18. Przyjaźń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

MARINETTE

- Co dokładnie wydarzyło się w dniu wypadku?

Blondynka, słysząc moje słowa, odwróciła wzrok.

- Marinette... Nie mogę Ci odpowiedzieć na to pytanie. - powiedziała spokojnie.

- A ja liczyłam na to, że ktoś wreszcie powie mi prawdę. - rzuciłam wkurzona.

Wstałam, chwyciłam za swoją walizkę i ruszyłam w stronę windy.

- To nie tak. Posłuchaj mnie. - powiedziała szybko, chcąc mnie zatrzymać.

Niechętnie odwróciłam się w jej stronę. Patrzyła na mnie z nadzieją. Odstawiłam walizkę i podeszłam do niej. Stanęłam na przeciw niej i skrzyżowałam ręce na piersi.

- Więc słucham... - powiedziałam niechętnie.

- Sama musisz dojść do prawdy. Będę Ci pomagać. Gdybym powiedziała Ci o wszystkim teraz, zapewne nie skończyłoby się to dla Ciebie dobrze. - mówiła z powagą. - Możesz zadawać pytania, ale musisz wiedzieć, że nie na wszystkie odpowiem.

Chloe chce mi pomóc? Czy to, co wydarzyło się 7 lat temu, naprawdę jest tak straszne? Na pewno nie chodzi tylko o ten wypadek. To coś więcej.

- Mówiłaś, że chcesz odzyskać naszą przyjaźń, Chloe. Nie pamiętam, byśmy się przyjaźniły. Zawsze mi dokuczałaś. Dlaczego mam Ci wierzyć?

- Bo chcesz wiedzieć, co łączy Cię z Adrienem. - odpowiedziała.

Zatkało mnie. Czy to naprawdę, był dla mnie najważniejszy argument? Usiadłam obok blondynki i ukryłam twarz w dłoniach.

- Czemu go nie pamiętam? - zapytałam cicho.

- To nie jedyna rzecz której nie pamiętasz.

- To przez ten wypadek?

- Nie.

Jej odpowiedź mnie zaskoczyła. Jeżeli nie to przyczyniło się do utraty pamięci to co takiego?

Usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Za zgodą blondynki do apartamentu wszedł lokaj. Poinformował o tym, że obiad jest gotowy i rodzice oczekują jej w jadalni. Poinformowała mężczyznę, że dziś na obiedzie pojawi się gość i poprosiła o jedno dodatkowe nakrycie. Oczywiście chodziło o mnie. 

Do końca dnia oglądałyśmy filmy. Wiedziała, że nie znoszę horrorów. Tylko Alya o tym wie. Byłam prawie pewna, że Chloe nie kłamie. Obiecała mi pomóc i zrobi to. Naprawdę zaczynam wierzyć w to, że byłyśmy przyjaciółkami.

Tego dnia wspólnie śmiałyśmy się i płakałyśmy. Filmy wywołują naprawdę silne emocje. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę siedzieć w jednym pomieszczeniu z Chloe Bourgeois przy tak przyjemnej atmosferze. Tymczasem bardzo miło spędziłyśmy popołudnie.

Strasznie martwiłam się o Adriena. Mam nadzieję, że nie zrobił nic głupiego. Musi ochłonąć po tym co usłyszał. Zaczęłam się zastanawiać, czy ten wypadek w ogóle miał miejsce. Już nic mnie nie zdziwi.

Poszłyśmy spać dość wcześnie. Spałam w pokoju Chloe na dużej bordowej kanapie. Nalegała na osobny pokój, ale nie chciałam robić kłopotu. Jutro wrócę do rodziców. Nie cieszy mnie powrót do domu (zwłaszcza po tym, jak już wiem, że przez 7 lat byłam okłamywana), ale nie mogę ciągle wykorzystywać uprzejmości moich przyjaciół.

Na szczęście rany na nadgarstkach zaczęły się goić, a opatrunek nie był już potrzebny. Chociaż jeden problem z głowy.

ADRIEN

Lot miałem o 8.45. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w Madrycie.

Wcale nie okłamałem cioci, nie widziałem jej i Felixa bardzo długo. Cieszę się, że spędzę z nimi trochę czasu.

Daję sobie 5 dni. Jeżeli nie dowiem się czegoś istotnego, wracam do Paryża i zapominam o wszystkich przypuszczeniach. Jeśli przez cały czas będę się zajmował tymi niewyjaśnionymi wizjami w końcu wpadnę w jakiś obłęd.

***

Stanąłem przez drzwiami i nacisnąłem dzwonek. Rozejrzałem się po podwórku. Ciocia zadbała o ogród. Musi jej się nudzić odkąd Felix się wyprowadził. Usłyszałem głośne szczekanie, a po chwili przekręcanie klucza. Przede mną pojawiła się Erika Louraine - starsza siostra mojej mamy.

- Adrien, skarbie! - krzyknęła i wyciągnęła ręce.

- Witaj Ciociu. - powiedziałem i przytuliłem drobną kobietę.

Erika i moja mama były bardzo podobne. Obie miały szmaragdowe oczy, lśniące blond włosy (ciocia w przeciwieństwie do mamy lubiła krótkie fryzury) i idealną figurę. Różniły je dwie rzeczy: wzrost i charakter. Mama była trochę wyższa od swojej siostry. A co do charakteru: ciocia to osoba bardzo opanowana i spokojna, zaś Emilie Agreste to żywy wulkan energii i spontaniczności (nigdy nie było wiadomo co przyjdzie jej do głowy).

- Wejdź, proszę. - rzuciła, po czym wpuściła mnie do środka.

Na środku salonu stał Felix. Gdy go zobaczyłem, ucieszyłem się jak dziecko. Był dla mnie jak straszy brat (między nami były 2 lata różnicy wieku) i najlepszy przyjaciel. Mogłem z nim porozmawiać o wszystkim.

Ubrany był w szarą koszulę i czarne jeansy. Włosy zaczesał do tyłu. Zawsze ubierał się luźno, taki styl do niego nie pasował. Niestety przedstawiciel handlowy w dresach i luźnej bluzie nie zostałby odebrany najlepiej. Cóż, jaka praca taki ubiór.

- No hej Młody! Chodź tu do braciszka! - powiedział, przytulił mnie i poklepał po ramieniu.

- Cześć Felix. - powiedziałem z uśmiechem.

- To ja może was zostawię. -westchnęła kobieta. - Obiad będzie o 14:00. Porozmawiajcie na spokojnie. 

Oboje podbiegliśmy do niej i ucałowaliśmy ją w policzek.

Zabraliśmy moje rzeczy i poszliśmy do mojego pokoju. Wyjechałem na studia, gdy miałem 19 lat, mimo to nic się tu nie zmieniło. Wszystko zostało na swoim miejscu. Zacząłem rozpakowywać swoje rzeczy, a Felix usiadł na krześle przy biurku.

- No to opowiadaj. - zaczął Felix.

- Co konkretnie chcesz wiedzieć? - zapytałem.

- Może coś o tej projektantce...? Jak ona ma imię? Maria? Marina? - mówił z szatańskim uśmieszkiem.

- Marinette. - odpowiedziałem.

- Więc co z nią?

- Sam nie wiem Felix...

- Jesteście razem?

- Nie. Tak. Nie wiem.

Felix uniósł brew. Nie do końca wiedział o co chodzi. Zresztą nie tylko on.

Opowiedziałem mu wszystkim, co się wydarzyło. Nie pominąłem wizji. Ufam mu w tu procentach. Może on będzie w stanie mi pomóc.

- Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz? - zapytał z niepewnością.

- Potrzebuję dowodu, że Marinette nie ma nic wspólnego z wypadkiem. - odpowiedziałem.

- Możesz na mnie liczyć. Wiesz o tym. Masz moje wsparcie. - powiedział.

Ucieszyłem się, że się zgodził. Oboje skoczylibyśmy za sobą w ogień.

W dzieciństwie ciągle trzymaliśmy się razem. Zawsze byliśmy do siebie bardzo podobni. Często ratowaliśmy siebie nawzajem udając drugiego. Do czasu, gdy ciocia Erika rozwiodła się z mężem i wyjechała do Hiszpanii. Wtedy nasz kontakt został ograniczony. Mimo to przy każdym spotkaniu nie odstępowaliśmy siebie ma krok. Najlepsi przyjaciele od urodzenia.

- A tak w ogóle... Czemu tak bardzo Ci na tym zależy? - zapytał podejrzliwie.

- Ja... Ja nie chcę, by ona się obwiniała. Gdybyś ją wtedy widział... Była przerażona. Nie mogę pozwolić na to, aby znowu zrobiła sobie krzywdę. - powiedziałem.

- Ooo... Nasz mały Adi się zakochał...

Mój kuzyn uśmiechnął się i położył ręce na piersi tam, gdzie znajduje się serce. Do tego zaczął śpiewać "Miłość rośnie wokół nas". Chyba nie muszę mówić o tym, że w jego wykonaniu brzmiało to komicznie. Bałem się, że przez jego koci fałsz, ciocia wpadnie do pokoju z pytaniem czy nic nam się nie stało. Rzuciłem mu poduszką w twarz, żeby się przymknął.

- Mam 23 lata, Felix. - przypomniałem.

- A ja 25 i co z tego? - powiedział zajmując poduszkę z twarzy.

Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

- No przyznaj się Adi... - powiedział i uśmiechnął się znacząco.

- No dobra, masz mnie. - przyznałem się. - Znowu trafiłeś w sedno.

- Zawsze mam rację. To ja dostałem lepsze geny. - powiedział i wytknął mi język.

Znowu rzuciłem w niego poduszką.

- Chcesz żebym do szpitala trafił, przez uduszenie? - rzucił z udawaną powagą.

- Ciekawe co by w wypisie napisali... - zaśmiałem się.

Moment. Olśniło mnie. Już wiem od czego zacząć.

- Mam świetny pomysł. - powiedziałem.

- Nie przemęczaj się, bo Ci mózg wyparuje Blondyno! - rzucił.

- Sam jesteś Blondyna! - odgryzłem się. - Przecież ciocia musi gdzieś mieć mój wypis ze szpitala. Może czegoś się dowiemy.

- Wiem, gdzie mama trzyma wszystkie dokumenty. - powiedział z dumą. - Dziś wieczorem wychodzi na jakiś bankiet czy coś w tym stylu.

- Chodziło mi bardziej o to żeby poprosić ją o ten wypis, a nie od razu przeszukiwać jej rzeczy. - powiedziałem z powagą.

- Naprawdę myślisz, że podejdziesz do niej spokojnie i powiesz "Ciociu, czy dasz mi mój wypis ze szpitala, po tym strasznym wypadku, w którym zginął mój ojciec i przez który mam amnezję?" - rzucił ironicznie.

Faktycznie, może to był słaby pomysł. Zapewne i tak by mi go nie dała.

- A ty przypadkiem wieczorem nie wracasz do domu? - zapytałem.

- Postanowiłem zostać tu przez cały twój pobyt w Madrycie. - odpowiedział.

- Dobrze, więc jak tylko twoja mama wyjdzie z domu rozpoczynamy poszukiwania. - zgodziłem się z kuzynem.

- Operacja "Wypis" rozpoczęta! - krzyknął z powagą.

On naprawdę czasem mnie zadziwia...

---------------------------------------------------------
Jak wam się podoba Felix? 😄

Przepraszam Was bardzo za to, że rozdział pojawia się późno. Nie miałam weny, a nie chciałam pisać niczego na odpał, byleby było.

Miłego wieczoru ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro