Sechs
- Marco jesteś głupi. -chciał zakończyć ich rozmowę Durm.
- Percepcja mojej mentalności nie obliguje mnie do dalszej konwersji z Tobą. -prychnął Reus do Ericka.
- Cooo? -kilka chłopaków uniosło wzrok na blondyna a echo rozniosło się po całym pomieszczeniu.
- Co, co? -zielonooki rozejrzał się z szerokim uśmiechem.
- Coś ty właśnie powiedział? -dodał Erick.
- No tak, zapomniałem, że mało inteligenta osoba nie zrozumie takich rzeczy. -zmróżył oczy a głowę nadal miał spuszczoną w telefon.
- Odezwał się ten co skończył tylko gimnazjum. -oznajmiłem.
- Zamknij buzię będzie dla ciebie korzystniej. -zawarczał.
- Szpanuje bo usłyszał to od Łewandowskiego. -krzyknął Neuer z drugiego kąta.
- Manuela rozumiesz co on powiedział?
- Obrażasz moją mamę capie. -spojrzał na mnie Reus.
- Aha dzięki, tak mniej więcej, że uważa, że jesteś za głupi do rozmowy z nim. -oznajmił.
- Manu zna polski o jezu.
- Szpan. -pokręcił marudnie głową Marco.
- Ty naprawdę masz okres dzisiaj?! Wkurzający jesteś. -podniosłem ton.
- A jak mi się skończy i będziesz coś chciał to tylko mi się waż przyjść a wylecisz przez okno. -dodał i wyszedł z pokoju.
- Przypominam, że to ty przyszedłeś do mnie w nocy. -krzyknąłem, gdy zamykał już drzwi wystawił do mnie środkowy palec.
- Czy wy coś? -skrzywił się Hummels. Pokreciłem tylko głową.
- Miał skurcz i przyszedł po proszki... w ogóle co ja się będę wam tłumaczył. -wywróciłem oczami.
Po kilku minutach wstaliśmy by pójść do pokoju przebrać się na mecz, który mieliśmy za półtora godziny.
Wyszedłem z pokoju podchodząc i pukając w drzwi Reusa. Nagle zauważyłem go w oddali rozmawiającym z Robertem.
- Robert przyjacielu. -podeszłem do bruneta przytulając go co odwzajemnił.
- Ty też słyszysz jakieś muchy? Choćmy stąd. -zmarszczył nos blondyn próbując zachować powagę.
- Widzę, że się para pogodziła. -zaśmiał się niebieskooki
- Co ty tutaj robisz tak apropo? -uniosłem brwi.
- Sam jutro jadę na zgrupowanie a Matsik zajumał mi korki za to ja mam jego. -ukazał śnieżnobiały uśmiech. - Dobra bo chyba idziecie na murawę, trzymajcie się ją lecę. Trzymam kciuki dzisiaj. -pożegnał się z nami i ruszył do przodu.
- Marco przestań się dąsac. Woody? -szliśmy tak w kompletnej ciszy, aż do zewnątrz kiedy on to uciekł do trenera.
Nadeszła godzina meczu, po zaśpiewaniu hymnu ustawiliśmy się tak jak należy. Rozgrywałem piłkę z Reusem.
Do pierwszej połowy wynik był 1:1 po golu Mesuta. Trener w szatni oznajmiał jak powinniśmy rozegrać dalszy mecz.
Rozszedł się gwizdek oznaczający drugą połowę. Za każdym razem gdy była okazja podawałem do Marco co w końcu w 75 minucie się opłaciło gdyż trafił dając nam szansę na 3 punkty.
Pobiegł w stronę kibiców ja byłem zmieszany, lecz w końcu podbiegłem do niego a on uśmiechnął się w moją stronę. Zrobiliśmy "naszą" cieszynke. Na koniec blondyn przytulił mnie szepcząc brawo młody ucałował mnie w czoło. Uśmiechnąłem się pod nosem.
Mecz zakończył się wygraną 2:1 dla nas. Każdy był rozradowany od ucha do ucha przede wszystkim Marco co jest wspaniałe, bo jak on jest szczęśliwy wszystko jest w porządku.
Dłuższe ogłoszenia parafialne!!1!
1. Ja wiem! miał być tydzień temu rozdział, ale miałam testy i się wkręciłam w jedną książkę. NO PRZEPRASZAM:)
2. Po świętach będę regularnie dodawać po 2 rozdziały co weekend:)))
3. GECE I ROJZ BĘDĄ SIĘ KOCHAĆ W NASTĘPNYM ROZDZIALE JEZU JEZU JEZU <3
4. Szkoła ssie, więc przepraszam za nudne rozdziały. BUZIACZKI:*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro