pet

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wesoły bus pełen niemieckich zawodników minął zjazd do Werfen, skąd już tylko kilka kilometrów dzieliło ich od ostatniego przystanku Turnieju Czterech Skoczni - malowniczego Bischofshofen. Trener drzemał na przodzie autokaru, a siedzący obok niego zastępca skupił się na rozwiązywaniu krzyżówek.

- Trzydzieste urodziny to nie byle impreza! Takie rzeczy obchodzi się raz w życiu!

- Zobaczymy, co powiesz, jak Ci stuknie sześćdziesiątka. "Chłopaki, przecież to jak trzydziestka, tyle, że podwójna!"

- Ej, dobre!

Trwała dyskusja na temat okrągłej trzydziestki Karla z zeszłego roku. Geiger do tej pory ze śmiechem wspominał godne zapamiętania przyjęcie-niespodziankę, które wyprawili mu koledzy z drużyny. Gdyby go zapytać, co pamięta z tamtej imprezy, odpowiedziałby trzy najistotniejsze wspomnienia:

a. tona alkoholu,

b. te pyszne babeczki upieczone przez Andreasa,

c. owinięty firanką Markus, śpiący w wannie.

- Hej, Stephan! - Karl odwrócił się do tyłu, gdzie siedzieli Leyhe i Wellinger. Młodszy przysypiał na jego ramieniu, dzielnie walcząc z opadającymi powiekami. Stephan zsunął słuchawki na szyję, pokazując w ten sposób, że słucha - Co robimy w piątek?

- Prezentujemy jakikolwiek poziom w kwalifikacjach...? - uniósł brew, na co Philipp parsknął śmiechem, a zmieszanie na twarzy Karla tylko spotęgowało rozbawienie. Pius, siedzący po drugiej stronie, uśmiechnął się pod nosem i wrócił do czytania książki.

- No przezabawne - Geiger przewrócił oczami. - Chodzi mi o Twoje urodziny, głuptasku. Widać już ten wiek, demencja nie oszczędza nawet sportowców - dodał z teatralnym smutkiem.

- Pragnę Ci tylko przypomnieć, że jestem starszy zaledwie o rok - westchnął przeciągle. - Urodziny zamierzam spędzić pod kołdrą, oglądając jakiś dobry film. No i herbata, obowiązkowo.

- No weź!

- Karl, kończę 32 lata, to raczej nie jest liczba do wyprawiania imprezy. Prędzej zorganizuję coś za 3 zimy albo na czterdziestkę, żeby było bardziej zjawiskowo. Ty zamierzasz wyprawić huczne przyjęcie za miesiąc? - uniósł brew, a Geiger spuścił wzrok. - Tak myślałem.

- To nie pójdziemy do klubu nawet na urodzinowy kufel piwa? - zapytał, posyłając mu spojrzenie Kota w Butach ze Shreka. Stephan już otworzył usta, by odpowiedzieć mu w miły sposób, że NIE i niech przestanie dopytywać, gdy zauważył za ich siedzeniem stojącego trenera, którego mina nie zwiastowała niczego dobrego. Chyba usłyszał rozmowy na temat świętowania,

- Nie, nie pójdziemy - odezwał się, wyraźnie wkurzony. Leyhe zauważył, jak paleta barw na twarzy jego kolegi momentalnie blednieje na dźwięk znajomego głosu. - Ty w szczególności, bo, pragnę Ci przypomnieć, prawie przegrałeś w parze z Kotem. Nie myśl sobie, że z tej okazji pójdziesz opijać urodziny kolegi! Weźcie się do roboty!

Wrócił na przód autokaru, siadając obok wciąż zajętego krzyżówkami Doleżala, zostawiając za sobą ponurą atmosferę.

- Jak ja tęsknię za Wernim - mruknął Geiger, otulając się rękoma. Oparł głowę o szybę i przymknął oczy, dając do zrozumienia, że to koniec pogaduszek. Stephanowi zrobiło się trochę przykro na jego widok. Sam nie był w super formie (ta obecna była porównywalna do sinusoidy), ale przecież każdemu zdarzają się spadki - krótsze, dłuższe, ale są. Nie tak dawno bił ich wszystkich na głowę, zdobywał medale - Horngacher tak szybko o tym zapomniał? 

Austriak, oprócz bardzo surowego podejścia do treningów, miał jeszcze tę wadę, że trzymał przy sobie skoczków, którzy na ten moment są świetni. Jeśli od pewnego czasu sobie nie radzisz, to już nie jego problem - spadasz niżej i albo walczysz z innymi trenerami w kraju o powrót do czołówki, albo radź sobie sam. Gdzie był, do cholery, kiedy Wellinger walczył o drugą serię w FIS Cupie?! Gdzie jest, kiedy z Markusem jest źle i próbuje wrócić na dobre tory, rywalizując w Pucharze Kontynentalnym? Ten człowiek chce osiągać same sukcesy, ale zawsze kosztem zawodników, którzy przez jakiś czas świecą niczym najjaśniejsze gwiazdeczki, by nagle zgasnąć i zniknąć.

Stephan pomrugał oczami i rozejrzał się po busie - cisza, jak makiem zasiał. Karl chyba zasnął, Philipp oglądał coś na telefonie, a Pius w dalszym ciągu był zajęty książką. Spojrzał na przyklejonego do ramienia śpiącego Andreasa i momentalnie się rozpogodził.

Był dla niego wszystkim. Czasem łapał się na tym, że bardziej przeżywał jego sukcesy, niż własne, ale nie mógł nic na to poradzić - Wellinger miał w sobie coś takiego, że nie dało mu się nie kibicować. Przyciągał do siebie jak magnes i Stephan doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kiedyś może za to oberwać, ale...ale dla niego było warto.

Ostatni raz posłał ponure spojrzenie na przód pojazdu, tam gdzie siedzieli trenerzy, po czym oparł się o głowę blondyna, przymykając oczy.

*

Czwartego stycznia, dzień przed kwalifikacjami, niemieccy skoczkowie po standardowej sesji treningowej na siłowni i krótkiej przerwie, udali się salę sportową celem rozciągania. Niecałe pół godziny później, w środku pojawili się rozgadani Austriacy. Już mieli się wycofać, gdy dobiegł ich głos Raimunda:

- Ej, chłopaki! Nie chcecie może zagrać w siatkę? Zrobimy braterski pojedynek!

- Nie macie z nami żadnych szans! - odkrzyknął mu Tschofenig. Rozstawili siatkę po środku sali i podzielili na dwie drużyny. Z racji, że Austriaków było o jednego więcej (Huber znalazł się na liście startowej), właśnie Daniel zgłosił się do roli sędziego.

- Tylko zachowaj jakikolwiek obiektywizm - Karl pogroził mu palcem, ustawiając się do zagrywki.

- Jestem sędzią, jestem wszechmogący - roześmiał się Huber, dając znak, że można zaczynać.

Tak się złożyło, że na rozegraniu znalazło się dwóch Stefanów - jeden niemiecki, jeden austriacki. Wymienili się uśmiechami, a wtedy odezwał się Niemiec, jakby sobie o czymś przypominając.

- Hej, Stef, mam trochę dziwne pytanie.

- Uwierz, że w życiu nasłuchałem się już ich tyle, że nie będę specjalnie zszokowany - parsknął.

- Nie masz może jakichś planszówek przy sobie?

Kraft najpierw uniósł brew, a następnie się roześmiał. Zapomniał o swojej aktualnej pozycji, przez co piłka odbita w jego stronę przez Michiego, uderzyła go w bark i spadła na podłogę.

- Stefan! - krzyknął stojący za nim Manuel.

- Sorry! Mój błąd. To nie igrzyska, Manu - odparł, podając piłkę Leyhe. - Zgadamy się po obiedzie, jeśli mnie nie uduszą za stratę TAK ważnego punktu - powiedział mu cicho, nie kryjąc rozbawienia. Drugi ze Stephanów odwzajemnił uśmiech i każdy z nich skupił się na grze. Niby dorosli faceci, a w zachowaniu ciągle nastolatkowie z zajęć wychowania fizycznego - normalnie jakby zamiast ćwiczeń, rozgrywali tam igrzyska śmierci. A później wielkie zdziwienie wśród nauczycieli, dlaczego tyle dzieci załatwia sobie lewe zwolnienia.

Rozegrali trzy sety, każdy w zaciętej rywalizacji. Żadna drużyna nie chciała tak łatwo oddać zwycięstwa, dlatego ostatni set grali na przewagi - przy stanie 33:33 Huber przeciągnął się i przerwał mecz. - Jezu, może uznamy, że obie drużyny są niepokonane? Nie wierzę, że to mówię, ale naprawdę poszedłbym coś zjeść. Obiad? - zapytał z nadzieją, spoglądając na resztę.

- Jestem za - przytaknął Tschofenig, masując sobie plecy. - Padam z nóg.

- Młody, nie wyspałeś się? - zaśmiał się Fettner. - Coś za szybko straciłeś rezon.

- Aż dziwne, że Ciebie wcześniej nie poskładało, staruszku - prychnął, po czym skupił się na rozmowie z Jankiem.

Kraft bez zastanowienia wskoczył Michaelowi na plecy, przyczepiając się do niego, jak koala do drzewa.

- Hola, hola! Nie za dobrze Ci?

- Jestem wykończony, możesz mnie ponieść - wtulił twarz w jego plecy. - Potraktuj to jako dodatkowy trening. - Odwdzięczę się.

- No, ja myślę - parsknął blondyn, łapiąc go pod kolanami, po czym ruszył w kierunku wyjścia.

- Oni są niemożliwi - roześmiał się Andreas, stając obok Stephana. - Masz ochotę na spacer po kolacji?

- Tam, gdzie zawsze? - Wellinger skinął głową. - Oczywiście.

Po obiedzie, jak to wcześnie uzgodnili, Stephan dotarł pod pokój należący do Krafta i Hayboecka. Zapukał, a po chwili w drzwiach stanął Michi - w czarnych dresach, próbując doprowadzić do porządku swój blond włosy.

- Cześć, ja do Stefa...przeszkadzam? - zapytał lekko zmieszany.

- Wchodź - otworzył szerzej drzwi. - Dostałem w głowę poduszką, Stefowi jak zwykle odbija - dodał konspiracyjnym szeptem, kręcąc palcami młynka przy skroni.

- Widziałem to! - odezwał się Kraft z łóżka. - O, właśnie, planszówki - to mówiąc, sięgnął do walizki swojego przyjaciela, przewracając stos ubrań.

- Będziesz to składać - mruknął Michael, ale został zignorowany. Szatyn chwilę w niej pogrzebał, po czym spojrzał na starszego, marszcząc brew. - Nie wziąłeś Monopoly?

- Ostatnio graliśmy z rodzicami, Alexem i Stefanem, widocznie zapomniałem spakować - pacnął się w czoło. - W drugiej przegrodzie mam Uno, może być?

- Przyjmę cokolwiek - Stephan uśmiechnął się. - Czy mogę pożyczyć karty jutro po kolacji? Oddam na śniadaniu.

- Jasne, bez problemu. Będziecie grać z Andim?

- Raczej z chłopakami, wczoraj mieliśmy lekki zgrzyt z trenerem w busie - skrzywił się. - Karl koniecznie chciał gdzieś wyjść na miasto z okazji moich urodzin, Horngacher to usłyszał i padło parę nieprzyjemnych słów. Ja i tak nie zamierzałem nigdzie świętować, ale trochę szkoda mi Karla, może wspólne Uno go rozchmurzy - wyjaśnił.

- Wasz trener jest najdziwniejszym człowiekiem, jakiego miałem okazję poznać. Szczerze, jak tylko go widzę, to już zaczynam odczuwać lekki niepokój - stwierdził Hayboeck, a Kraft pokiwał głową w zgodzie.

- Taa, potrafi być naprawdę przerażający - westchnął Leyhe, przeczesując nerwowo włosy. - Ma swoje dobre momenty, ale w porównaniu nie wychodzi ich za wiele. Jeszcze raz dzieki za karty, wracam do Andiego, bo zaraz zacznie marudzić, że zostawiłem go na pastwę samego siebie - parsknął śmiechem. - Miłego!

- Cześć!

*
Spacer w pobliże skoczni zajął im niecały kwadrans. Lubili tutaj przychodzić dzień przed ostatnim konkursem Turnieju Czterech Skoczni - za ogrodzeniem, na wysokości rozbiegu, pośród drzew znajdowało się kilka starych pni, na których zawsze siadali.

- Jak tam nastawienie przed jutrem? - zapytał Stephan.

- Ciężko - przyznał blondyn. - Chciałbym być tym cholernym Niemcem, ktory jest wybawicielem i po przeszło dwóch dekadach wreszcie sięga po Złotego Orła, ale czuję, że to marzenie coraz bardziej się ode mnie oddala.

- Głowa? - dopytał z troską.

- Sam już nie wiem - Welli ścisnął nasadę nosa. - Obiecałem sobie, że nie popełnię tego samego błędu, co przy Raw Air. Nie mogę tego zrobić, Steph. Wszyscy na mnie liczą i nie wiem, czy to przekleństwo, czy błogosławieństwo.

- Andi, posłuchaj mnie - Leyhe nachylił się, biorąc jego dłonie. - Jesteś silny, musisz w to wierzyć przez cały czas. Nie pozwól, by przeszłość stała nad Tobą jak żniwiarz nad umierającym - blondyn mimowolnie parsknął na to określenie- Bez względu na to, czy wygrasz, czy zajmiesz drugie miejsce, dla mnie zostałeś zwycięzcą już wtedy, w Lake Placid. Wygrałeś z samym sobą, urodziłeś się do robienia rzeczy niemożliwych.

Andreas wręcz rzucił się na starszego, rozpaczliwie go obejmując. Zacisnął powieki w wąską linię, po czym wyszeptał, prawie niesłyszalnie:

- Nie zawiodę Cię.

- Nigdy tego nie zrobiłeś.

*

Kwalifikacje dla Ryoyu Kobayashiego. Wellinger na dziewiątym miejscu. Kibice wciąż wierzą, w końcu nic nie jest jeszcze przesądzone. Pytanie tylko, czy Andreas jeszcze wierzy - to dosyć głupie pytanie, bo Andreas zawsze wierzy. Najważniejsze, żeby głowa wytrzymała.

Zbliżała się godzina dwudziesta trzecia - pokój niemieckich psiapsiółek skończyła okupować reszta drużyny. Przyjaciele skombinowali torcik, świeczki, zaśpiewali huczne "sto lat!", złożyli życzenia i zajęli się grą w Uno, spędzając czas w naprawdę przyjemnej atmosferze. Stephan był naprawdę wdzięczny, że miał przy sobie tak wspaniałych ludzi w kadrze, na których zawsze mógł liczyć. Jakby tego było mało, życzenia złożyli ku także Markus, Richard i Severin. Ile by dał, żeby byli tutaj razem z nimi.

Przetarł włosy ręcznikiem, odwiesił go na kaloryfer i wyszedł z łazienki. Na stoliku nocnym przesuniętym przed łóżko, stał laptop. Na materacu siedział Andi, a starszy z nich uniósł brew w pytającym gescie, widząc jego zawiadacki uśmiech.

- A ty co się tak szczerzysz?

Chlopak wstał i sięgnął po małą torebkę prezentową.

- Wszystkiego najlepszego, Steph.

Uśmiechnął się czule, wyciągając białą czekoladę. Oprócz tego, w prezencie dostał ręcznie robiona bransoletkę z koralików, między którymi krył się napis "STEPHI&ANDI", a także ramka z ich wspólnym selfie na jednej ze Skoczni. Jedno z ulubionych.

- Andi...i jak tu Ciebie nie uwielbiać? Dziękuję Ci.

- Oh, to dopiero początek. Herbata i kino hotelowe, w dzisiejszym repertuarze - Zaplątani - uśmiechnął się, marszcząc nos.

- Mam nieodparte wrażenie, że kiedy Karl wypytywał o moje plany urodzinowe, ktoś tu kręcił z drzemką.

- Zasypiałem, wypraszam sobie! Zdążyłem usłyszeć kilka istotnych informacji...

Ułożyli się wygodnie na łóżku, z kubkami w dłoniach. Stephan kątem oka spojrzał na wciągniętego w bajkę Andreasa i nie mógł powstrzymać uśmiechu.

///

Lellinger to styl życia nie zapraszam do dyskusji

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro