Pierwszy Pocałunek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Usiądziemy tu? - wskazałam na jedną z wolnych ławek. 

- Pewnie - Rudolf przytaknął i oboje zajęliśmy miejsca.

Chwilę milczeliśmy, napawając się świeżym powietrzem. Ciszę przerwał Untersturmführer.

- Hertha, naprawdę źle się z tym czuję. Masz swoje życie, pracę... a siedzisz ze mną, do tego tak się mną zajmujesz... - zerknął na mnie -  Dziękuję ci.

- Rudi, mój drogi, robię to tylko i wyłącznie z własnej woli. - mrugnęłam do blondyna. - Przestań tak myśleć. Gdybym nie chciała, już na samym początku jakoś bym się z tego wywinęła.

- Przepraszam, że pytam, ale ciekawość mnie zżera. Masz kogoś? Tutaj, ze sobą, w Polsce?

- Ani mamy, ani taty. Partnera też nie posiadam. - wzruszyłam ramionami. 

Mówiąc słowa mama i tata poczułam się dziwnie. Absolutnie nie chciałam tak myśleć, ale mówiąc, że w sumie ich nie ma, nie skłamałam. Od około 4 lat jestem po prostu sama... czuję się odrzucona. Brakuje mi tego, ale nie mogę się zadręczać. Jeżeli mnie nie chcą, najzwyczajniej w świecie muszę się z tym pogodzić.

- A ty w Niemczech nie masz przypadkiem jakiejś narzeczonej? W końcu nie dajesz się uwodzić tym wszystkim koleżankom. - zapytałam z podstępnym uśmieszkiem na twarzy.

- Co ty, dobrze wiesz, że nikogo nie mam. Joachim na pewno ci mówił, jaka ze mnie sierota. - zaśmiał się, kręcąc głową.

- Jaka sierota! Wiesz ile moich współpracowniczek dałyby za noc z tobą? - próbowałam uświadomić Niemcowi, co jest na rzeczy.

- Chyba by się zawiodły... Poza tym, nie jestem tak męski, jak na przykład Joachim. 

- Jesteś wysoki, umięśniony i uroczy, co właśnie najbardziej ich przyciąga! - gestykulowałam, tłumacząc to Rudolfowi. - Takiego Joachima, chcą tylko na chwilę. A takiego faceta jak ty? Zatrzymałyby na zawsze. Rudo, jesteś wrażliwy, czuły, opiekuńczy. Myślę, że dalej nie muszę wymieniać. 

- To przesada... - uśmiechnął się zawstydzony i spojrzał w moje oczy.

 Zastanawiałam się teraz nad jednym. Czy go nie pocałować. Muszę się w końcu jakoś do niego zbliżyć, on jest szczególny, muszę długo wzbudzać zaufanie. To nie Joachim - do zdobycia w jeden wieczór. Myślę jednak, że to chyba odpowiedni moment. Będzie co będzie, raz się żyje.

Pochyliłam się delikatnie w jego stronę, trzepocząc rzęsami i spoglądając w jego błękitne oczka.

- Absolutnie... - przeciągnęłam zbliżając się do blondyna. 

Byłam już parę milimetrów od jego ust, gdy ten nabrał powietrza do płuc i spuścił nieco głowę w dół. Poczekałam chwilę, zbierając się w sobie i musnęłam delikatnie jego usta. Chłopak nie zareagował, ale też nie uciekł. Przestałam, odsunęłam się i spojrzałam na zlanego rumieńcem mężczyznę. 

- Przepraszam... - spuściłam wzrok, wbijając go w moje kolorowe szpilki.

- Nie! Nie o to chodzi, tylko wiesz... Ja nie potrafię - zawstydzony, uciekał ode mnie wzrokiem.

- Przestań, każdy to umie. - stwierdziłam z uśmiechem.

Rudolf patrzył na mnie niezbyt przekonany. Ponownie pochyliłam się i złączyłam nasze usta. Powoli muskałam gubiące się usta chłopaka. Przechyliłam się bardziej w jego stronę, powoli kładąc dłoń na szyi Niemca. Jeździłam ręką po tyle głowy Untersturmführera. Stwierdziłam, że parę sekund to już coś i dałam mu spokój. Blondyn siedział zagubiony, nie wiedząc co się właśnie stało. Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową. Rzucił mi tylko speszone spojrzenie, lecz z uśmiechem na ustach. To co mówią dziewczyny... To prawda. Rudolf jest słodki i uroczy, każdy to przyzna. Wzbudza zainteresowanie, do tego jest wrażliwy, to... świetna osoba. Szkoda tylko, że muszę go tak perfidnie wykorzystać.

W pewnym momencie widziałam jak pod nasze nogi przyturlała się piłka. Niedaleko nas bawiły się dzieci. Nasze, polskie dzieci. Stały i patrzyły się niepewnie w naszą stronę, słyszą wcześniej, że rozmawiamy po niemiecku.

Spojrzeliśmy po sobie z Rudolfem. Rumieńce dalej nie zeszły mu z twarzy.

- Chyba się nas boją... - stwierdziłam.

Blondyn pochylił się i wziął piłkę, trzymając ją w dłoni i wyciągając w ich stronę.

- Proszę! - krzyknął po polsku do dwóch dziewczynek i chłopaka, którzy przyglądali się nam ciekawsko.

- Macie piłkę, lećcie się bawić - dodałam od siebie. 

Chłopczyk wystąpił i podszedł powolutku. Wyciągnął ręce i zabrał swoją zabawkę.

- Dziękuję - rzucił szybciutko i biegiem wrócił do reszty.

- Gdzie nauczyłaś się polskiego? - zapytał mnie Untersturmführer.

Zaskoczył mnie tym pytaniem, szczerze, nie wiedział co mam powiedzieć. Muszę mieć chwilkę, aby się zastanowić.

- A ty? - obróciłam kota ogonem.

- Podobał mi się ten język. Kiedyś douczał mnie jeden Polak. Często prosiłem, aby mówił mi trochę po polsku. Taka fascynacja. Tylko proszę, nie mów innym. Wiesz, Joachimowi lub Thorstenowi. 

- Oczywiście, nie powiem. Mi rodzice kazali się go uczyć. Tak samo znam też rosyjski i nieco węgierskiego. - uśmiechnęłam się niepewnie. Ten węgierski zmyśliłam, mam nadzieję, że nie będzie chciał poznać paru słówek.

- To dobrze, dbali o twoją edukację. Języki są ważne. - przytaknął sam sobie.

- To prawda... - przeciągnęłam.

                                                                            *** 

- Witam wszystkich! - jednooki wszedł do mieszkania, witając się z nami głośno.

- Cześć. - rzuciłam, ustępując miejsca Joachimowi.

- Co tam? - Rudolf wyłonił się ze swoją nową laską.

- O, widzę trafiłem w dziesiątkę? - Hauptsturmführer wskazał na prezent.

- Hertha mi każę z tym chodzić. - Rudi spuścił głowę.

- Oo, to ty się jej słuchasz? No co ty, kobieta ci będzie rozkazywać? - Joachim wytrzeszczył zabawnie oczy.

Rudolf ewidentnie nie wiedział, co miał odpowiedzieć.

- Pozwól, że zostawię to bez komentarza, co? - warknęłam do jednookiego.

- Nie znasz się na żartach... - cmoknął tylko kręcąc głową na boki.

- Dobry żart - stwierdziłam z obojętnością na twarzy.

- No przecież wiesz, że jakbyś mi kazała, to słuchałbym się jak piesek. - rozłożył ręce, robiąc te swoje podśmiechujki. 

- Joachim, siad! - skinęłam głową z uroczym uśmieszkiem. 

SS-Man prychnął głośnym śmiechem, kiwając twierdząco głową, stwierdzając, że to taki żarcik.

- Siad! - wskazałam na podłogę.

Niemiec spoważniał, patrząc na mnie zdegustowany.

- Właśnie Joachim, siad - zaśmiał się Rudo.

Jego przyjaciel wytrzeszczył na niego oczy, nie dowierzając najwyraźniej w to co usłyszał.

- Co... Czy ty trzymasz jej stronę?! - wybałuszył na niego oczy.

- Widzisz, Rudolf jest mądrym chłopcem. - uśmiechnęłam się w stronę blondyna.

Ten od razu odwrócił wzrok z bananem na twarzy.

- Jasne, jasne. Bratajcie się tu... Zwolnienie, opieka... Ta, na pewno! - fuknął niby obrażony. - Dobra, mów jak noga. - przeszliśmy do salonu.

- Wciąż boli podczas chodzenia. - poinformował go blondasek.

- Kawę, herbatę? - spytałam panów.

- Koniak! - Joachim wycelował we mnie swój palec - trzeba uśmierzyć ból Rudiego.

- Nie, nie Joachim. Ja nie piję. - zaprzeczył Untersturmführer.

- Co ty mi tu pieprzysz, że nie pijesz. Przychodzi do ciebie twój przyjaciel, to już jest dobra okazja, aby wypić.

- Ale ja nie mam ochoty... Nawet nie wiem czy mam takie coś w domu. 

- To jak nie masz to kurwa znajdę coś w bagażniku! - krzyknął Joachim.

- Hercia, złotko. Przynieś szklanki i zobacz... Przynoś szklanki, a ja zaraz wracam!

                                            ***

- Joachim siedział na fotelu rozbawiony, paląc cygaro. Ja z pijackim uśmiechem chodziłam po pokoju, trochę się słaniając. Rudi siedział na kanapie, ledwo przytomny. 

Co chwila mierzyłam blondyna z uwodzicielskim uśmiechem. Wolałam jednak zbliżać się do butelki, niż do niego. Przynajmniej na razie.

- Rudolf, mój drogi. Powiedz mi, tak szczerze. Pół damskiej części biura, choć bywały i momenty, że nie tylko, - powiedział parę słów za dużo, całe szczęście jego przyjaciel nie zdążył zajarzyć o co chodzi - klei się do ciebie jak rzep do psiego ogona. Ty się całowałeś w ogóle kiedyś? Sierota z ciebie chłopie...

Rudolf słysząc słowa kolegi spojrzał na mnie, nie wiem czy się zarumienił, czy miał już takie wypieki od picia. Poprawiłam kosmyk włosów i uśmiechnęłam się lekko.

- Tak myślałem... - parsknął Joachim.

- Ty! - wskazałam na Joachima - A wiesz, że się całował?!

- Taa... Z kim niby? - wypuścił szary dym z ust. - Z mamą na pożegnanie?

Widziałam jak blondyn zaczął nieporadnie machać przecząco głową. Zignorowałam to i dalej mówiłam swoje. Jak ja kocham być pijana...

- Ze mną! - machnęłam ręką, wpatrując się w jednookiego.

Joachim wybuchnął głośnym śmiechem, dusząc się dłuższą chwilę. 

- Hahahah! Dobre... O mój Boże! Ja wiem, że jesteś jego przyjaciółką i bardzo chcesz mu pomóc, ale w to akurat mi się wierzyć nie chce.

Wiadomo, że w takim stanie przychodzą różne pomysły do głowy. Jedno wiem, że po alkoholu robię się trochę... zbyt odważna?

- Dobra, kurwa! To ci pokażę! - wykrzyknęłam w stronę Hauptsturmführera.

Rudolf spojrzał na mnie, próbując skupić się i coś powiedzieć, ale ja byłam szybsza.

Walnęłam się na kanapę i spojrzałam na blondyna z pożądaniem. Złapałam go za blond włosy i niedelikatnie złączyłam nasze usta. Nie byłam zgrana, ani trochę. Chłopak zamknął oczy i najwyraźniej alkohol dodał mu nieco odwagi, bo zaczął odwzajemniać pocałunek. Miał problem z nadążeniem, ale całowaliśmy się już dłuższą chwilę.

- E e e! Dobra weź bo zaraz chłopak nie wytrzyma napięcia, chociaż w sumie jest po takiej ilości alkoholu... 

Oderwałam się od Rudolfa, który oddychał teraz ciężko.

- To tylko ty masz takie problemy po alkoholu! - uśmiechnęłam się szyderczo, wracając myślami do dawnej nocy po jednej z imprez.

 - A..aha - zmrużył oczy, wykrzywiając usta.

Unterstrumführer zmienił pozycję, opierając się łokciami o kolana i przetarł twarz.

- Widzisz, kurwa? Mało na zawał nie zszedł, do tego odcięłaś mu dostęp do tlenu.

- To ty go uchlałeś w trzy dupy! 

- A kto pozwolił?!

- Aaaa no jasne, to teraz kto pozwolił! - zaśmiałam się ironicznie.

- Ja... zaraz wrócę... - Rudolf szepnął sam do siebie i w dość szybkim tempie przy pomocy swojej laseczki wyszedł z pokoju. Nie zwróciliśmy na niego uwagi, dalej prowadziliśmy kłótnię.

- No oczywiście, że tak! Żebyś nam zabroniła, to byśmy nie pili!

- Kto mi kazał przynieść szklanki!?

- To nie trzeba było!

- No żartujesz sobie teraz!

- Nie dobra, stop... Przestańmy... - ocknął się, wypuszczając głośno powietrze.

- No ta, teraz to przestańmy. - pokręciłam głową,

- Gdzie nasz blondas? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.

- Nie wiem, poszedł gdzieś. Może do kuchni czy tam do łazienki. Nie wiem do cholery nie jestem jasnowidzem! - krzyknęłam z tych emocji.

- Dobra, dobra. Podejrzewam gdzie się podział, hah! - zaśmiał się sam do siebie z pedofilskim wręcz uśmiechem.

Obrzydliwiec jeden... Straszny jest... jednooki debil.

- Tępy jesteś! - wypaliłam po dłuższej chwili. 

                                     ***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro