2️⃣ 20. Ktoś próbuje mnie wrobić

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Igor

— Ile razy mam powtarzać, że jestem niewinny?! — Spojrzałem na blondyna siedzącego naprzeciwko mnie.

— Słuchaj mnie teraz uważnie — rzucił ostro. — W twoim mieszkaniu znaleziono dziesięć gram amfetaminy. Za to możemy cię przymknąć.

— Nie możecie mi udowodnić, że była moja!

— Wystarczy, że była w twoim mieszkaniu.

— Bądź człowiekiem — westchnąłem zrezygnowany. — Ktoś próbuje mnie wrobić. Ta amfa nie była moja. Nie mogę brać. Możecie to sprawdzić.

— Nie musiała być przeznaczona dla ciebie. Miałeś już przygodę z dilowaniem, prawda? Igor Bugajczyk, lat szesnaście, zatrzymany za  rozprowadzanie marihuany na terenie liceum. Wyrok zawieszono, ale to nie oznacza, że go nie było.

— Żałuję tego co robiłem w przeszłości, okej? To nie znaczy, że nadal to robię do kurwy nędzy.

— Może robisz, może nie — Wzruszył ramionami.

Co za uparty człowiek... Czemu nikt nie może mi uwierzyć?

Musiałem stąd wyjść jak najszybciej. Powinienem być teraz przy Adrianie. Dzisiaj miał dostać wyniki... Na pewno cholernie się stresował. A ja zamiast mu pomagać, siedzę z jakimś zjebanym psem.

— Co teraz zamierzacie ze mną zrobić? — rzuciłem.

— Zatrzymamy cię u nas przez czterdzieści osiem godzin. Możesz skontaktować się z prawnikiem, jeśli chcesz. Po tym czasie, jeżeli nie uda się udowodnić twojej rzekomej niewinności, czeka cię proces. Zabierzcie go.

Pozwoliłem dwójce mężczyzn wyprowadzić się z pokoju i zaprowadzić do innego pomieszczenia. Kiedy zamknęli za sobą drzwi, osunąłem się po ścianie zrezygnowany.

Byłem załamany. Co ja takiego zrobiłem, że ktoś wpakował mnie w takie gówno? Ewidentnie komuś bardzo zależało na tym, aby mnie zniszczyć. Tylko kurwa dlaczego?

Musiałem się stąd wydostać. Teraz. Jak najszybciej musiałem się dostać do szpitala. Miałem złe przeczucia, jeśli chodzi o Adriana. Nie powinien być sam.

Kątem oka dostrzegłem wygiętą blaszkę przy oparciu krzesła stojącego pod oknem. Złapałem za brzeg i, o dziwo, z łatwością udało mi się ją oderwać.

To, co chciałem zrobić było cholernie głupie i byłem tego całkowicie świadomy. Jednak musiałem dostać się do szpitala. Poza tym ktoś musi mnie z tego wyciągnąć. Musiałem znaleźć osobę, która podrzuciła mi tą amfę. Przecież kurwa nie pojawiła się znikąd!

Zanim zdążyłem dokładnie przemyśleć całą tą sprawę, usłyszałem kroki na korytarzu. Niewiele myśląc, za pomocą blaszki wykonałem trzy głębsze cięcia na nadgarstku.

Jesteś idiotą.

To było jedyne wyjście.

I tak jesteś idiotą.

I znowu to samo.

— Co ty odpierdalasz?! — Do sali wbiegł jeden z policjantów. — Pojebało cię Bugajczyk?

Wyjął z kieszeni telefon i wezwał pogotowie. Plan wypalił. Ale chyba przesadziłem z głębokością. Krew wpływała z ran niczym małe wodospady.

Jestem wyjątkowo wielkim idiotą...

Po kilku minutach podbiegło do mnie dwóch ratowników.

— Zabieramy go — rzucił jeden, owijając moją rękę bandażem. — Trzeba będzie szyć.

Zabrali mnie do karetki. Było mi cholernie słabo, jednak byłem jeszcze na tyle przytomny, żeby orientować się co się dzieje.

— Co ci strzeliło do głowy chłopie? — rzucił do mnie mężczyzna. Był ode mnie sporo starszy. Widać było, że ma doświadczenie.

— Jak panu powiem, to mi pan nie uwierzy. — Zaśmiałem się. Chyba tylko ja potrafię się śmiać z pociętym nadgarstkiem. Jestem pojebany.

— Chciałeś się wyrwać, co? Wiesz, że zaraz po zszyciu ran, ktoś cię stamtąd zabierze? Nie uda ci się zwiać.

— Nie chce uciekać — westchnąłem. Czemu to tak kurewsko boli? — Ktoś próbuje mnie wrobić. Muszę się dowiedzieć kto. W dodatku mój przyjaciel otrzyma dzisiaj wyniki. Muszę przy nim być...

— Co mu jest? — Przyjrzał mi się uważnie.

— Ma białaczkę. Wyjątkowo złośliwą. Może z tego nie wyjść. Nie mogę go teraz zostawić samego.

— Przykro mi. — Spojrzał na mnie smutno. — Wyglądasz na dobrego chłopaka. Spróbuję ci jakoś pomóc.

Ja? Dobry chłopak? Myślałem, że zaraz wybuchnę tam śmiechem. Jednak zainteresowała mnie jego propozycja.

— Zamieniam się w słuch — rzuciłem, patrząc na bandaż na nadgarstku, który powoli stawał się różowy.

— Postaram się zyskać dla ciebie trochę czasu, abyś mógł porozmawiać z przyjacielem. Jednak niezbyt wiele. Będziesz musiał się pospieszyć.

Ten człowiek był cudowny...

Adrian

— Cały się trzęsiesz — mruknęła dziewczyna, ściskając moją rękę.

Dobra. Może i nie wybaczyłem jej zdrady i nie zamierzałem tego robić, jednak jej obecność tutaj dodawała mi otuchy. Gdyby nie Angela siedziałbym tutaj całkiem sam. Grucha i Kacper wyjechali gdzieś na północ i wracają dopiero w przyszłym tygodniu. A Igor? Igor ulotnił się kilkanaście godzin temu i nie daje znaku życia. Miał przyjechać na szóstą... Mieliśmy razem usłyszeć o wynikach. A tymczasem jest ósma i jego nadal nie ma.

— Boję się — wyznałem. — Co jeśli się nie udało?

— Damy radę Adi. Będzie dobrze. Jestem pewna, że wszystko się ułoży.

— Co ta kurwa tu robi?! — Do sali wbiegł zdyszany Igor. Zaniepokoiłem się widząc zaczerwieniony bandaż na jego nadgarstku. Co on znowu odpierdolił?!

— Nie pozwolę się wyzywać! — oburzyła się. — Nie po tym co mi zrobiłeś!

— Co ja niby ci zrobiłem?! — Wpatrywał się w nią w szoku. — Nazwałem cię szmatą? Tylko stwierdziłem fakty.

— To zrobiłeś chuju! — Pokazała mu posiniaczoną rękę. — I to tylko dlatego, że nie chciałam wskoczyć ci to łóżka!

Dziewczyna była wyjątkowo pewna siebie. Aż za bardzo. Skoro Igor rzekomo się do niej dobierał, to czy nie powinna się go w pewnym stopniu bać?

— Co ty pieprzysz?! Przecież ja nawet cię nie dotknąłem.

— Komu próbujesz wcisnąć te kłamstwa?! Naćpałeś się i chciałeś mnie przelecieć jak każdą!

— Na takie gówno jak ty, nawet po najmocniejszych prochach bym nie spojrzał — prychnął. Przyglądałem się im z boku i szczerze mówiąc, to nie byłem w stanie stwierdzić, kto kłamie. Oczywiście wierzyłem Igorowi, ale Angela była wyjątkowo przekonująca.

— Ostatnio dużo ich miałeś przy sobie, prawda? — Uśmiechnęła się lekko, jednak po chwili jej mina gwałtownie spoważniała.

Igor wpatrywał się w nią, a na jego twarzy malowała się tylko wściekłość. I smutek. Okropne połączenie, jeśli chodzi o szatyna.

— To byłaś ty — warknął, łapiąc za jej dłoń. — Jak mogłaś szmato?! Jak kurwa mogłaś zrobić coś takiego?!

— Wiedziałam, że od razu cię przymkną. Zasłużyłeś sobie.

— Ja nic kurwa nie zrobiłem! A ty mnie kurwa próbujesz zniszczyć! Jesteś zwykłą kurwą! — Zamachnął się na dziewczynę, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili.

— Wytłumaczy mi ktoś do cholery, co tu się odpierdala?! — wtrąciłem się. Ta sytuacja robiła się coraz bardziej popieprzona. Nie umiałem zwyczajnie na to patrzeć.

— Ta suka podrzuciła mi amfę! I nasłała na mnie psy! Musiałem się pociąć, żeby się stamtąd wydostać chociaż na chwilę! — wykrzyknął, wskazując na swoją rękę.

Wpatrywałem się w nich w szoku. Co tu się kurwa odpierdala?! Dziewczyna, która jest matką, najprawdopodobniej, mojego dziecka, próbuje zniszczyć życie mojego najlepszego przyjaciela...

— Ciebie — Wskazałem na dziewczynę. Nie chcę nigdy więcej tu widzieć. Nie obchodzi mnie to, że jesteś w ciąży. Najpierw udowodnij mi, że to moje dziecko.

— Za kogo ty mnie masz?!

— Za zwykłą kurwę — dokończył za mnie Igor. — A teraz możesz wyjść. Ale najpierw przyznasz się na policji do tego co zrobiłaś.

— Pierdol się Bugajczyk. A ty i tak do mnie wrócisz — Wskazała na mnie palcem. — Jak nie dziś, to jutro. No chyba, że zdechniesz.

Wyszła z sali trzaskając drzwiami. Jej słowa cały czas odbijały mi się w głowie niczym echo. No chyba, że zdechniesz. Jak ona mogła powiedzieć coś takiego? Podobno mnie kochała. Co za szmata...

— Jak ja mogłem pokochać takiego potwora... — wyszeptałem sam do siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem.

—  Każdy z nas popełnia jakieś błędy. — Igor usiadł na brzegu łóżka. — Ale dzięki nim się uczymy. W przyszłości już ich nie popełnisz.

W tym samym momencie do sali weszła moja lekarka wraz w towarzystwie dwóch policjantów.

— Nie zgubiłeś się przypadkiem? — rzucił starszy z nich, patrząc na Igora.

— Wiem kto podrzucił mi narkotyki. Adrian jest świadkiem. Sama się przyznała — zaczął tłumaczyć chłopak, na co tylko przytaknąłem.

— I tak pojedziesz z nami — oznajmił. — Musimy spisać całe zeznania.

— Chwila. Tylko wyniki. Proszę...

— Dobra. Macie dziesięć minut — westchnął.

Kobieta podeszła bliżej łóżka, a z wyrazu jej twarzy nie byłem w stanie wyczytać zupełnie nic, co dodatkowo mnie niepokoiło. Chciałem już wiedzieć. Chciałem mieć to za sobą.

— Zakończyliśmy już cały kurs chemioterapii. Z wyników wynika, że...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro