2️⃣ 6. Policja nie powinna zapewnić ci jakiejś ochrony?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa tygodnie później

Igor

— Tylko my wolni jesteśmy — zaśmiałem się i poklepałem Dawida po ramieniu.

Siedzieliśmy właśnie w klubie, opijając przeprowadzkę Adriana. Trochę późno, ale wcześniej jakoś nie mogliśmy się zgadać. A takiej okazji nie można odpuścić.

Dobra. Żadnej okazji do picia nie można odpuścić.

— To ty w końcu wolny, czy zajęty? — zaśmiał się Adrian. Wszyscy byliśmy już dość mocno wstawieni, przez co z boku mogliśmy wyglądać jak banda najebanych nastolatków. Niektóre tematy naszych rozmów, też pozostawiały wiele do życzenia. — Bo szczerze mówiąc, to już za tobą nie nadążam.

— Wolny strzelec, zawsze i wszędzie! — krzyknąłem wypijając kolejnego shota.

Kątem oka dostrzegłem młodą blondynkę, przyglądającą mi się z niemałym zainteresowaniem. Nawet niezła. O ile kogoś interesuje testowanie nowej tapety do pokoju. Jakim cudem to wszystko trzyma się jej twarzy?!

— Nie twój typ, skarbie — Adrian nachylił się nade mną, wypijając swój trunek. — Znajdź sobie lepszą. Chyba dasz radę, hm?

— Na dole wszystkie są takie same — zauważyłem rozbawiony, strącając bruneta ze swojego ramienia.

— Nie ciesz się, bo i tak nie zamoczysz — prychnął Dawid.

— Co wy dzisiaj tacy pesymistytytyczni? — uniosłem brew.

— Pesymistyczni. Nie pesymistytytyczni — poprawił Adrian, zabierając mi kieliszek. — Tobie już starczy.

— No Adiii, nooo... — jęknąłem głośno.

— Wracajmy już — polecił. — Przecież on jest kompletnie nawalony. Spójrzcie na niego.

— No chyba tyy.. Ja jestem super trzeźwy. Jestem super trzeźwą księżniczką — skrzyżowałem ręce na piersi, zaciskając wargi w dziubek i udając oburzenie.

Oni wiedzą, że robię sobie jaja, prawda?

— Kacper, wezwij taksówkę.

— Taksówka to taki żółty samochodzik, prawda? — zaśmiałem się po raz kolejny. Nie wiem, co było w tym alkoholu, ale nieźle zaczyna mi odpierdalać. Nawet trochę za bardzo.

— Nie w Polsce — zniesmaczony.

— To my nie jesteśmy w Lios Andżelejs?

Spojrzał na mnie spod uniesionych brwi. Najwyraźniej sądził, że naprawdę jestem takim idiotą..

Nie wyciągajmy go z błędu...

***

— Jesteś pewien, że mogę zostawić cię samego? — przyjrzał mi się podejrzliwie, opierając się o framugę drzwi.

— Jeszcze kontaktuje — zapewniłem. — Dam sobie radę, możesz jechać. Będziesz miał bardziej przejebane z Angelą, niż ja tutaj sam.

— Możesz mieć rację — podrapał się po karku. — Dobra, ja spadam, bo taksówka mi ucieknie.

— Siema — przybiłem z nim grabę, po czym wszedłem do mieszkania.

Zamknąłem drzwi na klucz, a następnie rzuciłem się na kanapę w salonie. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. Dochodziła czwarta, jednak nie byłem jakoś szczególnie zmęczony. Alkohol wyjątkowo mnie pobudził.

Obracałem telefon w dłoni, jednocześnie zastanawiając się nad sytuacją w jakiej się znalazłem. Od dwóch tygodni unikałem zarówno Izy, jak i Wiktorii. Tak było łatwiej. Wiedziałem jednak, że nie mogłem tego ciągnąć w nieskończoność. W końcu musiałem zdecydować, co chcę zrobić z tym wszystkim.

Wbrew pozorom, decyzja wcale nie była taka łatwa. Z jednej strony miałem Wiktorię, którą chyba kochałem, ale nie umiałem jej zaufać. Z drugiej była Iza, której niby nie kochałem, ale była matką mojego dziecka. A z Kuby nie zamierzałem rezygnować.

Zbyt pojebana sytuacja jak dla mnie...

***

Kiedy otworzyłem oczy, na zegarze dochodziła czternasta. No nieźle...

Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozmasowałem bolący kark. Spanie na kanapie nie było chyba zbyt dobrym pomysłem... A kac zdecydowanie nie pomagał mi w tej sytuacji.

Ruszyłem do kuchni i wyjąłem z szafki jakieś prochy przeciwbólowe. Od razu połknąłem dwie tabletki, nie popijając ich. Jednocześnie wstawiłem wodę i wsypałem kawę do kubka.

Życie bez Borowskiego było uciążliwe. W normalnych okolicznościach, to nadal leżałbym sobie na kanapie, a on zrobiłby mi kawę. Mieszkanie w samotności jest przereklamowane.

Wróciłem do salonu, gdzie włączyłem telewizor. Leciały akurat jakieś wiadomości. Podgłośniłem i oparłem się łokciami o kanapę, przysłuchując się słowom prowadzącego.

Ostatnia, a zarazem najważniejsza informacja na dzisiaj zaczął, przeglądając jakieś kartki. — Dziś w nocy, z Głównego Zakładu Karnego w Warszawie, uciekł, skazany za dwukrotną próbę zabójstwa i handel nielegalnymi używkami, Aleksander B. Jakiekolwiek informacje na temat poszukiwanego, należy zgłaszać do Komendy Głównej Policji w Warszawie.

Wpatrywałem się w ekran w osłupieniu. Co czułem? Byłem przerażony.

Drżącymi rękoma wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Adriana. Nie odbierał. Cholera. Spróbowałem po raz kolejny. I jeszcze jeden. Aż do skutku.

Halo? po kilku sygnałach usłyszałem zdyszany głos bruneta. Miałem różne podejrzenia odnośnie tego co robił, jednak w tej chwili było to mało istotne.

— Widziałeś wiadomości? — spytałem cicho.

Nie. Stało się coś?

— Tak. M...możesz do mnie przyjechać? — poprosiłem, opadając na kanapę.

Będę za dziesięć minut.

Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. To niemożliwe. To musi być sen. Olek nie mógł uciec z więzienia. Przecież kurwa ktoś w końcu tam pilnuje! Jak to możliwe, że uciekł?!

Serce zaczęło mi szybciej bić, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Spojrzałem przez wizjer i odetchnąłem z ulgą, widząc bruneta.

— Co się dzieje? — spytał, wchodząc do środka. — Hej, dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej.

— Nie. Nie czuję się dobrze — ruszyłem do salonu, gdzie ponownie zająłem miejsce na kanapie. — O...Olek uciekł z więzienia.

— Co?! — spojrzał na mnie zszokowany. — Jesteś pewien?

Pokiwałem głową. Zdezorientowany chłopak wystukał coś na klawiaturze swojego telefonu, a następnie skupił się na tym, co było widoczne na wyświetlaczu.

— Są dwie opcje — zaczął, przełykając głośno ślinę. — Albo będzie chciał dokończyć to, co zaczął, albo będzie spieprzał stąd jak najdalej.

— Mówimy o Olku... On nienawidzi przegrywać — mruknąłem.

— Kurwa. Policja nie powinna Ci zapewnić jakiejś ochrony czy coś?!

— Nie wiem. Kurwa nie wiem... Jestem przerażony —  schowałem twarz w dłonie. — Przecież on nie odpuści. Będzie chciał się zemścić za to, że siedział i...

— Będzie dobrze — przerwał mi, kładąc dłoń na moim ramieniu.

— Ostatnio też tak mówiłeś — zauważyłem. — Oboje doskonale wiemy, jak to się skończyło.

— Wprowadź się do nas — zaproponował. — Nie powinieneś siedzieć teraz sam.

— Nie. Macie małe mieszkanie. A Angela chyba za mną nie przepada. Nie będę wam się zwalać na głowę.

— Nie możesz być sam w mieszkaniu Igor!

Chyba miał kurwa rację.

Wiktoria

Zatrzymałam serial, słysząc pukanie do drzwi. Założyłam na stopy swoje ulubione łapcie - króliczki, po czym ruszyłam otworzyć.

Uchyliłam drzwi i próbowałam natychmiast je zamknąć, widząc w nich znajomego szatyna. Ten jednak był ode mnie szybszy, dzięki czemu zdołał zatrzymać je nogą.

— Co ty tu robisz?! — spytałam przerażona, cofając się w głąb mieszkania.

— Myślałaś, że tak po prostu zapomnę o twojej zdradzie?

— Wyjdź! — rozkazałam. Nie rozumiałam, co się tu dzieje. Przecież on powinien być zamknięty do cholery!

— Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz słońce — przybliżył się do mnie. — W zasadzie to będę potrzebował twojej pomocy.

— Nie pomogę Ci! Nigdy! Nie po tym, co zrobiłeś!

— Oh, daj spokój. W końcu nic takiego się nie stało. Ten skurwiel przeżył, super, świetnie i w ogóle —  mruknął, przewracając oczami. — A teraz pomożesz mi jakoś się na nich wszystkich zemścić. A potem wyjechać z kraju. Inaczej małej Natalce może stać się krzywda. Jej bliskim także. Chcesz narazić bratanicę? Przecież to jeszcze dziecko.

— Jesteś zwykłym skurwielem, Olek. Dnem. Jak ty w ogóle możesz patrzeć na siebie w lustrze?!

— Nie mam lustra — zaśmiał się szyderczo. — Masz czas do jutra. Albo mi pomożesz zemścić się na Igorze i Borowskim, albo możesz pożegnać się z rodzinką. Twój wybór. A, i nie radzę iść na psy — dodał ostro. — Jeśli mi się sprzeciwisz, komuś może przytrafić się nieszczęśliwy wypadek.

Wyszedł. Tak po prostu.

Dlaczego on nie może dać nam wszystkim świętego spokoju?! Musi być na coś chory. Takie zachowanie nie jest normalne. Nie zabija się ludzi dla przyjemności, a jemu ewidentnie sprawiało to ogromną radość.

Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Nie pozwolę mu znowu skrzywdzić Igora, nie zamierzam popełnić tych samych błędów po raz kolejny. Jednak z drugiej strony, sprzeciwiając się Olkowi, narażałam życie Karola i jego rodziny. Natalia ma dopiero pięć lat...

Czemu zawsze wszystko musi się pieprzyć?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro