31. "Historia toczy się dalej?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ADRIEN

Wstałem dość wcześnie. Co prawda spakowałem się już wczoraj wieczorem, ale przezorny zawsze ubezpiezpieczony, co nie? Spojrzałem na zegarek, jest 7:50, więc do odlotu została tylko godzina.

Felix już wczoraj poinformował ciocię o naszym wyjeździe. Podobno cieszyła się, że będzie on miał na mnie oko. Czułem się jak pięciolatek, ale cóż, zawsze byłem tak traktowany. Kwestia przyzwyczajenia.

Pora się zbierać. Na lotnisko będziemy jechać około 30 minut, a zawsze lepiej być trochę wcześniej. Zamówiliśmy już taksówkę. W każdej chwili może się pojawić.

Zabrałem swoją walizkę i powolnym krokiem ruszyłem przed siebie. W progu mojego pokoju zatrzymałem się i jeszcze raz dokładnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zupełnie tak samo jak ostatnim razem, gdy wyjeżdżałem z Madrytu.

Czuję się bardzo związany z tym miejscem. Gdybym mógł zostałbym tu na zawsze i nie przejmował się niczym. Mam jednak swój priorytet: dowiedzieć się prawdy sprzed siedmiu lat. Jest jeszcze Marinette. Tak bardzo chciałbym ją zobaczyć.

W oczy rzuciło mi się zdjęcie przedstawiające mnie, Felixa i ciocię Erikę podczas naszych wakacji nad morzem. Ta kobieta zawsze robiła wszystko byśmy byli szczęśliwi i właśnie za to ją kochamy. Tym bardziej zastanawia mnie, co miała na celu ukrywając przede mną coś tak ważnego.

Usłyszałem głos mojego kuzyna. Krzyczał, że taksówka już podjechała. Pora wychodzić.

Szybko znalazłem się w salonie. Tam Felix żegnał się z matką. Zamknął ją w silnym uścisku. Zawsze byli ze sobą blisko. Zazdrościłem im tej niesamowitej relacji rodzica z dzieckiem, której ja i mój ojciec nigdy nie mogliśmy sobie wypracować.

Gdy Felix wreszcie oderwał się od ramion cioci, ta spojrzała w moją stronę, szybkim krokiem podeszła do mnie i mocno przytuliła.

- Uważaj na siebie, Skarbie. - powiedziała cicho.

- Jak zawsze. - odpowiedziałem.

- Jesteś na mnie zły?

- Nie, ciociu. Wiem, że nie miałaś złych zamiarów.

- Mam nadzieję, że to nie ostatni raz, kiedy trzymam Cię w ramionach. Obiecaj mi, że wrócisz tu cały i zdrowy. - załkała.

- Obiecuję. Nigdy Cię nie zostawię. - odpowiedziałem z trudem powstrzymując łzy. - Ciociu, odpowiesz mi na jedno pytanie?

- Oczywiście, Kochanie.

- Nie było żadnego wypadku, prawda? - zapytałem głosem pełnym niepewności.

Kobieta oderwała się ode mnie i spojrzała mi w oczy. Jej policzki były całe mokre od łez, mimo to wysiliła się na szczery uśmiech.

- Zawsze byłeś bardzo mądry i spostrzegawczy. - odpowiedziała. - Leć już, bo spóźnicie się na samolot.

Felix zdążył już spakować walizki do bagażnika samochodu, więc biegiem ruszyłem do drzwi.

- Adrien! Jeszcze jedno! - usłyszałem jej głos.

Trzymając już klamkę, odwróciłem się do niej z ciekawością.

- Nie pozwól nikomu skrzywdzić Marinette. - powiedziała.

Kiwnąłem głową twierdząco, obdarzyłem ciocię ostatnim uśmiechem i wyszedłem. Felix czekał na mnie z niecierpliwością.

- No wreszcie, Młody. To jak? Historia toczy się dalej? - zapytał.

- Nie, Felix. Zaczyna się nowa, znacznie lepsza.

Ten tylko posłał mi dumny uśmiech mówiący "I to właśnie chciałem usłyszeć" i ruszyliśmy na lotnisko.

MARINETTE

Obudziłam się dość późno, bo około godziny 9.30. Ku mojemu zdziwieniu Chloe nie było w łóżku. Rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie jej nie było. Zauważyłam, że w łazience jest zapalone światło. Pewnie wstała wcześniej i poszła doprowadzić się do porządku. Postanowiłam więc po dłuższym czasie przejrzeć portale społecznościowe. Jak się okazało media huczały od mojego "związku" z Adrienem.

"Agreste wraz z piękną projektanką wyjeżdżają do Paryża! Co kryje się za spontanicznym powrotem do rodzinnego miasta?"

"Marinette Dupain-Cheng w słabym stanie emocjonalnym! To koniec związku z modelem?"

"Adrien Agreste w Madrycie! Dlaczego zostawił ukochaną samą w Paryżu?"

"Czy związek modela i projektantki skończy się tak szybko, jak się zaczął? Agreste i Dupain-Cheng w separacji!"

Czasem przeraża mnie, jak szybko ci wszyscy dziennikarze docierają do informacji. No cóż, chyba pora się przyzwyczaić. Prawda jest taka, że i tak piszą to, co przyciągnie najwięcej czytelników. Nie zależy im na prawdzie. A co jeśli właśnie to jest prawdą? Zawiesiłam swój wzrok na tytule ostatniego artykułu. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. A co jeśli te wszystkie moje marzenia na temat przyszłości z blondynem nie mają zamiaru się ziścić?

Minęło już dobre 15 minut, a Chloe nadal nie wyszła z łazienki. Miałam złe przeczucia. Może niepotrzebnie się przejmuję, ale nie zaszkodzi sprawdzić czy wszystko jest w porządku.

Zapukałam do drzwi. Odpowiedziała mi cisza.

- Chloe, wszystko w porządku? - zapytałam.

Znowu nie uzyskałam odpowiedzi. Powtórzyłam pytanie głośniej, ale nadal nic. Przestraszyłam się. Próbowałam otworzyć drzwi, na moje nieszczęście były zamknięte na klucz.

Szybko odszukałam spinkę w kosmetyczce i podjęłam próbę przekręcenia zamka. Już po kilku sekundach usłyszałam dźwięk blokady. Trudno się dziwić: mam dość duże doświadczenie, bo często zapominałam kluczy do gabinetu.

Z prędkością światła wbiegłam do środka. Blondynka klęczała na kolanach i pochylała się nad muszlą klozetową. Podeszłam do niej i delikatnie potrząsnęłam ją za ramię. Od razu otworzyła oczy. Najwidoczniej zasnęła, ale co robi na podłodze?

- Hej, co ty tu robisz? - zapytałam.

- Ja... Źle się poczułam, a byłam dość zmęczona i... - próbowała się wytłumaczyć ale nie do końca dobrze jej to szło.

Złapałam ją pod ramię i pomogłam jej podnieść się z podłogi. Gdy tylko złapała pion od razu pochyliła się nad toaletą, by po chwili zwrócić resztki wczorajszej kolacji. Była bardzo słaba.

- Przepraszam Cię, Mari. Nie musisz mi pomagać. - wydukała ostatkiem sił.

- Chyba sobie żartujesz. - rzuciłam.

Poczekałam cierpliwie aż blondynka zakończy swoje "zajęcie", a przy tym przetrzymywałam jej włosy, by ich nie zabrudziła (aż przypominają mi się weekendowe imprezy w akademiku). Zauważyłam, że jest lepiej, więc zaprowadziłam Chloe do łóżka.

- Czemu nagle poczułaś się tak okropnie? Jakieś zatrucie? - zapytałam.

- Być może, ale... Marinette, muszę Ci coś powiedzieć. - zaczęła, ale nie dane było jej skończyć, ponieważ usłyszałyśmy pukanie do drzwi.

Przyszedł Luka. Na śmierć zapomniałam, że mieliśmy dziś w trójkę zrobić sobie mały spacer.

- Hej dziewczyny! - przywitał się z uśmiechem, ale gdy zobaczył leżącą w łóżku blondynkę, wyraz jego twarzy od razu się zmienił.

W tempie pociągu ekspresowego znalazł się przy Chloe. Ja tylko westchnęłam i rzuciłam krótkie "Cześć", jednak nawet nie zwrócił na to uwagi. Był bardzo zmartwiony stanem blondynki, co bardzo mnie cieszyło. Zrobię wszystko, aby byli razem, nawet jeśli oznacza to zamknięcie w łazience do końca życia.

- Co się stało, Chloe? - zapytał troskliwie.

Do oczu blondynki napłynęły łzy. Odwróciła głowę, byśmy tego nie zauważyli i kilkukrotnie zamrugała, by pozbyć się łez. Cóż, Luka chyba faktycznie tego nie zauważył, ale ja dowiem się o co chodzi.

- Musiałam się czymś zatruć. Nie masz powodu do zmartwień. - powiedziała i uśmiechnęła się lekko.

Luka złapał jej dłoń i odwzajemnił uśmiech. Posłałam Chloe podejrzliwie spojrzenie, co lekko ją przestraszyło. Musi ukrywać coś ważnego.

- No cóż, wygląda na to, że musimy przełożyć nasz spacer. - stwierdził niebieskooki.

- W żadnym wypadku! Idźcie! Nie marnujcie tej pięknej pogody przeze mnie. - zaczęła Chloe.

- Ale... - chciałam zaprotestować.

- Żadnego "ale". Nic mi nie jest, a poza tym jestem dorosła. Poradzę sobie. Idźcie! - nakazała.

My tylko wzruszyliśmy ramionami i postanowiliśmy się zgodzić. Już mieliśmy wychodzić, ale Luka zakaszlał znacząco, by zwrócić moją uwagę. Rzuciłam mu zdziwione spohrzenie, po czym ten wskazał na moje ubranie. No tak, nadal miałam na sobie piżamę. Strzeliłam sobie facepalma i pobiegłam do łazienki. Zamykając drzwi usłyszałam śmiech chłopaka. Wraca stara Marinette.

ADRIEN

Niby ponad dwie godziny lotu, a czas minął bardzo szybko. Felix właśnie informował ciocię, że szczęśliwie wylądowaliśmy, a ja wyciągnąłem telefon, by zadzwonić po transport.

- Hej, co ty robisz? - zapytał mój kuzyn, który właśnie skończył rozmowę.

- Gram sobie w wyścigi samochodowe. - rzuciłem ironicznie.

Felix właśnie był w trakcie przetwarzania informacji. Chyba nie załapał, że nie mówię na serio.

- Dzwonię po Taxi. - powiedziałem, załamany chwilowym strajkiem jego mózgu (tak swoją drogą, Felix chyba za mało mu płaci, bo robi sobie częste przerwy w pracy).

- Chyba żartujesz! Na dworze jest 25 stopni! Idziemy na spacer. Mamy tylko po jednej walizce, a to niedaleko.

W sumie nie miałem ochoty się z nim kłócić, więc przystałem na jego propozycję. Nie pożałowałem tej decyzji. Pogoda była idealna.

W pewnym momencie pośród tłumu zauważyłem piękne, bardzo znajome, atramentowe włosy. To ona! To moja Marinette! Już miałem rzucić się biegiem w jej stronę i się przywitać, ale zauważyłem, że nie jest sama...

----------------------------------------------------------
No i jest długo wyczekiwany przez was rozdział! Przepraszam, że musieliście czekać tyle czasu. Nie miałam weny, a nie chciałam pisać na siłę, bo zapewne rozdział byłby słaby.

Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro