16. Wyznanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

MARINETTE

Obudziłam się bardzo wcześnie, bo już o 6:30. Promienie słońca wpadały przez ogromne okno i rozbiegały się po całym pokoju, nadając mu pewnego rodzaju uroku. Powoli wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic i wróciłam do pokoju. Wyjęłam z walizki sweter w kolorze pudrowego różu i białe jeansy. Włosy upięłam w luźny kok. Adrien jeszcze spał. Postanowiłam wyjść na spacer. Muszę sobie wszystko przemyśleć.

Po cichu zeszłam na dół, zabrałam swoją torebkę i wyszłam. Rano, kiedy na ulicach Paryża jest mało ludzi, jest on jeszcze piękniejszy.

Mimo pięknej pogody ciężko było mi się skupić na odpoczynku. Moje myśli przepełnione były wyznaniem mamy. Czy powinnam powiedzieć Adrienowi o tym czego się dowiedziałam? Należy mu się prawda, po tym wszystkim co dla mnie zrobił. Nie chcę go zranić. Boję się, że kiedy się dowie, zostawi mnie. Przeze mnie stracił ojca, musiał wyjechać do Hiszpanii i zacząć nowe życie. Chyba sama bym sobie nie wybaczyła...

Usiadłam na ławce w parku. Zawsze przychodziłam tu ze znajomymi po szkole. Tyle wspomnień... Moją uwagę przykuła dziewczyna jeżdżąca na rolkach. Z nieziemską prędkością okrążała fontannę wykonując przy tym najróżniejsze skoki i obroty. Nie mogłam oderwać od niej wzroku. W końcu zatrzymała się i podjechała do ławki obok. Dopiero kiedy zdjęła kask poznałam tę pyzowatą twarz.

- Alix, to ty? - zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do niej.

Nic się nie zmieniła. No może poza dwoma szczegółami: teraz jeździ na rolkach jak prawdziwa profesjonalistka, a jej niegdyś krótkie, pozostawione w artystycznym nieładzie włosy teraz są długie i delikatnie pofalowane.

- Marinette, ile ja Cię nie widziałam! - krzyknęła różowowłosa i rzuciła mi się na szyję.

- Jakieś 4 lata. - odpowiedziałam i zaśmiałam się. - Co tam u Ciebie? Opowiadaj. Co też Alix Kubdel robiła przez ten czas?

- Alix Le Chien... - poprawiła, uśmiechając się znacząco.

- Nie. Żartujesz... Ty i Kim? W sumie mogłam się spodziewać. O MÓJ BOŻE MOJA MAŁA ALIX WRESZCIE DOROSŁA! - zaczęłam się drzeć na cały Paryż ściskając dziewczynę.

- Cóż, jak ma się dziecko w domu to trzeba dorosnąć. - rzuciła.

- Kochana, gratuluję! Jak ma na imię? Do kogo jest podobne? Ile ma lat? Lub miesięcy. Nie ważne. Opowiadaj. Chcę zobaczyć tego słodziaka! - zasypywałam Alix pytaniami.

- Mari, ja mówiłam o moim mężu. - powiedziała i wybuchła głośnym śmiechem.

Dołączyłam do niej. Obie ledwo mogłyśmy oddychać. Kiedy wreszcie się uspokoiłyśmy, udałyśmy się na mały spacer.

ADRIEN

Obudziło mnie ostre poranne słońce. Złapałem za telefon, by sprawdzić godzinę. Było po dziesiątej. Niechętnie wstałem i zamierzałem obudzić Mari, ale nie było jej w łóżku. Pewnie kręci się po domu lub siedzi w kuchni. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i przeczesałem włosy. Zszedłem na śniadanie. W kuchni spotkałem Val, ale fiołkowookiej tu nie było.

- Dzień dobry Śpiący Królewiczu! - rzuciła ze śmiechem.

- Dzień dobry. - odpowiedziałem. - Widziałaś Marinette?

- Nie, nie widziałam. Coś się stało? - zapytała troskliwie.

- Nie, pewnie zwiedza dom. - powiedziałem.

- Nie byłabym tego taka pewna. Nawet nie zeszła na śniadanie. - odparła z lekką obawą.

Szybko zjadłem swój posiłek i poszedłem do pokoju po telefon. Nie zostawiła żadnej wiadomości. Co jeśli coś się stało? Zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała. Pomyślałem, że poszła do Alyi. Przeraziłem się jeszcze bardziej, kiedy mulatka powiedziała, że nie kontaktowała się z Marinette od wczoraj. Do tego stwierdziła, że może jej grozić niebezpieczeństwo. Była roztrzęsiona. Rozkazała mi ją jak najszybciej znaleźć. Próbowałem dodzwonić się do Marinette jeszcze kilka razy. Nadal bezskutecznie. Szybko wyszedłem z domu w poszukiwaniu dziewczyny.

MARINETTE

Alix zaprosiła mnie do siebie. Piłyśmy herbatę i wspominałyśmy szkolne czasy. Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak dobrze bawiłam. Na szczęście Kim był w pracy, więc nikt nam nie przeszkadzał. Chociaż nie ukrywam, jego też chciałabym zobaczyć.

- Daj mi swój telefon, wpiszę Ci mój numer. Musimy spotykać się częściej. - zaproponowała różowowłosa.

Wyjęłam telefon z torebki i odblokowałam go. 14 nieodebranych połączeń. 6 od Adriena i 8 od Alyi. Spojrzałam na godzinę. Dochodziła jedenasta. Oni mnie zabiją. Muszą się strasznie martwić. Wyszłam z domu bez słowa.

- Hej Mari, wszystko dobrze? - zapytała Alix.

- Tak, tak. Po prostu nie powiedziałam nikomu, że wychodzę i Adrien się martwi. - rzuciłam.

- Ten Adrien? Czyli jednak Adrienette przeżyło. Zawsze wiedziałam, że będziecie razem. Każdy wiedział. Do dziś pamiętam jak bardzo byłaś w nim zakochana. Naprawdę jest co wspominać. Pamiętasz jak chciałaś się z nim umówić? Ja, Alya, Rose, Mylene i Juleka pomagałyśmy ci w każdym planie. Szkoda, że zawsze coś odwaliłyśmy. - wybuchnęła śmiechem.

- Tak... Pamiętam. - skłamałam.

Nie pamiętam nic z tego co powiedziała dziewczyna. Muszę z nią o tym porozmawiać, ale już nie dziś. Wybrałam numer Adriena i zadzwoniłam.

- Marinette, nareszcie! Gdzie ty jesteś? - usłyszałam głos blondyna.

- Ja... Wyszłam na spacer i spotkałam Alix... Przepaszam. - powiedziałam cicho.

- Nawet nie masz pojęcia jak się martwiłem. - rzucił, a w jego głosie wyczułam złość.

- Zaraz wracam. - odpowiedziałam.

- Dobrze, czekam. - odparł i rozłączył się.

Podałam Alix telefon. Wpisała mi swój numer, a potem ja dałam jej swój. Podziękowałam za mile spędzony czas, pożegnałam się i wyszłam. Mam nadzieję, że Adrien nie jest wściekły. Moja bezmyślność czasem nie zna granic. Moment. Ja byłam zakochana w Adrienie? W szkole? Coś ewidentnie jest nie tak... Ale jeżeli to prawda, to dlaczego tylko wspomnienia związane z blondynem zniknęły?

Po kilkunastu minutach byłam już pod willą. Cicho weszłam do środka. Zerknęłam do kuchni, ale nie zastałam tam Adriena. Musi być w swoim pokoju. Niepewnie otworzyłam drzwi. Siedział na łóżku. Odwrócił się do mnie na chwilę, a po chwili jego wzrok utkwił w podłodze.

- Przepraszam Adrien. Powinnam była zadzwonić... - powiedziałam i usiadłam obok niego.

- Ja i Alya odchodziliśmy od zmysłów... - mówił cicho.

- Domyślam się. Źle zrobiłam. - do moich oczu napłynęły łzy.

Blondyn był zdenerwowany. Nie odwracał się w moją stronę. Położyłam swoją dłoń na jego.

- Musisz mi uwierzyć, jest mi strasznie przykro... - powiedziałam

Nadal nie reagował.

- Adrien, słyszysz mnie? - niemal krzyknęłam. - Proszę powiedz coś!

Chłopak odwrócił się i mocno mnie przytulił.

- Nie rób tego więcej. Wiesz jak bardzo się martwię. - wyszeptał. - Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś Ci się stało... Kocham Cię, Marinette.

Kiedy to usłyszałam moje serce stanęło. On naprawdę to powiedział. Nie przesłyszałam się. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Powinnam teraz skakać pod sufit z radości, ale nie potrafiłam. Cały czas miałam w głowie słowa mamy. Nie zasługuję na jego miłość. Wyrwałam się z jego objęć i odsunęłam się.

- Mari, co się stało? Powiedziałem coś nie tak?

- Nieprawda... - wyszeptałam.

- Słucham? - zapytał zdziwiony.

- Nieprawda. Nie kochasz mnie. Nie możesz... - mówiłam nie mogąc powstrzymać łez.

- Jak to? Marinette, ja wiem, że jest jeszcze Luka... Musisz z nim porozmawiać, rozumiem to. Ale chcę żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie najważniejsza i zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa. - powiedział i zbliżył się do mnie, ja jednak go odepchnęłam.

- Nie mów tak...

Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Gdy byłam już przy drzwiach jego pokoju poczułam uścisk na nadgarstku.

- Mari, nie wierzysz mi? - zapytał i złapał mój policzek.

- Nie rozumiesz, najlepiej będzie jak zostawię Cię w spokoju. - powiedziałam stanowczym tonem.

- Powiedz o co chodzi. - zażadał.

- Nie mogę...

- Powiedz!

- Nie chcesz wiedzieć, Adrien.

- Chcę, błagam powiedz! Dlaczego twierdzisz, że okłamuję Cię co do mioch uczuć?

Nie miałam siły już trzymać tego w sobie. Ból w jego spojrzeniu tylko potęgował moją złość.

- Bo zabiłam twojego ojca, Adrien!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro