11. Dobra mina do złej gry

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

MARINETTE

Razem z Adrienem byliśmy już w domu. Lekarz nakazał, abym się oszczędzała i dużo odpoczywała. Musiałam również często zmieniać opatrunek. Samolot mieliśmy o 16:10, więc zostały nam ponad 3 godziny na spakowanie się. Nigdzie nie mogłam znaleźć telefonu. Czyżby ten podstępny model się go pozbył?

- Adrien! - zawołałam wkurzona.

W ciągu kilku sekund znalazł się w pokoju. Trochę mnie to bawiło. Obchodził się ze mną jak z jajkiem. Nie to, że bawi mnie jego poświęcenie. Byłam mu bardzo wdzięczna za pomoc. To urocze, że tak się martwi.

- Co się stało? - zapytał przerażony.

- Jak to co? Gdzie schowałeś mój telefon ty bezwzględna niańko! - krzyknęłam z wyrzutem.

Chłopak chwilę na mnie popatrzył, po czym wybuchnął głośnym śmiechem.

- Co takie zabawne? - zapytałam oburzona. - Agreste!

Chłopak przestał się śmiać. Podszedł do mnie niebezpiecznie blisko. Uśmiechnął się szarmancko i objął mnie w talii.

- Po pierwsze: wolę jak zwracasz się do mnie po imieniu. A po drugie... - obrócił mnie i wskazał palcem na szafkę nocną stojącą przy moim łóżku.

- Ooo... Tu jest. - powiedziałam zmieszana i uśmiechnęłam się do blondyna.

- Jesteś niemożliwa. - powiedział ledwo powstrzymując się od śmiechu.


ADRIEN

Dziewczyna uśmiechała się. Wygląda uroczo, kiedy się wkurza. Radość nie trwała długo, bo gdy tylko spojrzała w telefon usiadła na łóżko, a do jej oczu napłynęły łzy.

- Mari, co się dzieje?

Ku mojemu zdziwieniu bez oporu i kłótni oddała mi telefon.

15 nieodebranych połączeń od: Luka
8 nieodebranych połączeń od: Alya

Wiadomości: Alya
Alya: Dziewczyno, wszystko w porządku?
Alya: Błagam odbierz...
Alya: Przepraszam, Cię Marinette. Nie powinnam tak reagować.

Wiadomości: Luka
Luka: Możemy porozmawiać?
Luka: Odbierz, proszę...
Luka: Martwię się, że coś się stało. Chociaż odpisz i upewnij mnie, że się mylę.
Luka: Musimy sobie wszystko wyjaśnić.
Luka: Wiem, że widziałaś mnie z Chloe.
Luka: Marinette, powiedz, że nie zrobiłaś nic głupiego.

Marinette rozpłakała się i schowała twarz w poduszce. Usiadłem obok niej.

- Mari, wstań, proszę...

Dziewczyna ani drgnęła. Podniosłem ją. Nie patrzyła na mnie. Przytuliłem ją delikatnie.

- Co zamierzasz zrobić? - zapytałem.

- Z Alyą? Myślę, że spotkam się z nią w Paryżu. Z Luką? Na razie nic. Nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę. - odpowiedziała.

- Jestem z Ciebie dumny. Świetnie sobie radzisz. - powiedziałem widząc, że się uspokaja.

Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, po czym znowu się we mnie wtuliła. Pocałowałem ją w głowę.

- Musimy zacząć się pakować... - powiedziałem cicho.

- Tak masz racje. Już się za to zabieram. - wyszeptała.

Wstałem i ruszyłem w stronę swojego pokoju, aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy.

- Adrien? - powiedziała nieśmiało.

- Tak?

- Pomógłbyś mi zmienić opatrunek? Boję się patrzeć na te rany... - rzuciła cicho i niepewnie.

- Jasne, że tak. Pójdę tylko po apteczkę. - odparłem z uśmiechem.

Jak powiedziałem tak zrobiłem. Po chwili wróciłem do pokoju Marinette. Dziewczyna zawstydzona wpatrywała się w zakrwawione bandarze na nadgarstkach. Wiem, że żałuje swojego czynu. Cieszyłem się, że tak reaguje, ponieważ to utwierdzało mnie w przekonaniu, że drugi raz się do tego nie posunie.

Podszedłem do niej i zacząłem zdejmować opatrunek z jej nadgarstka. Krew nadal ciekła ze świeżych ran, ale teraz było jej zdecydowanie mniej. Sięgnąłem po wodę utlenioną i delikatnie przemyłem rany. Dziewczyna syknęła z bólu. Spojrzała na ranę i po chwili spusciła wzrok.

- Zachciało mi się aktów desperacji... - powiedziała ze wstydem.

- Nie przejmuj się. - szepnąłem.

Posłała mi wymuszony uśmiech.

- Skończone! - powiedziałem dumny z siebie.

Ucałowalem jej dłoń. Zarumieniła się.

- Dziękuję. - szepnęła i zabrała się za pakowanie walizki.


MARINETTE

Byliśmy już w samolocie. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Boję się spotkania z rodzicami. Jak ja im to wszystko wytłumaczę? Mam nadzieję, że nie zauważą mojego aktu buntu wobec życia. Specjalnie zabrałam najdłuższe swetry i bluzy, aby zakryć bandaże. Na szczęście, pomimo tego, że jest koniec maja, jest dość wietrznie, a temperatura sięga góra 18 stopni.

- Nad czym tak myślisz? - zapytał mój towarzysz.

- Co ja im powiem, Adrien? "Plotka poszła w świat, więc udajemy, że jesteśmy parą. Mieszkam u Adriena. Do tego Luka mnie zdradził, więc chciałam się zabić."? Nie ma co... Mam kontrolę nad swoim życiem... - rzuciłam ironicznie. - Nawet nie chcę sobie wyobrażać ich reakcji, kiedy zobaczą, że przyjechałam z Tobą. Dali mi wszystko, a ja tylko ich krzywdzę swoją bezmyślnością.

- Nie mów tak. Nie miałaś wpływu na to, co ostatnio działo się w twoim życiu. Nie możesz się obwiniać. - próbował podnieść mnie na duchu. - Chcesz powiedzieć im prawdę? - zapytał niepewnie.

- Nie wiem... Zawiodą się. Zawsze powtarzali, że zabijanie kłamstwa kłamstwem nigdy nie kończy się dobrze. A co ja robię? Udaję, że Cię kocham, aby zlikwidować jakąś głupią plotkę.

- Udajesz... - powiedział cicho i posmutniał.

Spojrzałam na niego pytająco. Dotarło do mnie, co powiedziałam. Wiem, że mu na mnie zależy, ale nie przypuszczałam, że aż tak. Zrobiło mi się głupio.

- Adrien, ja... - zaczęłam.

- Powiedziałaś co myślisz. To wszystko - odparł obojętnie, unikając mojego wzroku.

W ostatnim czasie dużo się wydarzyło. Ufamy sobie nawzajem, troszczymy się o siebie... Czuję coś do blondyna, ale jeszcze nawet nie zakończyłam swojego rozdziału z Luką. Nawet nie jestem pewna, czy chcę go kończyć. Muszę to wszystko przemyśleć.

- Przepraszam, nie chciałam Cie urazić. - powiedziałam.

Adrien nadal nie zwracał na mnie uwagi. Było mi przykro. Cóż, nie będę natrętna. Niech pomyśli w spokoju. Włożyłam do uszu słuchawki i przy muzyce ulubionego zespołu szybko zasnęłam.

***

- Marinette, za chwilę lądujemy - usłyszałam.

Spałam z głową opartą na jego ramieniu. Nie miałam ochoty wstawać.

- Jeszcze 5 minut... - poprosiłam.

- Za "5 minut" zostaniesz w samolocie sama. - odparł zdenerwowany.

Miał prawo być zły. Powiedziałam kilka słów za dużo. Wpadł mi do głowy pomysł. Podniosłam się, by go objąć i wtuliłam się w niego. On nie potrafi być na mnie zły. Wykorzystałam to. Nie lubię, kiedy jest smutny.

- Przepraszam. - wyszeptałam.

Nie musiałam długo czekać na reakcję. Po chwili pogłaskał mnie po głowie.

- Dobra, dość, bo naprawdę zostaniemy w tym samolocie. - powiedział z powagą.

***

Była 18.30. Moi rodzice mieli czekać na lotnisku. Nie poinformowałam ich o tym, że będę z Adrienem. Chwila. Czemu ja nigdy nie myślę? Gdzie on się zatrzyma?

- Adrien? Wiem, że powinnam wcześniej o tym pomyśleć... - zaczęłam, ale chłopak szybko mi przerwał.

- Spokojnie. Zatrzymam się w starym domu. - mówiąc to posmutniał.

- Hej... Co się stało? - zmartwiłam się.

- Nie byłem tam 7 lat. Co miesiąc opłacam służbę, aby zajmowali się domem. Tak na wypadek, gdybym chciał tu wrócić. Tu zostawiłem wszystkie wspomnienia... O mamie, tacie, całe dzieciństwo... Odciąłem się od przeszłości, bo nie chciałem cierpieć. - mówił spokojnie. - A jeśli chodzi o transport to też nie masz się czym martwić. Umówiłem się z Nino, że zadzwonię jak będę w Paryżu. Odwiezie mnie.

Moment. Czy on mówi o tym NINO? Skąd się znają? Później z nim porozmawiam, to niewłaściwy moment. Nadal był smutny. Załapałam go za rękę.

- Na razie nigdzie się nie wybierasz. Zjesz z nami kolację. - zażądałam.

Chłopak się uśmiechnął. Wiedział, że nie warto się ze mną kłócić, więc odpuścił. Zobaczyłam moich rodziców. Pociągnęłam chłopaka za rękę i podbiegłam się przywitać.

- Mamo! Tato! - krzyknęłam.

- Mari, kochanie! - powiedziała mama.

Przytuliłam ich mocno, po czym wróciłam do stojącego obok blondyna. Tak, jak sądziłam... Nie byli zbytnio zadowoleni. Zdziwiło mnie to, że jak go zauważyli, zdawali się nawet być nieco przerażeni. Moi rodzice spojrzeli na siebie, a potem na nasze splecione dłonie. Szybko puściłam rękę blondyna i odwróciłam wzrok.

- Panie Dupain. Pani Dupain-Cheng. Mam na imię Adrien. - powiedział chłopak, po czym się ukłonił.

Ucałował dłoń mamy, a potem wciągnął rękę w stronę taty, który niechętnie ją uścisnął.

- Adrien wpadnie do nas na kolację. - poinformowałam rodziców.

Mama delikatnie się uśmiechnęła. Nie mogłam wywnioskować czy był szczery. Tata tylko zerknął na mnie zrezygnowany. Zdecydowanie nie podobał mu się ten pomysł, ale czego się nie robi dla jedynej, ukochanej córki, prawda? Totalna masakra. To będzie najdłuższy wieczór w moim życiu...

--------------------------------------------------------
Dzisiaj nieco dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba ❤ Kolejny już JUTRO!

Blisko 300 odsłon i ponad 60 gwiazdek! ⭐
JESTEŚCIE NIESAMOWICI ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro