38. Zakochała się w nieodpowiedniej osobie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adrian

Naprawdę martwił mnie stan Igora. Płacz, krzyki przez sen... To nie było do niego podobne. Mimo to, nie mogłem siedzieć w jego pokoju wbrew jego woli. Miał prawo do prywatności.

Najgorsze jest to, że nawet jeśli będzie potrzebował pomocy, to o tym nie powie. Igor jest cholernie skryty, wszystko trzeba od niego wyciągać siłą. A to zdecydowanie nie ułatwia komunikowania się z nim.

Muszę przyznać, iż strasznie zawiodłem się na Wiktorii. Okej, może i od razu czułem, że ta laska coś ukrywa, jednak w życiu nie spodziewałbym się, że gra na dwa fronty, Jak można aż tak skrzywdzić chłopaka, który naprawdę się zakochał? Trzeba być naprawdę bezduszną istotą.

— Igor, śniadanie! — zawołałem, układając naleśniki na talerzu. Miałem nadzieję, że chociaż trochę poprawi mu to humor. Naprawdę się starałem, nie ściemniam.

— Nie jestem głodny — zapewnił półprzytomny szatyn, który właśnie pojawił się w drzwiach. 

—  Spałeś coś? — przyjrzałem mu się podejrzliwie.

— Taaak — przeciągnął, opadając na jedno z krzeseł. Kłamał. To było tak oczywiste, jak to, że słońce jest na niebie.

— Naleśników nie zjesz? — uśmiechnąłem się lekko, stawiając przed nim talerz i kubek z kawą. — Z nutellą? Przecież to twoje ulubione.

— Daj mi spokój, Adrian — mruknął niechętnie, upijając trochę cieczy.

Cały czas siedzieliśmy w ciszy, pijąc swoje gorące napoje. Po chwili jednak Igor zdecydował się na zjedzenie swojego posiłku. Widząc to, uśmiechnąłem się lekko. Czyli jednak moja praca nie poszła na marne.

— Zbieraj chłopaków — rzucił nagle, wstając na równe nogi. — Jedziemy do studia. W końcu płyta sama się nie nagra.

Dobra, przyznaję, zaskoczył mnie. Jednak coś takiego powinno dobrze mu zrobić. Na pewno lepsze to, niż siedzenie w domu i użalanie się nad sobą.

×××

Igor

Chcę latać zbyt wysoko, grawitacja trzyma mnie
Przyglądać się obłokom chciałbym, lecz odczuwam lęk
I biegnę dalej, dalej biegnę w przód, a jednak wstecz
I nie chcę wcale, wcale nie chcę, ale jednak chcę
I szwendam się po nocach, leżąc przybity w łóżku
Tak bez zmian zmieniam lokal, wciąż przy tym samym kuflu
Mam ślady łez na oczach, sucho pod powiekami
Mój blady cień ma focha, zostawił mnie z myślami

Nie jestem dobrym chłopcem i nie czuję się tym złym
Maluję autoportret, myśli zakłócają sny
Coś mówi, że dorosłem, pragnę, lecz się boję zmian
Wszystko jest takie proste, żyjąc tak jak Piotruś Pan

Piotruś Pan, Piotruś Pan
Wszystko jest tak proste, żyjąc tak jak Piotruś Pan

Oh, koloruję puste kartki, nanoszę barwy - niebieski i czarny, i
Wiem nie mam racji, nie, czuję się świetnie
Brak wyobraźni, a czas na kolejne
Czy chciałbym poczuć coś nowego czy nie, nie wiem sam
I znowu pytać się "Dlaczego?", tuląc się do szkła
I znów chcieć sypać, a, potem nie sypiać, a
To i tak lipa jak, pobiegnie szczur lub dwa
Za to bez tego czuję, że umieram w każdym dniu
Gdy w łóżku myślę chujem i wyzywam ją od suk
Chyba już nie zrozumiem, przecież tak tego chciałem
A teraz mi brakuje, czego nie chciałem wcale
Czego nie chciałem wcale, czego nie chciałem wcale
Pozdrawiam z emigracji, idę podbić Finlandię
Mózg co dzień znika z czaszki, odwiedzić Nibylandię

Odwiesiłem słuchawki, po czym wróciłem do siedzących za specjalną szybą chłopaków. Byłem naprawdę zadowolony z tego, co udało mi się nagrać. Tekst, beat, wszystko było jak dla mnie idealne. Aż ciężko uwierzyć, że udało mi się go napisać w zaledwie kilka godzin. Bezsenne noce jednak można jakoś pożytecznie wykorzystać...

— To będzie sztos —  zauważył Adrian, słuchając puszczonego przez Dawida utworu.

— Jak wszystko — zaśmiałem się. Jak łatwo zauważyć, nie należałem do najskromniejszych osób.

— Igor... Ktoś do ciebie — oznajmił Kacper, który właśnie pojawił się w pomieszczeniu. Zdezorientowany wyszedłem na korytarz. Widząc znajomą brunetkę, miałem ochotę jak najszybciej opuścić budynek, serio.

— Po chuj tu przyszłaś? — warknąłem. Naprawdę nie chciałem jej widzieć. Dlaczego zwyczajnie nie mogła raz na zawsze zniknąć z mojego życia?

— Musimy pogadać — oznajmiła. —  Teraz.

— O nie — prychnąłem. —  Nie sądzę abyśmy mieli o czym rozmawiać. 

— Okej, wiem jak to wszystko wygląda — westchnęła zrezygnowana. — Wiem, że cię zraniłam. Jednak proszę, daj mi to wszystko wytłumaczyć. 

— Masz pięć minut — zaznaczyłem. — Mów i wypierdalaj.

— Na początku to wszystko miało wyglądać inaczej — zaczęła niepewnie. Jej oczy zaszkliły się podejrzanie, co zdecydowanie nie pomagało w tej sytuacji. — Miałam udawać, że cię kocham. Udawać miłość tylko po to, aby cię w sobie rozkochać, a potem porzucić. Miałeś cierpieć... — wzięła głęboki wdech. — Wtedy myślałam, że jesteś zwykłym skurwielem, dlatego się zgodziłam. Sądziłam, że należy ci się coś takiego. Dopiero z czasem zrozumiałam, jak bardzo się co do ciebie pomyliłam. Zrozumiałam, że jesteś inny. Zakochałam się w tobie, Igor. 

— To, co powiedziałaś, niczego nie zmienia — zauważyłem. — Powiedz mi, co Klaudia ma wspólnego z tym wszystkim? I kto za tym stoi? Komu aż tak bardzo zależy na tym, aby mnie zniszczyć?

— Tego nie mogę ci powiedzieć, przepraszam... —  wyszeptała. — Za wszystko. Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał utrzymywać ze mną żadnych kontaktów. Jednak błagam cię, uważaj na siebie — spojrzała w moje oczy. — To wszystko jest bardziej popieprzone, niż ci się wydaje.

Odwróciła się na pięcie i odeszła, zostawiając mnie tam całkowicie zdezorientowanego. Już nic z tego wszystkiego nie rozumiałem. Wyznanie blondynki zdecydowanie mi nie pomogło, wręcz przeciwnie, przez nie jeszcze bardziej się w tym pogubiłem.

Wiktoria

— Powiedziałam mu —  rzuciłam do telefonu, wycierając słoną ciecz z policzków.

Co do chuja?! — wrzasnął wściekły— Co mu powiedziałaś?!

— To, że ten związek od samego początku miał być fikcją. Nic więcej — wyjaśniłam. — Niech tak zostanie. Zakończmy to wszystko, póki nie jest za późno — rzuciłam, skręcając w jedną z bocznych ulic.

Oh, słońce —  zaśmiał się szyderczo. — Nie zamierzam skończyć tego od tak. Sprawię, że Igor będzie cierpiał, a ty nie jesteś mi do tego potrzebna. Wykonałaś swoją część, zraniłaś go, fakt. Jednak moje metody są dużo lepsze. Bardziej... hm... Bolesne.

Rozłączył się. Tak po prostu. Rozłączył się, zostawiając mnie z natłokiem złych myśli. Trochę go znałam i wiedziałam, że jest zdolny do wszystkiego. 

Natychmiast wybrałam numer Igora. Pierwszy sygnał... Drugi... Trzeci... Nie odebrał. Za kolejnym razem także.

Cholera.

Rozumiałam, że był na mnie wściekły ale chyba wypadało odebrać?

Skręciłam gwałtownie, starając się uniknąć zderzenia z autem, które jechało centralnie na mnie.

Drzewo przede mną.

Huk.

A potem tylko ciemność.

Igor

W samotności opuściłem studio. Adrian umówił się z tą całą Angelą. Muszę przyznać, że pasowali do siebie. Oboje nieźle pieprznięci i wygadani. Naprawdę nie miałbym nic przeciwko takiemu związkowi.

Skręciłem do pobliskiego sklepu, gdzie kupiłem paczkę marlboro. Ostatnio znowu zacząłem palić. Wiem, że to mi szkodziło, jednak w ostatnim czasie cholernie stresowałem, a fajki pomagały mi się nieco odprężyć. 

Zaparkowałem samochód pod blokiem, po czym ruszyłem pod odpowiednie mieszkanie. Zostawiłem kurtkę i buty w przedpokoju, jednocześnie przeglądając się w wiszącym na ścianie lustrze. Cienie pod oczami wyjątkowo do mnie nie pasowały. Zdecydowanie potrzebowałem kilku godzin porządnego snu.

Zmarszczyłem brwi, słysząc szuranie butów w salonie. Adriana nie było, więc kto tam jest? Z sercem walącym w piersi ruszyłem do odpowiedniego pomieszczenia. Odetchnąłem z ulgą, kiedy dostrzegłem tam brata.

Chwila...

— Jak tu wszedłeś? — rzuciłem na wstępie, kompletnie zdezorientowany jego obecnością w mieszkaniu.

—  Zostawiłeś klucze u rodziców — wyjaśnił, uśmiechając się do mnie jadowicie.

W tym samym momencie poczułem, jak ktoś łapie za moje ręce i krępuje je z tyłu. Próbowałem się wyszarpać, jednak na próżno, facet okazał się być silniejszy.

— Olek, co tu się dzieje?! —  krzyknąłem w stronę brata.

— Za dużo pytasz Igorku, zdecydowanie za dużo — zaśmiał się po raz kolejny, podchodząc bliżej mnie. —  Dziewczyna nie przekazała ci, że masz uważać? Nie? A szkoda... Już nie będzie miała okazji naprawić swojego błędu.

— Co? O czym ty mówisz?

— Jakiś czas temu wjechało w nią granatowe AUDI — wyjaśnił z szyderczym uśmiechem na ustach. — Wątpię, żeby wyszła z tego w jednym kawałku.

Zacząłem szarpać się w ramionach mężczyzny, który mnie trzymał. To nie mogła być prawda. Olek musiał kłamać. Wiktorii nie mogło się nic stać.

— A nawet jeśli... — kontynuował. —  To nie będziesz w stanie z nią porozmawiać, kiedy wylądujesz pod ziemią.

— To ty jesteś za to wszystko odpowiedzialny?! — spojrzałem na niego z niedowierzaniem, kiedy wszystkie fakty zaczęły łączyć mi się w spójną całość. —  Ale dlaczego?! Co ja ci zrobiłem?!

— Popełniłeś mnóstwo grzechów w swoim nędznym życiu, Igor — westchnął głośno. —  Zbyt wiele, aby ci je odpuścić. Pamiętasz Klaudię? Urocza, niska brunetka, która oddała ci swoje serce. Zabiła się przez ciebie, wiesz? — złapał za mój podbródek, zmuszając do spojrzenia w jego oczy. —  I nie dlatego, że przeleciałeś inną, idioto. Ona nawet o tym nie wiedziała — oznajmił, a ja spojrzałem na niego zszokowany. — Pewnie wiesz, że nasz ojciec lubił zabawy — kontynuował. —  A zabawy kończą się różnie. Najczęściej łóżkiem...

— Możesz jaśniej? —  rzuciłem, nadal próbując wyrwać się z uścisku. To jakiś goryl czy co?

— Na świecie zdarzają się różne wypadki. Ale ciężko żyć ze świadomością, że kocha się kogoś kogo się nie powinno, nie sądzisz? — przyjrzał mi się uważnie. — Klaudia zakochała się w nieodpowiedniej osobie. Zakochała się we własnym bracie. Nie wytrzymała tego. Nie chciała żyć ze świadomością, że nie może ciebie mieć. Brzydziła się tym, że się z tobą przespała. Wszystko wyjaśniła w liście. W prawdziwym liście. Nie tej podróbce, którą ci podrzuciłem.

— Kłamiesz! — wrzasnąłem prosto w jego twarz. Musiał kłamać. Coś takiego nie mogło być prawdą. — Od zawsze taki byłeś! Zawsze kłamałeś i manipulowałeś ludźmi!

 — Nie tym razem. Myślisz, że po co była ta cała szopka? Wszystko od początku do końca było zaplanowane. Już morfina miała cię wykończyć. Ale oczywiście ten cały Hubert podał ci za mało.

Nie mogłem uwierzyć w jego słowa. Mój własny brat... Jak on mógł zrobić mi coś takiego? Przecież on chciał mnie zabić!

— Potem do akcji wkroczyła Wiktoria... Siostra Karola, to tak na marginesie — wyznał.— Oboje byli częścią tego planu. Zacząłem spotykać się z Wiktorią, dzięki czemu udało mi się ją przekonać do tego, aby mi pomogła — zaśmiał się. — Myślisz, że po co namawiała cię do ćpania? Chciała cię wykończyć. Udawała kochaną dziewczynę, aby przekonać cię do kolejnych dawek. Ale oczywiście Adrian musiał się wpierdolić. Zawsze musi coś zepsuć.

— Dlaczego robisz to wszystko? — wyszeptałem, czując łzy napływające do oczy. — Jesteś moim bratem... Dlaczego tak bardzo pragniesz mojej śmierci?

— Rozbiłeś całą naszą rodzinę — rzucił z wyrzutem. — Ojciec odszedł od nas, tylko przez ciebie, sam to przyznał. W dodatku zabiłeś naszą siostrę Igor. Tego nie da się zapomnieć, a tym bardziej wybaczyć. Ty na to zasłużyłeś, a nie ona. Weźcie go — polecił.

Poczułem szarpnięcie w bok, a po chwili czyjaś ręka wylądowała na mojej twarzy. Próbowałem się wyrwać, jednak ktoś uporczywie mnie trzymał. Było ich więcej niż jeden.

Próbowałem ochronić się przed kolejnymi ciosami, jednak to na nic. Byłem zbyt słaby, aby powstrzymać ich wszystkich. 

Po chwili odsunęli się ode mnie. Bolało mnie dosłownie wszystko, jednak to nic, w porównaniu do tego co czułem w środku. Po tym co powiedział mi Olek, czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce i połamał na malutkie kawałeczki. Jak on mógł? W końcu jesteśmy rodziną! Brat nie może zabić brata!

— Nie ciesz się. To nie wszystko —  podszedł bliżej. —  Nie pozwolę, abyś doniósł na mnie na psy.

Siłą otworzył mi usta i wrzucił do nich kilka białych tabletek. Próbowałem to wypluć, jednak skutecznie mi to uniemożliwiał.

Poddałem się.

Nie miałem szans na wygraną. 

Przegrałem już dawno... 

Jeknąłem czując ukłucie w brzuch.

Po chwili narkotyk zaczął działać, przynosząc mi upragnione ukojenie. 

Potem nie czułem nic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro