Teoria Dwóch (moja wersja wydarzeń z HW i SB)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga: opowiadanie jest stare, źle napisane i zawiera sporą ilość błędów gramatycznych. Możliwe, że kiedyś zrobię porządny rewrite, ale na razie ten syf tu zostanie (albo go usunę)


To co tu widzicie, to moje nieudolne próby naśladowania MatPata i wymyślanie teorii absolutnie od czapy.

Art na okładce nie mój

Do rzeczy, piszę tu o czymś, co w kawałkach istnieje w innych teoriach - nigdy w całości. W całości takiej... całościowej, że układającej się w ciekawą historyjkę. Zatem, zapraszam do słuchania!

Dawno, dawno temu, była sobie firma zwana Fazbear Entertaiment. Firma ta, choć prężna, miała w swojej szafie schowane wiele trupów. Postanowiła więc zdementować plotki, wydając grę Help Wanted, która.... ale zaraz, przecież już znacie tą historię. Pomińmy więc nieistotne szczegóły. Do testowania gry zgłosiły się trzy osoby: Jeremy, Lora* i Vanessa. Na pierwszy ogień, z powodu wieku i powszechnego w firmie szowinizmu, poszedł Jeremy. Na początku wszystko wydawało się być absolutnie w porządku. Dni mijały, pieniądze sypały się do kieszeni całej trójki - do kieszeni Jeremy'ego odpowiednio więcej. Lecz potem.... coś się stało. Coś było nie tak z całą grą. Pojawił się tam... glitch? Wirus komputerowy? Nikt nie wiedział, co to było, ponieważ nikt nie chciał w to uwierzyć. Silver Parasol Games zapierało się, że ani oni, ani Fazbear Entertaiment nie mają z tymi bzdurami totalnie nic wspólnego. Również Vanessa powątpiewała w słowa Jeremy'ego, jakoby to czaił się w grze:

-Niebezpieczny błąd! Trzeba kogoś powiadomić! To coś nie jest tylko kawałkiem kodu, to coś.... jest inteligentne! Proszę uwierzcie mi, to jest prawda!

Jedynie Lora dostrzegała w jego słowach coś więcej, próbowała przyjrzeć się całej sprawie z niekoniecznie naukowego punktu widzenia. Cóż, błędy błędami, ale jedna rzecz nie ulegała wątpliwości - Jeremy naprawdę zaczynał świrować. Często widywano go, gdy mówił w przestrzeń, zachowując się, jakby rozmawiał z prawdziwym człowiekiem. Skarżył się również na złe samopoczucie. Wkrótce nawet Lora odnosiła się do kolegi z dystansem.

To się zdarzyło późną jesienią. Któregoś poranka, do pokoju beta testera weszła sekretarka szefa, aby powiadomić Jeremy'ego o znacznym obniżeniu mu pensji z ,,powodów czysto organizacyjnych i nie związanych w żaden sposób z kondycją zdrowotną pracownika''. Krzyk kobiety rozległ się po całym korytarzu, a może i dalej. Kiedy do pracy przyszły dziewczyny, czekała na nie żółto - czarna taśma policyjna. Podczas, gdy Vanessa z podekscytowaniem relacjonowała przez telefon sprawę wszystkim swoim znajomym, kuzynom i innym związanym z nią ludziom, Lora postanowiła przysłuchać się rozmowie reszty pracowników z policją:

- Weszłam tylko mu powiedzieć, że jak nie skończy ze swoimi odpałami, to my skończymy z jego pensją, zobaczyłam na ścianie dużo krwi, a gdy opuściłam wzrok, ujrzałam jego, leżącego bezwładnie twarzą do ziemi, następnie - tu policjant przerwał sekretarce.

- Już wystarczy, pani Hudson - zwrócił się do niej zdecydowanym tonem - Po krótkim śledztwie i przepytaniu większości pracowników, mogę stwierdzić: pan Jeremy Rodfire, lat 28, popełnił samobójstwo.

- A-ale jak to? - wyjąkał szef. - Jeremy? Z nim było wszystko w porządku!

- Na nożu do papieru**, który został użyty to tego makabrycznego czynu, widnieją wyłącznie odciski palców pańskiego betatestera, a z relacji jego współpracowników wynikło, że pan Rodfire od dawna zmagał się z jakimś rodzajem manii prześladowczej, może też z rozdwojeniem jaźni. Takie osoby nie myślą do końca prawidłowo i, cóż, to się czasem zdarza.

Lora miała dosyć tego wszystkiego. Ona również nie zgadzała się z wyrokiem policji. Owszem, słyszała o osobach, które wyglądają na szczęśliwe a tak naprawdę mają depresję, słyszała też o innych poważnych zaburzeniach, ale Jeremy? Dziewczyna po prostu czuła, że on nie dał by rady czegoś takiego zrobić. Po co z resztą miałby popełniać samobójstwo, które przypomina i ma okoliczności jak brutalne morderstwo? Te wszystkie rany wyglądały, jakby ktoś nie chciał zidentyfikowania zwłok, ale przecież wszyscy Jeremy'ego znali. O co w tym wszystkim chodzi? W tym momencie do Lory dotarła inna rzecz: gdy ta sprawa ucichnie, ona przejmie obowiązki kolegi. W sumie, może i dobrze. Może uda jej się dowiedzieć więcej o tym dziwnym glitchu, o którym za życia kumpla było głośno.

                                                                                  ***

- Wciąż nie rozumiem, czemu to ty przejmujesz tą fuchę - narzekała Vanessa

- Znasz naszego szefa, woli posadzić na stanowisku kogoś ,,starszego'' i ,,odpowiedzialnego'', a najlepiej, to faceta - broniła się Lora. Tak naprawdę sama nie chciała tej pracy. Wcześniejszy entuzjazm minął, a na jego miejsce wskoczył niepokój i lęk przed nieznanym.

-Nie znoszę tego... buraka! Tak poza tym, to życzę ci szczęścia, może ty przynajmniej przeżyjesz - uśmiechnęła się ponuro Vanessa

- Ej!

- No co, mówię szczerą prawdę. Chyba powinnaś już iść, inaczej nasz burak się ugotuje ze złości.

Lora parsknęła śmiechem i ruszyła raźnym krokiem do pokoju beta testera. Wszystko tam sprawiało wrażenie, jak gdyby nic się nigdy nie wydarzyło, ale kiedy dziewczyna przyjrzała się z bliska ścianom, zobaczyła delikatne, bladoróżowe ślady, wyróżniające się na tle idealnej bieli.

- Panno Dale, czy panna tu pracuje jako dekoratorka wnętrz?! Niech panna będzie taka łaskawa i zabierze się do roboty, bo nie będę wypłacał pensji za nicnierobienie! - warknął szef.

- Oczywiście - Lora nie miała ochoty wdawać się w bezsensowną dyskusję i włożyła gogle VR.

Na początku dziewczyna była dość zdezorientowana rozświetlonym menu gry, wyglądającym tak rzeczywiście, jak tylko się dało. Wkrótce jednak zaczęła rozumieć działanie wszystkich przełączników i opcji. Zastanawiający był tylko guziczek z boku komputera, który zdawał się nie należeć do otoczenia, z resztą, totalnie do niczego nie służył. Lora porzuciła szybko tą osobliwość i spróbowała wybrać grę, która nie pokazywałaby tak jej nieumiejętności. Zatrudniła się, myśląc bardziej o stanowisku technika lub programisty, a nie zawodowego gamera.

- Sama tego chciałaś - mruknęła - Cóż, może nie będzie aż tak źle.

                                                                                ***

Wszystko powoli zaczęło wpadać w rutynę znaną z przed śmierci Jeremy'ego. No, prawie. Lora zawsze czuła w wirtualnym świecie dziwny strach, nieraz czuła się obserwowana przez coś niewidzialnego. Powtarzała sobie jednak, że to tylko wytwór jej wyobraźni, spowodowany zapewne sugestią narzuconą jeszcze przez swojego świętej pamięci kolegę, ale nie mogła odgonić natrętnej myśli: zaczyna świrować! Zupełnie jak on. Historia się powtarza.

Był to kolejny zwyczajny dzień w krainie strachu, niepokoju i dawno nieczyszczonych gogli. Lora zmaterializowała się tam radosna (jak tylko mogła być przed próbą przejścia nocy czwartej we FNaF 2). Obejrzała się do tyłu w stronę Prize Counter, stołów z Freddy's oraz dalej, w stronę ziejącego ciemnością przejścia...

Poczuła, jak wszystkie włosy na głowie stają jej dęba. Z cienia patrzyła się na nią para świecących, fioletowych oczu. Dziewczyna wpatrywała się w nie, kiedy otoczenie zaczęło robić się niewyraźne, a dziwny, jakby robotyczny głos przemówił:

- Witaj, Loro.

                                                                              ***

Dziewczyna siedziała przy komputerze i bezskutecznie przeszukiwała pliki gry. Minęło jakieś kilka godzin, od kiedy przerażona ściągnęła z siebie VR, myśląc tylko o jednej rzeczy: co to było i skąd znało jej imię!?

- Nic takiego nie ma - wyszeptała po chwili.

Nie było żadnego pliku mającego teksturę fioletowych oczu, ani też systemu podsłuchowego, rejestrującego rozmowy pracowników - no, bo jak inaczej gra miałaby poznać imię Lory? Może jakiś wirus? Głęboko ukryty kod? Raczej nie był to inteligentny błąd programu, chociaż.... Lepiej się może nie zastanawiać.

                                                                                 ***

Tej nocy Lorze śniło się Help Wanted. Uruchomiła je, ale gdy chciała wybrać grę, z ekranu komputera wyłoniła się ręka, która wciągnęła ją do środka urządzenia. Dziewczyna znalazła się w ciemnym pokoju, ale nie była tam sama! Blisko niej stała postać nieodróżniająca się od otoczenia, z wyjątkiem...  lśniących, fioletowych oczu. Istota ta zawołała, natchnionym, obsesyjnym głosem:

- Porozmawiajmy w cztery oczy! Jesteśmy tu we dwoje, ale wkrótce będzie tylko jedno! Nikt nie będzie wiedział! - po czym zamachnął się nożem.

Lora znalazła się w na cmentarzu w trakcie ceremonii pogrzebowej. W na czarno ubranym tłumie wypatrzyła Vanessę i jej przyjaciela Louisa. Vanessa patrzyła się na grób, mając w oczach łzy.

- Dzisiaj pożegnaliśmy Lorę Dale, która postanowiła przedwcześnie zakończyć swoje życie - rozległ się głos mistrza ceremonii.

- Nie, to nieprawda - krzyczała dziewczyna - Zostałam zabita, czy wy tego nie rozumiecie!?

Nikt jednak nie zwrócił żadnej uwagi na Lorę, wszyscy traktowali ją jak przezroczystą. Nagle wszystko zaświeciło się na fioletowo, a dziewczyna ponownie usłyszała przerażający głos:

- Nikt nie zobaczy! Nikt nie usłyszy! NIKT NIE BĘDZIE WIEDZIAŁ!

Po obudzeniu się Lora długo nie mogła dojść do siebie, a potem postanowiła jedną rzecz: musi gdzieś zapisać to, co wie. Musi zapisać, co widział Jeremy i co widziała ona.

- Notatek nikt nie przeczyta - pomyślała - To musi być coś bardziej dostępnego, co dostrzeże ewentualny zastępca, kimkolwiek - Urwała swoje rozmyślania, ponieważ przypomniała sobie coś ważnego. Podczas researchu w plikach gry natrafiła na system kaset, projekt, który miał umożliwić na nagrywanie tam swojego głosu, ale został odrzucony ze względu na brak praktycznych zastosowań. Gdyby dało się aktywować ten kod, byłaby w domu!

                                                                          ***

Po godzinie wreszcie udało się umieścić plik z powrotem w grze. Lora postanowiła, że codziennie będzie nagrywać krótką wiadomość, oczywiście tak, aby nikt jej nie przyłapał. Postarała się też ignorować błyszczące w oddali purpurowe oczy. Odetchnęła z ulgą, opuszczając tą nieprawdziwą rzeczywistość, a potem zaczęła zbierać się do wyjścia. Idąc korytarzem, ujrzała lekko uchylone drzwi do pokoju szefa. Zaciekawiona, weszła do środka. Na pogrążonym w nieładzie biurku wyróżniała się brązowa, papierowa teczka z z napisem: ,,Fazbear Entertaiment. Sprawy prywatne.''

                                                                             ***

Vanessa zauważyła, że od ostatnich kilku dni jej koleżanka wydaje się być bardzo zdenerwowana. Zazwyczaj Lora ze stoickim spokojem zmierzała do pokoju beta testerów, a teraz chodzi tam szybko, ale i ostrożnie, jak gdyby bała się jakiegoś ataku lub czegoś w tym rodzaju. Dwa razy dziewczyna wypatrzyła ją studiującą uważnie papiery z jakiejś brązowej teczki. Vanessa podzieliła się spostrzeżeniami z Louisem, ale on nie wykazywał zbyt wielkiego zainteresowania:

- Ness, daj spokój, to pewnie nic takiego. Zapewne Lora wreszcie zaczęła się przykładać do swojej pracy i tak to po prostu wygląda w jej wykonaniu - tłumaczył przyjaciel.

- A co z tą teczką? - dociekała dziewczyna - Na tym stanowisku nie ma żadnej roboty papierkowej.

- Może chce zmienić pracę? To by w sumie wyjaśniało tą całą konspirację, pewnie boi się reakcji szefa.

Dziewczyna dała mu spokój. Wiedziała o tym, jak bardzo był przyziemny i nigdy nie szukający rozwiązania daleko.

                                                                              ***

Lora układała sobie w myślach, co ma powiedzieć na następnym nagraniu. Miała ochotę wspomnieć o tym, czego dowiedziała się kilka dni temu, ale lepszym rozwiązaniem wydawało się opowiedzenie dokładnie o wszystkich wcześniejszych zdarzeniach. W końcu taki miała plan. Zostawić gdzieś informacje dotyczące ciągu dziwnych zdarzeń przy testowaniu Help Wanted. Przekazać ostrzeżenia innym, nie narażając się przy tym na opinię wariatki. Tak więc zrobiła. Głos jej się lekko załamywał, gdy opowiadała o ich najlepszym kumplu.

- Jeremy - wyszeptała po wyłączeniu nagrania - Dlaczego to musiałeś być ty? Co się z tobą stało? O co w tym wszystkim chodzi?

Zamarła. Poczucie obecności kogoś innego wzmogło się. Dziewczyna za wszelką cenę próbowała nie oglądać się do tyłu i wrócić do wykonywania obowiązków, ale nie mogła. Coś powstrzymywało ją i zmuszało do obrócenia się. Kątem oka popatrzyła się i zakryła dłonią usta, żeby nie krzyknąć! W holu stała półprzezroczysta, niematerialna postać. Jej barwy utrzymywały się jaskrawym odcieniu zieleni, choć prawdopodobnie była to zasługa trybu blacklight. Wyróżniała się spiczastymi, króliczymi uszami oraz fioletową muszką w groszki. Istota była pozornie prosta i dość zabawnie wyglądała, ale to wszystko po chwili zmieniało się w czystą groteskę. Lora miała dość mieszane uczucia. Z jednej strony miała ochotę natychmiast wyłączyć VR i uciekać jak najdalej mogła, nie oglądając się za siebie. Z drugiej jednak strony królik sprawiał wrażenie całkowicie niegroźnego, patrzył na nią wzrokiem ,,Hej, wiem, że możesz się trochę mnie bać, ale ja przecież nie gryzę! Chodź, pobawmy się trochę...''. Tak przynajmniej widziała to dziewczyna.

-K-kim ty jesteś? - wyjąkała

- Cóż, znają mnie pod różnymi imionami - głos istoty wydawał się być głośniejszy, niż wcześniej - Możesz mnie nazywać jak chcesz, to twoja decyzja. Ale tak z ciekawości, jak oni mnie nazywają?

- Louis i inni mówią na ciebie Malware. Dla nich jesteś po prostu fragmentem kodu.

- Malware, powiadasz? Niezbyt oryginalnie, jednak mi się podoba. Znacznie ciekawszy byłby Malhare - zaśmiał się z własnego żartu.

- Co ja tu właściwie robię!? - zastanawiała się Lora.

Powinna już kogoś o tym powiadomić, choć i tak by jej nikt nie uwierzył.

- Nie wiesz, co masz zrobić, tak. Jestem dla ciebie dość niecodziennym widokiem. Spokojnie, z czasem się przyzwyczaisz, a teraz musisz już wyłączać, to koniec twojej zmiany.

Zanim dziewczyna zdążyła zareagować, jej gogle same z siebie się wyłączyły, a widok zrobił się czarny.

                                                                              ***

Było już późno. Lora przetrząsała kartki pochodzące z na pierwszy rzut oka niepozornej, ale ważnej brązowej teczki. Była pewna, że gdzieś tam widziała podobny kostium królika, lecz poruszanie się po całej tej papierologii sprawiało jej sporo trudności. Wreszcie z samego dna wygrzebała wystrzępiony plakat jakiejś restauracji. Fredbear's Family Diner - tak głosił nagłówek. Obrazek przedstawiał masywnego żółtego niedźwiedzia i jego towarzysza - królika.

- Fredbear i Spring Bonnie - przeczytała - Ciekawe...

                                                                       ***

Poprzedniego dnia Vanessa podsłuchiwała pod drzwiami pokoju beta testerów. Zapamiętała krótką wymianę zdań Lory z.... powietrzem, z której to najbardziej dało się wychwycić słowo ,,Malware''.  Pytanie tylko brzmiało: czy jej koleżanka zaczęła świrować jak Jeremy, czy to z całą resztą jest coś nie halo, bo skoro aż dwie osoby coś tam widzą, to może to coś tam jest?

- Nie powiem o tym Louisowi - pomyślała - I tak wymyśli na to jakieś racjonalne, choć nielogiczne wytłumaczenie, lub po prostu nie będzie chciał tego wszystkiego słuchać.

                                                                       ***

Przez następne kilka dni Lora starała się rozgryźć, kim właściwie jest Malhare. On jednak za każdym razem odpowiadał wymijająco, lub w ogóle nie. Codziennie za to dziewczyna spostrzegała, że jej nowy ,,znajomy'' stoi coraz bliżej niej. Nie wytrzymała i krzyknęła:

- Powiesz mi wreszcie, co kombinujesz?! Z każdym dniem coraz bardziej się zbliżasz, a ja mam na to patrzeć i pracować sobie jak gdyby nigdy nic? Mam tego po prostu dosyć!

- To całkiem zrozumiałe - odparł spokojnie Malhare - Jest jednak problem: nie masz jak się mnie pozbyć. Nie wiesz, kim jestem i się nie dowiesz.

Lora powróciła do swoich zajęć, nie kryjąc oburzenia. Sprawa dalej wydawała się poważna, chociaż dziewczyna mogła odrobinę stracić czujność. Sięgnęła po jeszcze pustą taśmę, ale nie wyglądała ona tak jak zwykle. Była otoczona fioletową poświatą, z której przebłyskiwały glitche, a gra robiła się niewyraźna w obrębie kilku centymetrów dookoła. Lora zerknęła na resztę kaset - wyglądały identycznie! Obróciła się w stronę Malhare'a i ujrzała pewną zbieżność: zakłócenia na króliku i kasetach pojawiały się w tych samych momentach.

- On się do nich przyczepił - przemknęło jej przez głowę.

Zdała sobie sprawę, co to może oznaczać. Taśmy należały do plików gry, więc on też miał się tam znaleźć. Lora nie była pewna jego zamiarów, ale na pewno mu nie ufała. Był przecież swojego rodzaju wirusem, błędem. Ostateczną decyzję podjęła po upiornej myśli: a jeżeli to on zabił Jeremy'ego?

Otworzyła konsole kodów i wpisała kilka poleceń. Mogła więc rozproszyć kasety po całej grze, tym samym rozpraszając królika... chyba. Spędziła dłuższy czas, wysyłając wszystkie nagrania w losowe miejsca. Gdy skończyła i wróciła do menu, nastała dziwna cisza, a powodem jej był brak Malhare'a.

- Udało mi się? - pomyślała z niedowierzaniem - Pozbyłam się go?

Chciała zdjąć gogle... ale nie mogła. Coś je blokowało! Dziewczyna z przerażeniem zauważyła, że otoczenie robi się całe fioletowe. Na wprost niej, za monitorem zmaterializował się dobrze jej znany królik.

- No proszę, co my tu mamy? Nie podobało ci się moje towarzystwo? A może robiłaś porządki z tymi paskudnymi kasetami, nie wyglądają one zbyt estetycznie, dobrze by było je zamienić na coś nowszego

- Zamknij się! Pytam po raz ostatni: kim jesteś i czego chcesz?!

- Będziesz miała jeszcze dużo czasu, aby dowiedzieć się o mnie czego tylko chcesz. A co do drugiego pytania, to na to odpowiedź nie jest taka prosta, jak ci się wydaje

- Doprawdy? - wysyczała - Czy to aż taka trudna i zajmująca historia?

- W rzeczy samej. Postaram się jednak mówić krótko i zwięźle. Muszę ci się do czegoś przyznać: obserwowałem was wszystkich już od samego początku i tak, miałem wiele wspólnego ze śmiercią Jeremy'ego. Mówiąc otwarcie, to ja go zabiłem

- Ty potworze! - krzyknęła, nie panując nad swoimi emocjami

- W pewnym sensie masz rację - zamyślił się Malhare - Przez te wszystkie lata byłem właśnie tym, potworem wzbudzającym bezgraniczne przerażenie, nawiedzającym innych w ich najgorszych koszmarach, igrającym ze śmiercią.

- O co ci chodzi!? Co ukrywasz?

- Po kolejny raz proszę cię o cierpliwość, moja droga Loro. Z czasem dowiesz się aż za dużo. Na razie żyj sobie w słodkiej nieświadomości jak najdłużej możesz

- Zaraz... To ty nie chcesz mnie zabić?

- Po cóż miałbym cię zabijać? Jesteś całkowicie nieszkodliwa, a przy tym będziesz w przyszłości dla mnie pożyteczna

- Powiedz mi w końcu, jakie ty masz zamiary w stosunku do mnie!

- No już dobrze, dobrze. Zamierzałem to zostawić na sam koniec, ale kochana Loruś najwyraźniej nie umie czekać

Dziewczyna skrzywiła się na dźwięk okropnego zdrobnienia, ale nadal słuchała w napięciu.

- Od tej pory - ciągnęła istota - będziesz moją przysłowiową prawą ręką wykonującą moje polecenia-

- A co, jeżeli się nie zgodzę? - przerwała mu Lora

- Muszę cię zmartwić: nie ma takiej opcji. Czemu? A dlatego, że teraz będziesz pod moją kontrolą!

Dziewczyna cofnęła się o krok, przerażona tym, co właśnie usłyszała.

- J-jak to!? A-ale to niemożliwe!

- Wcześniej było dla ciebie niemożliwe spotkać inteligentny błąd gry. Pogódź się też z tym.

Fioletowe światło zaczęło robić się bardziej intensywne, a otoczenie niewyraźne i rozmazane. Jedyną dobrze widoczną postacią był Malhare. Lora poczuła się nagle zmęczona i jakby oddzielona od swojej świadomości. Ostatnią rzeczą, którą usłyszała, było:

- Jeszcze jedna sprawa, przezwisko ,,Malhare'' trochę mi się znudziło. Od dzisiaj możesz mówić mi Glitchtrap.

                                                                               C.D.N.

*taki mój pomysł

** wiem, że to nie był nożyk do papieru, ale nie chciało mi się tłumaczyć :p

Star Marten wróciła z mlekiem po miesiącu, cieszmy się!!!

A tak serio, to sorki za tą nieobecność, dużo pracowałam nad tym opowiadaniem i trochę się zblokowałam.

Reszta słupa ogłoszeniowego jutro, a na razie enczoj maj opowiadanie i widzimy (czy raczej czytamy) się później

Baj baj <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro