1. Alice

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Piosenka w mediach nie ma bezpośredniego związku z rozdziałem, ale zainspirowała mnie do nadania imienia bohaterce, a poza tym jest genialna <3

Pierwszy dzień szkoły. Ta myśl uderzyła Alice dużo mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Czuła się lekko zdenerwowana, ale ekscytacja zdecydowanie rekompensowała nieprzyjemne uczucie. Specjalnie tego dnia wstała wcześniej niż przed zwykłym dniem szkoły. Chciała mieć wystarczająco dużo czasu żeby się przygotować. Dzień wcześniej była już na apelu, ale nie traktowała go jakoś specjalnie. W tym roku zaczynała przedostatni rok nauki, więc nie powinna się stresować. Problem jednak polegał na tym, że Alice przeprowadziła się do słonecznej Kalifornii zaledwie parę dni przed rozpoczęciem roku szkolnego. Zmiana szkoły w wieku siedemnastu lat dla wielu osób oznaczała tragedię. Dziewczyna jednak, pomimo początkowej niechęci i obaw podeszła do wszystkiego z ogromnym entuzjazmem. Wierzyła, że znajdzie sobie znajomych, nawet jeśli nie w szkole, to przecież Los Angeles było ogromnym miastem, więc na pewno kogoś pozna. Z takim podejściem było jej o wiele łatwiej. Ciuchy wybrała już poprzedniego dnia, pięć razy sprawdziła rozkład jazdy autobusów, dokładnie przeanalizowała plan lekcji i nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że nauczyła się go na pamięć. Jej mama wiedziała, że dziewczyna jest bardzo podekscytowana, dlatego wyjątkowo tego dnia przed wyjściem do pracy przygotowała jej śniadanie. Kiedy Alice zeszła na dół i zobaczyła stos kanapek na blacie kuchennym mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Mama już dawno nie robiła jej śniadania w trakcie roku szkolnego. Po prostu nie miała czasu przed pracą. Ale co niedzielę jadły wspólne śniadanie razem z jej tatą. Alice uwielbiała te niedzielne poranki. Zrobiła sobie kawę, bez której nie była w stanie funkcjonować o poranku i zabrała się za jedzenie. Zlokalizowała na bacie małą karteczkę.

                                                  „Baw się dobrze, nie rób głupot i bądź sobą

                                                                                                                 Kocham Cię, Mama"

Kolejny uśmiech pojawił się na twarzy dziewczyny. W poprzedniej szkole bardzo często udawała kogoś kim nie była tylko po to, żeby przypodobać si innym. Właściwie, to nie chodziło jej o przypodobanie, po prostu nie chciała nikomu sprawiać problemu, a jednocześnie zbyt lubiła towarzystwo ludzi, żeby się odseparować, więc dostosowywała się do innych. Miała nadzieję, że już nigdy nie spotka nikogo z poprzedniej szkoły. Że nie spotka znajomych z teksasu. Zostawiła tam zbyt dużo wspomnień. Od tego czasu bardzo się zmieniła. Nauczyła się mówić to co myśli, niestety nie znalazła osób, które chciały poznać jej prawdziwą osobowość. Jej przyjaciółka z Teksasu, Padma, odsunęła się od niej. Oficjalnie dalej się przyjaźniły, ale to już nie było to samo.

Przed wyjściem z domu dokładnie sprawdziła czy ma wszystko w torbie i przejrzała się w dużym lustrze na przedpokoju, żeby upewnić się, że dobrze wygląda. Delikatny makijaż, taki jak zwykle, brązowe, naturalnie lekko pofalowane włosy sięgające za łopatki. Lekka bluzka z krótkim rękawem i kwiatowym motywem włożona do szarej, rozkroszowanej spódniczki sięgającej lekko przed kolano. Alice uwielbiała chodzić w spódniczkach i sukienkach. Kolejna rzecz, która ją wyróżniała. W poprzedniej szkole wszystkie dziewczyny chodziły w czarnych rurkach ewentualnie jeansach i krótkich podkoszulkach. To nie tak, że dziewczyna zupełnie ich nie lubiła, ale zdecydowanie bardziej wolała to jak wyglądała teraz. Zdziwienie wymalowane na twarzach jej przyjaciółek kiedy wparowała na lekcje w kwiatowej sukience było godne zapamiętania. Przez tydzień nie mogły zrozumieć dlaczego ubiera się inaczej. Do tego założyła czarne balerinki. Wyglądała tego dnia dokładnie tak jak chciała. Cała ona. Bez udawania. Jeśli ktoś chce się z nią zadawać to właśnie z taką Alice. Ostatni raz spojrzała w swoje odbicie. Tym razem zatrzymała się na jasnych oczach, których koloru nie dało się jasno określić. Było to coś pomiędzy zielonym, a niebieskim. „Bądź sobą" szepnęła do siebie, założyła słuchawki na uszy , włączyła swoją ulubioną piosenkę i ruszyła na przystanek autobusowy.

Szkoła była ogromna. W poprzedniej znała przynajmniej po kilka osób z każdego roku, a w tej wydawało się to niemożliwe. Pomimo, że tego nie okazywała, strasznie się bała. Bała się, że nikt jej nie zaakceptuje i że nie znajdzie nikogo, kto chciałby się z nią przynajmniej zakolegować, nie mówiąc już o przyjaźni.

Weszła do budynku i zaczęła rozglądać się dookoła. Musiała znaleźć sale 221b w której odbywały się lekcje biologii. Posuwała się dość wolnym tempem po korytarzu, aby jak najszybciej znaleźć odpowiedni numer. Kolejność numerów jej nie pomagała. W jednej chwili stała przy 201a, a zaraz potem pod numerem 187. Nie miała pojęcia kto wpadł na tak idiotyczny sposób numeracji. Sięgnęła po telefon, żeby sprawdzić godzinę. Zostało jej pięć minut do dzwonka więc zaczęła powoli wpadać w panikę. Przedzierała się z zapałem przez tłumy przez cała przerwę, tylko po to, żeby na kolejne pięć minut zostać sama, w pustym korytarzu, szukając sali 221b.

- Przecież to jest bez sensu...-westchnęła z rozpaczą. Wszystko miało być tak idealnie, perfekcyjnie. Wszystko miała zaplanowane. Torba zsunęła się z jej ramienia na podłogę. Fuknęła z irytacją i poprawiając torbę odwróciła się zamaszyście w przeciwnym kierunku. Na swoje nieszczęście nie zauważyła czegoś, a właściwie kogoś, do kogo z impetem dobiła. Spojrzała w górę a jej oczom ukazał się szczerzący się do niej brunet.

- Co takiego jest bez sensu?- zapytał wyraźnie rozbawiony.

- Co jest... Co? Nic nie jest.... To znaczy.... Nie ważne.... Po prostu jestem tu nowa i próbowałam znaleźć swoją klasę i nie do końca mi się udało i dalej nie mogę jej znaleźć i po prostu nie mam pojęcia co mam zrobić i odwróciłam się i cię nie zauważyłam i w ogóle to jestem Alice i...-jej początkowe zakłopotanie zamieniło się w lawinę słów. Tak to była prawdziwa Alice, która czuła, że w tym wypadku przesadziła, ale nie była w stanie przestać mówić. I pewnie pogrążałaby swoje, jak sądziła, wątpliwe życie towarzyskie, gdyby nie to, że brakło jej powietrza, a brunet postanowił wykorzystać moment, w którym brała oddech.

- Hej spokojnie. Możesz mówić wolniej? Bo nie do końca nadążam. Ja jestem Christian, to znaczy Chris. Z tego co zrozumiałem to się zgubiłaś i jesteś nowa, tak?

- Tak...Jejku przepraszam za tą lawinę słów...Bardzo się wygłupiłam?

-Nie, nie wygłupiłaś. No może troszeczkę, ale to było uroczę. To w jakiej sali masz lekcje?- uśmiech nie schodził z jego twarzy, więc dziewczyna wzięła to za dobry znak.

-216b

- Ej, ale to przecież w drugiej części budynku.- gdyby spojrzenie mogło zabijać chłopak w tamtej chwili żegnałby się już ze światem.

-Przecież mówiłam że pierwszy raz jestem w tej szkole! I.... Jejku...Jestem beznadziejna...Kto w ogóle dał mi możliwość mówienia... - Alice rozważał swoją głupotę i niewyparzony język. Była pewna, że w takim tempie szybciej zyska sobie wrogów niż przyjaciół. Nie zdawała sobie sprawy, że chłopak coraz bardziej chciał się z nią poznać. Przyciągała do siebie ludzi i nawet o tym nie wiedziała, a to dla tego, że nigdy nikomu nie pokazywała siebie.

- Spokojnie. Nie stresuj się tak i nie mów tak o sobie. No i fakt faktem mogłem sobie darować głupie pytania-kolejny uśmiech.

-To z której klasy jesteś? Ja jestem czwartym, ostatnim rocznikiem, czyli, że ty musisz być młodsza, bo nie kojarzę, żeby ktoś nowy miał się pojawić w moim wieku.

-Tak, teraz zaczynam trzeci rok. I zaczynam nową szkołę od zbierania sobie złych opinii.

-Czemu złych?

- Hm...Pomyślmy. Wpadam na chłopaka ze starszej klasy, nie jestem w stanie się nawet wysłowić, a kiedy on już chce mi pomóc, to na dodatek na niego krzyczę. Myślę, że śmiało możesz zacząć rozpowiadać, że jestem jakimś dziwadłem. – w jej głosie nawet nie było smutku. Była szczerze rozbawiona tą sytuacją.

- Masz rację. Mam nadzieję, że mnie tym nie zarazisz.- spojrzał na nią poważnie, ona też przybrała taki wyraz twarzy, tylko po to, żeby po chwili wybuchnąć śmiechem w tym samym czasie co on.

- O nie! Chyba za późno! Zostałeś zarażony śmiechem szaleńców.

- Jesteś niemożliwa. To jest twój pierwszy dzień, właściwie pierwsza godzina w tej szkole. Powinnaś się stresować, czy coś.

- Po co? Nie ma czym. To tylko szkoła.

- W sumie... No i jesteśmy. Proszę bardzo, Księżniczko, oto twoja sala –zgiął się w pół kłaniając szarmancko.

- Ej, czemu Księżniczko? Nie jestem chyba aż tak rozkapryszona

-Nie no, skądże. Może podliczmy ile razy zmienił się twój nastrój w trakcie kilkuminutowej drogi?- uśmiechną się.

-To było...To znaczy... Ugh, dobra....Niech ci będzie, ale...

-A wy co tu robicie? – z sali wyszła niewysoka kobieta z długimi blond włosami spiętymi w kucyka.

- Ja...To znaczy...

-Alice jest nowa i nie mogła znaleźć sali, a ja jestem idealnym kolegą i ją odprowadziłem – wyszczerzył się Chris.

- To miło Christian, ale teraz zmykaj na swoje lekcje i to szybko. No, już cię nie widzę. Alice, tak? Dobrze ja muszę na chwilę wyjść, wejdź do klasy i się przedstaw. I powiedz reszcie uczniów, że dzisiaj wyjątkowo mają wolną lekcję.- popchnęła ją lekko w stronę drzwi. Alice zaczęła się lekko denerwować tym, że ma tak po prostu wejść do klasy z zupełnie obcymi ludźmi i się przedstawić. Nie miała pojęcia jak to miało wyglądać, ale uśmiechnęła się lekko i nacisnęła klamkę. Wszyscy w klasie rozmawiali, ale w momencie, kiedy weszła w głąb głosy ucichły. Wszyscy wpatrywali się w nią z zaciekawieniem i wyraźnie chcieli, żeby wytłumaczyła swoją obecność.

- Hej, jestem Alice i jestem nowa w szkole. Ta pani, która wyszła przed chwilą powiedziała, że dzisiaj wyjątkowo jest wolna lekcja. – nie dawała po sobie poznać jak bardzo się stresowała. Miała nadzieję, że jej głos i ręce się nie trzęsą.

- Pani Evans zawsz robi wolne lekcje. Raczej zbyt wiele się nie nauczysz. Siadaj.- dziewczyna z długimi, puszystymi, kręconymi włosami w rudym kolorze uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Alice usiadła na wolnym miejscu w ławce w trzecim rzędzie pod oknem. Wszyscy uczniowie zaczęli się przedstawiać, a potem zadawali liczne pytania. I tak po całej godzinie lekcyjnej wiedzieli już, że przeprowadziła się kilka dni wcześniej z Teksasu, że uwielbia muzykę i nienawidzi matematyki. Inni też opowiadali o sobie. Wszyscy byli sympatyczni, niektórzy ograniczyli się do podania swojego imienia a inni chcieli umówić się na kawę w weekend. Na koniec Alice wymieniła się ze wszystkimi social-mediami i numerami telefonów. Wyszła z klasy z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. Rudowłosa dziewczyna, Cassidy, porównała swój plan lekcji z tym, który miała Alice i szybko stwierdziła, że spotkają się za dwie godziny na algebrze. Dziewczyna cieszyła się z tego faktu, bo Cassidy wydawała się ją polubić.

- Cassidy, mogłabyś mnie odprowadzić do szafek? Nie jestem pewna czy sama trafię a nie chcę się znowu spóźnić.

-Pewnie nie ma problemu.-przez całą drogę rozmawiały o niczym, a po odłożeniu swoich rzeczy Cassidy odprowadziła Alice do jej klasy, w której miała mieć angielski, pod którą znalazły się w momencie, w którym zadzwonił dzwonek.

Angielski przebiegł bez problemów, pani Hall wydawała się być sympatyczna a uczniowie przywitali ją równie miło co poprzednio. Na algebrze ławki były podwójne, więc Alice usiadła z Cassidy. Lekcja była bezproblemowa, nauczyciel przedstawił plan nauczania na najbliższy rok, co sprawiło, że dziewczyna od razu znienawidziła przedmiot. Hiszpański i w-f również minęły bezproblemowo, może poza faktem, że Alice niekoniecznie lubiła wysiłek fizyczny.

Przyszła pora na lunch. Alice udała się na stołówkę, było tutaj mnóstwo ludzi i stolików, większość była zajęta, ale gdzieniegdzie można było znaleźć wolne miejsca. Dziewczyna wzięła swoją tackę i już miała decydować gdzie się dosiąść, kiedy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu.

- Hej, chcesz siąść ze mną?- to Chris. Alice uśmiechnęła się i pokiwała twierdząco głowa, żeby zaraz potem ruszyć za nim w stronę drzwi prowadzących na ogród. Okazało się, że na zewnątrz również było mnóstwo stolików. Chris wybrał jeden z nich i usiadł, a dziewczyna zajęła miejsce naprzeciwko niego. Było tutaj naprawdę ładnie. Mnóstwo zieleni, gdzieniegdzie drzewa, pod którymi niektórzy uczniowie postanowili zjeść swój posiłek. Obok było boisko, na którym nikogo w tamtej chwili nie było.

-I jak ci się podoba szkoła? Miliony nowych znajomych? Wszyscy są mili? – zaśmiał się.

- A żebyś wiedział! Wszyscy są bardzo mili. Chyba mnie polubili.-zawahała się przy ostatnim zdaniu.

- Oczywiście, że cię polubili. Ciebie nie da się nie polubić. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. – Alice posłała mu mordercze spojrzenie.

- Dobra, dobra. Nie bij. Widzisz, właśnie o tym mówiłem. Nie wiadomo czy przy bliższym poznaniu nie stajesz się agresywna czy coś.- nawet nie próbował ukryć tego, jak bardzo bawiła go cała sytuacja.

- Ha. Ha. Ha. Bardzo zabawne. Zawsze jak poznajesz nowe osoby to zachowujesz się, jakbyście byli najlepszymi przyjaciółmi?

- Ałć. Zabolała. Nie chciałem się narzucać Księżniczko.

-Odpuścił byś sobie.- posiłek minął im na przyjemniej rozmowie o wszystkim i o niczym.

- H-hej, mogę t-tu usiąść?- Alice zwróciła uwagę na dziewczynę o długich, kruczoczarnych włosach, próbującą przysiąść się do grupki uczniów przy stoliku obok.

- Chyba sobie żartujesz. Chcesz, żeby nas wyśmiali, że niby zadajemy się z kimś takim.- chłopak, który jej odpowiedział wstał i uderzył w spód tacki, którą dziewczyna trzymała w rękach, przez co cała jej zawartość wylądowała na jej koszulce, a czarnowłosa przewróciła się na ziemię. Z jej torby wypadły pędzle i kilka płócien. Alice zerwała się ze swojego miejsca i zaczęła zbierać rzeczy, podczas gdy czarnowłosa podniosła się z ziemi i z przerażeniem zauważyła ogromne plamy na błękitnej koszulce.

- Proszę, to twoje. Chciałabyś się do nas dosiąść? – Alice podała jej płótna i pędzle i wskazała stolik przy którym siedział Chris. Dziewczyna wahała się, widocznie z jednej strony chciała się zgodzić, a z drugiej z przerażeniem spoglądała na chłopaka spod zbyt długiej, prostej grzywki. Chris uśmiechną się przyjacielsko widzą jej niepewność.

- J-ja... Nie chciałabym... To znaczy.... T-tak... Jeśli chcecie...

- Pewnie, że chcemy.- Alice zajęła swoje miejsce a dziewczyna przysiadła się koło niej.

- Zapomniałam się przedstawić. Jestem Alice a to Chris.

- J-ja... Jestem Susan.. To znaczy Susie...Albo Sue, jak wolisz. – uśmiechnęła się niepewnie.

- Na którym roku jesteś? Nie za bardzo cię kojarzę. - Chris postanowił w końcu się odezwać. Susi spięła się widocznie nie do końca czując się komfortowo rozmawiając się.

- N-na drugim.- odpowiedziała i zarumieniła się gdy usłyszała śmiechy ze stolika obok.

- Czyżby nasza Susie zagadywała do czwartoklasisty? No ładnie Susan.-dziewczyna o długich, na pierwszy rzut oka zniszczonych wielokrotnym prostowaniem i farbowaniem włosach, zaczęła się śmiać ze swojego przytyku.

- Gówniarze. – Chris jedynie prychnął, ku zaskoczeniu Susie stając tym sanie po jej stronie.

- Nie przejmuj się nimi. Są z twojego rocznika tak?- tym razem zwrócił się do czarnowłosej, która jedynie pokiwała głową.

-Ty to namalowałaś?- Alice podniosła z ziemi ostatnie płótno, którego wcześniej nie zauważyła.

- Tak, szkoda, że je zniszczyli... Ale to nic... Nie pracowałam nad nim specjalnie długo. – wyraz twarzy Susi przeczył jej słowom.

- To jest genialne. Moja próba malowania czegokolwiek zawsze kończy się katastrofą.- zaśmiała się Alice.

- Dziękuję.- uśmiechnęła się nieśmiało.

- Słuchajcie, dzisiaj po lekcjach mam trening, ale może jutro po lekcjach dacie się zaprosić na kawę do Starbucksa?

- Pewnie, czemu nie. Susie, masz czas?

- J-ja, tak, ale... Nie wiem...

- No nie daj się prosić.- Alice nie dawała za wygraną.

- N-no dobra, w sumie brzmi nieźle. Ale teraz już się będę zbierać. Muszę jeszcze odnieść rzeczy do sali plastycznej. I-i może spróbuję zmyć te plamy. – spojrzała z powątpiewaniem na swoją koszulkę.

- Masz. Załóż to. Możesz oddać jutro. – Chris wyciągną ze swojej torby szarą bluzę i podał ją Susie. Dziewczyna niepewnie wzięła ubranie.

- N-na pewno? Nie masz nic przeciwko temu, żebym ją nosiła?

- Pewnie. Księżniczka sama trafi do klasy czy mam przygotować specjalny przemarsz z fanfarami i czerwonym dywanem?- wyszczerzył się do Alice.

- Znam cię pierwszy dzień, a ty już mnie denerwujesz... Nie, nie trzeba, poradzę sobie sama. A właściwie nie sama. Susie, mogłabyś mnie odprowadzić?- spojrzała na nią proszącym wzrokiem, a Chrisowi posłała udawane, mordercze spojrzenie.

- P-pewnie. Tylko najpierw muszę iść się przebrać. – uśmiechnęła się, a Alice z zadowoleniem stwierdziła, że nawet zachichotała. Starsza dziewczyna uważała, że Susie potrzebuje więcej pewności siebie.

Razem udały się do łazienki, gdzie Susie zdjęła swoją koszulkę, a zamiast tego nałożyła bluzę Chrisa.

- Na pewno nie będzie miał nic przeciwko?

- Raczej nie skoro ci ją dał. Ale kto go tam wie.

- No niby tak. Ale ty znasz go lepiej.

- Zaraz tam lepiej, może jakieś kilka godzin. Czemu się przy nim tak stresujesz? Jak nie chcesz nie musisz odpowiadać.

- Po prostu... Wiesz on jest w ostatniej klasie. Słyszałaś Charlott, tą dziewczynę ze stolika obok... Ludzie w moim wieku nie rozmawiają z ostatnim rocznikiem, bo oni uważają nas za dzieci, co w sumie większości przypadków jest prawdą.

- W sumie racja. Czym wracasz do domu?

- Autobusem.

- Poczekasz na mnie przed szkołą? Mogłybyśmy pójść na przystanek razem.

- Pewnie. To gdzie masz teraz lekcję?- Susie wyszła z kabiny, a Alice szybko znalazła na telefonie zdjęcie ze swoim planem lekcji. Pomimo nauki na pamięć, chciała się upewnić, żeby niczego nie pomylić.

- O plastyka. Widzisz, nawet nie będziesz musiała nadrabiać drogi. Czy oceniają tutaj umiejętności plastyczne?

- Pani Baker jest bardzo miła. Trochę dziwna, ale miła. Jak zobaczy, że się starasz to nie będzie problemu z dobrymi ocenami. Ocenia chęci. Ale chyba nie będzie aż tak źle?

- Oj uwierz, będzie.-odpowiedziała ze śmiechem Alice.

- I... Jak wyglądam.- okręciła się dookoła i rozłożyła ręce. Chris był wysoki, podczas gdy Susie była bardzo niziutka. Rękawy były za długie, a bluza sięgała do połowy ud.

- Wyglądasz uroczo.- uśmiechnęła się po czym ruszyły w stronę sali od plastyki.

Tak jak myślała Alice, plastyka była dla niej katorgą. Pani Baker faktycznie była miła. Powiedziała, że pracę będą mogli dokończyć w domu i przynieść na następne zajęcia, ponieważ plastyka była tylko jeden dzień w tygodniu. Była to jedyna lekcja, na której robili coś tego dnia, a tematem ich prac miało być wspomnienie wakacji. Skończyło się na tym, że Alice przez całą lekcje namalowała ogromny okrąg, który w zamyśle miał być słońcem.

- Hej, jak chcesz to możesz zabrać ze sobą farby i pędzle jakich potrzebujesz, albo przyjść po nie w tygodniu, jak czegoś ci zabraknie. – powiedział do niej chłopak z dużymi okularami, który w pamięci Alice miał na imię Max, kiedy dziewczyna już miała wychodzić.

- Dzięki. – odwzajemniła uśmiech, spakowała kilka farb i pędzli które wybrała wcześniej, do ręki wzięła płótno i skierowała się do wyjścia ze szkoły.

No więc tak, o to pierwszy rozdział. Komentujcie, poprawiajcie, pytajcie odpowiadam na wszystko. Do następnego ^.^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro