24. Strach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gabriel Agreste siedział w gabinecie cierpliwie czekając na powrót swojego syna. Nie miał wyrzutów sumienia. Twierdził, że zrobił to dla dobra swojego i Adriena.

Emocje nastolatka były tak głębokie i krzywdzące, że dały mu moc niemal większą od samego Władcy Ciem. Gabriel nie zdawał sobie sprawy, jak potężnego złoczyńcę stworzył, ale był pewien, że to tylko kwestia czasu, aż Adrien przyniesie mu Miracula.

O wilku mowa. Ten akurat wszedł do gabinetu i ukłonił się nisko.

- Mój Panie. - rzekł.

- Nareszcie, tak długo czekałem na ten dzień. Daj mi Miracula. - uradował się i wyciągnął dłoń.

- Jeszcze ich nie mam. - powiedział.

Był bardzo spokojny. Zupełnie, jakby Akuma pochłonęła całe jego cierpienie i wszystkie negatywne emocje. Był to piękny widok, ale krył za sobą mrok i zniszczenie.

- Jak to? Jak to nie masz? - powiedział z nutką gniewu w głosie Gabriel.

Mężczyzna spojrzał na dłoń chłopaka. Nie miał on swojego pierścienia.

- Gdzie jest twój pierścień? - zapytał podniesionym tonem.

- Odebrali mi go, ale nie martw się. Wymyśliłem świetny plan. - odpowiedział.

- Nie interesują mnie twoje pomysły! Masz tylko jedno zadanie Chat Blanc! Nakazuję Ci je wykonać! - krzyknął.

Niewzruszony chłopak nadal ślepo wpatrywał się w ojca.

- Panie, nie sądzisz, że poza Miraculum Biedronki i Czarnego Kota dobrze byłoby mieć też Miracula reszty bohaterów? Wtedy już nikt Ci nie przeszkodzi. - wytłumaczył Adrien.

- Hmm... Być może Cię nie doceniłem. Masz czas do końca dnia. - rzucił antagonista.

Powiedziawszy to, po raz kolejny nacisnął w pewne punkty na obrazie, by udać się do swej kryjówki.

Wolnym krokiem szedł w stronę ogromnego okna. Tam czekała już na niego pewna kobieta.

- Już czas? - zapytała.

- Mój syn stracił pierścień. Marinette musiała go zabrać. Już niedługo i ona będzie pod moim rządem. Nie martw się, Nathalie. Catalyst wkrótce powróci. - powiedział z chytrym uśmiechem.

***

Piątka bohaterów dumnie kroczyła do willi Agreste. Ku ich zdziwieniu drzwi były otwarte.

- Musimy być ostrożni. Pora się rozdzielić. - powiedziała Rena.

- Ja i Rena będziemy w holu. - powiedział Nino.

- Ja pójdę w stronę gabinetu. - rzuciła Chloe.

Luka od razu spojrzał na blondynkę. Nie bardzo spodobał mu się pomysł, aby sama kręciła się przy potencjalnej siedzibie głównej ich największego wroga.

- Queen Bee... - zaczął, ale Chloe szybko mu przerwała.

- Ty idziesz z Biedronką do pokoju Adriena. Musimy znaleźć Plagga. - rozkazała.

- A jeśli... - próbował dalej

- Nic mi nie będzie, idź! - powiedziała i ruszyła przed siebie, nie zważając na to, czy chłopak coś mówi, czy nie.

Luka jeszcze przez chwilę podążał wzrokiem za blondynką. Bał się, że stanie się jej krzywda. Mimo to postanowił wypełnić jej "rozkaz".

- Chodź Marinette. - powiedział cicho i ruszył przed siebie.

Ciemnowłosa podążyła za nim. Dłuższą chwilę szli w zupełnej ciszy. Marinette w końcu zdecydowała się przerwać milczenie.

- Czemu jej nie powiesz? - zapytała cicho.

- O czym mówisz? - bohater udał, że nie ma pojęcia o co chodzi przyjaciółce.

- Doskonale wiesz o czym. - rzuciła. - Tylko ślepy nie zauważy jak na nią patrzysz. Zresztą ona na Ciebie tak samo.

- Nie masz takiej pewności.

- A więc o to chodzi? Boisz się?

- To nie tak, Mari. Nasza przyjaźń jest dla mnie najważniejsza. Nie chcę niczego popsuć. - wyszeptał i spuścił wzrok.

- Luka, posłuchaj. - zatrzymała się, spojrzała na niego i chwyciła jego dłonie. - Oboje nie zauważacie, jak bardzo jesteście dla siebie ważni. Chloe zasługuje na szczęście i tylko ty możesz jej je zapewnić. Obiecaj mi, że gdy wszystko wróci do normy, kiedy wreszcie pokonamy Władcę Ciem i uratujemy Adriena, wyznasz jej co czujesz.

Luka już sam nie wiedział co powinien zrobić, ale w pełni ufał Marinette. Wiedział, że dziewczyna chce dla niego jak najlepiej.

- Obiecuję. - powiedział z uśmiechem i przytulił ciemnowłosą.

Byli już przed drzwiami pokoju blondyna. Podejrzewali, że chłopak jest w środku, dlatego poruszali się tak cicho jak tylko się dało.

Ostrożnie otworzyli drzwi. Luka powoli sprawdził, czy pokój jest pusty. Pierwsze co zobaczył, to całkowita przemiana pomieszczenia. Panował tu totalny balagan. Meble były poprzewracane, a najróżniejsze rzeczy były porozrzucane po całej podłodze.

Marinette mruknęła niezadowolona. Była pewna, że ze swoją wrodzoną niezdarnością potknie się i tym samym przyciągnie do siebie Władcę Ciem lub Chata Blanc.

- Dasz radę. - szepnął Luka, chcąc dodać jej otuchy.

Marinette uśmiechnęła się lekko i powoli ruszyła w głąb pokoju.

Rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie widziała Kota.

- Plagg! Jesteś tutaj? - krzyknęła szeptem, by się nie narażać.

- Marinette! - usłyszała znajomy głos.

Kwami od razu pojawiło się przy niej i przytuliło się do jej policzka.

- Jak dobrze, że Cię widzę. - powiedział uradowany Plagg. - Masz pierścień? Całe szczęście. Gdyby Adrien przemienił się podczas opętania przez Akumę, mielibyśmy wielki problem.

- Nie czas na rozmowy. Zmywamy się stąd. - szepnęła Biedronka.

- Nie sądzę... - usłyszała głos.

Bardzo znajomy głos. Ten, który mówił jej, że ją kocha. Ten, który pocieszał ją, kiedy przechodziła trudne chwile w swoim życiu. Ten, który jeszcze do niedawna był tak ciepły, a teraz wrecz przeciekał chłodem.

Odwróciła się w jego stronę. W dłoni trzymał swoją broń.

- Nigdzie się nie wybierasz dopóki nie oddasz mi kolczyków i pierścienia. - powiedział i zaczął się do niej zbliżać.

Dziewczyna dała znak przyjacielowi, by ten na razie się nie wychylał. Chciała spróbować przemówić Adrienowi do rozsądku.

- Kocie? Wiem, że jeszcze tu jesteś. - powiedziała błagalnym wzrokiem.

Ten tylko zaśmiał się szyderczo.

- Zostaw sobie te smętne gadki na inną okazję. - rzucił.

Dochodziła 22:00. Chłopakowi zależało na szybkim załatwieniu sprawy. Miał tylko dwie godziny.

Nie myśląc rzucił się na bohaterkę. Tym razem zwinnie opierała atak. Starała się nie skupiać na tym, że walczy ze swoim ukochanym. Nawet jeżeli uratowanie go byłoby równoznaczne z bólem fizycznym.

- Nie ma w tobie ani trochę odwagi. - zaczął. - Gdybyś chciała mnie pokonać już dawno wykorzystałabyś moc absolutną. Nie robisz tego, bo się boisz. - szydził z bohaterki.

Jego słowa znów zadawały jej ogromne rany prosto w serce. Najgorsze było to, że miał rację.

Wykorzystał moment słabości dziewczyny i rzucił ją na stos książek. Marinette strasznie się poobijała. Czekała na pomoc Luki. Jej oczekiwania nie potrwały długo. W momecie, gdy blondyn sięgał po jej kolczyki, Viperion zaatakował.

Niestety Chat Blanc szybko rozprawił się z bohaterem i zamknął go w łazience. W ogóle nie przejmował się tym, że Luka może się stamtąd wydostać przez okno. Wiedział, że zanim niebieskooki wróci, zdąży zabrać dziewczynie Miracula.

Tak też zrobił. Po chwili na miejscu Biedronki pojawiła się bezbronna Marinette. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

- Nie płacz, kochanie. - otarł jej łzy i posłał jej fałszywy uśmiech. - Teraz wszystko będzie piękniejsze. Bez ciebie. - wycedził przez zeby i wybiegł z pokoju.

Po drodze stoczył walke z resztą bohaterów. Okazał się dla nich zbyt silny. Wręcz niepokonany. Walka nie trwała długo. Nie udało mu się zabrać ich Miraculów. Wszyscy bronili siebie nawzajem przez co miał utrudnione zadanie. Gdy przyjaciele ostatkiem sił poszli pomóc fiołkowookiej, Adrien dumnym krokiem ruszył, by złożyć wizytę swojemu ojcu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro