8. Srebrny grzebyk

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Gotowe, nie powinnaś mieć teraz problemów z fryzurą - powiedział Sebastian. Aurora podała mu grzebyk, który wpiął w sam środek, żeby ozdobił całość. 

- Bardzo ci dziękuję. Hrabia Ciel ma szczęście, że znalazł takiego wszechstronnie uzdolnionego służącego - odpowiedziała dziewczyna odwracając się przodem do czarnowłosego. On tylko uśmiechnął się szeroko. 

- W końcu jestem piekielnie dobrym lokajem - odparł. Arystokratka zaśmiała się cicho.

- Nie mogę zaprzeczyć - powiedziała z uśmiechem. Sebastian nachylił się do niej.

- Ale układanie fryzur to nie jedyne, co potrafię - szepnął a dziewczynie automatycznie zrobiło się gorąco przez bliskość czarnowłosego. Nie sądziła, że ktoś może na nią tak oddziaływać. 

- Wierzę - odparła równie cicho patrząc w jego czerwone oczy. Mężczyzna uśmiechnął się widząc, że Aurora już praktycznie jest w jego garści. Chciałby mieć złe zamiary wobec niej, ale nie potrafi sobie wyobrazić, że czuje satysfakcję, gdy ona cierpi. Mimowolnie przybliżył się a ona wiedząc, że przez status społeczny nie mógł tego zrobić, pierwsza połączyła ich usta pchnięta nagłym przypływem odwagi. Było to zaledwie kilka sekund. Ciepły dotyk obcych warg, ale obojgu to pasowało. Chcieli tego. 

- Przepraszam... - szepnęła a czarnowłosy tylko się uśmiechnął. 

- Nic nie szkodzi. To było przyjemne - odpowiedział. Dziewczyna odetchnęła z ulgą szczerząc się szeroko. 

- Uznaj to, jako podziękowanie za pomoc z włosami - odparła a Sebastian pokiwał głową na zgodę, ale oboje wiedzieli, że to nie było podziękowanie. To była iskra między nimi, która próbowała zapalić uczucie. Czarnowłosy wyprostował się słysząc zbliżające się kroki. 

- Auroro, tu jesteś! Twój ojciec cię szuka - powiedział Matthew zaglądając na taras. Spojrzał na lekko czerwoną dziewczynę i lokaja stojącego blisko niej. 

- W porządku? - spytał podejrzewając same najgorsze rzeczy, ale dziewczyna pokiwała głową na potwierdzenie. 

- Po prostu jestem przemęczona i podczas tańca zrobiło mi się gorąco. Sebastian, na moją prośbę, wyszedł ze mną na świeże powietrze - odpowiedziała. 

- Nie wyglądasz najlepiej. Może idź do pokoju a ja powiem twojemu ojcu, że źle się czujesz i poproszę, żeby ktoś się tobą zajął? - zaproponował podchodząc bliżej dziewczyny. Dotknął jej twarzy, która była nazbyt ciepła. 

- Chyba tak będzie najlepiej - odparła Aurora ciągnąc teatrzyk. W końcu nie mogła nagle wyzdrowieć i wrócić na przyjęcie. 

- Czy mógłbyś ją odprowadzić do pokoju? Dla bezpieczeństwa, żeby nic sobie nie zrobiła po drodze - spytał Sebastiana a lokaj tylko skinął głową na zgodę. 

- Oczywiście - odpowiedział a Aurora chwyciła się czarnowłosego. 

- Przepraszam, że przysparzam wam zmartwień - powiedziała cicho, ale Sebastian tylko otoczył ją ramieniem. 

- Nie przysparzasz. Przy takim trybie życia, jak mówiłaś, to normalne, że w końcu organizm nie daje rady - odparł. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do niego. 

- To idźcie przez taras do głównego wejścia, żeby ludzie was nie widzieli - poradził szatyn i wszedł do środka. Mimo kłucia w sercu, oddał Aurorę innemu mężczyźnie pod opiekę. Obiecał sobie kiedyś, że to on zadba o nią przy każdej nadarzonej się okazji, ale tym razem może zrobić dla niej tylko to, że powie jej ojcu o tym i przyśle kogoś ze służby. Czarnowłosa, w tym samym czasie, odetchnęła z ulgą. 

- Chodźmy do tego pokoju - odparła a mężczyzna tylko skinął głową. Oboje przeszli bokiem budynku, żeby reszta gości nie niepokoiła się i weszli do budynku. Wspięli się po schodach na piętro. Cały czas Sebastian pilnował, żeby dziewczyna się nie przewróciła, co nie było konieczne, bo czuła się świetnie. Zwłaszcza w jego towarzystwie. Stanęli przed odpowiednimi drzwiami. 

- Wejdziesz ze mną? - spytała otwierając pomieszczenie. 

- Jeżeli tego sobie życzysz - odpowiedział z uśmiechem. Aurora weszła pierwsza i usiadła na krześle przy biurku. Zajęła się zmyciem makijażu a czarnowłosy stanął za nią. Wyjął grzebyk i położył go na biurku. Rozpuścił jej włosy. Wziął szczotkę do ręki zaczynając rozczesywać czarne pasma dziewczyny. Hrabianka tylko się uśmiechnęła i pozwoliła mu to robić. Sama oczyściła swoją twarz dokładnie. Oboje robili swoje w ciszy. Sebastian zaplótł Aurorze luźny warkocz.

 - Gotowe. Powinnaś się przebrać zanim się położysz. Widać, że nie lubisz tych strojnych ubrań - odparł a dziewczyna wstała z krzesła. Wzięła grzebyk do rąk i przetarła go. 

- Wiesz, że przedmiot to dziwny byt? Jego wartość stanowi materiał wykonania, ale i sentyment do osoby, która podarowała daną rzecz. Można czegoś nienawidzić lub kochać tylko przez to, kto nam ją dał. Niech dla ciebie będzie to dobra pamiątka. Weź, jakbyśmy mieli się już nie spotkać - powiedziała Aurora. Ujęła dłoń Sebastiana i położyła na niej srebrny grzebyk z małymi kryształkami. 

- Auroro, jesteś pewna? To zbyt drogie, żeby stanowiło podarek dla kogoś takiego, jak ja... - zaczął, ale dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zakryła grzebyk dłonią. 

- Jestem pewna Sebastianie. Dla mnie i tak nie ma sentymentalnego znaczenia a teraz może być symbolem naszego spotkania i tego wieczoru. Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś i naprawdę żałuję, że nie mogę być dłużej na przyjęciu. Przekaż moje przeprosiny hrabiemu Phantomhive oraz panience Elizabeth. Byli świetnymi rozmówcami - rzekła i dyskretnie wskazała na drzwi. Czarnowłosy domyślił się, że ktoś musi ich podsłuchiwać. 

- Lokaj rodziny Phantomhive nie może przejść obojętnie wobec potrzebującej kobiety. To był wręcz mój obowiązek, żeby się hrabianką zaopiekować. Przekażę paniczowi wszystko. A teraz proszę odpoczywać. Jestem pewien, że za chwilę ktoś przyjdzie, żeby się tobą zaopiekować - odpowiedział z małym uśmiechem. Oboje woleliby pożegnać się w inny sposób, ale do drzwi ktoś zapukał. 

- Panienko Fossey, przyszłam pomóc - usłyszeli głos starszej kobiety. Aurora od razu rozpoznała Clementine. 

- W takim razie, pójdę już. Miłego odpoczynku - odparł Sebastian, gdy drzwi skrzypnęły cicho. Ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia zabierając grzebyk ze sobą. W drodze z powrotem na przyjęcie, spojrzał na podarowaną mu rzecz. Wiedział, że będzie to drogi mu przedmiot. Schował go do wnętrza marynarki zanim wszedł na salę. Ciel siedział przy stole rozmawiając z Elizabeth. Lokaj podszedł do nich i stanął obok. 

- Aż tak spodobała ci się hrabianka Fossey? - spytał niebieskooki patrząc na swojego lokaja bokiem. Czarnowłosy tylko uśmiechnął się lekko. 

- Rozmowa i pomoc panience to po prostu przypadek - odpowiedział, ale ani Ciel, ani Lizzy nie dali się zwieść. Widzieli swoje za szklanymi drzwiami tarasu. Jednak żadne z nich nic nie powiedziało. Po prostu dalej cieszyli się przyjęciem. 

W tym samym czasie, Clementine pomogła Aurorze się przebrać z niewygodnych ubrań w koszulę nocną. Podała jej leki wzmacniające i usiadła obok dziewczyny, które układała się do snu. 

- To on, prawda? - spytała a czarnowłosa skinęła głową. 

- Tak. Ale nie możesz nikomu powiedzieć Clementine - odpowiedziała dziewczyna. Służąca uśmiechnęła się łagodnie. 

- Oczywiście. Przecież nigdy nic nikomu nie powiedziałam. Prześpij się, twoje ciało w końcu dało ci znak, że nie powinnaś prowadzić takiego trybu życia jak dotychczas - odparła. Czarnowłosa przewróciła oczami i wtuliła się w poduszkę. 

- Dobranoc - powiedziała. Kobieta zaśmiała się cicho. Poprawiła jej nakrycie. 

- Dobranoc Auroro - odparła wstając z miejsca. Zgasiła światło w pomieszczeniu i wyszła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro