štiri

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sylwester w skokach narciarskich rządzi się swoimi prawami. Cała ta gadka z symboliczną lampką szampana to jedna wielka ściema - szampan, owszem, jest, ale w części oficjalnej, z przemówieniami i Trójcą Świętą każdego konkursu. Za czasów Hofera to było chociaż zabawnie. Część nieoficjalna, już bez nagrywek na rolki instagramowe, wyglądała dużo swobodniej - towarzystwo siedziało porozrzucane po sali, rozmawiając, śmiejąc się i robiąc pamiątkowe zdjęcia na użytek własny.

Kraft przysypiał na ramieniu Hayboecka, który dyskutował o czymś z Aignerem. Sam blondyn był lekko zdziwiony postawą swojego najlepszego przyjaciela, który postanowił, że w tym roku wykiwa klątwę Garmisch-Partenkirchen i ograniczy alkohol. Ba, postawił sobie naprawdę poważny warunek - każdy kieliszek powyżej zaplanowanego limitu, to dzień więcej bez Michaela. Wszyscy doskonale wiemy, że kiedy kłócą się na śmierć i życie, to po niecałej godzinie wszystko wraca do normy, bo Stefan nie potrafi nie odzywać się do Hayboecka, a Michi mu odpuszcza, bo wie, że w tym duecie musi być tym mądrzejszym. Cóż... takie kilka dni milczenia mogłoby wyrządzić naprawdę poważną krzywdę we Wszechświecie.

- Nie wierć się tak, bo zaraz naprawdę zlecisz pod stół - westchnął, gdy po raz kolejny łapał Krafta w talii i poprawiał na krześle. - Oprzyj się i śpij. Obudzę Cię przed północą.

Młodszy w istocie wypił mało - na tyle mało, że w tej fazie stężenia alkoholu we krwi, robił się bardziej podatny na sen. I za nic w świecie nie chciał drzemki w pokoju.

- Nie śpię przecież - wymamrotał, tłumiąc ziewnięcie. Hayboeck wzniósł oczy ku niebu, zapewne prosząc o wysokie pokłady cierpliwości na nowy rok.

- Oczywiście - westchnął z irytacją. - Nie chcesz się kimnąć na górze, to zrobimy to po mojemu.

Pociągnął go w dół, Kraft ze zdziwienia aż się przebudził. Głowę położył na swoich udach, reszta ciała leżała na krześle (no i trochę poza) - a że w porównaniu do blondyna, Stefan był sporo niższy, a więc i krótszy - zgiął nogi w kolanach i ułożył się na boku. Sprawa załatwiona.

- Teraz śpij, za godzinę Cię obudzę - nakazał i powrócił do rozmowy z rozbawionym Aignerem, co jakiś czas przeczesując włosy szatynowi.

- Aleś ty władczy - prychnął Stefan, nie mogąc powstrzymać złośliwego uśmiechu. Zamknął oczy i wreszcie poddał się drzemce.

Niektórzy jeszcze żyją w swojej bańce ułudy, że niby skoczkowie to normalni ludzie - przecież uprawiają SKOKI NARCIARSKIE, to już wykreśla ich z tej listy na samym starcie.

Dalej, kanapę okupowała słowiańska familia Słoweńców i Polaków, żywo dyskutując na temat nieszczęsnego kombinezonu najmłodszego Prevca.

- A mówiłem Ci, pierdoło, że zbyt długo go nie zmieniasz - starszy brat posłał mu wszechwiedzące spojrzenie i powrócił do gry w łapki ze Stochem. - Że nie wspomnę o tym ujebanym dupsku. Ta czarna plama wygląda jak po starciu z węglem, gdzieś ty go tak uwalił? Poza tym, przecież masz jeszcze drugi kombinezon, mogłeś go założyć.

- Mogłem, ale ten żółty to mój ulubiony - Domen wzruszył ramionami - Poza tym, ta dyskwalifikacja za wiele nie zmienia. I tak nie jestem w czołówce turnieju, odbiję sobie na lotach.

- Bo się nie starasz - rzucił Lovro, nalewając sobie soku pomarańczowego.

- Co masz na myśli? - Prevc zmrużył niebezpiecznie oczy.

- To, co przed chwilą powiedziałem. Twoja forma kręci gorzej, niż wiatr w Ruce, a ty tak sobie skoczysz od niechcenia i machniesz ręką przy gorszym występie. Gdzie się podział tamten Domen, gówniarz bez zdrowego rozsądku, za to z ogromną wyobraźnią? Jesteśmy z tego samego rocznika, a czasem mam wrażenie, że zdążyłeś się wyskakać jeszcze przed dwudziestką - wyjaśnił ze spokojem, po czym zajął się napojem, pozostawiając towarzystwo w poważnej atmosferze. Młody Prevc wpatrywał się w niego z wyraźnym zdumieniem - Kos odzywał się wtedy, kiedy musiał, bo wolał obserwować i, jak widać, zawsze wyciągał dobre spostrzeżenia.

Domen był trochę leniwy, to fakt - kiedyś nawet przyznał w wywiadzie, że latem nie przyłożył się do treningów, czego skutki były widoczne zimą. Ale ten powód nie był jedynym, wiadomo. Upadki starszego brata odcisnęły piętno także i na nim, zwłaszcza, jeśli jest się ich świadkiem. Zresztą, sam kiedyś też upadł, niegroźnie, bo był to zwykły błąd przy lądowaniu, zagapił się i tyle, ale takie rzeczy, mimo wszystko, zostają w głowie. Sprawiają, że zaczynasz rozsądniej podchodzić do tego sportu - o ile w ogóle istnieje coś takiego, jak rozsądek w skokach narciarskich.

- Co nie zmienia faktu, że wiszę Ci flaszkę, młody, hehehe - niezawodny śmiech Żyły przerwał poważną atmosferę.

- A dostanę ją szybciej niż Morgenstern? - parsknął, za co dostał od brata w ramię. - Ał! A to za co?

- Za żywota - syknął. - Chociaż przy ludziach udawaj, że jesteś dobrze wychowany.

- E no, Pjoter, nie ma spiny, hehehe. Młody dobrze gada - to mówiąc, Piotrek przybił piatkę z Domenem, który w celu pokazania swej dojrzałości, wystawił bratu język. Ten spojrzał na niego z mordem w oczach, a Kamil, korzystając z chwilowej nieuwagi Słoweńca, uśmiechnął się przebiegle i trzepnął go w palce, wygrywając rundę w łapki.

- Hej! Nie za dobrze Ci? - spojrzał na Polaka z teatralnym oburzeniem, nie kryjąc jednak uśmiechu na twarzy. Wystarczy, że nazywasz się Kamil Stoch i potrafisz samym swym istnieniem gasić zły nastrój Petera Prevca.

- Tragedii nie ma, chociaż w łapkach mogę sobie pozwolić na prowadzenie - odwzajemnił grymas, choć w jego głosie dało się wyczuć nutkę goryczy.

Tajemnicza moc sprawcza spowodowała, że w głośnikach wybrzmiała muzyka do Kaczuszek. Peter uśmiechnął się szatańsko i wstał z kanapy, ciągnąc Polaka za sobą. Timi aż uchylił usta ze zdziwienia, bo Prevc na co dzień bawi się w matkowanie reszty ekipy i nigdy w życiu nie zmusiłby się do tańczenia kaczuszek, a na pewno nie na trzeźwo. Anže mimowolnie uśmiechnął się na taki widok i zebrał resztę towarzystwa, aby dołączyli do tańczenia. W rogu sali stali Stephan Leyhe i Andreas Wellinger, którzy nawet nie zwrócili uwagi na zmianę piosenki, w dalszym ciągu tańczyli wolnego, ciągle rozmawiając. Wcześniej leciał jakiś chwytliwy numer George'a Ezry, na dźwięk którego aż zaświeciły im się oczy - cholera wie, może ma dla nich jakąś specjalną wartość. Stefan przebudził się z szybkiej drzemki i oczy prawie wyszły mu z orbit, bo zobaczył, jak Michael wychyla pięć kieliszków wódki, jeden za drugim - wszystko za sprawą Manuela, który zrzędził mu nad uchem od jakiegoś kwadransa, że w tym roku unikał z nim picia i, żeby dobrze zakończyć 2023 i jeszcze lepiej rozpocząć 2024, musi wreszcie się z nim napić. Hayboeck w końcu się poddał i dla świętego spokoju się zgodził, bo nie zamierzał na kolejnych imprezach słuchać jego narzekania. Kto wie, jakie to skutki będzie mieć na jego jutrzejszą dyspozycję.

Do północy pozostało kilkanaście minut.

Lovro poczuł się trochę przebodźcowany i zdecydował się chwilę posiedzieć w swoim pokoju, dlatego ruszył w kierunku korytarza. Daleko nie zaszedł, bo poczuł, jak ktoś łapie go za koszulę.

- Gdzie idziesz? - zapytał Peter.

- Muszę trochę odetchnąć w pokoju, zaraz do Was wrócę - odparł. Jeśli zauważył dziwny grymas Prevca, to go nie skomentował.

- Rozumiem. I dziękuję, wiesz, za to, co powiedziałeś Domenowi. Może wreszcie zrozumie, że nie mówię mu tego samego ze złośliwości. Usłyszeć coś takiego od kogoś spoza rodziny powinno go otrzeźwić - uśmiechnął się, jakby z wdzięcznością.

- Nie ma...sprawy. Miło to słyszeć - również się uśmiechnął i wyszedł z sali.

Odkąd FIS wprowadził zajebisty przepis o kwotach startowych, z ich sześcioosobowej paczki mogło jeździć tylko pięciu. Nie było go na pierwszych konkursach, wszedł za Žigę, któremu trochę spadła forma - było mu smutno z tego powodu, bo złapał bardzo dobry kontakt z Jelarem i teraz czuł się trochę osamotniony. Kochał tych chłopaków całym sercem, mimo tego, że naprawdę urwali się z porządnej choinki, ale żaden z nich nie był nim. Otworzył drzwi do pokoju i zamarł w progu.

- Wow, cóż za entuzjazm! A Domen tak zapewniał, że będziesz krzyczeć z wrażenia jak opętany - roześmiał się, wstając z łóżka.

- Ty...tu...ale jak? - wydusił z siebie blondyn. Pierwsza fala szoku minęła, dlatego ruszył z miejsca i mocno przytulił radosnego Žigę. - Kiedy przyjechałeś? Co ty tu w ogóle robisz?

- Ja, tu, samochodem - odparł żartobliwie. - Jakieś 20 minut temu, dotrzymuję towarzystwa. I nawet mam ze sobą dary - dodał, wskazując na stolik nocny, na którym stały dwa papierowe kubki wypełnione gorącą czekoladą. - Tylko uważaj, bo jest naprawdę gorąca.

Kos poczuł się tak zdezorientowany, że stał przez chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Jelar pstryknął go w nos i uśmiechnął się ciepło. - Tak coś czułem, że takie zbiorowiska nie są w Twoim guście. Chłopaki jeszcze przed TCSem się upewniali, że przyjadę. Podobno tęsknicie.

- Żebyś wiedział - mruknął, sięgając po kubek. Oczywiście się oparzył i skrzywił, czując nieprzyjemny posmak na języku, ale w tamtej chwili nic nie mogło zepsuć jego humoru. Ba, zauważył opartą o ścianę gitarę i rozpromienił się jeszcze bardziej.

- Przywiozłeś gitarę!

- Przywiozłem. Pomyślałem, że miło będzie coś z Wami pośpiewać.

- To...chcesz iść już teraz? Wszyscy są na dole.

- Teraz jestem z Tobą, tutaj - odparł i sięgnął po instrument. Klapnął na łóżko i zaczął go nastrajać. - No, to jakieś specjalne życzenia co do piosenki?

Lovro uśmiechnął się nieśmiało, siadając obok niego. - Sanje. Bardzo ją lubię.

Uwielbiał słuchać gry Žigi na gitarze - była bardzo relaksacyjna i przyjemna dla ucha, a w połączeniu z jego delikatnym głosem, stanowiła naprawdę świetny duet. Mógłby tak siedzieć i słuchać go do końca świata.

Sledi svojim sanjam, verjemi vse to
Ujemi ta trenutek, lažje ti bo
Sanjaj svoje sanje, ne oziraj se nazaj,
ker sreča obišče te še kdaj

Pierwsze fajerwerki rozświetliły ciemne niebo. Na parterze rozbrzmiały okrzyki skoczków informujące o pożegnaniu starego roku. Uśmiechali się do siebie, czując, że jest to zdecydowanie jeden z lepszych momentów do zapamiętania w ich życiu.

- SIEMA, SŁODZIAKI WY MOJE! - do pokoju wpadł Lanišek. - KONIEC TYCH CZUŁOŚCI, WSZYSCY MUSZĄ ODTAŃCZYĆ LAMBADĘ NA DOBRY POCZĄTEK ROKU, SIMON AMMANN PROWADZI! A PÓŹNIEJ BELGIJKA!

To było bardzo szybkie. Chłopcy wymienili się spojrzeniami i wybuchnęli gromkim śmiechem, zbierając się do wyjścia.

- Szczęśliwego Nowego Roku, Lo.

- Szczęśliwego Nowego Roku.

///

Jezu, wreszcie to skończyłam xD zmieniałam koncepcję chyba z 5 razy i nie wiem czy wygląda to dobrze, ale uważam że nie jest złe

Dużo zdrówka i radości w nowym roku, kochani!!!❤️

Wasza KDP

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro