»Kwieciste Marzenie«

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej hej kochani!
Ta książka miała iść wstępnie jako praca do mojej szkoły ale uznałam, że nie jest aż tak dobra.

Stwierdziłam natomiast, że nada się idealnie na wattpada!

Mam nadzieję, że spodoba się wam!
Powiedzcie też czy waszym zdaniem pasuje do polecenia zadania:
“Napisz opowiadania w którym będzie dowolny motyw z wybranej lektury szkolnej„

Niebo nocą wygląda pięknie. Tysiące małych światełek migoce wokół księżyca przybierającego co noc inny kształt. Lilly obserwowała nocne niebo z fascynacją wierząc, że na tych pozornie mikroskopijnych punktach światła żyje obcy gatunek, którego nie odkryto. Patrząc w niebo Lilly Moor wyobrażała sobie, że na którymś z tych punkcików jest miasto, gdzie co noc mała dziewczynka o nietypowym dla człowieka kolorze skóry i dodatkowej parze oczu lub kilku kończyn, wychodzi na balkon by podziwiać otaczające ją gwiazdy. Myśl ta, była czymś cudownym, a marzenie, że to właśnie ona, mała brązowowłosa Lilly odkryje tą nietypową dziewczynkę potęgowała uczucie ekscytacji.

Lata mijały, a marzenie o odkryciu nowej cywilizacji stało się wyblakłym wspomnieniem, które z każdym dniem zanikało gdzieś w pamięci Lilly. Marzenie o podboju kosmosu zastąpiła chęć zostania modelką lub znaną projektantką mody, które następnie zostało zastąpione pragnieniem zostania kwiaciarką. Marzenie to rosło z każdym dniem, a prawie dorosła już Lilly była pewna, że w niedalekiej przyszłości otworzy swoją własną kwiaciarnię. Miała być to malutka, przytulna kwiaciarnia wypełniona po brzegi kolorowymi kwiatami o różnych odmianach, na środku, której stał by biały stół udekorowany najpiękniejszymi kwiatami z kwiatów, które zachęcałyby ludzi do wstąpienia do kwiaciarni i ich kupna. Niestety i ten cel Lilly porzuciła dla przystojnego blondyna o błękitnych niczym ocean oczach. Niestety musiał pojawić się w jej życiu i gdyby nie ten przeklęty Harry, otworzyła by kwiaciarnię. Starszy o dwa lata, dojrzały i mądry do tego cholernie przystojny. Nikt nie wiedział jak, ale zajął więcej miejsca w sercu dziewczyny niż ukochane kwiaty. Oczywiście nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, taka dla Lilly nie istniała. Harry powoli zajmował coraz to więcej miejsca w sercu i myślach dziewczyny, zostawiając niewielką przestrzeń dla kwiatów. Na początku był tylko znajomym przyjaciela, później sam stał się przyjacielem. Coraz częstsze spotkania, długie rozmowy, aż w końcu stał się skrytą miłością Lilly.
To właśnie ta miłość stała się morderczynią wszystkiego, co tak bardzo chciała osiągnąć dziewczyna. Wraz z nią przyszły pierwsze problemy, i nie było to tylko złamane serce. Chłopak po mimo swego wysokiego intelektu był zbyt tępy by zrozumieć uczucia przyjaciółki. Jego życie wypełniała nauka, książki i skomplikowane problemy matematyczne. Zajmowały one tyle czasu i uwagi chłopaka, że dla Lilly nie było miejsca w jego życiu. Była skazana na „friendzone", do końca życia, jednak jej miłość była tak silna, że wierzyła, iż chłopak odwzajemni jej uczucia. Wierzyła, że w nieodległej przyszłości, nadejdzie ten piękny dzień, gdy Harry wyzna jej miłość i będą razem. Będą idealną parą, na dobre i złe.

Dni leciały, stając się tygodniami, tygodnie upływały w miesiące, a one płynęły już w lata. Każdego ranka dziewczyna budziła się z myślą, że to właśnie ten dzień, w którym Harry wyzna jej miłość i zasypiała rozmyślając o tym, że na pewno zrobi to następnego dnia. Pomimo mijającego czasu, przyjaciele mieli ze sobą wspaniały kontakt, niestety, o ironio Harry z każdym dniem widział coraz większą przyjaciółkę w Lilly, a ona z każdym dniem darzyła go coraz mocniejszym uczuciem. Ogień miłości, który płonął w sercu brązowowłosej był dla niej jednak morderczy, może nie do końca on sam. Wraz z mijającym czasem, zdrowie Lilly pogorszyło się. Zaczęło się od zwykłych problemów z oddychaniem i kaszlem. Na początku każdy włącznie z nią samą to ignorował, jednak gdy z płuc dziewczyny wyleciał jeden samotny różowy płatek kwiatu stało się jasne – ona umiera. Umiera, a to wszystko przez tego cholernego Harrego. Gdyby nie pojawiał się nagle w jej życiu i nie skradł jej serca, ona mogła by żyć pośród swych ukochanych kwiatów i z wymarzoną kwiaciarnią. Los był dla niej surowy, teraz to, co tak kiedyś kochała, zabijało ją. Być może kwiaty były zazdrosne o blondyna i dlatego zajęły płuca dziewczyny, a może to kara za jej głupią miłość do chłopaka. Jedno było pewne, albo pewnego dnia umrze albo podda się operacji. Niestety uczucie do chłopaka, które z każdym dniem rosło, zawładnęło umysłem dziewczyny. Pod żadnym względem nie chciała poddać się operacji. Nie chciała pozbyć się kwiatów, ze względu na miłość do nich i miłość do Harrego. Cena jaką przyszło jej zapłacić za życie miało być znienawidzenie tego co tak bardzo kochała, a to było o wiele gorsze dla niej, niż śmierć.

Lilly z coraz większym trudem pokonywała mijające dni. Pomimo choroby skończyła studia z wyróżnieniem i znalazła dobrze płatną pracę w biurze. Ku jej radości Harry pracował w tej samej firmie, ba, pracował w tym samym dziale! Siedząc przy biurku dziewczyna mogła podziwiać jak ze skupieniem pracuje jej miłość. Ach, ale dlaczego wybrała nudną pracę przy biurku a nie wymarzoną pracę z kwiatami? Tak, jak zawsze była to wina nic nieświadomego Harrego, a bardziej choroba którą spowodował. Dziewczyna nie mogła się wysilać, a to skazało ją na pracę w biurze.

Jak zawsze, dziś Lilly obudziła się z nastawieniem, że jej uczucia zostaną odwzajemnione. Z uśmiechem wyszła z łóżka i skierowała swe kroki do łazienki, po drodze chwytając wiszące na krześle ubrania. Wykonała poranną toaletę i założyła miodową spódnicę o długości midi do niej dobrała czarny top typu Basic. Brązowe oczy ozdabiał błyszczący złoty cień i długie gęste rzęsy. Całość stylizacji dopełniały czarne odkryte szpilki oraz włosy sięgające lekko za ramiona delikatnie skręcone lokówką. Dziewczyna przyszykowała kawę w kubku termicznym i po upewnieniu się, że wszystkie potrzebne jej na dziś dokumenty znajdują się w torbie wyszła z mieszkania. Pokonała długie schody, pożegnała się z ochroniarzem i opuściła budynek, w którym mieszkała.

Pomimo wczesnej godziny Los Angeles pełniło życiem, a promienie słońca rozgrzewały przechodniów. Lilly z uśmiechem poruszała się pomiędzy ludźmi ciesząc się wczesnymi promieniami słońca. Już za cztery dni miał być oficjalnie pierwszy dzień wiosny – dwudziesty pierwszy marca. Pomimo, że według kalendarza nadal panowała zima, nikt tego nie odczuwał. Słońce, już od kilku tygodni przyjemnie grzało, z każdym dniem podnosząc coraz bardziej temperaturę powietrza. Cudowny pogoda i myśl o spotkaniu za parę chwil Harrego napełniała dziewczynę radością tłumiąc jednocześnie choć trochę uczucie pustki i samotności dziewczyny. Dziewczyna z uśmiechem przekroczyła próg firmy i pojechała windą na swoje piętro. Zostawiła swoje rzeczy przy biurku i podeszła do blondyna. Chłopak pochłonięty pracą nie zauważył pochylającej się nad nim brunetki.

- Harry, mogę ci zająć chwilę? – Dłoń dziewczyny równocześnie z wypowiedzianymi słowami powędrowała na ramie chłopaka, uświadamiając go o swojej obecności. Błękitnooki wyrwał się z pracoholicznego transu i spojrzał na przyjaciółkę. Jego usta ułożyły się w uroczy uśmiech tworząc lekkie dołeczki na policzkach.

- Coś się stało Lilly?

- Nie do końca. – Dziewczyna podrapała się odruchowo po policzku. W towarzystwie chłopaka była lekko spięta. – Za cztery dni masz urodziny, pomyślałam, że mogła bym cię zabrać w pewne miejsce. – Odparła z uśmiechem i lekkim rumieńcem na policzkach

- O, miło że pamiętasz. Pewnie. Po pracy będziesz mogła porwać mnie gdzie tylko zechcesz. – Po wypowiedzeniu słów odwrócił się z powrotem do monitora komputera, a cała jego uwaga ponownie poświęciła się biurowym dokumentom. Tak, dzięki wykształceniu, zamiłowaniu do nauki oraz perfekcjonizmu Harry był idealnym pracownikiem.

Dziewczyna wiedziała, że rozmowa jest już skończona i nie odzyska tak pożądanego zainteresowania blondyna.

Może dziś nie jest na to gotowy. Na pewno jutro odwzajemni moją miłość – Pomyślała, i zostawiła mężczyznę samego z jego pracą. Sama zajęła się swoimi obowiązkami, jednak w towarzystwie Harrego nie było to najprostszym zadaniem. W jego obecności kwitnące w płucach dziewczyny kwiaty przypominały o sobie znacznie częściej niż w samotności. Kaszel z każda minutą nasilał się, a towarzyszące mu rośliny w coraz większych ilościach opuszczały płuca dziewczyny. Dziewczyna była zmuszona kilka razy opuścić biuro by w jakiś sposób zapanować nad kaszlem.
Tak mijał jej każdy dzień w pracy – powoli z rozszywającym bólem w płucach, uporczywym kaszlem połączonym z kwiatami i uczuciem pustki, którą mógł zapełnić tylko Harry.

Długo po północy drzwi od mieszkania Lilly otworzyły się, a ona sama wtoczyła się do mieszkania. Była zmuszona zostać w pracy dłużej by zrealizować wszystkie planowane zadania i mieć pewność, że w dniu urodzin Harrego będzie mogła wyjść punktualnie aby zabrać mężczyznę po pracy w tajemnicze miejsce. Nie była pewna, czy spodoba mu się tam ale wiedziała jedno – musi mu to pokazać. Zrzuciła ze stóp buty i poczłapała do sypialni. Mały pokój urządzony w białym i pistacjowym kolorze z pastelowymi dodatkami sprawiał wrażenie przytulnego gniazdka rodzinnego. Było to mylące wrażenie, gdyż oprócz wspomnianej dziewczyny i jej ukochanych kwiatów nikt inny tu nie mieszkał. Duże łóżko wykonane z białego drewna, pokrywała puchata zielono-biała kołdra we wzorki i dwie poduszki o tym tych samych poszewkach co przykrycie. Mebel o tak późnej porze kusił Lilly niczym diabeł Ewę w raju. Ach, natura kobiet chyba nie zmieniła się od tamtego czasu bo dziewczyna uległa niemym wołaniom i rzuciła się na łóżko. Nie zdejmując biurowych ciuchów zatopiła się pod kołdrą i pozwoliła swoim powiekom zasłonić już i tak ledwie widoczny krajobraz. Zasnęła z myślą, że jutro Harry wyzna jej miłość. Wraz z ostatnią myślą o chłopaku z jej ust wydobyło się ostatnie kaszlnięcie tego dnia a wraz z nim suche usta opuścił pąk białej róży poplamionej delikatnie krwią.

Kolejny dzień zaczął się dla Lilly fatalnie. Nie dość, że spóźniła się do pracy i musiała słuchać uwag dyrektorki, to jeszcze nie wzięła śniadania z domu i musiała chodzić głodna. A każdy wie, że głodna kobieta, to drażliwa kobieta. Najgorsze jednak było to, że Harry miał dziś ważne spotkanie w innej firmie i dziewczyna nie mogła go zobaczyć, w końcu jak Harry ma wyznać jej uczucia jeśli nie może się z nią spotkać?! Wieczorem zrozpaczona i opatulona szarym włochatym kocem siedziała na szerokiej sofie w jednej dłoni trzymając paczkę ciastek, a w drugiej pilota od TV przełączając uporczywie kanały w celu znalezienia programu, który wpasowałby się w jej humor. Nim się spostrzegła na zegarze dochodziła godzina dwudziesta trzecia, zniechęcona do przejścia do sypialni zasnęła na kanapie przed telewizorem.

O poranku, nastrój brązowowłosej wcale się nie poprawił. Wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej. Obudziła się długo przed budzikiem przez niewyobrażalne bóle brzucha. Odczuwając zbliżające się wymioty pobiegła do łazienki. Z jej ust wydobywał się wodospad zakrwawionych kwiatów. Osłabiona, klęcząc przy muszli toaletowej spędziła tak większość przedpołudnia. Dopiero późnym popołudniem dziewczyna mogła odetchnąć spokojnie. Jednakże jej spokój zakłócała myśl o pracy i jutrzejszym dniu. Wiedziała, że jutro czeka ją ciężki dzień w pracy, w końcu nie było jej w pracy, a ona nikogo nie poinformowała o przyczynach swojej nieobecności. Jej myśli o tym jak mogła by uniknąć zostania po godzinach pracy przerwał dźwięk telefonu dochodzący z sypialni. Lilly wstała i na chwiejących się nogach przebyła drogę pomiędzy łazienką a jej sypialnią. Miała wrażeni, że te kilka metrów jakie przeszła pomiędzy pomieszczeniami było dla niej maratonem. Bez spoglądania na wyświetlacz kto się do niej dobija, odebrała telefon.

- Moor! Co ty sobie wyobrażasz! – Do uszu pozbawionych wszelkich chęci do życia dziewczyny dotarł dobrze znany jej głos. Tak głośny, tak irytujący i tak znany - krzyk jej szefowej. – Co to za olewanie pracy?! Jeżeli myślisz, że ci to ujdzie na sucho, to jesteś w błędzie! – Starsza kobieta po pięćdziesiątce wykrzykiwała swoją opinię o karygodnym zachowaniu podwładnej i o konsekwencjach z jakimi może się liczyć. Na co dzień była zamkniętą i nawet miłą kobietą, jednak jeśli ktoś ją zdenerwował zamieniała się w istnego demona.

- Najmocniej przepraszam pani Montgomery, ale od rana mam straszne problemy żołądkowe. Obiecuję, że pojutrze wszystko odpracuję. – Głos Lilly był cichy i nawet rozwścieczona Montgomery usłyszała ukrywające się cierpienie.

- Och. Cóż, w takim przypadku rozumiem powód twojej nieobecności. – Ton jej głosu diametralnie się zmienił –teraz był delikatny i lekko zakłopotany. – Mam rozumieć, że jutro też nie przyjdziesz?

- Nie, jutro będę. Niestety nie mogę zostać dłużej w pracy. – Odparła, zmęczonym głosem. Dziewczynę zaczął męczyć uporczywy kaszel, a z nim z jej ust wydobywały się płatki kwiatów. Szefowa szybko zakończyła rozmowę, czując, że dłuższa konwersacja przysparza Lilly cierpienie. Osłabiona kaszlem i wydobywającymi się z jej płuc kwiatami, Lilly zasnęła na podłodze w łazience.

Dwudziesty pierwszy marca zaczął się o wiele przyjemniej. Zero kaszlu i niechcianych kwiatów, jedynie lekkie bóle kości po nietypowej pozycji w jakiej dziewczyna spała. Z lekkim uśmiechem na twarzy Lilly założyła czerwoną sukienkę sięgającą do kolan o trapezowym kroju, dobrała do niej czarne szpilki i w tym samym kolorze torebkę. Włosy związała w niechlujnego koka i podkreśliła oczy tuszem do rzęs. Gotowa opuściła mieszkanie. Dziś postanowiła wybrać się do pracy taksówką aby być przed czasem. Gdy zapłaciła należną sumę za kurs kierowcy udała się do biura. Zajęła swoje miejsce przy biurku i zabrała się do pracy spoglądając co jakiś czas na Harrego. Mężczyzna jak zawsze miał na sobie dopasowany granatowy garnitur i lekko potargane włosy. Pogrążony był w swojej pracy, nie zwracał uwagi na otaczających go współpracowników, ograniczając kontakty jedynie krótkiej rozmowy z panią Montgomery w jej gabinecie na temat sporządzonej dokumentacji. Te osiem w pracy minęły Lilly nadzwyczaj szybko i spokojnie, gdyż od momentu opuszczenia mieszkania ani razu nie kaszlała i nie wypluwała kwiatów. Czuła się fantastycznie, tak jakby to dziś Harry miał wyznać jej miłość. Myśl ta tylko mnożyła uczucie szczęścia dziewczyny.

Punktualnie o szesnastej, dwójka przyjaciół wyłączyła komputery i opuściła biuro zmierzając ramię w ramię w kierunku windy.

- Tooo, gdzie mnie porywasz? – Pierwsze słowo mężczyzna przeciągnął jakby chciał dodać tajemniczości swojej wypowiedzi.

- Niespodzianka! – Zadowolony głos brunetki wypełnił małą windę.

- No nie bądź taka tajemnicza. – Na twarzy blondyna pojawił się uroczy uśmiech i dołeczki, przez które dziewczyny mdlały, a już napewno Lilly.

- Nie, inaczej to nie będzie niespodzianka. A teraz się pośpiesz i chodź. – Pociągnęła chłopaka za nadgarstek. Wyszli z budynku żegnając po drodze strażników. Zamówiona wcześniej przez Lilly taksówka już czekała na nich. Zajęli miejsca na tylnej kanapie. Dziewczyna podała kierowcy adres. Harry na wiele sposobów próbował wyciągnąć od przyjaciółki jakiekolwiek informacje dokąd jadą, gdyż podany przez nią adres, nic mu nie mówił. Lilly ze stoickim spokojem odpowiadała „"niespodzianka" lub "zobaczysz na miejscu". Podróż autem strasznie się dłużyła Harremu, podobnie jak i Lilly, która wiedziała, że przy sprzyjających warunkach dojazd trwać miał około dwóch godzin. O tej porze ulice Los Angeles były zakorkowane i samo wydostanie się z miasta aniołów trochę zajmowało czasu.
Nim się spostrzegli, usnęli oboje ze zmęczenia. Miało to swoje plusy, podróż minęła im szybciej.

Gdy słońce żegnało już dzień wysiedli z auta w jakiejś starej wiosce. Stan budynków i panujące pustki na ulicy oraz gąszcze wszechobecnej roślinności, sugerowało, że nikt tu nie mieszka.

Oby mu się spodobało. Nie, na pewno mu się spodoba. – Myśli kłębiły w głowie dziewczyny. Nie była pewna reakcji chłopaka. - Może, Harremu tu się nie spodoba i będzie zawiedziony? A może uzna mnie za dziwaczkę i nie będzie chciał mnie znać?

Mężczyzna, zaś nie wiedział co się dzieje. Przyjaciółka zabrała go do opuszczonej wioski opanowanej przez roślinność? Scena niczym z Horroru, a panujący mrok, który z każdą minutą przybierał na sile i nadawał upiornego klimatu.

- Jesteśmy. – Oznajmiła dziewczyna z dumą stając przed dużym murem obrośniętym bluszczem i kwiatami. Gdy spojrzała na przyjaciela, a na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Jego twarz wyrażała zdziwienie i niezrozumienie. Dziewczyna odsłoniła kawałek muru ukazując zakryte przez rośliny przyjście. Harry niepewnie spojrzał na przyjaciółkę, a ta zachęciła go tylko gestem dłoni do przejścia. Mężczyzna wziął głęboki wdech i jak na faceta przystało bez okazywania strachu przeszedł na drugą stronę muru, spodziewając się wszystkiego. Wszystkiego ale nie tego co zobaczył.

Duży ogród, ogrodzony ze wszystkich stron wysokim, obrośniętym bluszczem murem. Zielona pachnąca trawa sięgała do połowy łydek, a pośród niej rosły najróżniejsze kwiaty o niewyobrażalnej gamie kolorów. Na środku ogrodu znajdowała się mały stawik otoczony kamieniami obrośniętymi mchem i kwitnącymi drzewami. Całości uroku dodawały małe papierowe latarnie ustawione pośród trawy w różnych miejscach. Jednym słowem ten ogród wyglądał tajemniczo i magicznie, a swym pięknem urzekł nawet sceptycznego Harrego – na którym takie rzeczy nie robiły wrażenia.

- I co uważasz? – Dziewczyna stanęła obok przyjaciela z zachwytem oglądając swój mały ukryty przed wszystkimi ogród.

- Wow. Tooo, jakby ci to... – Mężczyzna nie mógł znaleźć odpowiednich słów na opisanie tego co widzi. Znał najtrudniejsze słowa lecz żadne nie oddawało wystarczająco piękna tego miejsca. Dziewczyna zaśmiała się na jego reakcję. Pierwszy raz widziała, jak ten wykształcony i elokwentny mężczyzna nie mógł znaleźć słów.

- Mam nadzieję, że będziesz odwiedzać mój ogród. – Przerwała panującą ciszę, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Oczy stały się smutne i pozbawione tego blasku, który gościł w nich od początku rozpalenia miłości do Harrego.

- Oczywiście. Na pewno nie raz przyjedziemy tu razem. – Odparł zadowolony pomysłem mężczyzna.

- Nie Harry, ja już stąd nie wyjdę. Dlatego powierzam ci to miejsce. – Po tych słowach dziewczyny chłopak spojrzał na nią zdziwiony i ujrzał jej smutną minę. Nie rozumiał o co chodzi, jak to ona tu nie wyjdzie? Od kiedy ma ten ogród? – Zresztą to teraz nie jest istotne! – Na twarzy Lilly ponownie zagościł łagodny uśmiech. Wyjęła z torebki biała kopertę, na awersie której było starannie napisane przez dziewczynę imię Harrego.

– Proszę to dla ciebie. Przeczytaj to dopiero w domu, a wszystko zrozumiesz. – Wręczyła kopertę chłopakowi i poszła w głąb ogrodu.

Harry był bardzo ciekawy, co znajduje się w środku koperty, a niezrozumiałe słowa dziewczyny podsyciły jego ciekawość. Szybkim ruchem rozerwał kopertę i wyjął z niej zapisaną kartkę. Na dźwięk rozrywanego papieru Lilly spojrzała przez ramię na przyjaciela. Jej słodki i niewinny uśmiech przerwał ostry napad kaszlu z wydobywającymi się z jej ust coraz to większymi ilościami kwiatów, których Harry nie zauważył, pochłonięty czytaniem treści listu.

- Umierasz. – Te przerażające słowo wydobyło się z jego ust, a oczy z przerażeniem wpatrywały się w dziewczynę.

- Tak, dziwne, że wcześniej nie zauważyłeś. – Odparła, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech przepełniony bólem.

– Wiesz, od kilku lat zastanawia mnie jedna rzecz. Dlaczego ktoś tak mądry i posiadający zdolności analityczne nie zauważył, że cię kocham oraz, że jestem chora. W końcu, kto normalny zwraca kwiatami na okrągło? – Z jej oczu popłynęły łzy. – Nie zauważyłeś czy nie chciałeś zauważyć, że choruję na Hanahaki? – Z każdym słowem, Lilly odczuwała coraz większy palący ból w płucach i coraz więcej pojedynczych płatków opuszczało jej usta wraz z krwią.

- Lilly, ja.. – Nie mógł znaleźć żadnego słowa. Jego przyjaciółka umierała na jego oczach, a on nie mógł nic zrobić.

- Odkąd cię pokochałam robiłam wszystko aby być jak najbliżej ciebie. Zrezygnowałam z marzeń o kwiaciarni, porzuciłam kwiaty i zatrudniłam się w biurze byle być jak najbliżej ciebie. Nie widziałeś we mnie swojej dziewczyny, a porzucone przeze mnie kwiaty zemściły się skazując mnie na kwieciste płuca, które w pierwszy dzień wiosny zgodnie z przepowiednią mają wydać swoje ostatnie tchnienie. Usta dziewczyny drżały z bólu, a z oczu wylewały się łzy mieszając się z krwią spływającą z kącików jej ust. – Mam nadzieję, że zaopiekujesz się tym miejscem, a teraz zostaw mnie, proszę idź już.

Harry nie wiedział jak postąpić. Zastanawiał się czy z nią zostać czy iść? W jego głowie była pustka, był bezsilny. Odwrócił się i wyszedł – zostawił ją w tym ogrodzie umierającą. Drżącymi dłońmi wybrał na telefonie numer i zamówił taksówkę. Gdy tak stał po drugiej stronie muru słyszał, płacz Lilly zagłuszany atakami kaszlu.

Taksówka przyjechała po kilku minutach, które dla Harrego były wiecznością. Nim jednak wsiadł do niej, usłyszał przerażający krzyk pozostawionej w ogrodzie przyjaciółki. Nie myśląc wiele ruszył w jej kierunku. Biegł najszybciej jak potrafił. Wbiegł do ogrodu, nigdzie jednak nie widział Lilly. W panice zaczął jej szukać lecz nigdzie jej nie było. Wszedł w głąb ogrodu i wtedy dostrzegł ją leżącą pośród bujnej trawy. Jej blada skóra była splamiona krwią, a ciało obrastały przeróżne kwiaty – twarz Harrego wyrażała szok gdy dostrzegł, że te piękne rośliny wychodzą z jej ust i rozerwanych płuc dziewczyny. Teraz Lilly stała się częścią tych roślin. Kwiaty, które tak kochała, zabiły ją przez nieodwzajemnioną miłość. Co za ironia, najważniejsze dla niej istoty przyczyniły się do jej unicestwienia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro