36. "Pora wypędzić złe moce"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ulicami Paryża snuł się mrok. Niebo potryte było ciemnymi chmurami, a na chodnikach można było dostrzeć małe mokre ślady. Deszcz na szczęście nie był uciążliwy, choć rozpraszał w powietrzu dziwny niepokój.

Ludzie zdawali się być bardziej poddenerwowani, zupełnie jakby odczuwali, że zbliża się katastrofa. W ich oczach kryły się pustka i strach.

Wszyscy bacznie obserwowali czwórkę bohaterów prowadzących dziewczynę w czarnym stroju z dodatkiem czerwonych kropek. Dziewczyna nie dawała za wygraną. Choć opadała z sił, nadal próbowała uwolnić się z silnych ramion Viperiona i Carapace'a. Dziewczyny, widząc w jakim stanie jest ich przyjaciółka, z trudem powstrzymywały łzy. Musiały być silne. Specjalnie dla niej.

Za cel bohaterowie obrali piekarnię państwa Dupain-Cheng. Stwierdzili, że to tutaj wszystko się zaczęło i dokładnie w tym samym miejscu wszystko się zakończy.

Alya powoli otworzyła drzwi piekarni i przytrzymała je, wpuszczając do pomieszczenia resztę przyjaciół. W środku od razu zastali rodziców Marinette.

Sabine i Tom z trudem patrzyli na swoją córkę. Na jej widok serce rozpadło im się na milion kawałków. To właśnie tego chcieli uniknąć. Cierpienie ich córki to najgorsze, co mogło ich spotkać. Obiecali sobie, że nie dopuszczą do tego, by powtórzyły się wydarzenia sprzed siedmiu lat.

Bohaterowie doskonale wiedzieli, że państwo Dupain-Cheng spodziewali się ich wizyty. Wszyscy znali swój błąd. Uwierzyli, że życie w zapomnieniu uwolni Adriena i Marinette od zła i pozwoli im na beztroskie życie, nawet jeżeli miałoby to oznaczać, że już nigdy się nie spotkają. Dopiero dziś zrozumieli, jak bardzo się mylili.

- Marinette, córeczko! - zaczęła Sabine.

- Że co proszę? Ja nie mam rodziców. Zostawili mnie siedem lat temu, kiedy postanowili mnie okłamać! - wykrzyczała.

- Kochanie, nie wiesz, co mówisz. Wcale tak o nas nie myślisz. Wiesz, że wszystko, co robimy, robimy dla twojego dobra. - powiedział Tom drżącym głosem.

- Tak? Dobrze. Pozwólcie, że coś wam zasugeruję. Chcecie mojego szczęścia? Pozwólcie mi zostać tym kim jestem. Pomóżcie mi uciec. - zażądała.

Poczuła, jak uscisk na jej ramionach, jeszcze bardziej się zaciska. Rzuciła Luce mordercze spojrzenie, a następnie wbiła wzrok w rodziców, oczekując jakiejkolwiek reakcji.

Do oczu Sabine napłynęły łzy. Chcąc się ukryć, wtuliła się w bok męża. Nie zamierzali spełniać "prośby" swojej córki. Wierzyli w to, że przyjaciele ją uratują.

- Idźcie z nią do jej pokoju. - polecił Tom i wskazał palcem na schody.

Bohaterowie podążyli droga wskazaną przed piekarza, choć dokładnie pamiętali, gdzie jest azyl Marinette.

- Wiedziałam! Zdrajcy! - krzyczała fiołkowooka w kierunku swoich rodziców.

Tom zacisnął pięści, by nie okazać, jak bardzo poruszyły go słowa córki i patrzył, jak wszyscy znikają za drzwiami do salonu.

***

Dużo czasu zajęło im uspokojenie Marinette. Dziewczyna cały czas wyrywała się i krzyczała. Jedynym sposobem było przywiązanie jej do krzesła znajdującego się w jej pokoju. Wspólnymi siłami wreszcie udało im się usadowić dziewczynę na krześle tak, by nie mogła im uciec.

- Zostawcie mnie wreszcie! - krzyczała.

- Dziewczyno, czy ty się kiedyś zmęczysz? - zapytała poddenerwowana już Alya.

- Nigdy się nie poddam! - syknęła.

- Jak sobie chcesz. Im później zaczniesz z nami współpracować, tym dłużej Adrien będzie cierpiał. - powiedział Nino.

Granatowowłosa słysząc imię swojego ukochanego znieruchomiała.

- Co wy mu zrobiliście!? - zapytała zrozpaczona.

- To samo, co tobie, Mari. - zaczęła Chloe. - Okłamywaliśmy Was przez tyle lat. To wszystko nasza wina.

Dziewczyna ku zdziwieniu wszystkich nie odezwała się ani słowem. Ze skupieniem wsłuchiwała się w słowa blondynki.

- Pamiętasz pierwszy dzień w gimnazjum? Od razu, gdy Cię poznałam, wiedziałam, że będziesz dla mnie kimś bardzo ważnym. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką. Nie wiem czym sobie na Ciebie zasłużyłam. - mówiła Alya ze łzami w oczach.

- Kto zawsze pomagał mi przy wyborze muzyki i pisaniu piosenek? Nie wiem, czy jest ktoś, kto tak bardzo wspierał mnie w mojej pasji. Nawet kiedy miałaś wiele swoich zajęć znalazłaś dla mnie czas. Gdyby nie ty pewnie nie byłbym dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych artystów w Paryżu. - dodał Nino.

- Nigdy we mnie nie zwątpiłaś, mimo że przez tyle lat byłam prawdziwym potworem. Wielokrotnie wyśmiewałam cię i poniżałam. Gdy moja mama po raz kolejny postanowiła mnie opuścić, ty byłaś przy mnie. To dzięki Tobie jestem tym, kim jestem. Nawet nie potrafię wyrazić, jak bardzo jestem Ci wdzięczna, Marinette. - powiedziała Chloe.

- Tyle razy stawiałaś nasze szczęście ponad swoje. Jesteś naszym największym skarbem. Nie mam pojęcia, jak mogliśmy dopuścić do tego, by nasz jedyny promyk szczęścia tak niepostrzeżenie zgasł. Teraz to my chcemy byś była szczęśliwa. Pozwól nam pomóc. - prosił Luka.

Marinette załkała. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Podniosła głowę, by spojrzeć na przyjaciół. Z jej oczu mogli wyczytać wszystkie emocje, jakie w tym momencie towarzyszyły dziewczynie. Najgorsze było to, że najbardziej widoczny był żal i zawód, jaki w tym momencie odczuwała względem swoich towarzyszy.

- Dlaczego? Dlaczego mi go odebraliście? Zrobię wszystko, co zechcecie, ale błagam, pozwólcie mi być przy nim. - poprosiła.

Luka powolnym krokiem zbliżył się do niej. Widząc strach w jej oczach, klęknął przed nią i chwycił jej dłonie.

- To jedyne na czym nam zależy, Mari. Wreszcie będziecie mogli żyć w spokoju. Rozdzielenie was było największym błędem, jaki mogliśmy popełnić. - powiedział szczerze.

Na jej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Nagle wszyscy podeszli do krzesła i zamknęli fiołkowooką w ciepłym uścisku.

Po chwili po całym pokoju rozbłysło oślepiające, czerwone światło. Nagły przypływ mocy odrzucił bohaterów od przyjaciółki. Usiłowali zobaczyć, co dzieje się z Marinette, jednak promień światła był zbyt silny. Gdy wreszcie pokój wrócił do stanu sprzed kilkunastu sekund wreszcie, mogli dostrzec, co właśnie się wydarzyło. Tuż przed nimi stała prawdziwa, dawna Marinette. Wokół dziewczyny krążył piękny, fioletowy motyl.

- Dość zła wyrządziłaś, Akumo. - powiedziała cicho.

Fiołkowooka popatrzyła na niego z uśmiechem i wyciągnęła dłoń w jego stronę. Ten posłusznie usiadł na niej. Po chwili delikatnie zamknęła go w swoich dłoniach i zamknęła oczy.

- Pora wyprzedzić złe moce. - wyrecytowała i otworzyła dłonie.

Motyl wzbił się w powietrze, a jego skrzydła mieniły się wszystkimi kolorami. Marinette z uwagą przyglądała się, jak stworzonko znika za oknem.

- Pa pa, miły motylku. - szepnęła.

Gdy skierowała swój wzrok na przyjaciół mało co nie wybuchnęła śmiechem. Byli tak zdezorientowani i zadziwieni, że nie byli w stanie wydusić z siebie słowa. Alya zamrugała kilkukrotnie, by wrócić do rzeczywistości.

- Jak... Ty... Co... Przecież... Nie... Że co? - wydusiła z siebie.

Marinette zaśmiała się i wyciągnęła ręce w stronę przyjaciół. Wszyscy podbiegli do niej i ponownie zamknęli ją w uścisku.

- Hej! Chyba nie macie zamiaru mnie udusić? - powiedziała Marinette przez śmiech.

- No jasne, że nie. - odpowiedziała Alya, po czym wszyscy odsuneli się od siebie.

- Musisz odzyskać swoje Miraculum. - stwierdziła Chloe.

- Więc na co czekamy? - zapytał Luka.

- Najpierw złożymy wizytę Mistrzowi,  a potem ocalimy Adriena. - powiedziała Marinette z pełną determinacją.


-----------------------------------------------------------
Wróciłam! Żyję! Przepraszam za tak długą nieobecność.

Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Obiecuję, ze nadrobię wszystkie zaległości.

Miłego czytania! ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro