Impreza z Gestapo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Monika przyszła z rana. Powiedziała, że mam być dzisiaj w godzinach od 19 do 21 w ,, bezpiecznej sferze ". Chciałam wybrać się więc do Rudolfa, tak będzie najbezpieczniej. Narzuciłam na siebie lekki płaszcz, z racji tego, że na podwórku było chłodno i kropił deszcz. Już wyszłam na klatkę schodową, chcąc zamknąć drzwi, gdy usłyszałam, jak klamka od sąsiedniego mieszkania jest naciskana. 

- Oh, Panna Bausch? Dzień dobry, pod nasz numer zadzwonił Hauptsturmführer Roth, chciałby z panią pomówić. - z mieszkania wyłonił się pan Friedhelm, zagorzały wielbiciel NSDAP, który zmuszony jest ukrywać poglądy przed swoją żoną, Sabin, która pluje na przewodzącego nimi Austriaka. Lubię tę kobietę, Niemka, ale za to jaka miła i inteligentna! - Zapraszam, telefon leży w salonie.

Poszłam więc za starym, siwym mężczyzną, który zaprowadził mnie do telefonu. Podał  słuchawkę, która leżała wcześniej na ławie, znajdującej się pod telefonem. Uśmiechnął się do mnie ciepło i wyszedł z pokoju, dając mi nieco prywatności.

- Halo? 

- Hertha? Posłuchaj, pamiętasz Lindę? - spytał, język nieco mu się plątał, widać było składanie zdań sprawiało mu problem.

- Pamiętam - oznajmiłam z pytającą miną, choć widziała to tylko jedna ze ścian.

- Nasz wydział zrobił sobie dzisiaj taką małą imprezę. Nie chciałabyś może wpaść? Mamy alkohol, są przystojni panowie... 

W sumie... Myślę, że Rudolf potrzebuje ode mnie odpoczynku. Tyle razem siedzieliśmy...

- W takim razie z chęcią przybędę. Gdzie, o której? - spytałam ożywiona wiadomością, że za chwilę czeka mnie nocna przygoda.

- Yeh... - sapnął w słuchawkę - Nie, wiesz co?! Ja nie dam rady, ale przyjedzie po ciebie jeden z SS-Manów. Mój dobry kolega. Aryjczyk malowany, rozpoznasz. Brunatnym BMW 326. Pamiętaj, przystojniak nazywa się Thomas von Shitz. Będzie za piętnaście minut, czekaj pod kamienicą! - podkreślił dwa ostatnie zdania i odłożył słuchawkę. 

 Hm... von Shitz. Brzmi poważnie. Idę nałożyć na siebie wszystko co najlepsze! Odłożyłam słuchawkę na miejsce i pognałam do siebie. Po drodze podziękowałam Friedhelmowi i zamknęłam się szczelnie w domu. Zrzuciłam z siebie wszystko, postanowiłam nałożyć, tak na wszelki wypadek, nieco odważniejszą bieliznę. Czarne, ozdobne pończochy, wbiłam się w idealnie leżącą, fioletową, satynową sukienkę, na to wszystko zarzuciłam czarne futro, które opadło z delikatnością na me ramiona. Włosy miałam już pięknie upięte. Makijaż. Pomadkę wybrałam bordową, oczy zrobiłam pod kolor sukienki. Dodałam niezbędną biżuterię, na sam koniec wkładając ręce w koronkowe, czarne rękawiczki. Wsunęłam stopy w ciemne obcasy. Wygrzebałam lufkę, wsadziłam parę papierosów do podręcznej, skórzanej torebeczki, jednego zostawiając na teraz. Zapaliłam i wyszłam przed budynek. Akurat wypaliłam ostatni gram tytoniu, kiedy to przede mną pojawił się ciemny, szary, elegancki samochód. Drzwi trzasnęły z hukiem, a przede mną w zielonoszarym mundurze stanął Standartenführer. Spojrzał na mnie niebieskimi, przejrzystymi oczami, których nie byłam w stanie opisać słowami. W tym samym momencie zdjął czapkę, ukazując idealnie przycięte, ułożone, mleczne włosy.

- Thomas von Shitz - ukłonił się, uśmiechając szarmancko i wystawiając otwartą dłoń w moją stronę.

- Hertha Bausch - podałam rękę hrabi, którą z namaszczeniem ucałował. - Mam nadzieję, że bezpiecznie dojedziemy na miejsce. - stwierdziłam, uśmiechając się zalotnie.

- Obiecuję, że nie poczuje Pani ani jednego wyboju. - otworzył mi drzwi, czekając cierpliwie, aż wsiądę.

W trakcie drogi przeszliśmy na ,, ty ". Głównie spijaliśmy sobie puste słówka z ust, grając rozanielonych, lecz każdy z nas wiedział, a przynajmniej ja, że nie będzie tu głębszych relacji. Można się ewentualnie dobrze zabawić, bo czyż nie od tego jest życie?!

Pojechaliśmy parę kilometrów za miasto. Thomas wjechał w leśną drogę, nieco zwalniając. Przeszły mnie niewyjaśnione niczym dreszcze, lecz siedziałam dalej, obserwując bacznie Niemca. Co chwila zerkał na mnie, przyglądając się uważnie, lecz wciąż czuwając nad drogą.

- Proszę się nie obawiać. Mam swój honor, nie zatrzymam się w środku lasu i nie będę się do ciebie, Hertho, dobierał. Absolutnie - wykluczył ze stoickim spokojem - No chyba, że taka pani wola... - prawy kącik ust mężczyzny automatycznie uniósł się w górę. 

Thomas miał coś około trzydziestu pięciu lat. Był dojrzałym, przystojnym facetem, o którego można byłoby się pokusić. Nie wiedziałam, czy tego chcę... Standartenführer nie wygląda na upojonego alkoholem. Mi też brakowało paru kieliszków do odwagi. Jednak odczuwam brak tego rozluźnienia, to mnie blokuje...

- Czy mógłbyś mnie też odwieźć, Thomas? - zerknęłam na niego uroczo - W drodze powrotnej porozmawialibyśmy o mojej woli.

W błękitnych oczkach zabłysnęła iskierka. Spojrzał i z lekkim uśmiechem odparł.

- Nie piję dużo. Będę w stanie pani służyć. - przytaknął głową.

- W takim razie wspaniale! - oznajmiłam, śmiejąc się leciutko.

Zaparkowaliśmy przed wielkim dworkiem, który wyglądał jak pałacyk. Thomas od razu popędził otworzyć mi drzwi. Mężczyzna wziął mnie pod rękę, prowadząc do środka.

Muzyka leciała z gramofonu, słychać było głośne śmiechy i chichy, czemu towarzyszyły stuknięcia szklanek. Weszliśmy do pokoju, gdzie porozwalane były różne rzeczy, na stole panował ogólny bajzel, a SS-Mani snuli się roześmiani po pokoju. Linda siedziała na krześle w czarnym, damskim garniturze, ołówkowej spódnicy i eleganckim kapeluszu. Jej nogi okrywały ciemne kabaretki, na stopach miała wysokie, czarne szpilki.

- Oh, witaj Hertha! - wykrzyknęły czerwone usta, a brązowe oczka spojrzały prosto w moje. - Jak dobrze cię widzieć! Nie będę sama z tym zwierzyńcem! - roześmiała się. - Muszę przyznać, piękne ubranie... - stwierdziła z uznaniem.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się, rozglądając zagubiona po pokoju.

- Mam nadzieję, że blondasek nie wyskoczył z jakąś niemoralną propozycją! - odezwał się Joachim.

- Absolutnie. Zobowiązał się mnie odwieźć, za co jestem mu strasznie wdzięczna. 

Thomas uśmiechnął się tajemniczo spod SS-Mańskiej czapki, siadając na jednym z foteli.

- Chodź, siadaj. Whiskey? - Linda podniosła kryształową szklankę, machając mi nią przed twarzą. 

- Z chęcią - kiwnęłam głową i przyjrzałam się pomieszczeniu. Bordowe ściany z ciemnymi, dębowymi wykończeniami. Meble z tego samego materiału. Niektóre elementy były czarne, tak jak filary z marmuru, które stały od siebie mniej więcej co pięć metrów, oddzielając jadalnie od salonu. Był trzy, wyglądały cudownie.

      ***

- Erich, Erich chodź tu... - Linda siedziała na czerwonym fotelu, z batem w dłoni. 

Młody SS-Mann z niewyraźną miną obserwował kobietę, podchodząc do niej nieco bliżej.

- No przestań, kotku, nie będzie mocno - oparła się dłońmi na oparciach i rzekła uroczo do Niemca.

Erich westchnął, jakby wątpiąc w jej słowa i upadł na kolana, zmierzają w jej stronę na czworaka.  Kiedy był już dwa metry od niej, SS-Manka wychyliła się i przyłożyła bat do gładkiego policzka Germańca, który usiadł na nogach jak na zawołanie. Zaraz napinając szpicrutę uniosła jego podbródek w górę. Chłopaka strząchnęło, ale dalej wytrwale klęczał przy ciemnookiej, która widać, czuła tę władzę.

- Dreszcze cię przeszły... Taki był zamiar. Już wiesz, co cię czeka. - powiedziała z zapałem kobieta, odrywając skórzany bacik od jego brody i uderzając o udo. 

SS-Man spiął się lekko, mrużąc oczy, wykrzywiając twarz, lecz wciąż wytrwale siedząc.

Linda spojrzała na nas zainteresowana reakcjami. Większość panów z zaintrygowaniem obserwowała czyny kobiety, Joachim jakby wolał być na miejscu Ericha, a ja bez większych emocji spoglądałam na to przedstawienie. Nie wiem czemu, ale za każdym uderzeniem, miałam ochotę jęczeć za tego chłoptasia. On nie wie, czego Linda oczekuje.

- Torben, podaj mi tę szmatkę! - wskazała na przedmiot.

Mężczyzna bez wahania zwinął to w rulon i podał Lindzie. Ona zacisnęła to w ustach, budząc czerwoną pomadką, po czym skinęła głową, patrząc na młodego. Ten poczciwie wstał i nachylił się nad kobietą, chcąc złączyć jej usta ze swoimi. Przekazali sobie materiał, a chłopak, jakby znając na pamięć cały schemat, pogodzony, poprawił szmatkę i znów zasiadł przed wielką panią. Siedząc w wojskowych spodniach i koszuli wyczekiwał dalszych postępowań. 

- Hertha? Chcesz spróbować? To satysfakcjonujące... - zerknęła na mnie, patrząc ciekawsko. 

- Jasne, tylko na Joachimie! - zaśmiałam się, spoglądając na mężczyznę, który złapał się za pas od munduru.

Gdy reszta się śmiała, on wstał i podszedł z tym diabelskim uśmieszkiem, szepcząc mi do ucha :

- Pamiętasz ten pasek? - zapytał i odsunął się.

Przeszły mnie dreszcze i spojrzałam na niego, udając przerażoną.

- A może na odwrót? - rozłożył ręce, zwracając się do mnie.

Oczywiście każdy odebrał to jako forma żartu i do niczego nie doszło.

- Nie no, wolę popatrzeć. - uniosłam lewy kącik ust w górę, mierząc Ericha z kuszącym uśmiechem. 

Uśmiechnął się do mnie uroczo, trzymając w zębach szmatkę. W tym samym momencie dostał strzała w ramię. Jęknął cicho, spoglądając nieco zły na Lindę.

- O ty zdradziecki psie... - zaśmiała się, nieporuszona.

- Przepraszam - próbował wypowiedzieć słowo okazujące skruchę.

- Dobra, nie mam ochoty. Wypluj to i chodź tu do mnie. - rzekła znudzona, wypuszczając przyrząd męk z ręki.

Patrzyłam jak Erich siada na miejscu Sturbannführer, a ta wygodnie umieszcza się na jego kolanach. Zerknęłam na Joachima, który wydawał się być zazdrosny, lecz bardzo dobrze to ukrywał. Ja zdołałam to zauważyć. 

- Zazdrosny? - szepnęłam mu na ucho.

- Ja? O nią, proszę cię... - parsknął.

- Zawsze możesz sprawić, aby ona stała się zazdrosna. - stwierdziłam, uśmiechając się szyderczo.

- Naprawdę? 

- Oczywiście. Tylko nie mam pojęcia jak to zrobisz.

- A tak. - wstał, złapał mnie mocno za ramię, odwracając plecami w stronę stołu.

Zerknął tylko przez mój bark na parę siedząca w fotelu i poczułam jak uderzam o drewniany blat. Naczynia podskoczyły, wydając głośny brzdęk. Joachim, tak jak kiedyś, gwałtownie znów znalazł się nade mną, patrząc z pożądaniem.

- Tylko nie przesadzaj... - szepnęłam, chwilę przed tym jak jednooki wbił się w moje usta.

Jego prawa, duża, męska dłoń podtrzymywała moją głowę, a lewa błądziła wzdłuż talii.

- Nie na stole! Nasze jedzenie! - krzyknął tylko rozbawiony Torben.

Próbowałam dostrzec dwójkę na fotelu, ale gdy tylko otwierałam oczy, widziałam przed sobą ciemne kosmyki włosów Niemca, które machały się nade mną.

Joachim z sekundy na sekundę coraz bardziej wczuwał się "w rolę". Zaczął napierać na mnie swoim ciałem, a ja zorientowałam się, że stoi w rozkroku akurat nad moim kolanem. Nacisnęłam na jego klatkę piersiową, dając do zrozumienia, że może przydałoby się trochę pooddychać. Tak naprawdę jednooki mnie rozpalił, a ja nie chcę znów skończyć z nim w łóżku. Hauptsturmführer nie odczytał prawidłowo tego znaku.

- Uhuhu... - usłyszałam głos Lindy - Ucz się, Eriś...

Kiwnęłam raz, dyskretnie, przecząco głową, że już dość, kolejny brak reakcji. Nie chciałam Joaś, ale niestety, muszę to przerwać. Uniosłam gwałtownie jedną nogę, która znajdowała się przy kroczu SS-Mana, po czym usłyszałam jak oficer jęknął boleśnie w moje usta. Zaprzestał dalszych czynności, mrużąc oczy i oparł się o mnie. Ja zadowolona podniosłam się do pozycji siedzącej, rozglądając wesoło. Wszyscy wpadli w śmiech, oczywiście oprócz jednookiego, który leżał bezwładnie na moich udach.

- Scheiße! - syknął po paru sekundach. 

- No już, złaź - poczochrałam jego czuprynę i kiedy tylko mężczyzna podniósł się do góry, zeskoczyłam ze stołu, wypuszczając głośno powietrze. 

Joachim spojrzał na mnie z wyrzutem, po chwili uśmiechając. Aj, jednak satysfakcja, choć nie pełna, przedarła się przez tę złość.

- Ty to jesteś gorsza niż Linda... - wyszczerzył się i pokręcił głową.

- W takim razie już tego nie powtórzymy! - wzruszyłam ramionami, nalewając sobie koniaku.

- Nie, nie! Nie o to mi chodziło... 

          ***

Siedziałam teraz ledwo żywa obok Lindy. Moje futerko wędrowało gdzieś miedzy panami, zakładającymi je i parodiującymi wszystkie te śpiewające gwiazdy. Naprzeciwko nas siedział Joachim z Erichem, Torbenem i Thomasem. Cała nasza piątka była nieźle wstawiona, sama już ledwo myślałam nad tym, co robimy, bądź gdzie jesteśmy.- Wiecie co... Nigdy nie widziałem całujących się dziewczyn. A mógłbym! - przytaknął sam sobie, spoglądając na chłopaków, którzy analizowali jego słowa.

Spojrzałam na Lindę, ona spojrzała na mnie. Uśmiechnęłyśmy się obie, rozumiejąc się bez słów. Przekręciłam głowę w prawo, kładąc dłoń na jej szyi. Linda bez wahania podniosła się i złączyła nasze usta. Zamknęła oczy, wczuwając się i namiętnie mnie całując. Bez problemu dopasowałam się do dziewczyny. Otworzyłam oczy i zerknęłam na chłopaków.

Każdy z nich przybrał odcień czerwieni. Joachim miał ewidentnie ciarki, co chwila aż go strząchało. Cała czwórka patrzyła z wytrzeszczem na mnie i panią domu. Ciemnowłosa mruknęła kusząco w moje usta, również spoglądając na chłopaków. Jednooki Hauptsturmführer przełknął głośno ślinę, a jego mięśnie wyraźnie się napięły. Erich nie mógł unormować oddechu, Torben wciąż chyba próbował przeanalizować sytuację, a Thomas rozpiął kołnierz.

Chcąc pokazać, że nie tylko Linda potrafi tak na nich zagrać, mruknęłam jeszcze głośniej, wywracając oczami i masując szyję Lindy. Erich odepchnął się od stołu i wybiegł z pokoju. Joachim zagryzł dolną wargę, Torben jeszcze nie ogarniał sytuacji, a Thomas otarł czoło, udając niewzruszonego. 

W końcu oderwałyśmy się od siebie, sapiąc głośno. Obie uśmiechnęłyśmy się do siebie, śmiejąc się co chwila.

- I jak Joaś? - spytała z szerokim uśmiechem Linda.

Jednooki mrugał tylko swą jedyną gałą, zostawiając nas bez odpowiedzi.

Torben dopiero po paru sekundach uśmiechnął się dwuznacznie. 

- Muszę ci coś przyznać... - zaczęła Linda.

- To był najlepszy pocałunek w całym moim życiu! - krzyknęłam do Lindy, która uniosła brwi w górę.

- Chciałam ci to właśnie powiedzieć! - wykrzyczała podekscytowana i obie zaczęłyśmy skakać i szczerzyć się do siebie, jak nastolatki, które spotkały swoje westchnienie z tej przeciwnej klasy.

- A nie był to pocałunek ze mną? - spytał przekonany, że tak, Joachim.

- Nie. - odpowiedziałyśmy w tym samym momencie.

- Jesteśmy dobre, młody nie wytrzymał! - Linda wpadła w śmiech, ja od razu zrobiłam to samo.

Nagle dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na Joachima.

- Wiesz co? A nam nigdy żaden mężczyzna nie tańczył. Tak jak my wam, a przynajmniej ja... - zarzuciła na niego oko.

- Tańczyć? Tak jak ty? - popadł w głęboki przemyślenia - Dobra, w takim razie pokażę, że ja też mogę! - wytknął nas palcem, wstał od stołu i ruszył w stronę jednego z filarów.

Ohoho!

Uśmiechnął się zawadiacko i dotknął szarej kolumny, która byłą dosyć cienka i poręczna. Na początku zaczął śmiesznie, parodiując jak mniemam Lindę, lecz potem chyba poczuł powołanie i rozkręcając się, zaczął tańczyć nieprzyzwoicie, lepiej niż niejedna panienka. W tym samym momencie wrócił Erich i tak jak wszedł dysząc zmęczony, wpadł w śmiech, widząc już SS-Mana w samych spodniach i oficerkach, z czapką naciągniętą na brwi, wirującego wokół słupa.

                 ***

Thomas załadował mnie na przednie siedzenie. Zamknął drzwi i zasiadł za kierownicę z obojętną miną. Poprawiłam się na siedzeniu, spoglądając uwodzicielsko na kierowcę. Podjechaliśmy nieco, ponownie znajdując się w ciemnym lesie.

- Mieliśmy porozmawiać o mojej woli... - zaczęłam, kołysząc głową na boki.

- Jesteś chyba nieświadoma, nie chciałbym, abyś czegoś potem żałowała.

- Błagam cię. Wiem, że jesteś szlachcic, hrabia, czy co tam, ale każdy ma prawo się pobawić. A dziś jest taki dzień.

- No nie wiem...

- Dzisiaj całowałam się z Joachimem, Lindą i Erichem. Możliwe też, że z Torbenem. Thomas, to będzie tylko pocałunek. Nic wielkiego. - uświadomiłam słodkim głosem von Shitza.

Mleczno włosy zatrzymał auto i spojrzał na mnie niepewnie. Nachylił się jednak nad skrzynią biegów. Ujęłam jego kościsty policzek i zaczęłam prowadzić w pocałunku, który zaraz pozwoliłam przejąć mężczyźnie. Moja druga, wolna ręka odruchowo poleciała w stronę jego paska od spodni. Niebieskooki otworzył oczy, przerywając pocałunek.

- Ee... - uciekł wzrokiem - Za mało tu miejsca... - wytłumaczył się.

- Wciąż mogę to załatwić w inny sposób - uśmiechnęłam się dwuznacznie, próbując przekonać szlachcica i zostawić w tyle jego moralność. Sama walcząc ze swoją, bo malutki głosik szeptał mi gdzieś z tyłu głowy  " Twoi się dowiedzą, to cię zapierdolą, lekko mówiąc." , ale taka już jestem po alkoholu. Mój grzech, wiem...

- W takim razie może zostawię ci mój numer i wtedy możemy się gdzieś umówić. Wolałbym cię świadomą - uśmiechnął się szybko, wracając na swoje miejsce.

- Jak tylko chcesz, Panie hrabio! - pokiwałam zawiedziona głową.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro