osem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Timi nakrył się kołdrą aż po same uszy, jakby to miało cokolwiek pomóc, ale nie minęło nawet pół minuty, a odrzucił ją za siebie wyraźnie zirytowany, po czym usiadł na łóżku, przecierając twarz. Za jakieś 10 godzin startuje drużynówka, a on, zamiast się porządnie wyspać i zregenerować, aby poprowadzić chłopaków do zwycięstwa, przeżywa ten cholerny brąz, jakby zamiast medalu, wylądował na 80. metrze i spadł na ostatnie miejsce.

Oczywiście, że cieszył go medal, tylko głupi nie cieszyłby się z tytułu bycia trzecim najlepszym lotnikiem na ŚWIECIE. Problem leżał w rozumowaniu - cieszysz się z brązu jak dziecko, kiedy skaczesz z dalszego miejsca w tabeli, kiedy nie odczuwasz żadnej presji i wtedy dajesz z siebie 110% - wtedy taki brąz smakuje niemalże jak złoto. Kiedy jednak to ty kończysz konkurs, przy Twoim nazwisku widnieje ta cholerna jedynka, jest inaczej - większość ludzi jest pewna, że to obronisz i zostaniesz mistrzem świata.

I wtedy zawodzisz. Zjebałeś na tyle, żeby przez kilka sekund wstrzymać oddech z powodu liczenia punktów, bo jeszcze okazałoby się, że Twój wynik nie starczyłby nawet na obronienie pudła. Pieprzony wiatr, pieprzeni organizatorzy, pieprzona Kulm.

Czuł dotyk chłopaków z drużyny na swoich ramionach, słyszał szepty pocieszenia, ale w tamtej chwili nie miał siły nawet na oszukany uśmiech. Zawiódł.

Po dekoracji, standardowo odbyło się małe afterparty. Jeśli Słoweniec miał być szczery, to w tamtym momencie nie miał ochoty na żadne świętowanie, tylko zakopanie się w pościeli i pójście spać. Tylko w takim wypadku na pewno poszłaby plota, że ten medal wcale go nie cieszy. Czasem miał wrażenie, że część skoczków wciąż widzi w nim tylko tego chłopaka, który rozpoczął totalną apokalipsę w swoim związku narciarskim, publicznie zarzucając niekompetencję głównemu trenerowi. Nie skłamał - Bertoncelj na przestrzeni lat jakby stracił motywację do trenowania zespołu. Jego poprzednik nakręcił Petera Prevca jak pozytywkę, ale po pewnym czasie nie przestawał naciskać. Chciał więcej i więcej, mimo widocznego zmęczenia najstarszego z braci. Każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że sukcesy nie trwają wiecznie. Kadra słoweńska nie osiągała wyników, Janus miał kosę z Robertem Kranjcem, aż wreszcie został zastąpiony ówczesnym trenerem juniorów, Gorazdem Bertonceljem. Może i był efektywny - osiągnął całkiem przyzwoity dorobek medalowy z tymi chłopakami, ale efektywność nie zawsze oznacza dobro. Trenerzy pragną sukcesów swoich podopiecznych, to przecież oczywiste - ale tu historia zataczała koło, jak w przypadku Gorana Janusa - osiągać jak najwięcej, pomijając przy tym samopoczucie zawodników. Timi i tak nigdy nie złapał z nim dobrej relacji, co miał do stracenia? Tylko lub aż, miejsce w kadrze, która aktualnie przechodziła spory kryzys. Nie żałuje tej decyzji do dziś.

Zamrugał kilkukrotnie powiekami, powracając do rzeczywistości - skoczkowie siedzieli rozrzuceni po sali, dzieląc się na nacje. Wypatrzył siedzących na kanapie Krafta i Hayboecka - Stefan sprawiał wrażenie lekko podpitego, bo praktycznie siedział na blondynie, opowiadając mu coś ze śmiechem. Michael, jak przystało na prawdziwego kumpla na dobre i na złe, zamówił mu szklankę coli, bez grama alkoholu - drugi z Austriaków niespecjalnie zauważył różnicę, na całe szczęście. Przyzwyczaił się do myśli, że raczej będzie go niósł do pokoju, dlatego dobre cztery razy posłał Manuelowi mordercze spojrzenie, gdy ten zbliżał się w ich stronę z procentami. Czy oni wszyscy zdążyli zapomnieć o jutrzejszym konkursie drużynowym?

Trochę dalej siedzieli Stephan z Andreasem - Wellinger opowiadał mu o czymś wyraźnie ożywiony, a Leyhe mógł dzięki temu oddać się swojemu ulubionemu zajęciu - bezkarnie wgapiać się w blondyna jak w ósmy cud świata i posyłać mu swój stuwatowy uśmiech, przeznaczony wyłącznie dla niego.

Poczuł dotyk na ramieniu - Domen ścisnął go w pokrzepiającym geście, podając kubek grzanego wina. Uśmiechnął się nadzwyczaj uczuciowo i powiedział:

- Dla nas wygrałeś.

Podniósł się z materaca i poszedł do łazienki. Przemył twarz zimną wodą - rzeczywiście mądre posunięcie, idealne na zaśnięcie. Wrócił do łóżka i, owijając się kołdrą, usiadł, opierając się plecami o ścianę. Ta cisza była nie do zniesienia - pokoju nie dzielił z nikim, w końcu pojechała ich piątka - Lovro z marszu zaklepał Žigę, gdy dowiedział się, że jedzie w zastępstwie, a Prevcowie, lekko zdziwieni prośbą Timiego, zgodzili się wziąć wspólny pokój. Sam Zajc zdecydował się wziąć jedynkę. Na co dzień chłopaki mieszali się między sobą, jeśli chodziło o zakwaterowanie - każdy miał ze sobą naprawdę dobry kontakt, w końcu spędzali ze sobą sporą część życia. Nie ważne, jak dobraliby się do pokoi, dobra zabawa zawsze szła w parze. No i okazjonalnie jakieś odpały stulecia, bo to przecież Słoweńcy. Ale tak bez Anže... jakoś dziwnie.

Dostał mnóstwo gratulacji od przyjaciół i rodziny, w tym jedną od kontuzjowanego Laniška. Może i był to zwykły zlepek słów, ale dla Timiego miał bezcenną wartość.

"Teraz może boleć, dla mnie jesteś złoty, Timi"

Wrócił myślami do turnieju w Polsce - ostatni przystanek, Zakopane. Nie wystartował w niedzielę z powodu gorączki, nagłej i niespodziewanej. Anže załatwił dla niego dodatkowy koc, przynosił herbatę z cytryną i pilnował, żeby Zajc ciągle się nawadniał. Sprawdzał temperaturę, poszedł po kadrowego lekarza. Dzięki niemu, Timi czuł się na tyle przytomnie, żeby wrócić do domu i wyleczyć się do Mistrzostw Świata w Lotach. W środę odbywali w Planicy ostatnie treningi przed wyjazdem do Bad Mitterndorf. Lanišek skakał jako ostatni, pozostali czekali na niego na zeskoku, by wspólnie udać się do szatni. Czasem bywa w takich chwilach coś, co powoduje, że do tej szatni nie wracają wszyscy, tak jak w tym przypadku.

Anže upadł, zakłuło go w kolanie, przewrócił się i sturlał po zeskoku, chowając twarz w dłoniach. Skoczek podświadomie czuje takie rzeczy - niekiedy skończy się tylko na otarciach i siniakach, bez problemu startujesz w następnych konkursach, a innym razem...

Wszyscy do niego podbiegli, Peter klęknął i jedną ręką złapał go za bark, drugą unieruchomił udo. - Nie wstawaj.

Domen ze stresu zaczął wyłamywać sobie palce, Lovro wpatrywał się w Laniška z niewyraźną miną, a Timi sam nie wiedział, czy lepiej się rozpłakać, czy zacząć na niego krzyczeć. Co za niedpowiedzialny idiota! Na co mu była tak wysoka belka?! I to tuż przed tymi cholernymi mistrzostwami!

Zabrali Anže na badania, chłopaki w wyraźnie pogorszonych nstrojch ruszyli do szatni. Nikt nawet nie rzucił jakimś rozluźniającym żartem, bo ta robota zwykle należała do Žaby. Nie musieli długo czekać na informacje - Gašpar przekazał im, że Słoweniec zerwał więzadło poboczne i czekają go dobre 2 miesiące przerwy, ale na szczęście obędzie się bez operacji. Pokiwali głowami, a Peter, najmniej ekspresyjny członek w kadrze, zamachnął się i z całej siły uderzył pięścią w metalowe szafki. Dźwięk poniósł się echem po pomieszczeniu, a Domen aż podskoczył, mordując go wzrokiem.

- Uspokój się, do cholery!

Starszy z braci również posłał my stalowe spojrzenie, które może i działało na młodego w dzieciństwie, ale teraz nie robiło już na nim żadnego wrażenia, dlatego stali tak jeden naprzeciw drugiego, czekając, który z nich pęknie pierwszy.

- Obaj się uspokójcie, nie macie po piętnaście lat - warknął Lovro, pakując sprzęt. - W taki sposób na pewno mu nie pomożemy.

- A niby w jaki sposób jakkolwiek mu pomożemy? - wtrącił zirytowany Zajc. Cała ta sytuacja zaczynała go przerastać, a jego mental wolał o pomstę do nieba.

- Tak, jak to się robi w takich przypadkach, wsparcie mentalne.

Peter westchnął, siadając na ławce i nerwowo przeczesał włosy. - Przepraszam.

- Wszystko gra - Kos wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Domenem. - Poczekamy z Timim pod skocznią.

Kiedy bracia zostali sami, młodszy zajął miejsce obok starszego, pytając cicho:

- Lepiej już?

- Niezbyt - Pero odchylił głowę. - Po prostu...ugh, nie lubię takich niespodzianek jak ta z Anže.

- A kto lubi - parsknął, dając mu braterskiego kuksańca w bok. Starszy z rodzeństwa spojrzał na Domena, unosząc lekko kąciki ust. - Dzięki, że mnie hamujesz. Jako kapitan to raczej ja powinienem sprawować nad Wami pieczę.

- Jesteśmy drużyną, big bro. Nieważne w jak wielkim syfie znaleźlibyśmy się, zawsze z niego wyjdziemy. Razem.

- Coś ty się taki mądry zrobił?

- Mam kilka wzorów do naśladowania.

Wymienili się uśmiechami - Peter zarzucił mu swoją rękę na szyję i zagarnął do siebie, trąc mu energicznie włosy,  w akompaniamencie jego oburzenia. Spojrzał na niego i zobaczył tego małego dzieciaka, który zawsze jako pierwszy czekał na niego przy drzwiach, gdy ten wracał z konkursów. Domen był jego fanem numer jeden. Chciał skakać tak jak on, być najlepszy tak jak on i oczywiście stanąć razem z nim na podium. Wykreował własną ścieżkę w świecie skoków, ale miał za wzór niezwykle ważną i podziwianą osobę, bez której wyglądałoby to zupełnie inaczej.

Timi pustym wzrokiem wpatrywał się w wiadomość, na którą wciąż nie odpisał. Każde słowa, jakie przychodziły mu do głowy,  wydawały się być zbyt płytkie, zbyt zwyczajne. Byłoby najlepiej, gdyby Anže był z nimi tutaj, w Bad Mitterndorf. Wtedy żadne słowa nie byłyby potrzebne, tylko sama obecność. A może wtedy w ogóle byłoby inne podium, problem rozwiązany.

"Chciałbym, żebyś tu był" - była czwarta nad ranem, zanim komórki mózgowe zdążyły ogarnąć, co właśnie odesłał jako odpowiedź, było za późno. Timi miał zamiar kliknąć enter, żeby dopisać podziękowania, ale zaspany wzrok skierował na ikonkę strzałki, no i poszło. Całe szczęście, że można kasować wiadomości, Anže przynajmniej nie będzie mieć kolejnego pretekstu do żartowania.

To była jedna z tych dziwniejszych relacji. Kilka lat wcześniej zdawali się mocno ze sobą trzymać, ba - prowadzili nawet wspólne konto na Instagramie (najwierniejsi fani wciąż czekają na reaktywację), cenili sobie wspólne towarzystwo, jak zresztą cała kadra - chyba tylko Bóg jeden wie, jakim cudem skrzyżował ścieżki tak różnych osób i wstawił ich do jednej drużyny, ale jakby nie patrzeć, zadziałało. Świata poza sobą nie widzieli.

Od pewnego czasu, Timi i Anže przestali nosić miano słoweńskich papużek. Czasem dzielili pokój na zawodach, spędzali ze sobą czas podczas posiłków i grupowych wyjść. Po tamtym konkursie, w którym trener z Zajcem spektakularnie wychujali Laniška na 0,1 punktu, przez kilka dni ich relacje były dosyć... zabawne, z punktu widzenia osoby trzeciej. Na szczęście był to koniec sezonu, chłopaki mogli przez kilka dni od siebie odpocząć.

Przetarł twarz dłońmi i z powrotem skierował uwagę na ekran telefonu, czując, jak krew odpływa mu z twarzy. Normalni ludzie zazwyczaj śpią o tej porze. Timi Zajc do normalnych może nie należy, ale ale zwykle również wtedy śpi, zwłaszcza, gdy nie przeżywa straty złota. Anže Lanišek teoretycznie też powinien spać, ale wyjątkowo wolał doprowadzić młodszego do zawału, odpisując na wiadomość.

"Czy w ten sposób uratowałbym Cię od widma bezsenności? Dziś drużynówka, powinieneś się wyspać, młody"

"Chciałbym, ale jak widzisz, na razie jest to niemożliwe. A ty, dlaczego nie śpisz?"

"Przeciwbólowe przestały działać i kolano dało o sobie znać, musiałem wziąć następną dawkę. A ty jak się czujesz?"

"Kurewsko zmęczony. Najchętniej przespałbym najbliższy tydzień. Mam nadzieję, że nie męczysz tego kolana, nie?"

Anže wyświetlił wiadomość, ale kiedy po minucie nie odpisywał, Timi ziewnął i ułożył się wygodnie na łóżku, po czym ponownie dostał zawału, widząc nadchodzące połączenie od starszego Słoweńca.

- Ty to jednak jesteś jebnięty - stwierdził Zajc, przykładając telefon do ucha.

- Zanudziłbyś się beze mnie, słoneczko - usłyszał w słuchawce znajomy głos, przez co od razu się uśmiechnął. - Jak wrócę do Pucharu Świata, zacznę wozić opakowanie herbaty rumiankowej, tak na wszelki wypadek. Sam jesteś w pokoju?

- Prawdziwy książę z bajki - parsknął Timi, wzdychając przeciągle. - Tak, mam jedynkę. Nudno tu trochę bez Ciebie.

- Oh, serio? Miło mi to wreszcie słyszeć - odparł z przekąsem. - Ledwo pierwszy weekend beze mnie, a ty już cierpisz, jak zamierzasz wytrzymać następne miesiące?

- Świetne pytanie - ziewnął. - Nawet jeśli nie pozwolą Ci wystartować w Planicy, mam nadzieję, że będziesz tam chociaż jako kibic.

- Pytasz głupio. Zostanę Waszym tymczasowym serwismanem - zaśmiał się cicho, na co Zajc uniósł kąciki ust.

- Zbieraj doświadczenie, to przynajmniej będziesz mieć gwarantowaną robotę po zakończeniu kariery.

- Już mi karierę kończysz, gówniarzu? Czekaj no, tylko wrócę, jeszcze Ci się odmieni i zatęsknisz za byciem w pojedynkę. A tak na poważnie, pokaż im wszystkim w drużynówce, jaki błąd popełnili, uważając, że mentalnie nie dałeś rady. Obrońcie tytuł i sprzątnijcie im to złoto sprzed nosa, złociutki.

- Naprawdę wierzysz w to, że tym razem nie zepsuję? - westchnął.

- Tym razem? Przecież oszukali Cię na warunkach! Dla swojego mogliby poczekać i pół godziny, ale sąsiadowi to już niełaska - prychnął. - Posłuchaj mnie, Timi. Nie pozwól sobie wmówić, że to ty nie dałeś rady. Może nie mówię Ci tego na poważnie, bo zazwyczaj towarzyszy przy tym śmiech, temat szybko się zmienia, kiedy spędzamy czas całą drużyną, ale wiedz, że mówię to w stu procentach na poważnie. Cholera, wyjebałeś Gorazda! Ty, najmłodszy w kadrze, ryzykowałeś całą swoją karierę, a zobacz, co później osiągnąłeś!

Timi zacisnął powieki, próbując powstrzymać łzy. Zapowiadał się świetny dzień - przez pół nocy nie mógł zmrużyć oka, a teraz płacze do telefonu, bo kolega powiedział mu coś miłego. Jezu Chryste.

- Żałuję, że mnie tam z Wami nie ma - dodał po chwili ciszy.

Zajc odchrząknął i pociągnął nosem, licząc, że Anže tego nie usłyszy. Usłyszał.

- Ja też - szepnął markotnie.

- Wiesz, że jak byłem mały, skoczyłem z drzewa z otwartym parasolem? - zagadnął ze śmiechem, chcąc go rozweselić.

- Co? Nie wierzę, że byłbyś tak głupi - parsknął Timi.

- Miałem sześć lat, wypraszam sobie! - żachnął się. - Inspektor Gadżet tak robił i nic mu nie było, a dzieci lubią naśladować takie sytuacje.

- I co, panie gadżecie,  wylądowałeś?

- Tak, w szpitalu z wybitym barkiem.

Anže opowiedział Timiemu kilka innych zabawnych historii rodzinnych, aż wreszcie usłyszał to, czego chciał - ciche pochrapywanie Słoweńca.  Uśmiechnął się, przetarł twarz dłonią i szepnął: "Dobranoc, Zajči", klikając czerwoną słuchawkę. Teraz mógł ze spokojem wrócić do spania.

Budzik zadzwonił zdecydowanie za szybko. Nieprzespane godziny dały mu trochę we znaki, ale i tak czuł się o wiele lepiej, niż wczoraj. W dodatku śniła mu się rozmowa z Anže, bo raczej niemożliwym było, żeby Lanišek był przytomny nad ranem...prawda?

Sięgnął po telefon, wszedł w spis połączeń i...lekko go zmroziło. Ponad półgodzinna rozmowa o czwartej nad ranem. Czyli Anže naprawdę do niego zadzwonił? Rozmawialiśmy tyle czasu? Timi nie pamiętał momentu zakończenia, czy to możliwe że udało mu się zasnąć...?

Dalszy kalejdoskop myśli został przerwany przez wtargnięcie drużyny do jego pokoju. Žiga wpadł pierwszy, naśladując typowego gitarzystę ze swoim ukochanym instrumentem w dłoni, tuż za nim szedł Lovro, niosąc tackę z pięcioma filiżankami parującej herbaty, a korowód kończyli bracia Prevc ze śniadaniowym prowiantem.

- Co wy robicie? - zapytał zszokowany i rozbawiony jednocześnie Timi, rozbudzając się na dobre.

- Przyszliśmy zjeść wspólnie śniadanie - wyjaśnił Domen, stawiając rzeczy na stolik. - Wiesz, w starej dobrej szóstce, na miłe rozpoczęcie dnia i nastawienie na konkurs.

- Szóstce? - zmarszczył brwi. Prevc włączył komórkę i oparł ją o butelkę wody, uruchamiając połączenie wideo z Laniškiem, który uniósł w górę kubek z kawą, uśmiechając się szeroko. - Cześć, młody.

Chyba można się domyślić, która drużyna stanęła na najwyższym stopniu podium.

///

No siema
Został mi ostatni egzamin więc wreszcie miałam czas żeby skończyć shota którego planowałam już od mśwl, no ale wiecie, siedziałam od poniedziałku do czwartkowej nocy prawie płacząc nad scsem, żeby w piątek rano prawie się popłakać ze szczęścia, bo dostałam 5 z tego durne egzaminu, więc juhu!

Właśnie skończył się konkurs w Willingen, moja szczera reakcja na to: IKS DE (watch me jak tworzę z tego shota bo tu jest złoty kontent i potencjał)

Wasza KDP❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro