2. Praca w barze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Próbował o tym nie myśleć. Naprawdę próbował, ale ilekroć miał wolną chwilę, do jego głowy napływały obrazy przedstawiające roześmianą Morgan. Wyrzucał sobie, że nigdy nie poszedł odwiedzić Pepper. Właściwie, dlaczego tego nie zrobił? Czy jego życie mogło teraz wyglądać inaczej? Szybko jednak otrząsnął się z tych myśli. Prawdopodobnie i tak wszystko skończyłoby się podobnie i w końcu wszyscy musieliby o nim zapomnieć. Nawet gdyby poznał Morgan wcześniej, to nic by nie dało. Sprawiłoby jedynie, że teraz bardziej by cierpiał.

— Pete coś dzisiaj taki zamyślony? — zapytał Thomas i poklepał go po ramieniu, mrużąc lekko oczy.

— Przepraszam — odpowiedział Peter, natychmiast przywołując się do porządku. — To się więcej nie powtórzy — zapewnił.

— Jak potrzebujesz wolnego, to powiedz dzieciaku, załatwimy jakieś zastępstwo — zaproponował cicho starszy, pocierając w zamyśleniu brodę.

— Nie, już wszystko w porządku naprawdę, po prostu się zamyśliłem — zapewnił gorączkowo. Dobrze wiedział, że każdy grosz mu się przyda, jeśli chciał rozpocząć studia już w przyszłym roku. Musiał oszczędzać ile się da, a ta praca była idealna, bo oprócz stałej pensji dostawał też czasem napiwki. Chociaż na początku nieco przeszkadzały mu spojrzenia rzucane przez klientów baru, to teraz cieszył się ze swojej dziecięcej urody, która sprawiała, że wiele ludzi zwracała na niego uwagę. Większość jego oszczędności pochodziła właśnie z napiwków. Czasami wolał nie myśleć, co dzieje się w głowach klientów, którzy oblepiają go spojrzeniami, ale wiedział, że w barze jest bezpieczny pod czujnym okiem Thomasa, a do mieszkania nie miał daleko. W końcu wynajmował je od samego właściciela baru i wystarczyło jedynie, żeby wszedł do góry i ukrył się w czterech ścianach swojego bezpiecznego pokoju.

Westchnął cicho, próbując ogarnąć swoje myśli i przywołał na twarz uśmiech. O tej porze do baru często wpadali studenci. Od nich co prawda nie miał co liczyć na napiwki, ale to nie zmieniało faktu, że powinien ich dobrze obsługiwać. To głównie oni tworzyli renomę tego lokalu i reklamowali go przez swoje media społecznościowe, a jak to mówią reklama dźwignią handlu.

— Co podać chłopaki? — rzucił w stronę podchodzącej właśnie do baru grupki, podnosząc na nich wzrok z uśmiechem i zamarł, napotykając drugi raz w ciągu tego samego dnia spojrzenie tych samych niebieskich oczu.

— Będą cztery piwa lane i jedno z sokiem z imbirem dla tego mięczaka — zaśmiał się jeden z chłopaków, wskazując na blondyna, który w odpowiedzi przewrócił oczami.

— Po prostu lubię imbir, jasne? — zapytał z rozdrażnieniem.

— Tylko laski piją piwo z sokiem Harls — odpowiedział mu najwyższy z grupy, opierając się o jego ramię ze złośliwym uśmiechem. — A może jesteś laską? — dodał, patrząc na niego z podniesioną brwią, a reszta grupy zarechotała.

— A co? Jesteś mną zainteresowany? — odpowiedział ze sztucznym uśmiechem blondyn, a chłopak odsunął się od niego z grymasem na twarzy, jednak zanim zdążył coś odpowiedzieć, inny położył mu dłoń na ramieniu i spojrzał na niego ostrzegawczo.

— Dajcie spokój chłopaki — powiedział z uśmiechem. — Idziemy poszukać stolika, a Harley przyniesie nam piwo, co nie Harls? — zapytał, patrząc w jego stronę. Blondyn zawahał się lekko, ale po chwili przytaknął.

— Pewnie, zaraz do was dołączę — rzucił, siadając przy barze i nie zwracając już uwagi na resztę grupy. Oparł głowę na dłoni, uważnie obserwując, jak Peter nalewa piwa. — Całkiem nieźle ci to idzie. Nie jesteś trochę za młody na pracę tutaj? — zapytał, marszcząc brwi.

— Mam się zapytać o twój dowód? — odpowiedział, zerkając przelotnie na blondyna. Co prawda wyglądał na trochę starszego od niego, ale jego towarzystwo wyglądało na pierwszoroczniaków, więc równie dobrze mógł też mieć koło osiemnastu lat. Bar, w którym pracował Peter, był znany z przymykania oczu na wiek klientów, ale skoro on mu go wypominał, to dlaczego miałby go nie sprawdzić?

— Tak się składa, że jestem tu całkowicie legalnie. — Harley zaśmiał się, machając Peterowi dowodem przed oczami. — W tym roku skończyłem dwadzieścia jeden lat.

— Nie wyglądasz na tyle — odpowiedział zmieszany.

— Wiem, jestem młody i piękny. — Przeczesał swoją blond czuprynę, puszczając mu oczko. Peter uśmiechnął się lekko rozbawiony. Pracował tu już tyle czasu, że takie zachowanie nie robiło na nim większego wrażenia. — Ale ty chyba tyle nie masz, prawda? — zapytał, nieco poważniejąc.

— To chyba nie twoja sprawa — odpowiedział niezbyt miłym tonem. Nie chciał żadnych kłopotów. Nie potrzebował, żeby ktoś zgłosił jego pracę tutaj i odebrał mu jedynie źródło zarobku.

— Ej spokojnie — Harley podniósł dłonie w uspokajającym geście. — Po prostu byłem ciekawy czy wyglądasz tak młodo, czy faktycznie jesteś młodszy — wytłumaczył.

— Wyglądam na młodszego — mruknął po chwili Peter, przygryzając lekko wargę. Nie kłamał. Mimo że miał już prawie osiemnaście lat to wyglądał na szesnaście. Naprawdę wyglądał na młodszego.

— Więc pracujesz tu legalnie? — zapytał, przekrzywiając lekko głowę.

— Nie twoja sprawa — burknął Peter, ale Harley nie wyglądał na obrażonego, raczej na zadowolonego z siebie. — Coś dużo tych pytań zadajesz.

— Też możesz mi jakieś zadać — zaproponował, patrząc na niego z oczekiwaniem.

— Dlaczego zadajesz się z takimi dupkami Harley? — zapytał, lejąc ostatnie piwo. Blondyn skrzywił się i po jego reakcji już wiedział, że trafił w sedno.

— Powiedzmy, że nieco odstaję od mojej grupy na studiach, a to byli jedyni ludzi skłonni mnie gdzieś zaprosić — powiedział, lekko się krzywiąc, a Peter spojrzał na niego z zaskoczeniem. Przecież wydawał się całkiem spoko. Dlaczego ktoś miałby nie chcieć wyjść z nim na piwo? — Ile płacę? — zapytał, wyrywając go z zamyślenia z niezbyt zadowoloną miną.

— Dwadzieścia dolarów — odpowiedział, podliczając wszystkie napoje na kasie i wziął od niego banknot pięćdziesięciodolarowy, wydając mu resztę. — Twoja reszta — mruknął, kładąc pieniądze na jego wyciągniętej dłoni i przekładając piwa na tackę, żeby lepiej było mu je nieść. Spojrzał na niego z wahaniem, przygryzając policzek od środka i zaczął zastanawiać się, skąd ta nagła zmiana w jego zachowaniu. Czy to dlatego, że się zamyślił i nic mu nie odpowiedział?

— Dzięki — rzucił blondyn, nie patrząc mu w oczy i wziął tackę w ręce.

— Harley — powiedział z wahaniem, a chłopak odwrócił się, spoglądając na niego z zaskoczeniem. — Jak znudzi ci się siedzenie z tymi ciołkami, możesz przyjść, pogadać ze mną — rzucił bez zastanowienia i natychmiast skarcił się w myślach. Bardzo subtelnie Peter. Wyglądało jednak na to, że to było coś, co blondyn chciał usłyszeć, bo od razu uśmiechnął się szeroko.

— Na pewno skorzystam — rzucił z uśmiechem i mrugnął w stronę Petera, po chwili odwracając się i podążając w stronę zajętego przez grupę stolika. Peter patrzył za nim jeszcze chwilę z delikatnym uśmiechem. Może i nie powinien składać mu takich propozycji, zważając na to, że ledwo się znali, ale chłopak zaciekawił go, zwłaszcza że wiedział, kim jest, chociaż i bez tego wydawał się całkiem interesujący. Wyglądał na naprawdę miłego i Peter naprawdę nie rozumiał, dlaczego siedzi w towarzystwie, które zdecydowanie go nie szanowało. A może przesadzał? Może to były ich normalne żarty? Przecież niektórzy przyjaciele często żartowali wobec siebie w ten sposób, ale to, co powiedział chłopak, nie pasowało do tej wizji. Jak ktoś tak dobrze wyglądający i najwyraźniej bardzo miły mógł nie być lubiany?

Szybko jednak otrząsnął się z tych myśli i skupił na obsługiwaniu kolejnych klientów. Ruch był tego dnia średni, co pozwoliło mu uzbierać trochę napiwków, ale jednocześnie pracować w normalnym tempie. W końcu kolejka przy barze się rozrzedziła, a on mógł w spokoju trochę posprzątać.

— Jak masz na imię? — usłyszał niedaleko i już miał odpowiedzieć coś ironicznego, kiedy zauważył, że to Harley, który znowu usiadł przy barze.

— Peter — mruknął, wycierając szklankę.

— Ładne imię, prawie tak jak ty — odpowiedział lekko podchmielony, na co Peter wywrócił oczami.

— Już po jednym piwie? — zapytał z rozbawieniem. — Masz strasznie słabą głowę. — Zaśmiał się.

— A co też uważasz, że prawdziwy facet powinien umieć pić na umór? — zapytał z grymasem, opierając się o bar, na co Peter zaśmiał się szczerze.

— Nie — odpowiedział. — To nawet urocze, kiedy się tak zachowujesz — dodał, a Harley uśmiechnął się zadowolony.

— Lubię cię, wydajesz się naprawdę w porządku — wymamrotał.

— Zamawiasz coś? — zapytał Peter, odchrząkując lekko. Widział, że chłopak jest pod wpływem alkoholu i zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie nawet nie wie, co mówi.

— Cztery lane i jedno z sokiem imbirowym — odpowiedział, kiwając głową, a Peter od razu zaczął nalewać piwa. — Peter? — zapytał niepewnie, a chłopak podniósł na niego wzrok. — Nie chcesz napić się ze mną whisky?

— Co? — zdziwił się Peter, patrząc na niego w szoku. — Jestem w pracy, nie mogę pić — szybko dodał, widząc zawód w oczach Harleya.

— Szkoda — mruknął, kładąc głowę na blacie, a Peterowi zrobiło mu się go żal.

— Skąd wziął ci się ten pomysł? — zapytał, próbując go zrozumieć.

— Ojciec obiecał mi, że napijemy się jej, jak skończę dwadzieścia jeden lat — powiedział cicho.

— Twój ojciec? — zapytał Peter, czując zbierającą się w gardle gulę. Czy on mówił właśnie o panu Starku? Jak niby miał udawać, że wcale go to nie dotyczy?

— Właściwie nie był moim ojcem, to skomplikowane — mruknął, podnosząc głowę z dziwnym grymasem. Zupełnie jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. — Chyba nie powinienem więcej pić — przyznał.

— Chyba nie — potwierdził ze zmartwieniem Peter. — Nalać ci wody? — zapytał, ale blondyn pokręcił głową w proteście.

— Nie potrzebuje, żeby myśleli, że jestem większym mięczakiem niż w rzeczywistości — mruknął, uśmiechając się smutno.

— Serio nie rozumiem, czemu się z nimi zadajesz. — Peter pokręcił głową, kończąc nalewać piwo.

— Przynajmniej mam z kim pogadać — powiedział, wzruszając ramionami i wyciągając banknot dwudziestodolarowy.

— I za kogo płacić? — zapytał nieco złośliwie, biorąc od niego pieniądze.

— Sam zaproponowałem, że tu przyjdę. — Wzruszył ramionami. — Chciałem z tobą trochę pogadać — dodał z uśmiechem, wpatrując się uważnie w chłopaka za barem.

— Nie patrz na mnie, jakbyś miał ochotę mnie schrupać, bo zacznę cię traktować jak każdego klienta, który mi się naprzykrza — zaśmiał się Peter, zaczynając czuć się nieco niezręcznie.

— Pomóc ci zanieść te piwa? — zapytał Thomas, który pojawił się tak nagle, jakby wyrósł spod ziemi i spojrzał niezbyt miło na Harleya.

— Nie trzeba — mruknął i zaczął zbierać kufle na tackę. Po chwili odwrócił się, rzucając jeszcze spojrzenie przez ramię Peterowi, jednak zabójczy wzrok starego barmana szybko pogonił go do stolika.

— Mów od razu, jeśli ktoś ci się naprzykrza Pete — powiedział Thomas, mierzwiąc chłopakowi włosy.

— To nie tak — zaprotestował cicho. — Po prostu gadaliśmy, był miły.

— W takim razie flirtuj z klientami poza godzinami pracy. — Zaśmiał się, a Peter lekko się zaczerwienił.

— To nie tak! — zaprotestował. — Po prostu gadaliśmy. Nawet nie wziąłem od niego numeru — mruknął z rozczarowaniem, spoglądając na stolik.

— Nie martw się Peter, mam wrażenie, że jeszcze tu wróci — powiedział Thomas, klepiąc go przyjacielsko po plecach. — Wpadł ci w oko? — zapytał się z rozbawieniem.

— Nie! — zaprotestował, nieco się czerwieniąc. — Po prostu fajnie mi się z nim gadało — powiedział, unikając jego wzroku. Nie mógł mu przecież wytłumaczyć, że zainteresował się nim też ze względu na koligacje rodzinne. Thomas nie do końca wyglądał, jakby mu uwierzył, a wręcz przeciwnie i znowu zaczął gładzić swoją długą brodę, patrząc na niego znacząco. — Mówię serio — mruknął pod nosem Peter z lekką irytacją i skupił swoją uwagę na podchodzących właśnie do baru klientach.

Czuł, że to będzie długa noc.

---

Co sądzicie?

Jak są jakieś błędy dajcie znać, będę poprawiać na bieżąco.

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro