29. Trzymaj język za zębami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W mediach Karol 👆

Adrian

Kiedy się obudziłem, nie czułem nic poza potwornym bólem głowy. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. Dochodziła czternasta.

Jezu... Jak można tyle spać?

Zszedłem z łóżka i ruszyłem do salonu, gdzie zastałem Igora. Spojrzał na mnie, a z wyrazu jego twarzy nie dało się odczytać kompletnie nic. Ale jego spojrzenie... Było przeraźliwie smutne.

Ruszyłem do kuchni, gdzie połknąłem dwie tabletki przeciwbólowe i popiłem ogromną szklanką wody.

Kac morderca, nie ma serca.

— Musimy pogadać — rzucił Igor, opierając się o framugę drzwi.

— O czym? — uniosłem brew, przyglądając mi się podejrzliwie. — O tym, jak twoja laska przekonała cię do jarania?

— Po pierwsze, nie jesteśmy razem — zaznaczył. — A po drugie, bardziej martwi mnie to, co ty odwalasz.

— Słucham?

— Miałeś z tym skończyć — odparł z żalem i rzucił na stół dwie torebeczki z białym proszkiem.

— Skąd to masz? — spojrzałem na niego zszokowany.

— Szuflada pod biurkiem, mówi ci to coś? — zasugerował.

— Nie masz prawa grzebać w moich rzeczach!

— Proszę cię — rzucił lekceważąco — Byłeś tak najebany, że sam powiedziałeś, gdzie to trzymasz. I to ty mnie pouczasz?!

— Igor, ja... — Zmieszany opadłem na krzesło, ukrywając twarz w dłoniach. — To jest silniejsze ode mnie — wyznałem niepewnie.

— Co? — otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. — Jak to silniejsze?

Przyjrzałem się swoim dłoniom, zastanawiając się nad tym, jak mu to wszystko wyjaśnić. Bałem się jego reakcji, w końcu obiecałem mu, że przestanę brać. Po raz kolejny nie  dotrzymałem słowa.

— Więc? — spytał, zajmując miejsce obok.

— Nie mogę przestać — wyznałem po chwili. — Coś zmusza mnie do wzięcia kolejnej dawki. Nie mogę bez tego normalnie funkcjonować.

Igor

— Igor ja... To jest silniejsze ode mnie — rzucił, nawet na mnie nie patrząc.

— Co? — spytałem nieco zaniepokojony. — Jak to silniejsze?

Chłopak westchnął głośno i przyjrzał się swoim dłoniom, nie odpowiadając na moje pytanie. Uważnie mu się przyjrzałem. Wyglądał jak cień samego siebie. Zaczynałem się obawiać, że moje przypuszczenia okażą się słuszne.

— Więc? — usiadłem obok niego, patrząc na jego twarz ze smutkiem.

— Nie mogę przestać — wyznał, nadal nie podnosząc na mnie wzroku. — Coś zmusza mnie do wzięcia kolejnej dawki. Nie mogę bez tego normalnie funkcjonować.

A jednak.

Wyznanie chłopaka było niczym kubeł lodowatej wody na głowę. Przypuszczałem, że coś takiego może mieć miejsce, jednak za wszelką cenę odganiałem od siebie tę myśl. Przecież to Adrian. On nie mógł się uzależnić.

— Jak długo nie możesz przestać? — spytałem, patrząc na niego.

— Od dłuższego czasu. Myślałem, że po tym jak trafiłem do szpitala, będzie mi lżej. Łatwiej będę mógł z tego zrezygnować — spojrzał na mnie z żalem. — Ale było dużo gorzej. Zacząłem brać więcej i częściej. Nie mogłem się powstrzymać.

— Dlaczego nic nie powiedziałeś wcześniej?

— Mieliśmy poważniejsze problemy. A potem wszystko zaczęło ci się powoli układać... Nie chciałem tego zepsuć.

— Adrian do cholery! — podniosłem głos. — Musisz mi mówić o takich rzeczach. To nie są żarty stary.

W tym momencie usłyszałem dźwięk zwiastujący nową wiadomość. Wyjąłem z kieszeni telefon i odblokowałem go.

Od: 502883456
Mam dla ciebie zlecenie. Za 30 min w klubie.

— Muszę coś załatwić —  rzuciłem do Adriana, chowając telefon. — Kiedy wrócę, musimy poważnie porozmawiać. Z chłopakami także. Pomożemy ci z tego wyjść.

— Jedziesz do Karola? — spytał, kiedy zakładałem buty.

— Tak. Wrócę niedługo — zapewniłem, po czym wyszedłem z mieszkania.

Praca dla Karola była o tyle uciążliwa, że nie znałem dnia, ani godziny. Musiałem być dyspozycyjny całą dobę, w każdym dniu tygodnia. To zdecydowanie nie ułatwiało mi życia. Innego wyjścia jednak nie miałem, musiałem dla niego pracować, jeśli chciałem zapewnić chłopakom bezpieczeństwo.

Po kilkunastu minutach zajechałem pod odpowiedni klub. O tej godzinie, było tu niewyobrażalnie pusto. W końcu to klub nocny...

Wszedłem do środka. Od razu dostrzegłem Karola, siedzącego przy barze i popijającego drinka.

— Przed czasem — rzucił, nawet na mnie nie patrząc. — Brawo Bugajczyk. Widzę postęp.

— Przejdźmy do rzeczy — rzuciłem. Jakoś specjalnie nie miałem ochoty na pogawędki z tym człowiekiem.

— Siadaj i słuchaj — polecił, co od razu uczyniłem. —  Pojedziesz na Stare Miasto. Dokładny adres hotelu już wysłałem ci SMS-em. W pokoju sto dwanaście, spotkasz się z czterema facetami i wręczysz im towar. Będzie to dość duża przesyłka, więc nie spierdol tego.

— Jak duża? — zaciekawiłem się.

— Prochy warte czterdzieści tysięcy. Oni kupują od nas rzadko, ale zawsze dużo — zaznaczył. — W pokoju będzie czterech mężczyzn, Rosjanów. Tylko jeden mówi po polsku, najmłodszy. To z nim będziesz rozmawiał.

— To wszystko?

— Niezupełnie. Dam ci radę — przyjrzał mi się uważnie. — Doskonale wiem, że masz cięty język i lubisz się odzywać, kiedy nikt cię o to nie prosi. Jednak na tym spotkaniu radziłbym ci się pilnować. Ci ludzie są niebezpieczni. I łatwo ich wkurzyć. To nie są żarty Igor. Jeśli chcesz wyjść z tego spotkania bez szwanku, trzymaj język za zębami. Daj im towar, weź pieniądze i spieprzaj stamtąd jak najszybciej.

Przyznaje, iż nieco mnie zaniepokoił swoimi słowami. Wiedziałem, że ludzie Karola sprzedają towar wielu typom. Ale jakimś niebezpiecznym Rosjaninom? Tego kompletnie się nie spodziewałem.

Zabrałem od Karola walizkę z prochami i wróciłem do samochodu. Miałem złe przeczucia, jednak ruszyłem pod wskazany adres, modląc się, aby wszystko poszło dobrze.

×××

Zatrzymałem się pod jednym z droższych hoteli w Warszawie. Od razu było widać, że ci ludzie mają mnóstwo kasy, skoro stać ich na zatrzymanie się w takich luksusach.

Zabrałem towar i wyszedłem z samochodu, jednocześnie zakładając okulary. Wszedłem do hotelu, gdzie natychmiast podszedłem do młodej recepcjonistki stojącej za ladą.

— Dzień dobry — uśmiechnąłem się do niej lekko. — Mogłaby mi pani powiedzieć, na którym piętrze znajdę pokój sto dwanaście?

— Czwarte piętro — wyjaśniła, odwzajemniając mój uśmiech. — Kiedy wyjdzie pan z windy, proszę skręcić w prawo. Pokój powinien znaleźć Pan bezproblemowo.

— Dzięki — rzuciłem na odchodne. Całkiem ładna ta laska...

Skierowałem się do windy i wjechałem na odpowiednie piętro. Tak jak mówiła dziewczyna, pokój znalazłem praktycznie od razu.

Serce gwałtownie mi przyspieszyło, kiedy zapukałem do drzwi. Słowa Karola ciągle rozbrzmiewały w mojej głowie. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo ryzykowałem, zgadzając się na to spotkanie.

Po chwili w drzwiach pojawił się około czterdziestoletni brunet.

— Chto proiskhodit?*

No jasne. Rosyjski...

— Jestem — wskazałem na siebie. — Od Karola.

— Gawriłow! — rzucił w głąb pokoju. — Prikhodite syuda!*

— Da, boss?* — koło bruneta, pojawił się młodszy mężczyzna. Był może ze dwa lata starszy ode mnie, nie więcej.

— Mal'chik iz Karola. Pogovorite s nim.*

Niezręcznie się czułem, słuchając ich rozmowy. Nie rozumiałem ani słowa. Chyba zacznę się uczyć rosyjskiego...

— Gawriłow — przedstawił się, wyciągając dłoń w moją stronę.

— Bugajczyk — uścisnąłem jego dłoń. Że też nie ugryzłem się w język... Nie powinienem był mówić nazwiska.

— Wejdź — polecił z charakterystycznym akcentem, a następnie wpuścił mnie do środka, zamykając za nami drzwi. — Masz towar?

— Mam — wskazałem na walizkę. — Czterdzieści tysięcy, jak w umowie.

Chłopak sięgnął do walizki na regale i wyjął z niej pieniądze.

— Derzhat'sya — starszy brunet złapał go za rękę. — Mozhet byt', my poluchim skidku ot khoroshego mal'chika? *

— Szef pyta, czy dostaniemy jakiś upust — przetłumaczył młodszy.

— Muszę trzymać się umowy. To nie mój towar, ja jestem tylko pośrednikiem — wzruszyłem ramionami.

Chłopak przetłumaczył brunetowi moje słowa. Tamten tylko zaśmiał się pod nosem.

— Upryamyy. Mne eto nravitsya.*

— Umowa to umowa — uśmiechnął się lekko, a następnie dokonaliśmy odpowiedniej wymiany, uprzednio przeliczając pieniądze. Musiałem mieć pewność, że nie próbują mnie oszukać. Nie było mnie stać na dopłacanie czegoś od siebie, a Karol na pewno by mi nie odpuścił.

Po zakończeniu transakcji ruszyłem za młodszym w stronę drzwi. Byłem zadowolony z tego spotkania. Na całe szczęście, słowa Karola się nie sprawdziły.

— Spodobałeś mu się — oznajmił chłopak. — Mało komu udaje się zadowolić szefa.

— Myślałem, że będzie bardziej... Agresywny? — mruknąłem.

— Nie jest agresywny. Chyba, że ktoś go zdenerwuje. A ty byłeś wyjątkowo pewny siebie. To zrobiło na nim dobre wrażenie.

Uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem z pokoju. Posłałem recepcjonistce delikatny uśmiech, a następnie opuściłem hotel i skierowałem się do samochodu.

Ruszyłem przed siebie, jednocześnie uruchamiając radio. Wróciłem myślami do rozmowy z Adrianem. Musiałem coś wykombinować, aby mu pomóc. Wiem, że łatwo nie będzie, ale nie mogłem zignorować tak poważnej sprawy.

— Kurwa! — zakląłem, mocno przyciskając hamulec, kiedy dostrzegłem przechodzącą przez drogę dziewczynę. Niestety, nie zdążyłem wyhamować, a samochód uderzył w brunetkę.

Wyskoczyłem z pojazdu i podbiegłem do poszkodowanej. Była nieprzytomna, z rany na jej głowie sączyła się krew. Jednak, kiedy ją rozpoznałem, poczułem okropne ukłucie w sercu.

— Wiktoria?! — rzuciłem, próbując ją obudzić. Szybko wezwałem pogotowie.

Co ja narobiłem...

Tłumaczenia:

*Chto proiskhodit? - O co chodzi?

*Prikhodite syuda! - Chodź tu!

*Da, boss? - Tak szefie?

*Mal'chik iz Karola. Pogovorite s nim. - Chłopak od Karola. Pogadaj z nim.

*derzhat'sya - poczekaj.

*Może dostaniemy jakiś upust od miłego chłopca?

*Upryamyy. Mne eto nravitsya. - Uparty. Podoba mi się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro