4. Zagubiony numer

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oparł się o bar z lekkim wyrazem znudzenia na twarzy.

Minęło już parę dni od wizyty Harleya, a on jak głupi cały czas łudził się, że blondyn będzie chciał go znaleźć i przekazać mu swój numer. Przecież wiedział, gdzie pracował. Westchnął ciężko, nalewając kolejne piwo, przybyłym właśnie studentom.

— Peter, rozchmurz się, bo odstraszasz klientów — zaśmiał się lekko Thomas, kładąc mu rękę na ramieniu.

— Przepraszam panie Wright — odpowiedział, natychmiast się prostując i starając się uśmiechnąć. Za bardzo cenił sobie tę pracę, żeby nie zwracać uwagi na takie rzeczy.

— Co ci mówiłem? — Starszy skrzywił się, patrząc na młodszego z dezaprobatą.

— Przepraszam Tom — mruknął Peter z zakłopotaniem.

— Wiem, że gdzieniegdzie już siwieję, ale nie jestem jeszcze aż tak stary, dzieciaku — powiedział, gładząc swoją bujną, zadbaną brodę.

— Gdzieżbym śmiał tak twierdzić — zapewnił Peter z uśmiechem i znowu nieco spoważniał.

— Jeśli dzieje się coś złego, zawsze możesz do mnie przyjść, żeby pogadać. Może nie będę umiał pomóc, ale przynajmniej się wygadasz dzieciaku — powiedział Tom, poklepując go nieco niezdarnie po ramieniu. — Najgorsze jest tłumienie wszystkiego w sobie.

— Wiem, już i tak bardzo mi pomagasz. To nic takiego. Po prostu ostatnio mam dużo zajęć — skłamał gładko, uśmiechając się lekko.

— Jakbyś potrzebował przerwy to mów, z tego co wiem, Ann chętnie przyjęłaby część twoich zmian.

— Nie wątpię — odpowiedział Peter z lekkim grymasem. — Dobrze wiesz, że potrzebuje teraz każdego dolara, poradzę sobie — zapewnił, a Tom spojrzał na niego niezdecydowany, ale po chwili pokiwał głową.

— Jesteś pewny, że nie chcesz jakiejś podwójnej zmiany z nią? — zapytał niepewnie. — Nie wiem, o co się pokłóciliście, ale naprawdę powinniście pogadać. — Peter odwrócił wzrok i lekko się skrzywił, kiedy tylko o tym wspomniał.

— Radzę sobie sam, jak bardzo chcesz jej dać dodatkową zmianę, to proszę nie ze mną. Matheo ją bardzo lubi, dobrze się dogadują — wymamrotał, przygryzając nerwowo wargę. Nie lubił odmawiać Thomasowi, bo wiedział, że wiele mu zawdzięcza.

— No niech ci będzie chłopaku — powiedział z rezygnacją w głosie. — Mam do ciebie słabość. Tylko nie wykorzystuj tego za bardzo — dodał, grożąc mu palcem.

— Nigdy w życiu — zapewnił go z szerokim uśmiechem Peter i podniósł wzrok, odruchowo spoglądając w stronę wejścia, a jego oczy napotkały znajome mu już niebieskie tęczówki.

Zamrugał gwałtownie, czując z zaskoczeniem, jak jego serce nieco przyspiesza. Co to miało być? Wbrew jego oczekiwaniom chłopak nie podszedł do baru, tylko odwrócił wzrok i usiadł naburmuszony przy stoliku. Peter zmarszczył brwi. Czyli nie miał ochoty z nim rozmawiać? Jeśli miał być szczery, to trochę go to zabolało.

— Co podać? — zapytał z wymuszonym uśmiechem jednego z towarzyszy Harleya, który właśnie podszedł do baru.

— Cztery piwa — rzucił umięśniony, wysoki brunet, opierając się o blat ze znudzoną miną.

— Jedno z sokiem imbirowym? — upewnił się Peter, zaczynając rozlewać alkohol, na co ten spojrzał na niego niezadowolony, mierząc go wzrokiem.

— A czy ja ci wyglądam na pannę? — odburknął.

— W majtki ci nie zaglądałem, ale wiem, że Harley lubi piwo z sokiem imbirowym — odpowiedział Peter, przewracając oczami. Nie podobał mu się ten chłopak. Całe to towarzystwo było podejrzane i nie rozumiał, co Harley w nich widzi. Był teraz synem Starka, naprawdę mógł sobie znaleźć lepszych kolegów, chociaż z drugiej strony zastanawiało go, czemu ostatnio mówił, że nikt inny go nie lubi, skoro ludzie powinni się właśnie do niego przymilać ze względu na jego ojca. Robił z tego tajemnice?

— Ty mały gnojku... — zaczął wygrażać się czerwony na twarzy chłopak, jednak przerwał, kiedy Thomas podszedł, kładąc mu dłoń na ramieniu.

— Wszystko w porządku Pete? — zapytał starszy, mierząc opierającego się o bar chłopaka groźnym wzrokiem.

— Jak najlepszym Tom — uśmiechnął się do niego Peter, na co starszy lekko odchrząknął i odszedł parę kroków, wracając do swoich zajęć. Mimo to co chwila zerkał, upewniając się, że sytuacja się uspokoiła. — Proszę bardzo cztery piwa, z czego jedno z sokiem imbirowym. — Peter uśmiechnął się nieco rozbawiony, stawiając przed chłopakiem cztery kufle.

— Mówiłem, że chce bez, nie będę płacił dodatkowo za sok imbirowy — odpowiedział, zaciskając zęby i patrząc na niego nieprzyjemnie.

— Sok jest na koszt firmy — sprostował Peter, nadal się do niego uśmiechając. Im bardziej brunet był wkurzony, tym bardziej bawiła go cała ta sytuacja. — Dwadzieścia dolarów — powiedział, biorąc od niego gotówkę i wydając mu resztę.

Chłopak skrzywił się niezadowolony i bez słowa chwycił wszystkie kufle razem, ku zaskoczeniu Petera nie rozlewając nic po drodze. Wyglądało na to, że miał w tym doświadczenie. Rozdał napoje przy stoliku, nerwowo gestykulując i po chwili wskazał na Petera, który uśmiechnął się złośliwie, napawając się tym, jak bardzo wyprowadził go z równowagi.

Harley obrócił się w jego stronę, patrząc na niego z zaskoczeniem, na co Peter lekko zmarszczył brwi. Może faktycznie nie powinien dodawać mu tego soku? Może przesadził? Przecież gadał z nim tylko raz i chłopak nie odezwał się po tym ani razu. Na pewno niepokoiło go, że jakiś barman zapamiętał taki szczegół.

Odwrócił szybko wzrok, nie chcąc wpatrywać się w te błękitne tęczówki, które sprawiały, że czuł się nieco niekomfortowo. Tak dziwnie nie czuł się od czasu, kiedy podkochiwał się w MJ, ale przecież to był chłopak, więc nie mogło o to chodzić. Na pewno chodziło tylko o to, że bardzo chciał mieć wreszcie jakiegoś przyjaciela, nawet jeśli miałby się nigdy nie dowiedzieć o jego podwójnej tożsamości.

— Czemu do mnie nie napisałeś? — Usłyszał głos blondyna i z zadowoleniem zauważył, że dobrze zapamiętał brzmienie jego głosu.

— Ciężko napisać do kogoś, kogo numeru się nie zna — odpowiedział, nawet nie podnosząc głowy.

— Przecież dałem ci numer — zaprotestował zdziwiony blondyn, marszcząc brwi. Peter spojrzał na niego dziwnie i lekko się uśmiechnął i przewrócił oczami.

— Ja w przeciwieństwie do ciebie nie byłem pijany i pamiętałbym, gdybyś zostawił mi numer.

— Nie wtedy — sprostował chłopak, rozczochrując ręką swoją czuprynę. Z obserwacji Peter wywnioskował, że było to coś w rodzaju jego tiku nerwowego. Nie, żeby mu się bardzo przyglądał. — Przyszedłem następnego dnia i dałem go jakiejś dziewczynie. Taka blondynka z piegami, całkiem ładna. Była bardzo miła i zapewniała mnie, że numer na pewno trafi w odpowiednie miejsce — doprecyzował zaskoczony.

Peter westchnął głęboko. Z tego, co pamiętał, to rzeczywiście Ann miała zmianę następnego dnia. To by wiele tłumaczyło.

— Przez odpowiednie miejsce miała pewnie na myśli kominek w jej domu — wytłumaczył, lekko wzdychając.

— Nie lubicie się — stwierdził Harley, kiwając głową w zrozumieniu. — To wiele wyjaśnia. Byłem pewny, że masz mnie w dupie — dodał, upijając łyk piwa.

— Nie lubimy się to małe niedopowiedzenie — potwierdził ze śmiechem Peter. — Nienawidzi mnie, a moją głowę najchętniej widziałaby nad komikiem jako swoje trofeum — doprecyzował z grymasem.

— Ostro — syknął blondyn. — Skąd aż taka niechęć? — zapytał zdziwiony. — Wydawała się naprawdę miła.

— Nie wątpię. — Peter przytaknął, czyszcząc szklankę. — W gruncie rzeczy jest całkiem miła, to mnie nie lubi — dodał, wzruszając ramionami.

— Wybiłeś jej pół rodziny? A może zabiłeś chomika? Przyznaj się do swych zbrodni — powiedział z patosem Harley, a Peter lekko się uśmiechnął.

— Gorzej — mruknął, poważniejąc. — Odrzuciłem jej zaloty — dodał, mówiąc to w taki sposób, jakby to była najgorsza zbrodnia.

— Jak mogłeś? — zapytał Harley, teatralnie przykładając dłoń w okolicy serca. — Jak mogłeś zdeptać dziewicze, niewieście serduszko?

— No nie takie znowu dziewicze — mruknął pod nosem w odpowiedzi, a Harley parsknął śmiechem.

— Czyli chciała, żebyś był jednym z jej trofeów? — zapytał, podnosząc brew, a Peter wzruszył ramionami.

— Może tak, może nie. Wydawała się całkiem szczera, ale chyba trochę za bardzo ugodziła ją moja wymówka — powiedział, ciężko wzdychając.

— Wymówka?

— Powiedziałem jej, że nie mogę z nią być, bo jestem gejem — przyznał z zażenowaniem.

— Czyli skoro to wymówka, to znaczy, że nie jesteś? — zapytał Harley, przekrzywiając głowę.

— Co? — zapytał Peter, lekko się czerwieniąc. — Nie. Nie jestem — zaprzeczył po chwili, lekko odchrząkując. Co prawda wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ale nigdy nie podobał mu się żaden chłopak, a jego związek z MJ był dosyć udany. Mimo że postanowił dla jej dobra odpuścić sobie tę relację, to nadal nie zamierzał pakować się w kolejne związki, dlatego postanowił udawać, że nie widzi lekko zawiedzionej miny Harleya i nie słyszy wymruczanego pod nosem "szkoda". Pochlebiało mu to, ale nie chciał robić chłopakowi niepotrzebnej nadziei, skoro widział go tylko jako dobry materiał na przyjaciela. Bo tak właśnie było. Prawda?

— Więc myślisz, że ta cała Ann nie przekazała ci mojego numeru z zazdrości? — zapytał po chwili milczenia.

— Albo po prostu zapomniała — odpowiedział Peter, wzruszając ramionami. — Od tego czasu staram się, unikać jej jak mogę — wytłumaczył z zakłopotaniem.

— Czyli tak naprawdę nie wiesz, czy jest na ciebie zła — wytknął mu Harley.

— Umiem poznać, kiedy ktoś jest na mnie zły — oburzył się Peter. — Przepraszam na chwilę — mruknął, wracając do obsługi klientów, którzy właśnie podeszli do baru. Czy Harley właśnie próbował mu powiedzieć, że przesadza? Miał dość ludzi, którzy lepiej od niego wiedzieli co myśli.

— Nie chciałem cię urazić — sprostował Harley od razu, kiedy do niego podszedł. — Chodziło mi tylko o to, że kiedy jej o tym powiedziałeś, na pewno targały nią emocje, a teraz po jakimś czasie może myśleć o tym coś zupełnie innego — wytłumaczył, popijając piwo. — Może warto przestać jej unikać?

— Nie obchodzi mnie, co o tym myśli — mruknął dalej naburmuszony Peter, chociaż doskonale wiedział, że jest zupełnie odwrotnie. Kiedy zaczął pracować w tym miejscu, to właśnie Ann nauczyła go wszystkiego i była dla niego miła, ale nigdy nie patrzył na nią w ten sposób, zwłaszcza że w ciągu pierwszych tygodni nadal wzdychał do MJ. Była tutaj jego pierwszą przyjaciółką i dlatego tak bardzo go bolało, kiedy powiedziała, że go nienawidzi. W czasie tamtej rozmowy wszystko poszło źle. Dosłownie wszystko. — Nie potrzebuje porad na temat mojego życia — dodał, mierząc blondyna nieprzyjemnym wzrokiem.

— Spoko, przepraszam, nie powinienem się wtrącać — przyznał mu rację, podnosząc dłonie w geście kapitulacji.

— Nie powinieneś — zgodził się z nim Peter. — Za to powinieneś iść do swoich kumpli — dodał, krzywiąc się. — Mam wrażenie, że zaraz wywiercą mi dziurę w głowie.

— Jasne — mruknął niezbyt zadowolony Harley. — Napisz do mnie — powiedział jeszcze zanim wrócił do stolika, pisząc szybko swój numer na serwetce. Peter odwrócił się, udając, że tego nie usłyszał, ale schował ją do kieszeni kiedy tylko Harley usiadł.

Sam nie wiedział, czy do niego pisać. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony dobrze dogadywał się z blondynem i naprawdę potrzebował jakiegoś przyjaciela, zwłaszcza że po dostaniu się na MIT przydałaby się tam jakaś znajoma twarz, a z drugiej, teraz kiedy wiedział, że się mu podobał, obawiał się dawać mu jakąkolwiek nadzieję. Co, jeśli go polubi, a wszystko skończy się tak jak z Ann? Nie wydawało mu się, żeby mógł polubić Harleya w ten sposób. Owszem był niesamowicie przystojny, jego błękitne oczy sprawiały, że miał ochotę patrzeć w nie godzinami, a rozczochrana czupryna aż prosiła się, żeby zanurzyć w nią dłoń, ale przecież nigdy nie podobał mu się chłopak, więc czemu nagle miałoby się to zmienić? Interesował się nim tylko dlatego, że chciał wiedzieć co u Starków. No i dlatego, że po prostu wydawał się mu dobrym materiałem na przyjaciela. Tylko przyjaciela.

Może teraz kiedy powiedział mu, że nie jest homoseksualny, Harley będzie chciał po prostu się z nim zaprzyjaźnić i nie będzie liczył na nic więcej? Nie wyglądał, jakby bardzo przejął się tą informacją, co w sumie nie było takie dziwne, bo nie znali się długo, więc na pewno nie zdążył się w nim zakochać, a tylko podobał mu się fizycznie. To dawało mu nadzieję, bo sytuacja z Ann była czymś zupełnie innym. Dziewczyna zakochała się w nim, dopiero kiedy się zaprzyjaźnili, więc nic dziwnego, że odrzucenie tak bardzo ją zabolało, nawet jeśli zmieniała obiekt westchnień średnio co dwa miesiące. Może jednak Harley miał rację i warto było z nią porozmawiać?

Westchnął głośno, postanawiając na razie zostawić ten temat i skupić się na obsłudze, ignorując obecność blondyna przy stoliku. No prawie. Przecież zerknięcie od czasu do czasu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

---

Czy Peter jest ślepy? Nie da się ukryć. Chyba nie myśleliście, że będzie aż tak prosto?

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro