2️⃣ 3. Nie strasz mnie tak

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Igor

— Wróciłem — krzyknąłem w głąb mieszkania. Zaskoczył mnie brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Rozejrzałem się dookoła, jednak Adriana nigdzie nie było. Zapewne był z Angeliką, ostatnio rzeczywiście mieli dla siebie niewiele czasu.

Wyjąłem z kieszeni telefon i bez większego namysłu wybrałem numer Kacpra. Nie odebrał. Dawid  również. Gdzie ich wszystkich wywiało?

Zabrałem z kuchni jakieś chipsy, zapewne Adriana, oraz butelkę whiskey z lodówki. Wróciłem do salonu i rzuciłem się na kanapę, otwierając trunek.

Nie ma przyjaciół, jest łycha.

Po jakimś czasie i po opróżnieniu ponad połowy butelki czułem się już nieco wstawiony. Długo nic nie piłem, przez co teraz alkohol działał na mnie dużo szybciej, wypicie takiej ilości zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.

Wyjąłem z kieszeni telefon, po czym wybrałem pierwszy lepszy kontakt z Messengera. Musiałem pogadać z kimkolwiek, ta samotność zaczynała mnie dobijać.

Ja:  Przyjaciele mnie opuścili :((

Iza:  Wiesz, która jest godzina?!

Ja:  Yyy...

Zerknąłem na zegarek. Trzecia dwadzieścia. No nieźle...

Ja:  Późna?

Iza:  Bardzo późna. Idź spać Bugajczyk.

Ja:  Ale ja nie chse...

Ja: Adiego nie ma.

Gwałtownie podniosłem głowę, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, a serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Nikt normalny nie przychodzi o takiej godzinie. Kurwa...

— Czemu nie śpisz? — usłyszałem głos Adriana, na co odetchnąłem z ulgą. Brunet podszedł nieco bliżej i przyjrzał mi się podejrzliwie. — Co się stało? Jesteś cholernie blady. Czyżbyś ducha zobaczył?

— Prawie — przyznałem, głośno wypuszczając powietrze. — Nie strasz mnie tak. Doskonale wiesz, że jestem przewrażliwiony na tym punkcie.

— Wybacz — Posłał mi przepraszające spojrzenie. — Musiałem jakoś dostać się do domu. Myślałem, że już śpisz — wyjaśnił, po czym zerknął na stojącą na stole butelkę. — Był tu ktoś? 

— Nie — odparłem pewnie. 

— Piłeś sam?

— Tak.

— Wiesz, że alkohol nie jest ci wskazany?

— Wiem.

Westchnął głośno, a następnie zajął miejsce na kanapie obok mnie. Oparłem się o oparcie, biorąc kilka głębszych wdechów. Serce w dalszym ciągu waliło mi w piersi, a ja nie miałem bladego pojęcia jak je uspokoić. Okropne uczucie, poważnie.

— Nie zostałeś u Angeliki do rana? — zagadnąłem, przerywając panującą między nami niezręczną ciszę.

— Rano jestem umówiony z Adamem. Stwierdziłem, że wpadnę do domu i trochę się ogarnę — wyjaśnił. — Jak po rozmowie z Wiktorią?

— Nie najgorzej — westchnąłem. — Wyjaśniliśmy sobie to i owo.

— Chcesz do niej wrócić? — spytał nagle. Spojrzałem na niego zaskoczony, takiego pytania kompletnie się nie spodziewałem.

— Nie — wyznałem. — Chyba... 

— Kochasz ją?

— Nigdy nie przestałem — uśmiechnąłem się do niego słabo. — Po prostu już jej nie ufam. I nie będę w stanie tego zrobić. A zaufanie to podstawa, prawda?

Skinął głową, jednocześnie bawiąc się swoimi palcami. Przyjrzałem mu się uważnie, był dziwnie spięty.

— Chciałbyś mi coś powiedzieć? — zaciekawiłem się.

— To może poczekać do jutra — odparł. — Idź spać, już późno.

— Gadaj — rozkazałem, kręcąc głową. — Do jutra to ja mogę nie dożyć, więc na twoim miejscu bym się pośpieszył — zaśmiałem się, co zostało nagrodzone morderczym spojrzeniem ze strony chłopaka. No co?

— Angela chciała, żebym się do niej wprowadził — oznajmił po chwili niepewnym głosem.

— To chyba dobrze? — uniosłem brew. — Bałeś się powiedzieć, że przeprowadzasz się do dziewczyny?

— Po dzisiejszej akcji nie jestem pewien, czy zostawienie ciebie samego jest dobrym pomysłem — westchnął głośno, odchylając głowę do tyłu.

— Daj spokój — klepnąłem go w ramię. — Jestem dorosły, nie potrzebuję niani. Poradzę sobie — zapewniłem. — Korzystaj ze swojego szczęścia, póki je masz. Nie daj mu uciec.

— Jesteś pewien?

— Jak nigdy w życiu...

***

Dwa dni później

— Ostatnie — oznajmiłem, podając Borowskiemu karton. 

— Dzięki za pomoc — uśmiechnął się do mnie, zamykając bagażnik. — Resztę rzeczy zabiorę... Kiedyś tam — wzruszył ramionami. — Chyba ci nie będą zbytnio przeszkadzać?

— Nie — zapewniłem. — Gdyby Angela cię wyrzuciła, wiesz, gdzie możesz wrócić — wyszczerzyłem się. — Znając twój charakter, niedługo będzie miała dość życia z tobą pod jednym dachem.

— Już nie przesadzaj — spojrzał na mnie z pobłażaniem. 

— To jak? Kiedy opijamy przeprowadzkę? — spytałem, zacierając dłonie.

— Jutro możemy wyjść do jakiegoś klubu — oznajmił z entuzjazmem. — Pogadam jeszcze z chłopakami.

— Dziewczyna cię puści? — zadrwiłem, a on tylko spiorunował mnie wzorkiem. Zaśmiałem się, po czym przybiliśmy piątki. Po chwili już go nie było.

Bez większego namysłu wróciłem do mieszkania. Zrobiło się tutaj dziwnie pusto bez połowy rzeczy Borowskiego. Nudno tu będzie bez niego...

Zabrałem z szafki telefon i papierosy, po czym wrzuciłem wszystko do kieszeni. Opuściłem mieszkanie, oczywiście nie zapominając o okularach. Po Warszawie kręciło się naprawdę dużo moich fanów, a nie zamierzam ukrywać, iż wizerunek był dla mnie niezwykle ważny. Wiem, że dodawał mojej postaci pewnego rodzaju tajemniczości, co dodatkowo kręciło słuchaczy. Byłem inny. I bardzo mi się to podobało.

Ruszyłem chodnikiem przed siebie, po drodze odpalając papierosa. Dziś było wyjątkowo ciepło jak na luty. Polska pogoda jest całkowicie popieprzona, serio. Mogę się założyć, że za miesiąc spadnie śnieg. Jestem tego wręcz pewien.

Kiedy dostrzegłem przed sobą znajomą blondynkę pchającą granatowy wózek, uśmiechnąłem się delikatnie, po czym podszedłem bliżej, wyrzucając resztę używki na chodnik.

— Witam panią — rzuciłem wesoło, przytulając ją na powitanie. Ukucnąłem obok wózka, nawiązując kontakt wzrokowy z chłopcem, który automatycznie zaczął się śmiać i wyciągać ręce w moją stronę. 

— Polubił cię — zauważyła, przyglądając się nam uważnie.

— Ze wzajemnością — wyznałem, mierzwiąc jego ciemne włosy. 

— Wyjątkowo dobrze się nim wczoraj zająłeś — zauważyła. — Na pewno nigdy nie opiekowałeś się dziećmi?

— Nigdy. To mój pierwszy raz — wyznałem. — Sam jestem w szoku, że poszło mi tak dobrze. Auć —  zaśmiałem się, czując, że chłopiec łapie za mój kolczyk. Chyba wyjątkowo mu się spodobał.

— Kubuś, puść wujka — blondynka ukucnęła obok mnie. —  Wujek był niegrzeczny, ale ucha mu nie musisz wyrywać.

— Ja? Niegrzeczny? Wydaje Ci się — zaśmiałem się.

Wyjąłem go z wózka i wziąłem na ręce. Podrzuciłem go kilka razy do góry, na co zaczął się głośno śmiać. Zaskakiwało mnie to, jak wielką radość sprawiało mi spędzanie z nim czasu. Przy tym dzieciaku na jakiś czas udawało mi się zapominać o wszystkich problemach. Czułem się z tym fantastycznie.

— Jakbyś nie miała z kim go zostawić, to wiesz do kogo dzwonić — rzuciłem do dziewczyny.

— Nie trzeba. Zazwyczaj zostaje z sąsiadką, która bardzo chętnie się nim zajmuje — wyjaśniła, patrząc na nas z uśmiechem. — Czasem, jeśli ona musi gdzieś jechać, jest mały problem. Ale dajemy z Kubusiem radę.

— To od dzisiaj dzwoń do mnie w takich sytuacjach. My bardzo chętnie się pobawimy, prawda? — spojrzałem na chłopca, który zaczął się śmiać.

— No skoro nalegasz... — westchnęła. — Adrian nie będzie miał nic przeciwko temu, że zajmujesz się moim dzieckiem?

— Adriana nie ma. Wyprowadził się do dziewczyny. Więc od dzisiaj oficjalnie mieszkam sam — oznajmiłem.

— Dawno się z nim nie widziałam — zauważyła. — Bardzo się zmienił?

— Prawie wcale. Może trochę wydoroślał — oznajmiłem. 

— Ty także — zauważyła. — Nie przypominasz już tego nieroztargnionego chłopca, z którym chowałam się na zapleczu.

Zaśmiałem się na to wspomnienie. Ale trzeba przyznać, że niezła była w te klocki.

Rozmowę przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Odłożyłem Kubę do wózka, po czym wyjąłem z kieszeni telefon i odczytałem nową wiadomości. 

Od: Wiktoria
Spotkamy się? Nudzi mi się samej.. 🙂😏

×××

Adrian

— Już wszystko — oznajmiłem, muskając ustami czoło stojącej przede mną szatynki.

— Nie żałujesz zostawienia Igora samego?

— Ty jesteś ważniejsza niż jakiś tam Igor — zauważyłem, łapiąc za jej biodra i podnosząc ją do góry. — Poza tym jest już dorosły, da sobie radę. Od teraz jestem tylko i wyłącznie twój — zapewniłem.

— Szkoda tylko, że w weekendy cię nie ma — westchnęła.

— To tylko dwa dni, chyba wytrzymasz tyle beze mnie? — uśmiechnąłem się lekko.

— O ile dasz mi za to jakąś nagrodę... — szepnęła, po chwili łącząc nasze usta.

Bez większego zastanowienia ruszyłem z nią do sypialni, gdzie natychmiast ułożyłem ją na łóżku. Wędrując dłońmi po jej ciele, ani na chwile nie przerwałem pocałunku. Było mi to potrzebne. Ona była mi potrzebna.

— Takie nagrody mogę dawać ci codziennie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro