Sprawy łóżkowe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Zostały dwa dni, a oni nie mają siły wstać. Co tym im narobiłaś?! Myślałem, że dokonasz cudu. Ale nie negatywnego! - wysłuchiwałam narzekań Pepa. Siedziałam w jego gabinecie i piłam kawę.
- Gdzie twoje zaufanie do mnie? - uniosłam brew.
- Ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego co wydarzy się za dwa dni. Nie widzisz do czego doprowadziłaś? Oni chodzą jakby mieli po 90 lat! - na te słowa jedynie dopiłam kawę, wstałam i wyszłam z gabinetu. Od razy skierowałam się do innego pomieszczenia.
- Panowie, jak się macie?
- Po tych masażach, saunach i zimnych kompielach czuję się jak nowonarodzonych. - zaczął Pique, który wyszedł z wanny z kostkami lodu.
- Na początku były tortury, ale teraz jest niesamowicie. - dodał Leo i włożył szlafrok.
- A trenerka nie czuje się nie swojo przy tylu osobnikach płci przeciwnej? - usłyszałam rozbawiony głos Philippe'a.
- A czemu bym miała? - nachyliłam się nad nim tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.
- Przypomnieć ci jaką niezdarą byłaś w liceum? Kto wpadł do kibla, bo zaczął panikować bo wszedł w gówno? - rzucił Neymar.
- A przypomnieć ci kto w liceum pisał sprośne smsy do 60letniej nauczycielki myśląc, że piszę z największą dziwką w szkole? - spojrzałam na niego wrogo, a po sali rozniósł sie cichy śmiech piłkarzy.
- Chyba nie muszę przypominać, kto obrzygał "przystojnego" nauczyciela w-fu.
- A mam Ci przypomnieć kto wpadł głową w pomyje sprzątaczki, po czym zdjął nauczycielowi spodnie podczas wyciągania głowy z wiadra?
- Jesteś niemożliwa.
- Niemożliwe to jest to, żebyś w końcu zamilkł.
- Jest to możliwe, ale nie potrafisz o to poprosić.
- Ja o nic nie proszę.
- Mnie byś błagała.
- Ciekawe o co.
- Oboje wiemy o co.
- Żebym o to prosiła, musiałbyś stanąć na wysokości zadania. Dosłownie. A u ciebie chyba jest z tym problem z tego co mi wiadomo. - widząc jego wrogie spojrzenie dodałam. - no co, przecież to nie powód do wstydu. - posłałam mu szyderczy uśmiech.
- Żeby ktoś musiał stanąć na wysokości zadania, najpierw ktoś musi umieć zdobyć czyjąś uwagę, być atrakcyjnym i umieć podniecać. - mruknął również uśmiechając się złośliwie.
- Masz rację. Tego też ci brakuje.
- Od kiedy jesteś taka wyszczekana?
- Czyżbym uraziła twoje ego, że zmieniasz temat?
- Moje ego nigdy nie będzie urażone przez kogoś tak mało znaczącego i mało atrakcyjnego jak ty. Twoje zdanie akurat znaczy dla mnie tyle samo co zdanie bezdomnego.
- A jednak nie potrafisz spojrzeć mi w oczy i zmieniasz temat. - przybliżyłam się do niego i spojrzałam mu prosto w oczy. Ten słysząc moje słowa zmusił samego siebie by również na mnie spojrzeć. Wpatrywałam się natarczywie w jego oczy z uśmiechem na twarzy. Dopiero teraz zaobserwowałam, że jego oczy są inne. Są przepełnione tajemniczością, a ciemne rzęsy i brwi jedynie podkreślają ich kolor.
- Santos. - warknęłam. - oczy mam wyżej niż usta. - uśmiechnęłam się zwycięsko gdy zobaczyłam jak oblizuje usta. Odsunęłam się od niego i wyprostowałam się. Chłopak odchrząknął jedynie i rzucił cicho:
- Nie schlebiaj sobie. - jednak udałam, że tego nie słyszałam, bo miałam dość jego docinek i irytującej wymiany zdań.
- Panowie, zarówno ci co wiedza jak się zachować jak i ci, których ego by zmalało gdyby byli choć trochę uprzejmi, za dwadzieścia minut widzę was na murawie. - odpowiedziałam i wyszłam z pomieszczenia słysząc jedynie połączone odgłosy śmiechów i marudzenia.
- Wiem co robię. - rzuciłam do Pepa, który właśnie rozmawiał z Messim.
- Nie wiem co ty im zrobiłaś, ale powoli wraca moja nadzieją.

- Neymar! Rusz te swoje kopyta i pośpiesz się, a nie gramolisz się jakbyś był po wieczorze w klubie dla gejów! - pospieszyłam go, widząc jak mozolnie biega po boisku.
- Akurat swojej orientacji jestem pewny tak jak tego, że bardziej irytującego człowieka od ciebie nie znam. - odkrzyknął i od razu odebrał piłkę przeciwnikowi.
- To zaszczyt usłyszeć taki komplement! A myślałam, że mnie nie doceniasz!
- Z dnia na dzień zaczynam doceniać każdą chwilę z dala od ciebie co raz bardziej!
- Więc muszę zadbać, byś miał ich jeszcze mniej. Wtedy docenisz moje starania jeszcze bardziej!
- Nawet nie próbuj.
- Graj, a nie pyskujesz! Jak ci się podobam to po treningu możesz stosować swoje beznadziejne taktyki podrywu!
- Chciałabyś. Nie umawiam się z chłopczycami! - ten człowiek wnerwia mnie z dnia na dzień co raz bardziej. Moje zdenerwowanie przekroczyło chyba poziom maximum, bo od razu krzyknęłam:
- Gramy!
- Ale znowu są nie równe składy! - odkrzyknął bramkarz.
- Więc ja dołączę. - powiedziałam. Włożyłam korki, związałam włosy w gumkę i podeszłam do torby treningowej, w której znalazłam swoją koszulkę brudną, jak się okazało, od żelu do włosów. Męskiego. Znałam ten zapach aż za dobrze.
- Da Silva Santos... doigrasz się kiedyś. - jednym ruchem zdjęłam z siebie koszulkę zostając w samym topie. Nie był on co prawda sportowy, przez co uniósł moje piersi tak, że były lepiej widoczne na dekolcie, jednak nie był jakoś bardzo krótki i niekomfortowy, toteż nie przeszkadzało mi to znacznie. Po stadionie rozeszły się delikatne pogwizdywanie.
- Który to, a zaraz będziecie robić dodatkowe kółka. - zraziłam ich wzrokiem, gdy odwróciłam się do nich. I tylko jeden z nich patrzył na mnie, tymi ciemnymi oczami. Ale nie patrzył mi na twarz. Uśmiechnęłam się wrogo do niego.
- Santos! Po treningu 15 kulek i 50 pompek powinno wystarczyć! Specjalnie zostanę po godzinach! - na te słowa kilku piłkarzy obdarzyło Neymara śmiechem. - Pique, Dembele, Coutinho wy też zostajecie.
- Ale ... - zaczął Pique. 
- Nie ma żadnego ale.  Ustawić się!
- Z tobą to mogę nawet cały dzień tu siedzieć. - rzucił Philippe i pobiegł na swoje miejsce.

- To co Panowie? Biegamy! - krzyknęłam i usiadłam wygodnie na murawie. - Neymar wyglądasz jakbyś pił ostatnie dwa tygodnie.
- A ty wyglądasz jakbyś żyła w celibacie od wieków! - krzyknął z drugiej połowy boiska.
- Już ty o moje sprawy łóżkowe to się nie martw!
- Ktoś musi, skoro nie ma kto cię... - nie dałam mu dokończyć.
- Jeszcze raz coś usłyszę na temat mojego seksu z kimkolwiek, to będziesz biegał do usranej śmierci!
- Trafiłem w czuły punkt! - usłyszałam jak przebiegał obok mnie i automatycznie, rzecz jasna przez przypadek, podstawiłam mu nogę.
- Ja też. - powiedziałam zadowolona z siebie i ukucnełam przy nim.
- To z kim i kiedy sypiam nie jest Twoją zasraną sprawą i radzę pilnować swojego łóżka, bo choroby wemeryczne rozpowszechniają się wśród takich jak ty najszybciej.
- A kobiety, które nie mają w sobie za długo czegokolwiek stają się zrzędliwe i sukowate. - Warknął. - ale nic dziwnego, skoro nie umiesz nakręcić faceta, bo jesteś chłopczycą, to nawet żul spod monopolowego cię nie dotknie, więc nie masz z kim iść do łóżka. - uśmiechnął się podle. Znowu to samo. Znowu zaczyna to co robił w liceum, a wspomnienia zaczęły wracać. I choć usilnie starałam się nie dopuścić do siebie tych wspomnień, to nie potrafiłam.
- Waż słowa i pamiętaj, że wystarczy moje jedno słowo i nie będzie cię tu. To że jesteś tu i masz szansę, zawdzięczasz jedynie mnie. I dzięki mnie możesz to wszystko stracić. Więc radzę ważyć słowa i zacząć mnie szanować, bo w tym momencie jestem twoim trenerem.
- Widzę, że dotknęło cię to. - nie dawał za wygraną. Wtedy też sam podniósł się do pozycji stojącej, więc uczyniłam to samo i na moje szczęście staliśmy teraz kilka centymetrów od siebie.
- Nie interesuje mnie twoje zdanie na mój temat. I wiedz, że cię nienawidzę.
- Wzajemnie. - uśmiechnął się zwycięsko, jednak jego uśmiech szybko zszedł z twarzy gdy przybliżyłam się do niego jeszcze mocniej. - Twój niewyparzony język działa mi na nerwy. - Warknął.
- A mógłby działać na coś innego. - mruknęłam cicho i wyprostowałam się tak, że mój biust dotykał jego klatki, która podnosiła się i opadała znacznie ciężej niż przed chwila. Santos wstrzymał oddech, a ja korzystając z okazji przejechałam delikatnie opuszkiem palca po jego ramieniu i szyi. Na skórze pojawiła się gęsią skórką, a on nieświadomie delikatnie drgnął. Odsunęłam się i przyjrzałam się mu uważnie.
- Stawanie na wysokości zadania jest spowodowane podnieceniem. Nie prawda? - podniosłam brew widząc jego spodenki. - na następny raz patrz mi się w oczy a nie na usta i cycki. - uśmiechnęłam się wrednie i odsunęłam się. Od razu włożyłam koszulkę i po załatwieniu ostatnich spraw ruszyłam do samochodu.

- Pep! Jakim cudem żadne media jeszcze o mnie nie wiedzą? - spojrzałam na niego uradowana. Nie spieszyło mi się do sławy. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się ostatnimi dniami wolności.
- Zachowujesz się nadwyraz normalnie, na dodatek najwidoczniej nie zostałaś zauważona jako ktoś, kto mógłby mieć z nami jakikolwiek kontakt. Więc cieszmy się z tego, że nasze dwie tajne bronie nie są znane. Jeszcze.
- Jutro jest ćwierćfinał, ale ja chyba nie wyjdę jeszcze. Przećwiczyliśmy inne ustawienia. Myślę, że lepiej będzie jak pozostaniemy z Neymarem jako wersja awaryjna. Nie uważam, żeby ten mecz był niesamowicie trudny. Widziałam jak grają. Ich nastawienie zmieniło się. Podejście jest całkowicie inne. Przeciwnik nie spodziewa się nowego ustawienia, więc szanse są duże. - powiedziałam spokojnie, patrząc na wyniki badań piłkarzy. - Stopa Xavi'ego zaskakująco szybko wróciła do stanu równowagi. Zastanawiam się, czy zamiast rezerwowego nie wystawić właśnie niego. Nie wybrałabym go, gdyby był to ciężki mecz.
- Myślisz, że to dobry plan tak ryzykować. Dla nas wszystkich to i tak olbrzymie zmiany i ryzyko.
- A masz inny pomysł?
- Masz racje. Bez ryzyka nie ma zabawy.
- Gotuj się na półfinał, Pep. - powiedziałam patrząc przed siebie z pewną siebie miną.
- Musimy się zbierać na samolot. - przytaknęłam jedynie i opuściłam dom.

- Cris! Gotowy? - krzyknęłam, gdy tylko weszłam do domu.
- Tak! - krzyknął i przyciągnął swoją walizkę. - Ciocia pomogła mi się spakować. - wzięłam do ręki swoją, wcześniej przygotowaną, walizkę.
- Musimy jechać. Samolot nie będzie na nas czekał.

- Cris, pomóż mi z tym. - podałam mu teczkę i wzięłam swoją torebkę. - musimy być na stadionie przed czasem.
- Stlesujes sie. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Nie prawda. - odpowiedziałam szybko i ruszyłam przed siebie.
- Stselas głupie miny. Zawse tak lobis jak się stlesujes.
- Nie wymądrzaj się.
- I tak mnie kochas.
- Nigdy w to nie wątp. - powiedziałam wchodząc do autokaru. - Gotowi? - zapytałam piłkarzy.
- Czekamy na Neymara. - odpowiedział Pep.
- Nie widziałam go od wczoraj. Nawet w samolocie go nie widziałam. Coś nie tak? - spojrzałam zaniepokojona na piłkarzy. - Pójdę zobaczyć.

Od razu gdy dotarłam pod drzwi z odpowiednim numerem, pod którym powinien być, weszłam do pomieszczenia.
- Neym... - zatrzymałam się gdy zobaczyłam jak Neymar wiąże buty małemu chłopcu o blond włosach.
- Rose, już idziemy. - patrzyłam zszokowana na niego i jego towarzysza oraz rzeczy, które musiały należeć do dziecka.
- Wszyscy na ciebie czekają. - powiedziałam i pokazałam gestem ręki by wychodzili z pokoju.
- To ty jesteś ta Rose. - odezwał się blondynek. - Davi. - Wyciągnął dłoń do mnie.
- Rose, miło mi. Nie wiedziałam, że tu jesteś. - uśmiechnęłam się do niego.
- Tata obiecał mi, że zabierze mnie na każdy ważny mecz. - Gdy usłyszałam jak chłopiec nazywa Neymara tatą coś mną wstrząsnęło.
- Davi, ile masz lat?
- Sześć. - powiedział dumnie. Spojrzałam na Neymara, który najzwyczajniej w świecie czuł się zdezorientowany.
- To leć do autobusu, tam będzie Cris. Jest w podobnym wieku. - na moje polecenie chłopiec od razu pobiegł wzdłuż korytarza.
- Czemu nie mówiłeś, że masz syna? - spojrzałam przed na niego i ruszyłam przed siebie.
- Ty nie interesujesz się moim życiem, ja twoim też. Więc to logiczne chyba. Myślę, że nie wnikasz w prywatne każdego z drużyny, więc nie musisz się litować nade mną. Daję radę i nie potrzebujesz niczyjej pomocy. - mruknął.
- Nie o to mi chodziło. Nie musisz być od razu takim gburem. - warknęłam.
- A ty nie musisz być taka wścibska.
- Przyszłam po ciebie, bo się spóźnimy. Na następny raz mógłbyś jednak informować mnie o tym, że oprócz Crisa i ciebie jest jeszcze jedno dziecko, które potrzebuje opieki. Uczuliłabym wszystkich, by zwracali na niego uwagę. Za godzinę może być niezłe zamieszanie.
- Kto tu jest dzieckiem? Ktoś kto żyje przeszłością i warczy na ludzi bez powodu.
- To ty zacząłeś sie unosić dumą.
- To mogłaś nie wciskać nosa w nie swoje sprawy.
- Boże,  kim ty mnie pokarałeś. Dobrze, że Davi wydaje się być inny niż ty. Przynajmniej nie odziedziczył głupoty po ojcu.
- Davi otrzymał ode mnie najlepsze geny.
- Powiedziałabym, że takich nie masz, ale uraziłabym tego słodziaka. Więc jedyne co odziedziczył po tobie, to wygląd i urok osobisty. Bo charakter i zachowanie zdecydowanie jest od matki.
- Czy ty właśnie przyznałaś, że jestem przystojny i mam urok osobisty?
- A co,  podbudowałam tym twoje ego? Nie musisz daleko szukać osoby, która ci powie, że wygląd to twój jedyny atut. A co do uroku to na coś muszą lecieć te puste lale. Chociaż i tak ich nie rozumiem, ale jak chcą się zadawać z chodzącą wenerą... ich wybór.
- Ja chociaż mam branie. Ciebie żaden chłopak by patykiem nie tknął. Może dlatego chodzisz taka wnerwiona i irytujesz wszystkich. Nikt nie chce cie w sypialni, a ty po prostu potrzebujesz ostrego r...
- Niczego nie potrzebuje i nie musisz wnikać w moje sprawy łóżkowe, bo na nie nie narzekam.
- A mi się wydaje, że twoje sprawy łóżkowe nie istnieją. Kiedy ostatni raz uprawiałaś seks? Ostatnia randka? Chłopak? Związek? Widzisz? Nic. I nic dziwnego, może jak byś przestała być chłopczycą i tak irytować, to byś w końcu kogoś znalazła. A ty nawet nie umiesz gadać o seksie. Unikasz tego tematu jak ognia. A ten temat się najlepiej sprzedaję.
- A ty jak byś w końcu zmądrzał i przestał myśleć tym co masz w spodniach, to byś znalazł kogoś na dłużej niż jedną noc. Ale kto co woli. Ja chociaż wiem, że nie mam żadnego syfa. I nie zapominaj, że w każdej chwili mogę cię wyrzucić. A co do twojego ego, to chyba specjalnie próbujesz się dowartościować, krytykując mnie. Jaki masz kompleks? Czyżbyś nie był zadowolony ze swoich wymiarów? W sumie nic dziwnego, skoro każda jest na jedną noc. Najwidoczniej żadnej nie umiesz zaspokoić i same uciekają. Skoro nie miałeś nikogo na dłużej, to chyba to główny twój problem, bo po pierwszej nocy każda ucieka. Nie spełniasz oczekiwań. Przykre. Pamietaj technika czyni mistrza. Może kiedyś się nauczysz. - warknęłam z uśmiechem i weszłam do autokaru. Cris siedział z Davim. Pep rozmawiał z kierowcą, więc skierowałam się do Philippe'a.
- Jak atmosfera? - zapytałam. - Mogę? - wskazałam na siedzenie obok niego.
- Śmiało. - uśmiechnął się i spojrzał na mnie. - Dziwnie. Wszyscy się boją. To ustawienie dla nich to nowość. Nie było za dużo czasu na wyćwiczenie wszystkiego.
- Nie przejmuj się. Będę obserwowała was z trybun. Cokolwiek nie będzie mi pasowało, od razu dam znać rezerwowym, a Pep zrobi co trzeba.
- Ja się nie stresuje. Najgorzej reszta. - spojrzałam na niego zamyślona.
Od razy wstałam i podeszłam do kierowcy.
- Ruszamy? - mężczyzna skinął głową i ruszył przed siebie. - Ma Pan jakiś mikrofon?
- Tam w schowku, proszę wyjąć. - zrobiłam co kazał i włączyłam przedmiot.
- Panowie... widzę, że atmosfera jest napięta.
Seks. To się najlepiej sprzedaję.
Przypomniałam sobie słowa Neymara.
- Nie bójcie się. To ja mam powody do obaw. To mój pierwszy mecz, którego wynika zależy ode mnie w jakimś stopniu. A jak wiecie, moje doświadczenie w tym... - podeszłam do radia. - jest zerowe. W świecie trenerów i przemów motywacyjnych jestem dziewicą. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Więc Panowie, proszę dać mi otuchy i wsparcia, bo przez was po raz pierwszy od 25 lat będę stresowała się piłką nożną. Dla zmotywowania was, rozmawiałam z waszymi kobietami. Jednoznacznie stwierdziły, że jeśli nie dojdziecie do finału, macie kilkutygodniowy celibat. Więc radzę wziąć się w garść, bo wam ręce poodpadają. - w tym momencie usłyszałam oburzenie wśród piłkarzy, a z głośników poleciała muzyka od piosenki "Sway". Zanim zaczęłam śpiewać dodałam jedynie:
- Z piłką musicie obchodzić się z subtelnością. Z delikatnością i wyczuciem. A gdy trzeba, musicie pokazać, kto tu rządzi. - Po tych słowach zaczęłam śpiewać i iść powoli korytarzem między siedzeniami.
- When marimba rhythms start to play
Dance with me, make me sway
Like a lazy ocean hugs the shore
Hold me close, sway me more - zaczęłam delikatnie poryszać biodrami, a chłopcy zaczęli klaskać i podsycać atmosferę. Zaczęłam ruszać się zmysłowo i tańczyć na miarę możliwości.- Like a flower bending in the breeze
Bend with me, sway with ease
When we dance you have a way with me
Stay with me, sway with me

Other dancers may be on the floor
Dear, but my eyes will see only you
Only you have that magic technique
When we sway I go weak (I go so weak)

I can hear the sounds of violins
Long before it begins- wtedy tez moje spojrzenie skrzyżowało się z tym należącym do Neymara. Wpatrywałam się w jego oczy. Postanowiłam pokazać mu, że nie jestem chłopczycą. Zaczęłam delikatnie zbliżać się do niego. Zrobiłam przysiad, z którego powoli i zgrabnie wróciłam do pozycji stojącej śpiewając w tym samym czasie i patrząc w jego oczy, które stały się bardziej czarne niż zwykle, a zdziwienie w nich było nie do opisania-  Make me thrill as only you know how
Sway me smooth, sway me now

Mi amore

Sway me, make me
Thrill me, hold me
Bend me, please me
You have a way with me

Sway Me

Sway (sway)

Other dancers may be on the floor
Dear, but my eyes will see only you
Only you have that magic technique
When we sway I go weak
I go weak

I can hear the sounds of violins
Long before it begins
Make me thrill as only you know how
Sway me smooth, sway me now
Make me thrill as only you know how
Sway me smooth, sway me now
Make me thrill as only you know how
Sway me smooth, sway me now
Sway me
Sway me
Sway me now - dałam się ponieść, przez co na koniec piosenki stałam opartą fotele po obu stronach, a zamiast kitki na mojej głowie, pojawiła się burza roztrzepanych loków. Wyprostowałam się, ukłoniłam i poprawiłam włosy. - Macie być tak samo pewni siebie jak ja teraz. U żadnego nie chce widzieć zdenerwowania. To wy tu rządzicie i macie pokazać, gdzie jest ich miejsce. - na moje słowa po autokarze rozległy się brawa i salwy dopingów. - Una mattina mi sono alzato
E ho trovato l'invasor - zaczęłam cicho, a po chwili dołączyli do mnie piłkarze:
O partigiano portami via
O bella ciao, bella ciao, bella ciao ciao ciao
O partigiano portami via
Che mi sento di morir, ir, ir...

Pod stadion dotarliśmy w wyśmienitych nastrojach. Cris nie mógł wysiedzieć w miejscu, a Davi wtórował mu i również nie ukrywał ekscytacji.
- Tato, mogę iść z Crisem? - usłyszałam jak chłopiec prosi Neymara.
- Nie. Masz już zapewnioną opiekę, nie ma powodów by wchodzić na głowę Rose. I tak ma dużo do zrobienia, a dodatkowo nie chcę,  żeby była w stosunku do ciebie nie miła.
- Rose jest kozak. - odpowiedział oburzony.
- Ale mnie denerwuje i nie chce żeby odbiło się to na tobie.
- Rose! - krzyknął Olaf. - Davi idzie z nami, dobra? - odwróciłam się do chłopca.
- Nie ma sprawy. Mogę wziąć go ze sobą. - spojrzałam na Neymara. 
- Tato, proszę. - chłopiec podbiegł do mnie I chwycił mnie za rękę. - Nie chcę siedzieć z obcą babą. - piłkarz jedynie westchnął.
- Dobrze, ale bądź grzeczny. - chłopiec uścisnął go i wyszedł z autokaru. Gdy wszyscy opuścili go, kierowca podjechał na tył stadionu. Tam wyszłam z chłopcami i weszłam na trybuny.
- Jeszcze mało ludzi. - powiedział Davi.
- Do meczu została godzina. Jak będziecie czegoś potrzebować to mówcie.

-----------

Pierwsza piosenka to ta z góry, a druga to Bella Ciao.
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro