezrozumiale.

— Pamiętasz cokolwiek z tamtej nocy?





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro