Jesteś irytująca...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od kilku godzin patrzyłam na ćwiczących piłkarzy, którzy po ostatnim wieczorze bardziej walczyli z własnymi siłami niż z poleceniami i trudnościami jakie sprawiać mogłyby moje wymagania.
- Promieniejesz gdy oni umierają w męczarniach. - usłyszałam głos Pepa.
- Gdyby nikt nie zaszedł by mi za skórę, nikt by nie umierał. A tak muszą trzymać się tego, że jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
- Mam rozumieć, że problemy w raju? - spojrzałam na niego zdezorientowana. - Neymar nie jest dziś zbyt wylewny. Wszyscy mówią, że macie problemy w związku. Wiesz, że jeśli chcesz to możesz na mnie zawsze liczyć?
- O co wam wszystkim chodzi!? Nie jesteśmy razem! Odbiło wam już te Brazylijskie słońce czy jak?
- Wszyscy czują między wami te napięcie. Nie mów, że ty nic do niego nie czujesz, bo nie uwierzę.
- Chyba napięcie nerwicowe. A czuję do niego jedynie obrzydzenie.
- I dlatego rozbierasz go wzrokiem?
- O czym Ty do cholery mówisz?!
- Nie udawaj. Wszyscy widzieliśmy, że nie patrzył się na nikogo innego wczoraj niż na ciebie. - Pep roześmiał się gardłowo. - A jak ktoś do ciebie podszedł... mmmm najgorszy alkohol był chyba dla niego tym najlepszym. Zbił nawet dwie szklanki ze złości.
- Chyba ze złości, że tylko on postrzega mnie jako chłopczycę. - prychnęłam zła do granic możliwości.
- Myślę, że długo i tak nie wytrzymacie. To jak was do siebie ciągnie jest coraz silniejsze. Im bardziej wypieracie się tego oboje tym bardziej siebie pragniecie. - czułam jak cała kipie ze złości.
- Pragnę przywalić mu w ten pusty łeb.
- A ja myślę, że przespanie się z nim mogłoby rozwiązać wasze wszelkie problemy. Potrzebujesz faceta, Rose. Bez tego jesteś strasznie zrzędliwa.
- Śmiało. Prześpij się z nim. Nie wiem w czym to pomoże, ale skoro tak uwazasz, to próbuj.
- Możesz nie być taka zgryźliwa? Ostatnio robisz się zoraz gorsza.
- Bo co raz częściej słyszę wasze fanaberie i wymysły.
- Pasujecie do siebie i to widać, że pożeracie się wzrokiem.
- Idź i zajmij się organizacją, a nie mnie denerwujesz.
- Ktoś powinien cię nieźle wyr...
- Panowie podziękujcie trenerowi!! - krzyknęłam na cały głos. - jeszcze dodatkową rundkę pompeczek i kółek wokół stadionu poproszę!!! - piłkarze wrogo spojrzeli na naszą dwójkę na co jedynie wysłałam im buziaka w powietrzu i wyprostowałam się dumnie.
- Gorzej jak z dzieckiem...
- Może trener dołączy do swoich podopiecznych? Dodatkowe ćwiczenia znajdę z chęcią. - uśmiechnęłam się promieniście.
- Mam dużo roboty. Muszę iść. - i ruszył w kierunku reszty sztabu.
- Tak myślałam. - mruknęłam do siebie. - Neymar rusz się bo zaraz zamienisz się w słup i będziesz tak stał wieczność!!!
- Stał to jemu wczoraj!!! - odkrzyknął Pique, który po chwili oberwał w nos piłką.
- Żebyś Ty zaraz nie siedział na ławce na kolejnym meczu! - usłyszałam głos Neymara.
- Smerf maruda ma zły dzień! - Gerard oddał Neymarowi piłką w twarz.
- Te ważniak, bo zęby stracisz! - Ney nie dawał za wygraną.
- Smerfetko, ratuj swego rycerza!
- Klakier bierz go! - krzyknęłam do Crisa, który siedział na trybunach z Davim od początku treningu.
- Oho, Gargamel się odezwał. - Neymar pokazał mi środkowy palec, ale po chwili zwijał się z bólu, bo Cris ugryzł go w ten palec, a Davi kopnął w piszczel.- I ty Brutusie przeciwko mnie?! - jęknął z bólu i usiadł na murawie.
- Rose to Smerfetka. Ładna i mądra. Taką mamę mógłbym mieć. Ale mam ślepego ojca.
- Żebym ja zaraz nie miał syna zamkniętego w domu na czas turnieju.
- Jeśli tylko będę siedział w nim z Crisem i nie przyprowadzisz tych pustych pustaków to spoko. - młody odszedł oburzony i usiadł na trybunach.
- Ciebie powinni zamknąć w klatce. Zachowujes się jak balan. - dodał Cris i dołączył do swojego rówieśnika.
- Idiota. - powiedziałam roześmiana.
- Kretynka.
- Debil. Do szatni barana! Później do fizjoterapeuty i na koniec sauny.
- Pożałujesz kiedyś tego niewyparzonego języka. - usłyszałam za uchem gdy szłam korytarzem.
- Tyle lat minęło i nie pożałowałam. - prychnęłam jednak po chwili poczułam jak ktoś pcha mnie w nieznanym mi kierunku.
- Otwórzcie to debile! - usłyszałam wśród uderzeń o drzwi.
- Ciemno tu trochę. - mruknęłam niezadowolona.
- Na żarty się im zebrało. - głos z ciemności przedostawał się w moim kierunku z echem.
- Dobrze przynajmniej że światła nie ma. Oszczędzili mi widoku na twój beznadziejny ryj. - mruknęłam i uderzyłam w drzwi.
- Odpuść chociaż teraz i wymyśl coś skoro jesteś taka genialna... - Warknął na mnie. Od razu rozległ się huk kubłów i hałas spowodowany upadkiem Neymara. Wpadłam w niepohamowany śmiech, który szybko stłumił mój upadek, jak się okazało, tuż obok chłopaka, który zaczął się śmiać.
- Jak się śmiejesz to jesteś nawet do wytrzymania. - powiedzieliśmy jednocześnie. Moje oczy wciąż próbowały przyzwyczaić się do ciemności, jednak nie było to proste. Podniosłam się jednak niezdarnie i otrzepałam spodnie. Po chwili poczułam przy sobie obecność bruneta, który również otrzepywał ubrania.
- Nienawidzę cię. - mruknął na co jedynie prychnęłam i gdy tylko poczułam ścianę za sobą, oparłam się o nią.
- I vice versa. - szepnęłam do siebie i z nudów zaczęłam nucić swoją nową piosenkę, która nie była dokończona.
- Nowa?
- Mhm.
- Zawsze ciągnęło cię do muzyki. - Nieudolnie odnalazł tę samą ścianę i również oparł się o nią. Nie widziałam go, jednak stał na tyle blisko, że czułam jego obecność.
- Od kiedy ty zwracasz na mnie uwagę, hm? - dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że tym pytaniem wkroczyłam na grząski grunt. - Trochę tu zimno. - mruknęłam szybko, by zmienić temat. Pomieszczenie musiało być jakimś składzikiem na środki czystości toteż nie było tu żadnego okna z dostępem do światła. Nie było również mowy o grzejniku, bo chemikalia mogłyby szybciej utracić datę ważności. Toteż pomieszczenie nie należało do najcieplejszego.
W pewnym momencie poczułam jak chłopak nieudolnie próbuje włożyć mi materiał na ramiona.
- Mi nie jest zimno, bo jestem po treningu. - mruknął ledwie słyszalnie.
- Weź to. Bo się jeszcze czymś zarażę. - odepchnęłam jego ręce, z jak się okazało, bluzą.
- Czy ty chociaż raz możesz przestać się burzyć? Chce być miły, a ty zawsze musisz być uszczypliwa i wredna. Chcę jakoś polepszyć nasze relacje...
- Wyzywając mnie? Dobre sposoby.
- Jesteś irytująca i często nie da się z tobą inaczej żyć. Są momenty gdy staram się, ale ty wszystko niszczysz!
- Ty to zniszczyłeś w liceum. I nie da się o tym zapomnieć z dnia na dzień. Dodatkowo robisz cały czas to samo, więc nie ma mowy o zapominaniu.
- Nie moja wina, że zachowujesz się i ubierasz jak chłop. - czułam jak jego ton głosu łagodnieje, a oddech uspokaja się. Między nami zaczęła panowac dziwna atmosfera. Powietrze stało się ciężkie, a cisza krępująca. Coś wciąż podpowiadało mi, że to co aktualnie miało miejsce, nie skończy się dobrze.

- Wiesz co? Może i tak się zachowuje i ubieram, ale może zastanowiłbyś się skąd to się wzięło hm? Jesteś zwykłym idiotą widzącym czubek własnego nosa. Masz gdzieś uczucia innych i nie patrzysz na konsekwencje jakie mogą za sobą nieść słow....- nim się obejrzałam i zdążyłam dokończyć wypowiedź na moich ramionach ponownie pojawiła się ciepła bluza, przede mną stał brunet. Nawet nie zdążyłam zareagować, gdy pociągnął za kołnierzyk bluzy i przyciągnął mnie w ten sposób do siebie. Chwilę później runął swoim ciałem na mnie i przywarł mnie do ściany.
Cały ciężar z powietrza zniknął w momencie, gdy jego usta zetknęły się z moimi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro