XII. Panika

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~ 7 grudnia ~

Francis rozciągnął się, gdy skończył scrollować Instagrama. Zrzucając z siebie kołdrę, usiadł na łóżku i założył kapcie. Leżałby tak do popołudnia, jednak jego brzuch zaczął się już domagać śniadania.

Idąc przez korytarz w samych spodniach od piżamy, wszedł do kuchni, przeczesując palcami włosy.

— Robię jajecznicę, też chcesz? — Zapytała Gianna, która jak widać zaczęła urzędować w kuchni szybciej.

— Tak. — Francis zauważając, że na lodówce wisiała jakaś nowa kartka, podszedł bliżej. — "Pojechałem z kumplami na weekend do Warszawy. Wrócę w poniedziałek wieczorem." — Zaczął czytać na głos wiadomość od ich ojca. — "Nie rozwalcie do tego czasu mieszkania." Bla, bla, bla, "Francis, nie próbuj nawet odwoływać korepetycji." Mhm, za późno, zrobiłem to już wczoraj. — Mruknął pod nosem ostatnią część zdania i nie czytając dalej, usiadł przy stole. — Wierzysz mu, że pojechał z kumplami?

Gianna uniosła brew, spoglądając na brata z ironicznym uśmieszkiem.

— Pytasz na poważnie? Na pewno pojechał tam z jakąś kochanką. — Gianna wyjmując z lodówki więcej jajek, rozbiła je. — Ale nie oceniajmy, tylko cieszmy się, że przynajmniej nie przyprowadza ich już tutaj... — Razem z bratem nie byli już małymi dziećmi. Swoje za sobą mieli, jednak wiadome dźwięki nie były niczym komfortowym do słuchania.

Francis przytaknął i przez następną chwilę patrzył przed siebie ze skrzywioną miną. Ciężko było określić czy ta wynikał z myśli jakie go naszły, czy z samego faktu poranka.

— ... Myślisz, że on w ogóle tęskni za mamą?

Giannie stojącej plecami do brata, momentalnie zrzedła mina. Jej oczywiście też brakowało ich mamy, jednak w porównaniu do Francisa, nie rozgrzebywała już tego tematu.

— ... Nie wiem. Mam nadzieję, że o niej pamięta, ale... jest pogodzony z tym co się stało i wie, że powinien pójść dalej. Nie chciałbyś, żeby znalazł sobie kogoś nowego? Tak na stałe.

— Jest mi to obojętne. — Wzruszył ramionami. Ich ojciec nie interesował się jego życiem, więc Francis miał co do niego to samo podejście. — Jedyne czego chce, to żeby nie zapomniał o mamie, a już nie pamiętam kiedy ostatni raz był z nami na cmentarzu... Zawsze odmawia, bo nie ma czasu przez pracę albo jest po niej zmęczony.

Gianna nie mając zamiaru wałkować znowu tego samego tematu, wiedziała co powiedzieć by uspokoić brata.

— A propos tego, to może się tam przejdziemy? Wymienimy wkłady i zostawimy jakieś kwiaty u mamy.

Francis zamienił w końcu grymas na bardziej neutralny wyraz twarzy.

— Jasne.

~ 9 grudnia ~

Ostatnie dni listopada przeleciały zadziwiająco szybko. Odkąd Lovino zdał sobie sprawę z własnych uczuć oraz je zaakceptował, miał dziwne przeczucie, że grudzień będzie bardzo intensywnym miesiącem.

Równe dwa dni temu Lovino przystroił wspólnie z Antonio choinkę w jego mieszkaniu. Ubrali także Shiro w świąteczny sweterek i narobili mu masę zdjęć, a kot w odwecie skoczył na ledwo skończone drzewko i potłukł pare bombek. Pomijając tę małą wpadkę był to miło spędzony czas, jednak w jego życiu nic co dobre nie mogło trwać wiecznie. Od wczoraj był psychicznym i fizycznym wrakiem człowieka.

— Jesteś dzisiaj jakiś dziwny. — Zagadała Felicja, która dzieliła z nim ławkę. — W ogóle się odzywasz.

Lovino przetarł oczy dłonią. Właśnie dlatego wolał radzić sobie ze samym sobą w czterech pustych ścianach. By unikać takich stwierdzeń. 

— Źle się czuję. — Mruknął w odpowiedzi. Był po maratonie maltretowania, a ostatni raz jadł coś prawie dobę temu.

— Znowu? — Zapytała, nawiazując do jego "choroby" z zeszłego tygodnia. — Chyba powinieneś pójść do jakiegoś lekarza. To nie jest normalne, że tak często cię coś boli albo chorujesz. Chcesz jakąś tabletkę albo... — Nie dokończyła, widząc jak Vargas się zachwiał. — Ej, Lovino, patrz na mnie. Co ci się dzieje?

— Słabo mi...

Felicja delikatnie panikując, uniosła rękę, by zwrócić na siebie uwagę nauczycielki.

— Przepraszam! Podejdzie tutaj pani?

Nauczycielka przerywając prowadzenie lekcji, podeszła na koniec klasy.

— O co chodzi?

— Lovino źle się czuje. Może powinien wyjść i pooddychać trochę świeżym powietrzem?

— Rzeczywiście nie wygląda najlepiej. Przyznała kobieta, po czym położyła dłoń na ramieniu Feliksa, który siedział ławkę przed Włochem. — Feliks, wyjdź z nim i przypilnuj.

Feliks wstał i czekając, aż Lovino też to zrobi, przyjął do dłoni butelkę wody, którą na wszelki wypadek podała mu siostra.

Wychodząc na korytarz, Łukasiewicz podszedł szybkim krokiem do okna i je otworzył.

Lovino usiadł na ławce, po czym położył głowę na parapecie, a jego ręce bezwładnie opadły na kolana.

— Co tak właściwie ci się dzieje?

— Mam zawroty głowy i dreszcze... — Wymamrotał Lovino, ale fakt o nudnościach zostawił dla siebie.

— ... Chcesz wodę? — Feliks rozłożył bezradnie ręce i zamachał butelką.

— Nie.

Łukasiewicz zaciskając ust, założył ręce na biodra.

— ... Co ja mam z tobą zrobić? — Zapytał, jednak pomimo upływających chwil, nie usłyszał odpowiedzi. — Tyy, a może napiszę do Antonio? — Feliks mówiąc tę genialną myśl, wyciągnął równocześnie telefon z kieszeni. — Sprawdzimy jak bardzo się przejmie.

Vargas, aż uniósł głowę, by spojrzeć na blondyna z niezrozumieniem. Następnie skrzyżował ramiona na parapecie i znów położył, ale tym razem na nich.

— Nie patrz tak na mnie. Przecież to genialny pomysł, żeby go przetestować.

13:34

Serniczek: Lovino umiera pod 32

— Ok, wysłane... Wow, chyba nikt nigdy nie odczytał, aż tak szybko mojej wiadomości. — Feliks widząc, że status odczytania zmieniał się niemal natychmiastowo, zrobił pełną podziwu minę. — Napisał, że już idzie.

Gdy już po chwili drzwi z drugiej strony korytarza zostały otwarte, Feliks zauważył Fernandeza.

— Co się dzieje? — Antonio zapytał z odległości paru metrów Łukasiewicza, a gdy spojrzał na Lovino, zmarszczył jeszcze mocniej brwi. Włoch wyglądał niemal identycznie co wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy.

Feliks wzruszył ramionami.

— Mówi, że mu słabo i rzeczywiście wygląda tak jakby miał zaraz zemdleć. Proponowałem mu wodę, ale jej nie chce.

— Lovino? — Antonio usiadł obok Włocha i położył dłoń na jego plecach. — Możemy ci jakoś pomóc??

Vargas nie zmieniając pozycji, kiwnął słabo głową w geście zaprzeczania.

Antonio patrząc na niego ze zmartwieniem, samemu zaczął się zastanawiać co zrobić.

— Muszę iść do łazienki. — Lovino czując, że płonie mu twarz, wstał bez uprzedzenia.

W jednej sekundzie cały obraz stał się rozmyty, a jego nogi jak z waty. Tracąc na chwilę przytomność, zaczął upadać.

Antonio wykazując się większym refleksem, niż Feliks, złapał go i powoli obniżył na podłogę. Siadając za nim, oparł Lovino o swój tors.

— Matko jedyna! — Prawie, że krzyknął Łukasiewicz i również przykucnął. — Aż coś mnie w sercu zakuło!

Lovino czuł się ociężale, a dźwięki, które do niego dochodziły nie były nawet słowami, tylko niezrozumiałym bełkotem. Mając już lepiej wyostrzony zmysł dotyku, dotarło do niego, że muska nosem skórę na szyi Hiszpana. Podobało mu się to uczucie, ale dlaczego musiał je zaznać akurat w takim momencie?

— Słyszysz nas? — Zapytał po raz kolejny Feliks, a gdy Lovino otworzył oczy, odetchnął z ulgą.

— Mhm.

— Dasz radę wstać, czy mamy zawołać pielęgniarkę tutaj? — Zapytał dla upewnienia Antonio.

— Nikogo nie wołajcie. — Lovino oburzył się tą propozycją i odsuwając panicznie od Antonio, sprawiły wrażenie jakby odzyskał siły. — Przecież powiedziałem, że chcę iść do łazienki!

Feliks robiąc zirytowaną od tego uniesienia minę, popatrzył na Antonio, który dał mu znać, żeby się nie denerwował.

— Ja z nim pójdę, możesz już iść na lekcję.

— Dobra, daj znać jak dotrzesz do domu. — Powiedział Feliks do Lovino, a następnie wstał na równe nogi.

— Nigdzie nie idę, wrócę na następną lekcję.

— Słucham? — Antonio ledwo uwierzył, że te słowa były powiedziane na poważnie. — Naprawdę masz siły, żeby siedzieć tutaj w takim stanie?

— Nie komentuj. — Lovino chcąc schować się przed całym światem, nie był w stanie zrobić nic więcej poza zakryciem twarzy dłonią.

— Najwidoczniej muszę. Jeśli trzeba będzie, to osobiście odprowadzę cię zaraz do twojego domu.

— Mhm.

Antonio wywrócił oczami. Przekorność Lovino nie przeszkadzała mu do momentów takich jak ten.

— Powodzenia z nim Antek, ja będę wracał. — Feliks wstał i idąc chwilę tyłem, uniósł kciuki ku górze oraz poruszył sugestywnie brwiami do Lovino.

Vargas odprowadzając go zirytowanym spojrzeniem aż do klasy, podkulił kolana, by wstać.

— Na pewno nie wolisz jeszcze chwilę posiedzieć? — Antonio złapał go za przedramię, by powstrzymać.

Lovino bez odpowiadania, wyrwał się spod uścisku Hiszpana i zaczął podnosić.

— Na spokojnie. — Antonio cały czas go asekurując, wziął pod rękę. Zbliżając się do schodów, z których musieli zejść, złapał go jeszcze pewniej.

Schodząc powoli na dół, doszli do łazienki, której drzwi otworzył Antonio.

Lovino oparł się dłońmi o umywalkę i ciężko westchnął. Mając mroczki przed oczami ledwo co widział swój marny wygląd w lustrze. Był w sytuacji bez wyjścia. Wiedział, że nie da sobie rady w szkole, jednak za nic nie mógł wrócić, aż tak szybko do domu. Normalnie to nie przychodziłby tutaj w ogóle, jednak jego ojciec siedział na chorobowym i był przez to jeszcze bardziej agresywny, niż zazwyczaj.

— Otworzysz okno? — Zapytał, gdy złapał ostrość i nawiązał w odbiciu kontakt wzrokowy z Hiszpanem, który patrzył na niego ze zmartwieniem.

Antonio skinął głową. Zaraz po tym, gdy spełnił prośbę Vargasa, wrócił do wcześniej zajmowanego miejsca i oparł plecami o drzwi jednej z kabin.

— Nieźle mnie wystraszyłeś tym wszystkim...

Lovino zacisnął mocno powieki i zastanowił czy na pewno chce na to odpowiadać. Głupio mu było, że Antonio zaprzątał sobie nim, aż tak głowę...

— ... Przepraszam. — Powiedział, a w jego oczach było widać szczerą skruchę. Lovino rzadko używał tego słowa. Przeważnie stawiał na olewające tak naprawdę wszystko "sory"...

Antonio rozluźnił skrzyżowane na piersi ramiona i uśmiechnął się pocieszająco.

— Nie przepraszaj, przecież nikt nie traci przytomności celowo. Powiedz, czujesz się już lepiej? To najważniejsze.

— Tak. — Lovino odkręcił wodę, a następnie podwinął rękawy bluzy, gdyż nie chciał ich zamoczyć. Nie zwracając uwagi na zaledwie wczorajsze, płytkie rany, nachylił się i przejechał mokrymi dłońmi po twarzy.

— Na pewno? — Dopytał, gdyż ze swojej perspektywy nie widział u Lovino żadnych zmian.

— Jest w porządku, po prostu nic dzisiaj nie jadłem.

— Jak to nic? — Antonio popatrzył na jego odbicie z dezaprobatą, jednak Włoch nie zwrócił na to uwagi. — Już po trzynastej!

— Tak jakoś wyszło. — Wzruszył ramionami i odgarnął na boki mokre kosmyki włosów. Przywykł do funkcjonowania z tym ssącym uczuciem w środku.

— Pójdę kupić ci coś w sklepiku. — Fernandeza nim wyszedł, podszedł jeszcze do Lovino. Chciał przekazać mu pare miłych słów, jednak nim zdążył, jego wzrok odruchowo opadł w dół. Zrobiło mu się panicznie gorąco, a zmartwienie względem Vargasa stało się dwa razy większe. — ... Co ty masz na rękach? Tniesz się??

Ręce Lovino zatrzymały się w powietrzu, które znów zdawało się być zbyt ciężkie by nim oddychać. Kątem oka spojrzał na Antonio i naprowadzony, również popatrzył na swoje nadgarstki. Chyba pierwszy raz w życiu pożałował, że nie pociął się na tyle głęboko, by założenie bandaża było koniecznością. Gdybym go miał, wmówiłby Antonio jakąkolwiek wymówkę.

Mrugając parokrotnie, czuł już nadchodzące łzy oraz atak paniki. Naciągnął więc rękawy, po czym w kompletnej ciszy wyszedł na korytarz i szybkim, ale wciąż chwiejnym krokiem, zszedł na parter, by zabrać z szatni swój płaszcz.

"Jak mógłem być taki głupi? JAK?!"  Vargas powtarzał w zapętleniu tę jedną myśl. Nie rozumiał jak mógł być aż takim idiotą i zapomnieć, że jego nadgarstki kryły tajemnicę, o której nikt nie mógł się dowiedzieć. Wiedział, że blizny będą przysparzać mu problemów dopóki będzie żył, a mimo tego, jedyne czego aktualnie chciał, to stworzyć na ciele kolejne nacięcia.

Antonio nawet za nim nie poszedł. Przez pierwszą chwilę stał w bez ruchu, analizując, a później powolnymi krokami wrócił do klasy.

— I jak tam twój ukochany? — Zapytał Francis, gdy Antonio usiadł, jednak będąc zajętym pisaniem notatki, nawet na niego nie spojrzał.

— Już dobrze. — Skłamał, patrząc przed siebie zdezorientowanym spojrzenia. Nie do końca dochodziło do niego to, co przed chwilą miało miejsce...

***

Felicja trzymając dłoń Gilberta, przejechała po niej palcami. Niezmiernie bardzo cieszyła się, że ten przyszedł na spiłowanie paznokci i uzupełnienie.

— Zapomniałam wspomnieć ostatnio, ale masz bardzo ładne dłonie. — Przyznała Łukasiewicz, wmasowując mu w skórki oliwkę.

— Nigdy nie zwróciłem na to uwagi, dzięki.

Felicja zakręciła fiolkę i oficjalnie kończąc swoją prace, zadała pytanie.

— Jak ci się podoba?

— Tak samo bardzo jak ostatnio. — Zapewnił, przyglądając się swoim paznokciom.

— Cieszę się. — Felicja uśmiechnęła się do Gilberta i z zadowoleniem spostrzegła, że chłopak odwzajemnił ten gest.

Nim którekolwiek zdążyło coś dodać, drzwi sypialni zostały wręcz agresywnie otwarte, a do środka weszły Radmila, Eliza i Bella.

Cała trójka zaczęła robić zamieszanie i zagadywać przy tym najbardziej jak to możliwe Gilberta. Oczywiście na takie tematy, które Felicji nie dotyczyły i sprawiły, że blondynka patrzyła przed siebie spojrzeniem przepełnionym irytacją.

— Przypomnij mi póżniej, to wyślę ci te notatki. — Powiedział Beilschmidt do Elizabety, po czym spojrzał na Felicję i wstał. — Ja już będę wracał do domu.

— Odprowadzę cię do drzwi. — Felicja również wstała i wyszła za Niemcem z pokoju.

Schodząc wspólnie po schodach, Łukasiewicz patrzyła z żalem na plecy Gilberta.

— Przyjmiesz dzisiaj zapłatę? — Zapytał Gilbert, gdy przykucnął i zaczął wiązać buty.

— Nie ma szans. — Felicja od każdej innej osoby brała jakieś mniejsze lub większe kwoty, jednak od niego nie potrafiła.

— Felicjaaa, wydajesz kasę na materiały i marnujesz swój czas. Nie możesz robić tego za darmo.

— Akurat za te ozdoby, które masz i czarny lakier płaciła Radmila.

— Aha, to zmienia postać rzeczy. — Gilbert zaśmiał się, mając rzeczywiście mniejsze wyrzuty sumienia. 

— A co do czasu to go nie marnuję. — Zapewniła całkowicie szczerze. — Dzięki tobie mogę ćwiczyć i udoskonalać moje zdolności.

— Nie przekonuje mnie to do końca, ale niech ci będzie. — Ubrał kurtkę, po czym zarzucił na ramię bawełnianą torbę, do której zajrzał.

— A czekoladą mogę zapłacić? — Zapytał, wyciągając ją z torby.  

— Wiesz, że akurat jej to nigdy nie odmówię. — Zaśmiała się, przyjmując słodkość. — Dziękuję.

— Ja też dziękuję za pazurki. Cześć.

Felicja stając na palcach, przytuliła się na pożegnanie z Gilbertem.

— Pa, pa. — Odpowiedziała i chwilę po tym jak Niemiec wyszedł, zdjęła uśmiech z twarzy.

Patrząc wściekle na schody, ruszyła szybko na górę, by wrócić do swojego pokoju.

— Bella, Elizka, wyjdźcie. — Felicja ruszyła znacząco głową w stronę korytarza.  

Trójka przyjaciółek popatrzyła po sobie wymownie. Bella i Elizabeta wstały z łóżka oraz wyszły, a Felicja trzasnęła za nimi drzwiami.

— Jesteś z siebie dumna? — Zapytała pretensjonalnie Felicja, po czym wróciła do swojego stanowiska pracy.

— ... A o co chodzi?

— Dobrze wiesz o co. Gdybyście tutaj nie przyszły, to Gilbert zostałby dłużej! W dodatku specjalnie zagadywałyście go, żeby rozmawiał z wami, a nie ze mną, a to był MÓJ gość!

— A nasz kolega z klasy? — Odpowiedziała bez żadnych co do siebie zarzutów Radmila. Nikt poza nią i jej przyjaciółkami nie musiał wiedzieć, że zrobiły to z premedytacją... — Nie nagadałaś się z nim przez ostatnią godzinę?

— A wy przez siedem w szkole?

— Bożeee, aż tak to cię zbulwersowało? Podoba ci się czy co?? — Radmila od dobrego tygodnia czekała, by zadać to pytanie.

Felicja westchnęła i opierając się o biurko łokciami, schowała twarz w dłoniach.

— ... Tak, zadowolona? — Felicja trochę nie wierzyła, iż przyznała się do tego w akurat taki sposób, jednak czuła też ulgę, że w końcu powiedziała to na głos.

— Z faktu? Absolutnie. Z potwierdzenia? Też nie, bardziej bym powiedziała, że usatysfakcjonowana, bo miałyśmy z dziewczynami rację.

— Proszę, nie mówcie o tym nikomu... — Felicja popatrzyła błagalnie na siostrę. — Jak się wygadacie to pamiętajcie, że wiem gdzie mieszkacie.

— Fela, to widać.

— Nie prawda! — Felicji zrobiło się słabo na samą myśl, że rzeczywiście mogło tak być. — Tylko wam się wiecznie nudzi i przejmujecie się czyimś życiem bardziej, niż swoim. Feliks albo Lovino się niczego nie domyślają.

Radmila uniosła wymownie brew.

— Pewnie jest to dla nich tak bardzo abstrakcyjna myśl, że obydwoje ją nieświadomie wypierają.

Felicja w ciszy zaczęła chować do szuflady lakiery i inne pudełeczka. Radmila na ten brak odpowiedzi zmrużyła oczy, myśląc co może powiedzieć skoro miała do tego dobrą okazję.

— Opowiadał ci o swojej byłej?

— Nie? — Felicję odrobinę zabolało, gdy zdała sobie sprawę, że najwidoczniej nie byli tak blisko jakby tego chciała. — Co z nią?

— Zerwała z nim w... bardzo dotkliwy sposób. — Radmila na samą myśl o Kalinie, zmarszczyła z niesmakiem twarz. — Później się nawet śmiała, że Gilbert pewnie znienawidzi przez nią kobiety.

— Ale szmata... — Felicja zrobiło się momentalnie żal Gilberta, a Radmila przytaknęła jej słowom.

— Dawno z nim o tym nie gadałam, ale jeszcze na wakacjach mówił, że nie wyobraża sobie wejść w związek.

Felicja robiąc minę niczym zbity pies, oparła się mocniej o oparcie krzesła.

— ... Jest grudzień, może już zmienił zdanie...?

— Nie wiem. Mówię to, żebyś ostudziła swój zapał wystarczająco szybko, bo jest duże prawdopodobieństwo, że da ci kosza.

— Bardzo pocieszające...

— Ja po prostu jestem szczera, nic więcej.

— ... Dobrze, mów sobie co chcesz, ale proszę cię, nie wtrącaj się. — Poprosiła Felicja. — Jak mam pożałować, to trudno, jakoś przez to przejdę. Muszę się uczyć na błędach, bo inaczej nic nie będę wiedzieć o życiu.

Radmila widząc, że jej siostra rzeczywiście przeżywała tę sytuację, darowała sobie dalsze pytania, docinki i tym podobne.

— Dobra, rób co chcesz. — Wzruszyła ramiona, a następnie znów popatrzyła na czekoladę, którą przyniosła Felicja. — ... Dasz mi kawałek?

— Nie zasłużyłaś. — Blondynka uśmiechnęła się do siostry, po czym schowała słodycz do szuflady i nią trzasnęła.

Radmila odwzajemniła ten ironiczny wyraz twarzy i zdecydowała się na ostatnie, malutkie pytanko.

— ... Myślisz, że Gilbert odwzajemnia twoją sympatię? Tak szczerze.

Felicja skupiając wzrok na jednym punkcie, zmarszczyła brwi. 

— Nie wiem... Raz mi powiedział, że mam zajebiste płuca.

Radmila ledwo powstrzymując parsknięcie śmiech, zacisnęła usta w cienka kreskę i wstała. Według niej ta sytuacja sama się komentowała.

— ... Dobranoc.

— Jest siódma. — Felicja zmrużyła oczy, odprowadzając ją wzrokiem.

Radmila bez odpowiadania, pomachała siostrze na pożegnanie, po czym wyszła z pokoju.

— Radmilaaa, zamknij te drzwi!! — Krzyknęła Felicja, osuwając się z frustracji w dół krzesła.

***

"Jak pomóc osobie, która się tnie?" To pytanie w przeróżnych formach zalało wyszukiwarkę w laptopie Antonio. Teoretycznie wiedział co powinien zrobić, jak się zachować, co powiedzieć, a czego nie. W praktyce tego nie pokazał. Mina jaką zrobił, ton, którego użył, pytanie jakie zadał, a nawet to w jakim miejscu. Nic nie było odpowiednie. Na samą myśl o tym wszystkim schował z zażenowania twarz w dłoniach. Mogł to przemilczeć i zacząć rozmowę na ten temat w jakimś spokojnym, komfortowym dla Włocha miejscu, a nie w szkole! Czuł nawet wyrzuty sumienia o to, że zamiast za Włochem pójść, zastygł w bezruchu. Próbował tłumaczyć się tym, że to przez szok, jednak nic nie podnosiło go na duchu. Na samą myśl, że Lovino właśnie teraz mógł ciąć się z dodatkowego stresu, który mu zadał, czuł się jeszcze gorzej. Tworząc w głowie miliony teorii, dlaczego Włoch się samookalecza, był pewien tylko jednej rzeczy. Nie mógł udawać, że niczego nie wiedział i przemilczeć to wszystko. Bardzo mu na Lovino zależało, a by to pokazać chciał udzielić mu tak adekwatnego wsparcia jak było to tylko możliwe.

Czytając artykuły, nawet nie zauważył kiedy za oknem zrobiło się ciemno, a światło rzucane przez ekran laptopa było jedynym w pokoju.

Antonio zdjął w końcu rozgrzane urządzenie z kolan, po czym zauważył jak drżały mu ręce. Naciskając włącznik lampki nocnej, zastanowił się jaki krok podjąć jako następny. Miał już dość czytania na ekranie, ale czując, że wciąż wie za mało, postanowił sięgnąć po książki. W swoim pokoju nie miał żadnych psychologicznych, jednak w gabinecie jego taty była ich cała masa. Chcąc poprosić go o jedną, a może nawet dwie z nich, wyszedł z pokoju.

Nasłuchując dźwięków telewizora, pokierował się w stronę salonu i zajrzał do niego zza ściany. Patrząc od tyłu na swoich przytulonych rodziców, którzy oglądali film, wycofał się.

Wiedział, że nie powinien wchodzić do gabinetu sam, jednak zrobił to bez większych przemyśleń. Stając przed dość sporym regałem, a następnie mrużąc oczy, czytał po koleji tytuły. Odnajdując adekwatny do sytuacji, uniósł dłoń oraz go wyciągnął.

Antonio wzdrygnął się, gdy usłyszał dźwięk otwierania drzwi, po czym odwrócił w ich stronę.

— Czego szukasz? — Rafael popatrzył pytająco na Antonio.

— Nudzi mi się, chciałem coś poczytać.

— Pamiętasz jak prosiłem, żebyście tutaj nie wchodzili sami? — Zapytał, gdyż miał tutaj ważne dokumenty, których wolał, by inni nie dotykali.

— Pamiętam. Przepraszam, ale nie chciałem przeszkadzać wam w oglądaniu...

Rafael spojrzał na tytuł trzymanej przez syna książki, po czym powiódł wzrokiem po regale. Odnajdując książkę, która przyszła mu na myśl, sięgnął po nią.

— Ta jest lepsza.

— Wezmę obie, dzięki. — Antonio przejął książkę, a następnie szybko wyminął tatę i wrócił do pokoju. Chciał jak najszybciej zacząć czytać.

Rzucając się na łózko, otworzył pierwszą stronę bez zbędnego zwlekania. Mając w bolącej już głowie coraz to większy mętlik, niektóre zdania by zrozumieć musiał przeczytać po pięć razy. Poddając się po przeczytaniu zaledwie jednego rozdziału, odłożył książkę i przetarł zmęczone oczy. Jego głowa zdawała się pękać od nadmiaru informacji, więc po połknięciu tabletki, wtulił ją w najmiększą z poduszek. Głaszcząc kota, który leżał tuż obok, czuł, że natłok myśli nie pozwoli mu zasnąć tak szybko jakby tego chciał.

Wziął odruchowo telefon do dłoni, po czym wszedł w konwersację z Lovino. Zaczął pisać wywód pisany prosto z serca, jednak szybko wszystko usunął. Było w nim zbyt dużo emocji i nie przemyślanych zwierzeń.

Fernandez marszcząc ze skruchą brwi, patrzył na ich wiadomości z samego rana. Nie wymienili ze sobą żadnej nowej od czasu incydentu w szkole. Lovino nie napisał nic na co mógłby mu odpisać, a Antonio zbyt bardzo pochłonęło myślenie i czytanie. "Nie być nachalnym, zachować spokój i pokazać Lovino, że ma we mnie wsparcie." Powtórzył w myślach Antonio i zaczął pisać wiadomości od nowa.

20:52

Whynotantonio : Wszystko w porządku?

Whynotantonio : Wiem, że ta cała sytuacja musiała być dla ciebie bardzo stresująca i wstydliwa... Dlatego chce podkreślić, że absolutnie nic między nami nie zmienia. Jesteś dla mnie tym samym Lovino co zawsze! Zależy mi na twoim dobru i w każdej chwili jestem otwarty na rozmowę. Nie będę cię osądzać ani pouczać, po prostu chce cię wysłuchać, dać wsparcie i pomóc jeśli jest to możliwe

21:37

Whynotantonio : Daj chociaż znak życia bo się martwię...

22:00

lov.1v : Chce być teraz sam

***

Witam, przychodzę z nowym rozdzialem po ciężkim tygodniu (Ten kto czytał moją tablicę ten wie). Jest on zdecydowanie jednym z krótszych, gdyż ma tylko 3534 słów, ale myślę, że takie też są potrzebne. W dodatku zaczął się wątek, na którego rozpoczęcie czekałam długooooooo (Antonio dowiedział się o samookaleczeniu Lovino) i już nie mogę doczekać się na zaprezentowanie wam następnego gdzie będzie to kontynuowane! Ewentualne błędy będą poprawione później. Muszę chwilę odsapnąć od pisania na dzisiaj, a mimo wszystko chciałam dla was już opublikować to co tu mamy.
Miłego czytania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro