17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Postanowił już szykować się do rozpoczęcia studiów. W końcu zaraz miał przestać padać śnieg, miał go już nie dojrzeć do następnego tragicznego przesilenia w swoim życiu. 

Wiedział, że wszystko co sobie mówi w tym momencie, to kłamstwo.


dziesięć miesięcy później


Rzucił studia i wrócił do domu, z którego tak bardzo chciał uciec. Zaciągnął się papierosem i spojrzał na swój telefon. 

Krzyś do niego dzwonił, a on nie odebrał i schował telefon do kieszeni. Niby się przyjaźnili, niby nie. Janek już w ogóle nie wracał do Krakowa, już nie pamiętał, jaki numer miało jego mieszkanie, albo mieszkanie Krzysia, które odwiedzał częściej niż własne po ich pierwszym pocałunku. 

Nigdy nie doszło między nimi do czegokolwiek innego. Po prostu rozmawiali o wszystkim i o niczym. Tym byli dla siebie od początku do końca. 

Na wiosnę przestał pracować i nawet próbował uczęszczać na uczelnię, nic mu tam nie wychodziło. Nie umiał rozmawiać z ludźmi, nie czując się jak najgorszy typ człowieka, jaki znał. Częściej się załamywał, zostawał w łóżku, a potem Krzyś znalazł sobie chłopaka. Janek nawet go poznał i nie miał nic przeciwko niemu, choć również nie był to jego typ człowieka. 

Krzyś zdawał się zajęty swoim życiem i partnerem, ale co jakiś czas znajdował dziesięć minut, aby porozmawiać z Jankiem. Nie umiał za bardzo pomóc w inny sposób, niż go wysłuchać i zmienić temat. Oczywiście Janek nic więcej od niego nie wymagał, ale coraz częściej tęsknił do podnoszenia ołówka bez kompletnego przerażenia. Patrzył na nieudane szkice i zamykał notes, otwierał laptopa i czytał komiksy innych, zupełnie zapominając, że sam kiedyś też je tworzył.

Musiał w końcu przyznać przed rodziną, że nie daje rady sam i wrócił do domu, gdzie tak naprawdę się go spodziewali. Jego matka nawet zbytnio nie komentowała współodczuwanego zawodu ze straconego roku. Pracował teraz dla niej i tłumaczył co jakiś czas biografie dla miejscowej galerii artystycznej. 

Zbliżała się kolejna zima i w końcu zaczął sam znowu rysować. Nie myślał tak często o straconej wenie i o lęku, jaki wzbudzały w nim opuszczone ulice i znajome lokale, w których przesiadywał w Krakowie. 

Krzyś zerwał ze swoim chłopakiem i znowu do niego zadzwonił. Może tęsknił?

Czy ja za nim tęsknię? Myślał Janek i zaciągał się znowu papierosem. Obudził się ze swojego zauroczenia i nie czuł nic negatywnego wobec Krzysia. Nie wyszło między nimi, byli znowu ludźmi zerkającymi na siebie z odległości. 

Czy to coś znaczyło? Taka była kolej rzeczy i Janek to zaakceptował. Chodził na terapię i akceptował też większość rzeczy dziejących się we własnej głowie. 

Wyjął znowu telefon. Oddzwonił.

— Cześć — usłyszał po drugim sygnale. 

Janek chwilę milczał. 

— Śniły mi się dzisiaj kwiaty na twoim balkonie. — Przyznał i zapadła kolejna cisza. 

— Te niebieskie? Znowu kwitną. Jak one się nazywały?

— Chabry — odpowiedział szybko i zgasił papierosa w przepełnionej popielniczce. 

— Hmm, wydaje mi się, że gdy je sądziłem, coś innego było na opakowaniu z nasionami. — Janek nie miał na to odpowiedzi, nie chciał zakładać, że te kwiaty mu się przyśniły, jak szczęśliwe zakończenie historii miłosnej. — Co porabiasz?

Spojrzał na pochmurne niebo nad swoją głową. 

Tak właśnie miało wyglądać jego życie przez najbliższe miesiące?

Z szepczącym głosem przy uchu i ze wzrokiem rozmazanym od zmęczenia?

Kończył się październik, a Janek kwitł jak te kwiaty na pewnym balkonie, splątanym z szarości i zmierzchu lepiącym się między dachami — zupełnie nieprzygotowany na uderzającym mrozem zimę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro