20 |Goniąc kłmastwa|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Luke

Robert śpi w moich ramionach gdy Amanda wkłada rzeczy do wózka. Nie ma tylko pojęcia, że to ja zapłacę za jej zakupy.

Wiem, że pieprząc się z nią, zarazem pieprzę się z jej głową. Nie mogłem się powstrzymać, nigdy nie mogę się powstrzymać. Amanda ma rację, jestem tylko dobrze pieprzącym się sukinsynem.

Próbuję być tylko ojcem, nie facetem z jej marzeń. Nawet nie wiem czego bym kurwa chciał.

Stoimy przy kasie i Amanda wyjmuje portfel, ale uprzedzam ją wyciągając z kieszeni kartę.

– Nie zapłacisz – mówi odsuwając moją rękę – To moje zakupy.

– Ale to ja cię chciałem na nie wziąć – kasjerka patrzy na nad jak na idiotów.

– Ale to moje jedzenie, do mojej lodówki – robimy scenę w sklepie. Fantastyczni z nas rodzice.

– Płacę – mówię stanowczo, niemal na nią warczę.

– Nie – znowu odciąga moją dłoń.

– Amanda, do cholery – teraz to ona morduje mnie wzrokiem.

– Oddam ci za to – mówi zrezygnowana i pozwala mi podać kasjerce kartę.

– Nie chcę twoich pieniędzy – tak naprawdę to sam nie wiem czego od niej chcę. Będąc z nimi czuję się o wiele mniej samotny niż przez ostatnie cztery lata, ale to bardzo samolubne. Taki właśnie jestem, prawda? Mój syn mnie kocha, Amanda mnie kochała, a ja wykorzystuję to, żeby czuć się lepiej ze sobą. Nic się nie zmieniłem.

– Nie wiem, co mam zrobić, Amanda – mówię gdy pakujemy zakupy do samochodu – Chyba musisz mi dać instrukcje.

– A ja nie wiem jak ci ufać, bo mnie zdradzałeś! Mamy syna, ale to nie znaczy, że ty jesteś inny!

– Może po tych wszystkich latach czas, żebyśmy porozmawiali – mówię cicho.

– Nie musimy, nic tego nie zmieni – ma racje – Nie poradzę sobie z tymi zakupami i Robertem, pomożesz?

– Tak, oczywiście – chcę ją przyciągnąć do siebie i czule pocałować, tak jak robiłem to kiedyś gdy któreś z nas tego potrzebowało. To nie było kłamstwem, całe kłamstwo zaczynało się gdy ona wyjeżdżała. Nie potrafiłem bez niej, być tym kim byłem przy niej.

Wchodzimy do jej mieszkania, miejsca, które jest ich domem, a ja wchodząc tu, tego nie czuję. Nie wiem,  dlaczego pomimo tego, że jest tu przytulnie nie ma tu tego, co było w domu w naszym rodzinnym mieście.

– To już czas na ciebie – mówi gdy odstawiam ostatnią z siatek.

– Nie wydaję mi się – patrzy na mnie, a ja po prostu przyciskam jej usta do swoich.

─ Luke ─ nie wiem czy jej głos mówi, żebym się odsunął czy, żebym mocniej ją pocałował, więc jak zawsze robię to na, co mam ochotę i całuję ją mocniej.

Ona znowu wbija mi paznokcie w policzek, ale jej dłoń ląduje w kieszeni moich spodni i przyciąga mnie bliżej.

Za każdym razem chcę zostać, chcę też żeby ona została, ale wiem, że to się nie wydarzy. Więc po prostu zachowuję się jak ostatni chuj, pieprząc matkę mojego dziecka, a potem traktuję ją tak jak ona mnie, bo inaczej nie potrafię.

Amanda ściska mój tyłek, a ja ściskam jej pierś, moja dłoń wkrada się pod jej koszulkę, a następnie odchyla miseczkę stanika. Jęczy w moje usta i mocniej wbija paznokcie. Drugą ręka podwijam jej spódniczkę.

– Wyglądasz pięknie – szepczę jej w usta i nie daję odpowiedzieć, bo znowu ją pożeram.

– Mamo! – Robert wpada do kuchni i wpycha się pomiędzy nas. Oboje jesteśmy przerażeni. Amanda nerwowo poprawia spódniczkę, a raczej spódnice.

– Chodź, chyba czas cię wykąpać, skrzacie – czy ona właśnie otarła łzę?

Mały prycha pod nosem.

– Kąpiel jest niezbędna – całuje go w czoło – Potem coś obejrzymy..

– Dobrze – Amanda jakby nigdy nic biegnie z nim do łazienki.

Chcę być ojcem, kurwa chcę być ojcem. To pierwszy raz od lat gdy znalazłem jakiś cel.

Chcę być tatą na jakiego ten chłopiec zasługuje, cokolwiek to znaczy.

Wchodzę do łazienki i w drzwiach gaszę papierosa. Chyba nie powinno się palić przy dzieciach, prawda? Albo w ogóle w domu gdzie za dzieci.

Kucam za Amandą i opieram brodę o jej ramię, to po za naszą strefą komfortu.

Mały pływa w bąbelkach, uśmiechając się do nas. Dłońmi robi fale i cały czas przy tym chichocze.

– Chciałbym.. – boję się to powiedzieć – żebyście byli moją rodziną.

Amanda obraca głowę w moją stronę, a ja bez zawahania ją całuję.

– Moją, naszą.. – znowu nie rozumiem tego, co mówię i czuję, że po raz kolejny za to zapłacę.

Jej łzy spływają na moje policzki, a potem wstaje i wybiega z łazienki.

Wiem chociaż tyle, że nie mogę zostawić tutaj Roberta samego.

– Cóż, więc chyba czas, żebym cię umył kolego. Nie mam pojęcia, co robię, więc... – zauważam gąbkę z postacią z bajki i nalewam trochę mydła. Mały chichocze przez całą kąpiel, a potem wycieram go, a następnie ubieram w piżamę.

Zanoszę go do pokoju i układam do łóżka. Mój syn zasypia prawie natychmiast, więc idę znaleźć Amandę. Znajduję ją w garderobie.

– Amanda... – ona po prostu się na mnie rzuca.

– Nic nie mów – zaplata ręce wokół mojej szyi, gdy ja próbuję utrzymać równowagę, ale zamiast tego przewracam się z nią na siebie.

Rozbieramy się szybko i wtedy oboje dostrzegamy, że...

– Kurwa – moje policzki pieką ze wstydu.

– Co zrobiłam źle?

– Nie chodzi o ciebie – tak naprawdę chodzi o nią, ale nie w ten sposób, co myśli.

– Skoro nie możesz uprawiać seksu, to możesz iść do domu – patrzę na nią, a potem składam kilka krótkich pocałunków na jej szczęce.

– To nie znaczy, że nie możesz dostać ode mnie czegoś innego...

Powinnienem wyjść i zmusić ją do rozmowy, bo to brak rozmów nas tu doprowadził, ale ja i tak daje jej to czego ode mnie pragnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro