Tajemnica

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rudolf Maier

Przygotowywałem się właśnie do imprezy z okazji czterdziestych trzecich urodzin Obergruppenführera. Zostałem osobiście zaproszony przez pana Wilhelma. Będzie sporo esesmanów, w tym Joachim i Gruppenführer. Ja jak i reszta zostałem poproszony o wzięcie kogoś ze sobą, ale... nie mam nikogo takiego, więc nikogo nie zapraszałem. Dużo opowiadałem Joachimowi o Herthcie, nawet ich ze sobą zapoznałem. Pewnego dnia, gdy nie było mnie na komisariacie, Joachim zjawił się tam i tłumacząc, że akurat dzisiaj nie mogłem się zjawić, w moim imieniu zaprosił ją na imprezę. Więc za osobę towarzyszącą będę miał Frau Bausch.

Poprawiłem kołnierz munduru, przeglądając się w lustrze. Ułożyłem idealnie włosy, które i tak pewnie lekko zmienią swój wygląd pod oficerską czapką. Wyszedłem z pomieszczenia gotowy do wyjazdu. Zajeżdżam po Herthę i zgarniam po drodze Joachima. Zamierzam nie pić i bezpiecznie odwieźć towarzystwo do domu, szczególnie, że będzie jechać z nami dama i w drodze powrotnej również Gruppenführer.

Spojrzałem na zegarek, widniała godzina siedemnasta. Zszedłem więc na dół i wsiadłem w eleganckie, czarne auto. Najbliżej mieszka Hertha, więc wpierw pojadę po nią. W bagażniku był już prezent, który miałem wręczyć Obergruppenführerowi. Butelka dobrego szampana powinna go zadowolić. Odpaliłem maszynę, jadąc prosto pod dom kobiety.

Po około dwudziestu minutach znalazłem się już pod domem Herthy. Trąbnąłem, wysiadając z auta i spoglądając na kamienicę. Przez okno wyjrzała brązowowłosa dziewczyna, uśmiechnęła się i zniknęła. Za chwilę była już przede mną.

- Dzień Dobry, Rudolf. - podała mi dłoń, którą z grzeczności ucałowałem. - To prezent dla Obergruppenführera, masz gdzie go zapakować? - zapytała, pokazując ładnie zapakowany w papier przedmiot.

- Tak, tak. Do bagażnika. - otworzyłem klapę i wsadziłem tam prezent Herthy.

Dziewczyna już łapała za klamkę chcąc otworzyć tylną część auta. Podbiegłem do przedniego miejsca pasażera i otworzyłem drzwi.

- Proszę uprzejmie. - wskazałem na fotel.

- Dziękuję... - uniosła znacznie lewy kącik ust w górę i wsiada do samochodu.

Zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę siedzenia kierowcy. Zacząłem jechać w stronę mieszkania Joachima.

- Miło, że zabierasz mnie jako osobę towarzyszącą - uśmiechnęła się sama do siebie - Wiesz jak dziewczyny mi zazdroszczą? - zaśmiała się.

- Aż taki jestem rozchwytywany? Zwykły ze mnie oficer, nie to co na przykład Brigadeführer.

- Mówią, że jesteś uroczy. - uśmiechnęła się wesoło.

Odwróciłem wzrok i poczułem, jak się rumienię. Gorąco rozlało się na moich policzkach. Złapałem mocniej kierownicę, patrząc w drogę z lekkim uśmiechem pod nosem.

- Irytuje je, że trochę nieśmiały, ale nie martw się, wtedy zdajesz się być... Tajemniczy. A to na nie działa, zresztą, sam widzisz. - wzruszyła ramionami, uśmiech wciąż nie schodził jej z twarzy.

   ***

Zajechaliśmy pod dom Joachima. Mężczyzna już czekał przed kamienicą. Ku memu zdziwieniu miał na sobie przepaskę, a nie szklane oko... Myślałem, że na taką okazję, włoży tamto, aby jakoś wyglądać.

Joachim nie czekając władował się na tył auta, już po chwili jego głową znajdowała się pomiędzy moją a Herthy.

- Jak tam przed imprezą? Rudzielec zaprosił sporo osób. - zaśmiał się i czekał na naszą reakcje.

- Rudzielec? - podeśmiała się Hertha.

- No, a co, może blondyn? - wywrócił okiem. - A jak tam, Rudi? Stresik jest? - trącił mnie w ramię.

- Czemu miałby być? - spytałem.

- Bo siedzi obok ciebie piękna kobieta, jak ty przeżyłeś tę drogę? - znów zaczął się śmiać.

- Normalnie. - mruknąłem obrażony, łapiąc za kierownicę.

- No, ja bym nie dał rady przy takiej prowadzić! - rzekł, uśmiechając się uwodzicielsko do dziewczyny.

- Oj, Panie Hauptsturmführer... Przesadza Pan. - Hertha pokręciła głową.

- Ależ nie! Ale muszę przystopować, bo to Rudolf Panią zaprosił. - poklepał mnie po ramieniu, chowając się na tyle.

Oboje lubili się komplementować, ale zdawało się, że żadne nie bierze tego na poważnie. Robią to od tak, dla zabawy.

Skupiłem się na jeździe. Teraz wystarczyło tylko dojechać do pałacyku Obergruppenführera.

***

Cała nasza trójka przywitała się z jubilatem. Wilhelm zajęty był na razie rozmowami z kimś na swoim stopniu. Zasiedliśmy więc przy ogromnym stole, gdzie siedziało już sporo wojskowych wraz z damami.

- Herr Hauptsturmführer Joachim Roth ? Usiądzie Pan tutaj, Pan Maier i Pani raczą zasiąść zaraz przy koledze. - wskazał na miejsca, jeden ze służących Obergruppenführera.

Joachim skinął tylko głową w geście podziękowania i podążył w stronę wybranego miejsca. Zatrzymał się na chwilę, przyglądając się bliżej osobie, znajdującej się tuż obok jego miejsca. Była to Linda von Bandemer... Joachim obrócił się, patrząc na nas z zażenowaniem na twarzy, był tak niezadowolony z tego faktu.

Zasiedliśmy do stołu, chwilę udało nam się porozmawiać, zaraz zauważyła nas agentka Gestapo. Towarzyszył jej jeden z wyższych oficerów. Odszedł na chwilę, więc kobieta obróciła się do nas.

- Witam Joachima... I Pana Untersturmführera! - uśmiechnęła się pewnie.

- Nie psuj mi tego wieczoru... - Joachim wypuścił głośno powietrze.

- To twoja towarzyszka? - wskazała przez Joachima i mnie na Herthę, oglądającą się akurat w inną stronę.

- Nie. - rzucił wrogo.

- Czyli jesteś sam?! O mój Boże, jakie to przykre... - uśmiechnęła się sztucznie.

- Zamknij się... - rzucił cicho.

Kobieta fuknęła, odwracając od nas wzrok.  Joachima czeka długi więczór... Który nie zapowiada się dobrze.

***

Mój przyjaciel zniknął gdzieś, pił pewnie z innymi Esesmanami. W trakcie przyszedł również Gruppenführer. On siedzi oczywiście w tej wyższej elicie, rozmawiając o poważnych sprawach, które mnie nie dotyczyły. Niektórzy już tańczyli w rytm muzyki, niektórzy raczyli się trunkami, a inni po prostu siedzieli przy stole. Tak się składa, że siedzenia dalej była Linda, która co chwila zerkała w moją stronę. Kiedy to robiła, czułem się niezręcznie, obiektem moich obserwacji stał się talerz. W końcu usłyszałem jej głos.

- Panie Untersturmführer, wtedy nie mieliśmy okazji nawet zamienić paru zdań, ale teraz, podczas tańca, moglibyśmy porozmawiać. - uśmiechnęła się, czekając na odpowiedź.

- Em... - zawiesiłem się na chwilę, widziałem jak Herthę zaintrygowała ta sytuacja, przysłuchiwała się wszystkiemu z boku.

- Na razie jeszcze mało osób tańczy. - stwierdziłem.

- Oh, wtedy, nie zdążyliśmy się sobie przedstawić. - powiedziała z udawaną troską.

- Untersturmführer Rudolf Maier. - skinąłem głową do kobiety.

- Linda von Bandemer. - podała mi dłoń.

Zamiast ucałować jej wierzch podałem po prostu rękę kobiecie. Spojrzała dziwnie, milcząc chwilę.

- Panie Untersturmführer Maier, sporo ludzi już wchodzi na parkiet. - zauważyła nachylając się bardziej do nas.
Widziałem jak Hertha odwróciła się i zmierzył pewną siebie Lindę wzrokiem. Teraz obie piorunowały się spojrzeniami.

- Przepraszam, ale ma już Pani chyba kolegę do tańca. - Hertha wskazała na Gestapowca siedzącego obok kobiety. - Kiedy Untersturmführer będzie chciał, to zatańczy, ale ze swoją towarzyszką. - wskazała na siebie i z olewającym uśmiechem wróciła na miejsce.

Linda nie wierzyła chyba w to, co się właśnie stało. Ktoś się jej postawił, odmawiając jej przy tym.

- Może łaskawie pozwól mu samemu zdecydować? - rzuciła z pretensją, spoglądając na nas.

- Rudi, z kim wolisz tańczyć? Ze mną - przerwała na chwilę poprawiając swoje długie włosy z uwodzicielskim uśmiechem - czy z nią. - wskazała na Lindę.

To był ten moment, kiedy nie potrafiłem nic powiedzieć, nie chcę urazić żadnej z nich. Nie umiem tańczyć, może kiedyś, na jakichś balach, coś tam się tańczyło, ale teraz? Już nie pamiętam. Hertha jest mi mniej obca, przy niej się tak nie peszę. Poza tym, jest bardziej wartościowa niż Linda. To na pewno.

- Em... - zacząłem - Ja... Przyjechałem tutaj z Herthą. Ją ze sobą zabrałem, więc i z nią zatańczę. Poza tym widzę, że masz już partnera. - poleciałem wzrokiem na oficera.

Kobieta prychnęła i wróciła do rozmowy z innymi. Spojrzałem na Herthę, przewracając oczami i cicho wypuszczając powietrze.

- Żeby nie było głupio, faktycznie musimy zatańczyć. - trąciła mnie w ramię, powoli wstając.

- To... Może potem. - mruknąłem.

- Rudolf... - pociągnęła mnie za rękę.

Wstałem i odeszliśmy trochę od stołu.

- Ja nie potrafię... Hertha. - zatrzymałem ją. - Nie umiem tańczyć.

Kobieta patrzyła na mnie przez chwilę zastanawiając się pewnie co ma mi odpowiedzieć. Było mi okropnie wstyd...

- Ja też... Poradzimy sobie jakoś. - uśmiechnęła się, trącając mnie w rękę.

Zaprowadziłem ją w miejsce, gdzie wszyscy tańczyli. Dopóki zdążyliśmy się ogarnąć i dołączyć do reszty, muzyka zmieniła się na wolną. Wszyscy objęli się z uśmiechami, kołysząc się do muzyki.

- Pewnie nie chcesz, ale będzie dziwnie kiedy tak teraz usiądziemy. - poinformowała mnie towarzyszka.

- To w końcu tylko taniec. - stwierdziłem z uśmiechem.

Spojrzałem na innych, aby mieć wzór, co mam robić. Większość trzymała ręce na biodrach swoich partnerek, one zaś na ich karkach bądź ramionach.

Wróciłem wzrokiem na czekającą kobietę. Nieśmiało zbliżyłem się do Herthy, która z uśmiechem założyła ręce na moje barki. Ponownie zerknąłem na resztę, myślę, że Hertha nie chciała być trzymana w taki sposób, więc delikatnie złapałem ją w talii. Powoli kołysaliśmy się w rytm muzyki. Hertha z uśmiechem patrzyła mi w oczy. Ja co chwila uciekałem  wzrokiem, lecz po paru sekundach się oswoiłem. Również odwzajemniłem uśmiech.

- I ty twierdzisz, że nie potrafisz tańczyć? - zaśmiała się uroczo.

- Dawno tego nie robiłem... - mruknąłem pod nosem.

- W takim razie wszystko pamiętasz. - posłał mi szczery uśmieszek.

                               ***

Było już znacznie później, siedzieliśmy i co chwila wznoszono toast za Obergruppenführera.

- Rudolf, nie pijesz? - usłyszałem głos Wilhelma, który siedział znacznie dalej ode mnie.

- Jestem kierowcą, nie mogę. - pokręciłem głową.

- Jeszcze do tego czasu wytrzeźwiejesz! Panie Hauptsturmführer Roth, poleje Pan Untersturmführerowi! - skinął dłonią.

Narąbany Joachim sięgnął po butelkę, nalewając mi całą szklankę trunku.

- Nie za dużo? - szepnąłem.

Odwrócił się ponownie, uśmiechając się.

- Do dna!

Cały stół wstał, wznosząc toast za Obergruppenführera, każdy wypił to co miał w szklankach. Skrzywiłem się i opadłem na krzesło. Siedzieliśmy tak chwilę, dopóki nie podano do stołu. Wszyscy zaczęli zajadać się daniem. Nagle Joachim podskoczył, upuszczając widelec. Zrobił szybki wdech i siedział z dziwną miną. Większość ludzi spojrzała się na mężczyznę.

- Joachim, wszystko dobrze? - spytał jeden z oficerów.

- Tak, tak... To chyba... Jeden z psów Obergruppenführera, yyy... Przeszedł pod stołem, zahaczając o mnie. - uśmiechnął się zdenerwowany.

Zastanawiałem się co się stało. Jakoś nie przekonał mnie ten pies. Hertha również nachyliła się nad stołem, próbując dostrzec sytuację, lecz zrezygnowała i wróciła do rozmowy z koleżanką.

- To teraz wypijmy i za zdrowie naszych pięknych dam! - zaproponował jeden z żołnierzy.

- Za Lindy niby teeeż? - Joachim zaczął z pogardą, lecz pod koniec zdania przyśpieszył, poprawiając się na krześle - Tak, tak. Za zdrowie wszystkich Pań na tej sali - stwierdził z udawanym uśmiechem, po czym zacisnął usta w wąska linię.

Zauważyłem również rozbawioną twarz Lindy. Zerknąłem dyskretnie na Joachima i zauważyłem rzecz, której wolałbym jednak nie widzieć. Wyjaśniło się zachowanie mojego przyjaciela. Ręka Lindy znajdowała się na jego kroczu. Zdezorientowany odwróciłem szybko wzrok w stronę Herthy. Boże drogi, co za ludzie...

- Rudi, wszystko dobrze? - spytała zatroskana, odrywając się od przyjaciółki.

Skinąłem tylko w stronę dwójki. Hertha zerknęła przeze mnie, uśmiechając się w dziwny sposób, po czym nachyliła się nad moim uchem.

- Oni przypadkiem się nie lubili? - spytała.

- Właśnie... - spuściłem głowę w dół, zastanawiając się, co się właśnie tam dzieje.

- Są pijani, może dalej pałają do siebie uczuciem? - stwierdziłem wzruszając ramionami.

- To dziwne... - pokręciłem głową.

- Ludzie robią jeszcze dziwniejsze rzeczy, Rudolf. - zaśmiała się.

- Nie chce wiedzieć jakie... - powiedziałem.

Hertha uśmiechnęła się tylko kręcąc głową i wróciła do jedzenia.

- Joachim, pomożesz mi znieść prezent dla Obergruppenführera Wilhelma? - spytała słodkim głosem Linda. Głosem, który nie tolerował odmowy.

- Ni...- już chciał powiedzieć "Nie", ale znów przymrużył oczy, odpowiadając głosem pełnym posłuszeństwa - Tak, tak... Oczywiście, że pójdę. - oboje wstali. Joachim naciągnął mundur jak najmocniej w dół i oboje udali się na górę, gdzie niby Linda miała prezent.

                               ***

Po jakichś piętnastu minutach dwójką zeszła na dół. Linda zadowolona zeszła z koszem i od razu poszła wręczyć go Wilhelmowi, Joachim cały czerwony i zamyślony usiadł obok mnie. Siedział tak chwilę zapatrzony w talerz, po czym przechylił się do mnie.

- Czuję się zgwałcony. - rzekł bez żadnych głębszych uczuć, wracając na swoje miejsce.

Powoli odwróciłem głowę w jego stronę, patrząc pytająco. Nie odpowiedziałem mu, nie wiedziałem nawet jaką dać odpowiedź na taką informację.

                               ***

Musiałem pójść do toalety, przeprosiłem więc Herthę i odszedłem od stołu. Dolna była zajęta, więc udałem się na górę. W trakcie drogi napotkałem Obergruppenführera.

- Oh! Rudolf, mój drogi, chodź na chwilę ze mną. - kiwnął do mnie głową, prowadząc do pokoju.

Zmuszony byłem zmienić plany i udać się z Panem Wilhelmem. Zaprowadził mnie do jednego z pokoi i usadził na łóżku. Zdezorientowany obserwowałem lekko zestresowanego faceta.

Podszedł do okna, próbując coś powiedzieć. Siedziałem wyprostowany na łóżku, patrząc na każdy ruch mężczyzny. Wilhelm obrócił się wpatrując we mnie.

- Rudolf... Kochany, mam nadzieję, że to zostanie pomiędzy nami. - mówił idąc w moją stronę i siadając obok mnie.

Zacząłem się stresować. Jego słowa mnie zaniepokoiły. Przełknąłem głośno ślinę, spoglądając w ciemnozielone tęczówki wojskowego.
Uśmiechnął się zaczynając delikatnie i czule głaskać mnie po głowie. Siedziałem sparaliżowany, oddychając szybko.

- Taki słodki i grzeczny z ciebie chłopiec. - przejechał dłonią po moim karku. Przeszły mnie dreszcze. Miałem ochotę zacząć piszczeć jak mała dziewczynka, aby tylko ktoś mnie usłyszał. Myślałem, że nasza relacja opiera się na czym innym...

Obergruppenführer podeśmiał się tylko przenosząc swoją rękę na moje udo. Spojrzałem na niego wystraszony jak nigdy.

- Nie stresuj się, Rudi. Za dobre zasługi z Untersturmführera stałbyś się Obersturmführerem. - jeździł dłonią po mojej nodze.

Z każdą sekundą mój poziom stresu rósł znacznie w górę. Bałem się, co może być za chwilę, modliłem się, aby ktoś tutaj przyszedł.

Po paru dłuższych sekundach do pokoju wszedł nie kto inny jak Joachim. Obergruppenführer podniósł wzrok, mierząc mojego przyjaciela. Błagalnym wzrokiem patrzyłem w oko Joachima. Chłopak stał jak wryty, patrząc na nas dziwnie.

- Wiedziałem... Rudolf, ty pedale. - zakłopotany wycofał się z pomieszczenia.

Nie! Nie! Nie! Ja mam właściwą orientację, ratuj mnie, Joachim... Proszę, wróć.

- Ty... Też? - rudy zboczeniec uśmiechnął się do mnie.

Nie byłem w stanie wydusić z siebie żadnego dźwięku. Byłem tak bardzo wystraszony, że moje ciało odmawiało nawet posłuszeństwa...

Waleria Badosz

Widziałam jak Joachim zbiegł po schodach, rozglądając się nerwowo. Gdy tylko jego wzrok spoczął na mnie, szybko podbiegł do stołu, nachylając się nade mną.

- Chodź. - rzucił stanowczo.

- Co się... - chciałam się zapytać, skąd to podenerwowanie, ale przerwał mi w połowie zdania.

- Nie ma czasu, chodź! - rozkazał.

Wstałam i podeszłam do Joachima.

- Rudolf... On, nie... on nie jest pedałem. - pokręcił głową.

- Co takiego? - spytałam z oburzeniem.

- On przytula się w pokoju z Obergruppenführerem. Ja nie wiem co tam się odprawia! - potrząsnął mną.

- Idźmy tam! - pchnęłam faceta w stronę schodów.

Jak najszybciej wbiegliśmy na górę, Joachim dopadł do drzwi, próbując otworzyć,  były one zamknięte.

- Oni się tam zamknęli na klucz! - szarpał za klamkę.

Odsunęłam Niemca, pukając do drzwi.

- Można? - zapytałam.

Odpowiedziała mi cisza.
Nagle z tyłu, z łazienki wyszedł Gruppenführer Thorsten.

- Co się tu dzieje? - spytał, marszcząc brwi.

- Thorsten! - krzyknęłam - Tam jest Rudolf wraz z Obergruppenführerem. Pamięta Pan nasza rozmowę, ratujmy Rudiego! - rzekłam z rozpaczą.

- Co takiego?! - spojrzał na drzwi. - To ma być jakiś głupi żart?

- Absolutnie, widziałem ich tam! Panie Weiser, ratuje Pan swojego adiutanta. - Joachim wskazał na drzwi.

Thorsten podszedł i zapukał we framugę.

- Wilhelm, jeżeli to prawda co mówią Ci młodzi, to mówię co tak, więc słuchaj. Oddajesz mi Rudolfa i nikt nie dowiaduje się o twoim zboczeniu, a jeżeli nie, jutro masz egzekucję. - Thorsten postawił jasny warunek - Otwórz.

Jeżeli tam naprawdę działy się rzeczy, o których myślę to współczuję  młodemu oficerowi. Nie wierzę w to, że Rudolf jest "inny". Owszem, ma problem z kobietami, ale nigdy nie posądziłabym go o takie rzeczy.

Usłyszeliśmy odgłos przekręcanego klucza. Cała nasza trójka spojrzała na drewniane drzwi, w których stanął Obergruppenführer, zaczesujący swoje rude włosy do tyłu i poprawiający mundur.

- Thorst... - chciał wypowiedzieć imię swojego jak mniemam już dawnego przyjaciela, ale Gruppenführer mu przerwał.

- Zejdź mi z oczu... Proszę. - odwrócił głowę w drugą stronę.

Zawstydzony Wilhelm wyminął nas i udał się na dół. Nim dwójką zdążyła ogarnąć, co się stało, ja wbiegłam już do pokoju. Zastałam tam załzawionego Rudolfa, siedzącego na łóżku z pustym wzrokiem wlepionym w podłogę. Zrobiło mi się tak bardzo szkoda chłopaka.

- Rudi... - usiadłam obok Untersturmführera.

Blondyn siedział ze spuszczoną głową, nie reagując na swoje imię.

Dwójka weszła do pokoju, obserwując nas. Miałam się za bardzo nie przywiązywać do tych osób, jak nakazało mi dowództwo, ale polubiłam Rudolfa i Joachima. Thorsten jest mi jedynie obojętny.

- Chcesz się przytulić? - spytałam. Wiem, że takie pytania zadaje się małemu dziecku, ale ja stawiając się w takiej sytuacji rzuciła bym się komuś w objęcia.

Mruknął tylko pod nosem, kiwając twierdząco głową. Objęłam chłopaka, który wtulił się we mnie.

- Boże drogi... Rudolf... - rzucił ze współczuciem Joachim.

Thorsten spojrzał na nas kręcąc głową.

- Chodź, Rudolf. Jedziemy. - rzucił Gruppenführer. - Jeżeli macie ochotę możecie zostać.

- Ja jadę. - oznajmiłam, spoglądając na Thorstena.

- Ja również. - zadeklarował Joachim.

Rudolf wciąż tkwił w moich objęciach. Biedny chłopak... Nie dość, że napastowano go seksualnie, to jeszcze był to mężczyzna...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro