Sechzehn (letzte?)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Od dwóch dni siedziałem w domu. Owszem chłopaki przychodzili do mnie przynosząc mi jedzenie bym nie umarł z głodu oraz sprawdzali czy w ogóle żyje, ponieważ nawet nie wychodziłem z mieszkania. Nie gadałem zbytnio z nimi. Nie miałem na to kompletnie ochoty. Jedyne co to pisałem smsy z Matsem.

Niestety nadszedł dzień kiedy musiałem ruszyć dupe i wyjść na trening. Już miałem ochotę zadzwonić do Tuchela i powiedzieć, że jestem chory, ale może na treningu nie będę myśleć. Wyżyje się czy coś w tym stylu.

Z zawieszoną torbą na ramieniu szurałem butami po kafelkach idąc w stronę szatni z której jak zawsze dobiegał krzyk Auby i Lewego.

- Jesteś zjebany, zamiast iść kupić pizze i pójść do niego ty poszedłeś po owoce, dziwisz się czemu cię wpuścić nie chciał? Nigdy nie miałeś przyjaciół w potrzebie? Z nim trzeba postępować jak z babą z okresem, żarcie i jakieś filmy. -oznajmił Pierre.

- Pizza nie załatwia problemów Pierre. -odezwał się Mats.

- W jakim wy świecie żyjecie to ja nie mam zielonego pojęcia. -warknął na niego Aubameyang. - Poza tym ja chociaż w porównaniu do niektórych poszedłem do niego. - krzyknął prawdopodobnie na wszystkich, tak wyraźnie, że słyszałem go za ścianą.

- Byłem u niego, ale mnie wpuścić nie chciał a drzwi nie będę wyważać . - prychnął Lewy.

Uchyliłem delikatnie drzwi by ich widzieć, bo pomimo mojego humoru oni i tak zawsze pozostaną śmieszni.

- Zacznijmy od tego, że nikogo nie wpuszczał, bo nie chciał. - wtrącił Mats.

- Nie chciałbym wam przerywać, ale melduję się. - wszedłem do środka nie chcąc, żeby Pierre i Robert się pożarli. Momentalnie ta dwójka zawiesiła się na mnie tak że przytulali się nawzajem. - Wiem, że mnie dawno nie widzieliście, ale dajcie mi oddychać normalnym powietrzem a nie waszym potem koledzy. - wyrwałem się z ich uścisku i przywitałem się po kolei z resztą.

- Lewy dzwoń po pizze, trzeba uczcić zmartwychwstanie. - po raz kolejny odezwał się Gabończyk.

- Japierdole jaki ty jesteś uparty z tą pizzą. Nie jestem twoją żoną sam sobie zamów. - zdenerwował się Lewy.

- Czemu cię jeszcze nie sprzedali? - spiorunował go Pierre.

- Przysięgam, że jak wy się nie ogarnięcie karze Tuchelowi usadzić was na ławkę. - podniosłem ton.

- To my wtedy ławkę stracimy. - dodał Marc śmiejąc się z resztą.

- Kto cię posłał na kapitana. - wtrącił Gabończyk.

- Właśnie, nie będziesz pozbawiał drużyny najlepszego ataku. -zgodził się z nim Polak.

- Nie wytrzymam kiedyś z wami i popełnię samobójstwo. - zabrałem wodę i wyszedłem z szatni trzaskając drzwiami. Tak szczerze miał to był żart, ale chyba tak nie brzmiało.

- Jesteście p o p i e r d o l e n i. -usłyszałem jeszcze Hummelsa przeliterowującego drugie słowo, strzelam, że do tych dwóch debili.

Szurałem po podłodze korkami szukając jakichkolwiek dzisiaj chęci do grania. Mimo, że dobrze wiedziałem iż to wszystko co mówią chłopaki to żarty jak zawsze, to nie miałem ochoty na śmiechy. To chyba oznaki depresji. 

- Marco. - usłyszałem za sobą głos dobiegający z głębi tunelu. Był to Mats.  

Staliśmy przez chwile wpatrzeni w siebie. Brunet spoglądał na mnie ze zmartwieniem i wyglądał tak jakby chciał odczytać z moich oczu o czym myślę, jakby chciał wydobyć ze mnie wszystko co mnie męczy, ale ja sam nie widziałem do końca co to jest. Byłem zagubiony. 

- Powiesz mi cokolwiek? Co się stało z Mario na zgrupowaniu?  -chciałem odwrócić wzrok, ale mi nie pozwolił. Wzruszyłem ramionami i wyszedłem na murawę na której byli tylko nasi medycy. 

Po chwili jednak spojrzałem na niego, nie wiedząc do końca co chce mu powiedzieć, ale wiedziałem, że jakakolwiek rozmowa z kimkolwiek da mi więcej niż skrywanie tego wszystkiego w sobie.

- Powiem ci tyle, że na stówe nie jestem hetero i czuje coś więcej niż tylko przyjaźń do Mario. - westchnąłem przecierając dłońmi twarz. 

ZMARTWYCHWSTANIE PO 7 MIESIĄCACH YEAH.  

| Człowiek leniwy, który stracił wątek jeśli chodzi o dalsze pisanie tego ff przeprasza każdego czytelnika który czekał na kolejne rozdziały które prawdopodobnie już się nie pojawią. |

Mogłabym tłumaczyć bardzo długo dlaczego mnie nie było, ale kogo to interesuje cnie. Mam nadzieje, że ktokolwiek to przeczyta i jeszcze raz przepraszam z całego serducha, buuuziaki  <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro