31. Łapy z dala od mojej dziewczyny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adrian

Gdzie on do cholery się podziewa? Miał tylko zawieźć pieniądze temu całemu Karolowi, a tymczasem jest już trzecia w nocy, a jego nadal nie ma. W dodatku nie odbiera telefonu.

Od kilku godzin dzwonię po znajomych i jeżdżę po miejscach, w których szatyn najczęściej przebywał. Nigdzie go nie ma jakby najzwyczajniej w świecie wyparował. Zniknął niczym bańka mydlana.

- Gdzie jeszcze nie szukałeś? - spytał Kacper wsiadając do samochodu. Potrzebowałem jego pomocy. Sam sobie nie poradzę. A Dawida na nasze nieszczęście nie ma. Wyjechał do rodziny, czy coś takiego.

- Nie wiem Kacper - westchnąłem zrezygnowany. - Byłem wszędzie.

- Może wrócił do domu? Do Piastowa? - zasugerował.

- Dzwoniłem do jego matki. Nie było go. Boje się, że może zrobić coś głupiego - wyznałem. - Ostatnio nie jest w najlepszej kondycji psychicznej.

- Wiem - skinął głową, głośno przełykając ślinę. - Czekaj. Polana nad Wisłą. Pamiętasz?

No jasne... Że też na to nie wpadłem.

Zawróciłem samochód i przyciskając pedał gazu, ruszyłem w odpowiednie miejsce. Oby Kacper się nie mylił.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Kiedy dostrzegłem samochód Igora, pomimo tego, że go znaleźliśmy, miałem jakieś złe przeczucia. W końcu to Igor. Po nim można spodziewać się wszystkiego.

Ruszyłem biegiem w stronę naszej ławki. Użyło mi trochę kiedy, dostrzegłem siedzącego na niej przyjaciela. Wpatrywał się w rzekę, najwyraźniej nawet nie zdając sobie sprawy z naszej obecności.

- Po co ci telefon, skoro nosisz go w dupie?! - rzuciłem wściekły, kucając obok niego.

- Adrian - rzucił cicho. - Co ty tu robisz?

Uważnie przyjrzałem się jego twarzy. Niestety, moje przypuszczenia się sprawdziły. Nie mogło być zbyt pięknie...

- Jest kompletnie naćpany - rzuciłem do Kacpra. - Pomóż mi.

Po jakimś czasie udało nam się zaciągnąć Bugajczyka do samochodu. Martwiło mnie to, że kolejny raz znalazłem go pod wpływem. Nie powinien brać wcale, a dzieje się to coraz częściej.

Usiadłem z szatynem na tylnych siedzeniach. Ktoś musiał go pilnować. Kacper miał prowadzić, a po samochód Igora zamierzaliśmy wrócić następnego dnia.

- Dzięki - rzuciłem kiedy zatrzymaliśmy się pod blokiem.

- Poradzisz sobie?

- Tak sądzę - wsiadłem z samochodu i wyciągnąłem z niego Igora. Na razie.

Ruszyliśmy na górę. Bugajczyk nie był w najlepszym stanie. Ledwie trzymał się na nogach. Coś było nie tak. Bardzo nie tak. Prochy nie powinny tak na niego działać.

Do mieszkania dotarliśmy dopiero po jakichś dwudziestu minutach. Przyznaję, że wchodzenie po schodach, ciągnąc za sobą Bugajczyka, było istną katorgą.

- Adiii - jęknął, kiedy położyłem go na kanapie. - Nie zostawiaj mnie.

- Daj spokój. Idź spać - poleciłem, przykrywając go czarnym kocem.

- Nie mogę... Boli...

- Co? - ukucnąłem koło niego zaniepokojony. - Co cie boli?

- O tu - wyszeptał wskazując na klatkę piersiową.

Okej. Przestraszyłem się.

- Jedziemy do szpitala.

×××

- Mógłby mi pan pomóc? - rzuciłem do przechodzącgo koło mnie lekarza. Był to ten sam, który zajmował się Igorem w czasie śpiączki. Może jednak mam szczęście.

- Co się z nim dzieje? - spojrzał na Igora, jednocześnie stawiając przed nami wózek, na którym posadziłem szatyna. Chłopak nawet nie był w stanie ustać na własnych nogach. - Czy on jest pijany?

- Naćpany - odparłem idąc za nim w stronę odpowiedniej sali.

- Przecież mu nie wolno - rzucił zaniepokojony. - I on doskonale o tym wie.

- Ma ciężki okres - wyjaśniłem. - Mówi, że boli go w klatce.

- W jego przypadku to nie są żarty - zauważył. - Monika! - krzyknął, a po chwili koło nas pojawiła się młoda pielęgniarka. - Trzeba zrobić płukanie żołądka, EKG i toksykologię - polecił.

- To coś poważnego? - spytałem niepewnie.

- Nie na tyle, żeby go zabić. Po prostu serce nie wytrzymuje takiego obciążenia - wyjaśnił, pomagając Bugajczykowi przenieść się na łóżko.

To zabrzmiało poważnie. Kurwa. Znowu zaczyna się jebać.

×××

Dwa tygodnie później.

Igor

To Reto, synku, tu gra te rapy
Jestem jak diler rap gry, ziom, zawsze mam tematy
I biorę na te maty, frajerów z białym pasem
Jam Jackie Chan, kozaczysz? Żebym nie zabił czasem
On nie uleczy ran, im dłużej gram to rosnę w siłę (tak jest)
Nie będę czopkiem Wam, jak nawijam nie wchodzę w tyłek
Na wczasy nie wyjeżdżam, nie śni mi się, w noc, Tunezja
Śni mi się koks, wóda, bletka, wejdę, wyjdę, porozpieprzam
Wchodzę w grę jak buldożer, podnoszę w górę łychę
Brałem, jak nosorożec, nosem co się nawinie

- Dalej będziemy musieli dograć - rzuciłem do chłopaków za szybą, odwieszając słuchawki.

Po ostatniej wizycie w szpitalu coś zrozumiałem i wziąłem się w garść. Zaczęliśmy właśnie prace nad najnowszą płytą i jak na razie szło to wyjątkowo sprawnie. Premierę planowaliśmy w czerwcu. Miałem nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z tym, co sobie zaplanowałem.

- Igor! - usłyszałem za sobą doskonale znany mi głos. Podniosłem wzrok i spojrzałem na stojącą za szybą brunetkę. Uśmiechnąłem się. Przez te dwa tygodnie, dziewczyna przypomniała sobie większość faktów. Między innymi to, co było między nami, a od kilku dni oficjalnie jesteśmy razem. I przyznaję, że jestem z tego faktu bardzo zadowolony.

Podszedłem do dziewczyny i objąłem ją w pasie, przyciągając ją do siebie.

- My tu nadal jesteśmy - mruknął Adrian, uśmiechając się. Wiem, że cieszył się z tego, iż jesteśmy razem. Według niego, dziewczyna ma na mnie dobry wpływ. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, jednak przy niej czuję się naprawdę szczęśliwy. I chyba właśnie o to w tym wszystkim chodzi. O szczęście.

- Zawsze możecie wyjść - zauważyłem, uśmiechając się do grupki siedzącej przede mną.

- Chodź ze mną - szepnęła do mojego ucha. Przygryzłem wargę i od razu wyszedłem z nią na korytarz. Ta od razu objęła moją twarz dłońmi i wpiła się w moje usta.

Czemu ona zawsze smakuje truskawkami?

- Tęskniłam - wyszeptała w moje usta.

- Za mną? Czy za całowaniem? - zaciekawiłem się.

-Za wszystkim - ponownie złączyła nasze usta.

Byłem pewien, że ją kocham. Dawno się tak nie czułem. Jednak to było to coś. Nie wyobrażałem sobie teraz życia bez brunetki.

-Porno na żywo? - Adrian wyszedł na korytarz. - Jak tu nie skorzystać...

-Zamknij się Borowski - rzuciła Wiktoria, zanim zdążyłem się odezwać. - Chcice masz? Znaleźć ci jakąś panienkę na noc?

-Ty możesz być - uśmiechnął się zalotnie.

-Ej, ej - upomniałem go. - Nie zapędzaj się.

-Zazdrosny?

-Niezupełnie - mruknąłem z uśmiechem. - Ale łapy z dala od mojej dziewczyny.

Moja dziewczyna... Cudownie to brzmi, prawda?

-Wracamy do domu. Jedziecie z nami, czy wolicie iść pieszo przez pół miasta?

-Wracamy - odpowiedziała za nas oboje brunetka.

Całą piątką wyszliśmy ze studia i zapakowaliśmy się do samochodu Musiała.

🔘🔘🔘🔘🔘🔘🔘🔘🔘🔘🔘🔘🔘🔘

-Wejdziesz? - zaproponowałem, kiedy dotarliśmy pod drzwi mojego mieszkania.

-Pójdę do siebie. Do jutra - pocałowała mnie. - Cześć Adrian!

Zaczekałem, aż zniknie na schodach. Dopiero wtedy wszedłem do mieszkania.

-Zrób mi kawy! - rzuciłem do Adriana krzątającego się w kuchni.

-Zamów żarcie! - odkrzyknął.

Wziąłem do ręki telefon i tak jak polecił, zamówiłem jedzenie. Tym razem padło na chińszczyznę.

Tak to już jest, jeśli żaden nie umie gotować...

-Pokłóciliście się z Wiką? - spytał, kiedy wszedłem do kuchni. Stał akurat oparty o szafkę, czekając aż woda się zagotuje.

-Nie. Czemu tak sądzisz?

-Nawet nie weszła.

-Nie musi spędzać tu każdego wieczoru, Adrian - zaznaczyłem.

-Też racja.

Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, ruszyłem otworzyć. Zabrałem z szafki portfel, spodziewając się dostawcy z naszym jedzeniem. Szybki był.

Otworzyłem drzwi i miałem ochotę od razu je zamknąć, kiedy dostrzegłem mężczyznę przed nimi. Wszystkie pozytywne emocje, uleciały ze mnie w jednej chwili.

-Czego chcesz? - rzuciłem. - Skąd wiesz gdzie mieszkam?

-Ojciec chyba ma prawo wiedzieć, gdzie podziewa się jego dziecko?

Nie w tym przypadku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro