Uroczystość Z Okazji Awansu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Parę tygodni później

Zbliżała się impreza z okazji awansu jednego z Esesmanów, pracujących na komisariacie. Bruno Heineberg został Sturmbannführerem, więc zaprosił swoich kolegów, oczywiście obowiązkiem jest wziąć osobę towarzyszącą. Niestety Untersturmführer Maier się rozchorował, więc nie będzie obecny. Dostałam zaproszenie od Haupsturmführera, był pierwszy. Paru panów z pracy przychodziło do mnie, prosząc o towarzystwo na zapowiadającym się wieczorze, ale niestety pozostało im tylko zazdrościć Joachimowi. Wiedziałam, że jeżeli dobrze pójdzie, mam okazję spełnić prośbę Cezarego.

Wyszykowałam się więc jak najładniej mogłam. Pociągający, kusy strój i matowa, czerwona pomadka idealnie pasowały. Włosy spięte miałam u góry, reszta spływała delikatnymi falami do dołu. Kolczyki i naszyjnik świeciły białymi kryształkami, byłam gotowa. Za piętnaście minut miał przyjechać po mnie Haupsturmführer. Trochę żałuję, że nie będzie z nami tego pilnującego się, niewinnego Esesmana, ale cóż mogę poradzić... Skorzystam tylko na tym, oby Roth się nie opierał, dziś i tak dopnę swego.

18:30

Widząc czarnego, błyszczącego się w blasku zachodzącego słońca Mercedesa zeszłam na dół. Zamknęłam z hukiem drzwi od kamienicy i drobniąc kroczki ruszyłam w stronę wysiadającego oficera.

- Pięknie wyglądasz, Hertho - uśmiechnął się szarmancko.

- Dziękuję - uniosłam znacznie prawy kącik ust w górę.

Esesman przeszedł na drugą stronę, otwierając mi drzwi pasażera. Podeszłam, na powitanie moja dłoń została ucałowana, zaraz potem znalazłam się w aucie.
Joachim wsiadł za kierownicę, zerkając na mnie. Miał włożone szklane oczko, po które ostatnio tak płynął.

- Bruno to ten kruczoczarny, niebieskooki, wysoki facet, nieprawdaż? - spytałam, aby się upewnić.

- Tak, to on.

- Podobno ma wysoko postawionego ojca.

- Jego tatuś zna Führera - uniósł brwi w górę, powoli ruszając.

- Uuaa... - przeciągnęłam - widzę ma wtyki chłopak.

- Ma czy nie ma, jedno jest pewne, będzie dobra zabawa. Rudolf mówił coś o balu? Tak, dopóki będą starsi, około zerowej staruszkowie się zwinął, a my będziemy mieć istną biesiadę. - stwierdził pewnie, jadąc prosto do pałacyku.

Więc zapowiada się niezła impreza, nie będę narzekać...

***

Była równo dziewiętnasta. Zajechaliśmy na ogromną posesję, na której zaparkowana była już spora ilość samochodów. Esesmani wraz z kobietami siedzieli przy ogromnej altance, popijając coś. Wymieniliśmy spojrzenia z Rothem, mężczyzna wysiadł i otworzył mi drzwi.

Haupsturmführera gestem zaproponował, abyśmy poszli do nich pod rękę. Oczywiście nie śmiałam zaprzeczyć, ruszyliśmy w stronę stołu.

- Witaj, Joachim! - wstała gwiazda dzisiejszego wieczoru.

- Cześć Bruno, moje gratulacje! - ścisnęli sobie dłonie - To jest Hertha, pewnie mijaliście się nie raz na korytarzu.

- Nie łatwo nie spojrzeć na taką piękną damę - ucałował moja dłoń, pochylając się. - Sturmbannführer Bruno Heineberg - wyprostował się.

- Hertha Bausch - uśmiechnęłam się miło.

- To jest moja narzeczona, Sellina Liermann - wskazał na blondynkę, siedząca przy stole, w towarzystwie innych kobiet. - Sellinko! - zawołał.

Wyrwana z rozmowy dziewczyna uniosła się tylko i skinęła do nas głową z uśmiechem.

- Jak zawsze zajęta... - rzucił Bruno, zapraszając nas do stołu. - Nie martwcie się, za godzinę, dwie, starostwo zabierze się do domów, a my przeniesiemy do domu.

Joachim spojrzał tylko z łobuzerskim uśmiechem. Śmiesznie to wyglądało, nie do końca wiedziałam, czy uśmiecha się do mnie, czy do kogoś innego. Niby odwracał głowę w moją stronę, ale że stałam po jego prawej, a on miał akurat szklane oko, to ratowało mnie tylko to, iż potem naprawdę nachylał się sporo, abym mogła dostrzec, że uśmiecha się właśnie do mnie.
Współczuję mu, to nie może być przyjemne uczucie, ostatnio mówił, że opaskę jeszcze jakoś zniesie, ale tego oka nienawidzi. Nie raz widzę jak gdzieś idzie i zahacza o coś prawym barkiem. To musi być uciążliwe.

Pierwsze cztery godziny, zajmowaliśmy się wznoszeniem toastów, rozmowami i spokojnym tańcami. My z Joachimem nawet nie wstawaliśmy, mężczyzna czekał tylko, aż zmyją się ci "doświadczeni życiem".
Właśnie wyszła ostatnia osoba ze starszych, ojciec chłopaka. Kiedy tylko ekskluzywne auto odjechało, impreza przeniosła się do środka. Stoły były przyszykowane, alkohol stał na stołach, parkiet lśnił.

- Chodźcie na małą przystawkę, potem ruszymy do tańca! - zarządził Sturmbannführer, zasiadając ze swoją ukochaną do stołu.

Joachim odsunął mi jedno z krzeseł, zapraszając abym usiadła. Skinęłam w podziękowaniu do mężczyzny, uśmiechając się szeroko. Zasiedliśmy i zaczęliśmy spożywać lekkie danie. Jednooki rozmawiał z jakimś kolegą, który siedział obok.
Przed sobą w myślach miałam jego dzisiejszy wygląd, głównie oczy. Ta żywa, różnokolorowa tęczówka nie pasowała do jednolitej, ciemnozielonej. Co prawda, to prawda, aby to dostrzec, trzeba się przyjrzeć. Naprawdę facet ma fantastyczny kolor oczu, znaczy się oka. Na pewno swego czasu nie odganiał od siebie panienek... Teraz widzę w sumie, że też tak jest. Panie siedzące na przeciwko nie kryją się z mierzeniem go łapczywym wzrokiem.

Wszędzie był tłum ludzi, a raczej tłum Niemców, pomimo tego, przyzwyczaiłam się do towarzystwa jakże szlachetnych Aryjczyków i czuję się swobodnie. Czasem słyszę opowieści koleżanek, gdzie mówią, że w pracy są tak zestresowane, że większość współpracowników pyta się, czy dobrze się czują. Tak, nasza "Praca" jest naprawdę niebezpieczna, ale nie odczuwam stresu, biorę takie rzeczy olewająco. Nie przeczę, jestem zdecydowanie zbyt pewna siebie, ale właśnie dlatego taka skuteczna!

Za mną przeszedł któryś z żołnierzy, zaraz słyszałam ciche przekleństwo rzucone przez Joachima, który przyciskał dłonią prawe oko.

- O... Przepraszam, stary - klepnął go facet, przyglądając się sytuacji.

- Może założysz jednak opaskę, będziesz wyglądać równie dobrze - stwierdziłam, spoglądając na zdenerwowanego może nawet nie całą sytuacją, ale samym faktem problemów ze szklanym okiem Joachima.

- Zaraz wrócę - skrzywił się i wstał, idąc do łazienki.

Teraz przy stole nie siedziało już tak dużo osób. Jedni tańczyli, drudzy stali podpierając ściany, popijając coś i rozmawiając na różne tematy, jeszcze inni zadawalali się towarzystwem gospodarzy.

Postanowiłam, że może warto by było przejść się i rozeznać, co nas zaraz czeka. Wstałam więc, udając się na parkiet. Niedaleko mnie stała grupka oficerów z Abwehry. Jak zawsze eleganccy, wyprostowani, z pełną kulturą. Słyszałam urywek rozmowy.

- E, a pamiętacie Hugona? Nikt go w końcu nie znalazł, nie?

- Krause?

- No.

- Co ty, Gestapo niby wzięło sprawę w swoje ręce. Naszemu szefuńciowi nie chciało się tępić Hugona Heinricha, to zasłużony żołnierz, pewnie go Esesmańskie myszki wrobiły. W końcu skąd miał wiedzieć, że Heck to Polak...

- Plotki krążą, że sam Kurt podobno nie wiedział, poza tym to mieszaniec. W pół Aryjczyk.

- Dobrze, że Hugon uciekł, wraz z tą swoją gosposią... Pozazdrościć mu.

- Tak czy inaczej te patałachy z Gestapo nic nie robią, oni nigdy go nie złapią. Mogą lizać Abwehrze pięty. - stwierdził na koniec jeden z nich. 

Niby Rzesza taka zgrana, a tu proszę bardzo, Abwehra się wywyższa. Jedno jest pewne, potem będzie ciekawie. Widziałam wzrok młodych Esesmanów, stojących naprzeciwko.

Podskoczyłam, kiedy poczułam jak ktoś złapał mnie gwałtownie w talii. Obróciłam się, widząc jednookiego, esesmańskiego pirata, który podeśmiał się lekko.

- Wystraszyłeś mnie... - pokręciłam niezadowolona głową, lecz z łobuzerskim uśmiechem.

- Frau Bausch wybaczy... nie chciałem - stwierdził, gestykulując ręką.

Odnosiłam wrażenie, że chyba oprócz założenia opaski, Hauptsturmführer chyba coś wypił w tej toalecie, albo dopiero wypity wcześniej szampan uderzył mu do głowy.

Akurat reszta wstała od stołu. Bruno podążał już tanecznym krokiem na wyślizgany parkiet, w stronę muzyków, którzy aktualnie przygrywali coś po cichu.

Raptem muzyka zmieniła tempo, była żywsza, skoczniejsza. Joachim bez zastanowienia wystawił w moją stronę rękę, mrugając swym jedynym okiem. Zaśmiałam się i podałam mu dłoń. W ułamku sekundy zostałam porwana w sam środek tańczących ludzi. Muszę przyznać, że z kimś takim jeszcze nie przyszło mi tańczyć, a! no może był na początku wojny jeden Rusek, który potrafił prowadzić jak mało kto, ale z ręką na sercu, mówię, że Joachim go przebija. Nie wiedząc za bardzo gdzie już jestem, po sporej ilości drinków, wirując przy rozbawionym Esesmanie, próbowałam wrócić do rzeczywistości. Co chwila widziałam tylko roześmianą twarz Hauptsturmführera, który prowadził mnie jak tylko chciał. Parę innych par przystanęło, żeby zobaczyć, co my wyprawiamy. 

Odetchnęłam szybko, biorąc się za siebie i włączając się do tańca. Puściłam jego dłoń, zdając się teraz na siebie. Oboje tańczyliśmy ze sobą zgranie, w rytm muzyki. Wkręciłam się już mocno, oddychałam głęboko, ale z zapałem i uśmiechem na twarzy dorównywałam niezmęczonemu zawodowcowi w tańcu.  W pewnym momencie poczułam tylko jak Niemiec łapie mnie pod kolanami i obejmuje w barkach. Wirowaliśmy tak parę kółek, w końcu Joachim wciąż nie tracąc rytmu odstawił mnie na podłogę. Trzymając się mocno rękami, odskoczyliśmy w dwie strony, co musiało wyglądać naprawdę spektakularnie. Kręciło mi się w głowie jak cholera, teraz nie czułam już nawet jak i kiedy byłam podtrzymywana parę centymetrów nad parkietem, nade mną wisiał Roth. Muzyka ucichła, piosenka się skończyła... Patrzyłam rozkojarzona na Joachima.

- Dzisiejsze tańce ewidentnie wygrał Haupsturmführer wraz ze swoją towarzyszką nie do pobicia, Panną Bausch. Brawa i oklaski! Mogą nas uczyć... - Bruno z podziwem zaczął klaskać w dłonie, w jego ślady poszła reszta  - Wypijmy za najlepszych tancerzy!

Zmęczeni zaśmialiśmy się do siebie, wracając powoli na miejsca przy stole.

-  W tańcu jesteś lepszy niż niejeden Słowianin, naprawdę - uniosłam prawy kącik ust, po czym upiłam łyka soku.

- Słowianin? - powiedział lekko zdegustowany. 

Uuu... Czyżby Joachim miał właśnie takie poglądy? Słowianin złem? Aż szkoda, że nie wie... 

- Nie widziałeś nigdy, jak na przykład... Ruski tańczy? Oj, żałuj. Niech Ci kiedy któryś bolszewik zatańczy, tylko oby nie na Katiuszy - machnęłam mu palcem przed twarzą, zapodając chyba niezbyt dobry żart, ale jestem już troszkę pijana, śmieszą mnie różne rzeczy.

- No oby nie na niej... - potwierdził, unosząc brwi w górę i popijając koniak...
                                                                               ***

 Każdy z panów nie był już trzeźwy, ani trochę. Widziałam, jak tamta dwójka, mierzyła wzrokiem oficerów Abwehry, którzy tak ładnie wypowiedzieli się o Esesmanach. Tak jak mówiłam, kwestia czasu, wywiązała się rozmowa ma temat wywiadu.

- A idźcie wy z tą całą Abwehrą, SD to... dopiero... Całować nam stopy! - krzyknął jeden.

Bruno patrzył na nich z pijackim uśmiechem, czekając tylko aż będzie miał okazję spuścić komuś darmowy wpierdziel. Przynajmniej tak odbierałam ten wyraz twarzy.

- Wzięlibyście się za coś, a nie chodzenie do burdeli na zabawy i olewanie obowiązków. Poza tym! Te wasze tortury, niewyżyte zwierzęta! - krzyknął jeden oficer wywiadu.

Ależ się zaraz zacznie! Joachim na razie zajął się rozmową z towarzyszem siedzącym obok, nie interesowali się tym, co dzieje się obok.

- Ty... - młodzieniec w mundurze poderwał się z krzesła, nachylając się przez stół i łapiąc oficera za mundur. Widziałam tylko jak czapka żołnierza Abwehry spadła za niego, na podłogę.

Mały w ułamku sekundy został na stole, potężny mężczyzna, również młody, ale zdecydowanie mocniej zbudowany i wyższy podniósł się do góry, pewnym krokiem okrążając stół i podchodząc do skulonego, już nie tak odważnego chłopaczka z SS. Wziął go jedną ręką za naramiennik, wyprowadzając za stół.

- Wal! - krzyknął jeden z chłopaków z Abwehry.

Facet wymierzył cios młodemu Esesmanowi, który upadł na ziemię, kręcąc głową. Oficer obrócił się na pięcie, uśmiechnięty powolnym krokiem zamierzał w stronę stołu. W tym samym momencie młody podniósł się i rozpędzając, rzucił na dumnego agenta. Teraz zaczęło okładanie się po mordach. Koledzy potężnego faceta rzucili się bliżej, w tym samym czasie reszta Esesmanów, zaczęła dołączać się do bójki, wplątując w to innych. 

Bruno śmiał się ile tylko dał radę, myślałam, że się udusi. Po dłuższej chwili wstał, otrzepał mundur i nie odstając od reszty dołączył. Jego narzeczona patrzyła na to wszystko z niepokojem, większość panienek śmiała się, obserwując jak żołnierze przewracają się na podłodze dusząc się, czy też po prostu tłukąc gdzie popadnie. Byli już tak pijani, że niektórzy z SS lali siebie nawzajem. Niezapomniany widok.

- Eeee! Patrz, Joach! Nasi dostają wpierdziel, trzeba pomóc! - trącił go mężczyzna, z którym prowadził rozmowę.

- No szybko, Nico! - Joachim wstał, zerkając na towarzysza.

Nico, bo tak miał na imię, spojrzał zdezorientowany na Rotha i przeskakując stół, poleciał na jednego z oficerów Abwehry. Joachim poszedł w jego ślady. 

- Chryste... - pokręciłam głową zdruzgotana zachowaniem Hauptsturmführera - Uważaj chociaż na drugie oko! - krzyknęłam za nim.

- Ten twój, to jeszcze ma jakieś szanse z tymi bykami, ale mój Helmut wróci do domu pewnie ze złamaną ręką - zaśmiała się jedna dziewczyna obok, zwracając się do mnie -  zawsze się tak kończy! 

Westchnęłam tylko ciężko, obserwując całą sytuację.
                                                                                         ***

- Wszystkiego dobrego - Joachim poklepał Bruna po ramieniu.

- Niech się wiedzie na nowym stanowisku - uśmiechnęłam się do kruczoczarnego mężczyzny.

- Dzięki, na pewno jeszcze nie zostaniecie? - spytał, trzymając lód przy skroni.

- Na pewno, trzymaj się - pożegnaliśmy się i wyszliśmy z pałacyku.

- Ty, a jak my wrócimy? - spytałam, łapiąc go pod rękę.

- No ja cię odwiozę - zadeklarował, podchodząc do czarnego Mercedesa.

- Ale ty pijany jesteś... - zerknęłam na Rotha, który może nie słaniał się na nogach, ale naprawdę nie jestem pewna, czy tak świetnie prowadzi po alkoholu.

- Będę wolno jechał, spokojnie, nie raz się wracało z imprez autem - zapewnił mnie.

- No, dobrze... ale uważaj - rzuciłam, wsiadając do auta - Chce przeżyć!

- Jawohl... - rzucił, odpalając i ruszając w ciemny las, prowadzący do miasta.

Odetchnęłam głęboko, zastanawiając się, czy spróbować wykorzystać Joachima... Jest pijany, powinno pójść gładko. Dobrze, podejdźmy więc trochę i zaczynami przedstawienie.

Po paru minutach spojrzałam na Esesmana, który skupiony był na drodze.

- Joachim... Zatrzymaj auto... - przeciągnęłam, zbliżając się delikatnie do Niemca i kładąc lewa dłoń na jego ramieniu.

- Co się stało? - obrócił się w moją stronę, zerkając co robię.

Nic nie mówiąc, powoli zbliżyłam swoją twarz do jego. Widziałam jak jego oko błysnęło, wpatrując się w moje tęczówki z zapałem. Uśmiechnęłam się łobuzersko, złączając nasze usta. Mężczyzna nie czekał ani chwili, od razu oddał pocałunek. Jako, iż Hauptsturmführer był bardzo chętny, położyłam prawą rękę na jego szyi, wplątując palce w brązowe włosy. Facet złapał moją dłoń, ściskając mocno. 

Dobra, zbieraj się w sobie, Waleria. To dla Cezarego, to tylko jedna noc. Mam taką nadzieję...

Po omacku zaczęłam przełazić przez siedzenie i gdy znalazłam stabilne miejsce, gdzie oparłam prawą nogę, usiadłam okrakiem na żołnierzu, który łapał powietrze między pocałunkami. Drugą ręką strąciłam mu czapkę, która spadła gdzieś na tył. W tle słychać było, jak ktoś jechał po żużlowej drodze. Za chwilę światła rozświetliły wnętrze auta, a obok z hukiem zatrzymał się samochód, szybę w szybę. Oderwaliśmy się od siebie, oboje spojrzeliśmy na osobę, która stała obok. Był to jeden z oficerów Abwehry, pomimo bijatyki, wszyscy potem razem pili, śmiejąc się z sytuacji. Roześmiany chłopak za kółkiem zagwizdał i uniósł rękę chcąc się pożegnać. Wciąż śmiejąc się pod nosem pojechał dalej przed siebie. 

Wróciłam wzrokiem na Niemca, którego lewy kącik ust był znacznie uniesiony w górę. 

- Myślałem, że wolisz Rudolfa... - poprawił jeden ze zwisających loków, zakładając go za moje ucho.

- Upiłeś mnie... Sama nie wiem co robię... - stwierdziłam z udawaną zadumą. 

Niemiec zaśmiał się, kręcąc lekko głową. Przez niego, miałam teraz w głowie blondaska... z którym na ostatniej imprezie tańczyłam. Może nie prowadził świetnie, ale było miło i przyjemnie. Pomimo takich myśli musiałam skupić się na Hauptsturmführerze. Ponownie złączyliśmy nasze usta, tym razem pocałunek zainicjował Joachim.

Znow trwaliśmy tak dłuższą chwilę. Pomimo wewnętrznego zawahania, zjechałam dłonią w dół, po jego torsie. Moja dłoń zatrzymała się na pasku od spodni. Joachim od razu zruszył się nieco, odrywając swoje usta od moich.

- Może pojedziemy do mnie? - spytał niepewnie, z lekkim uśmiechem.

Przewróciłam oczami, wzdychając.

- Niech ci będzie... - rzuciłam.

 Przy jego pomocy wróciłam na miejsce i kiedy tylko usiadłam, samochód gwałtownie wyrwał z miejsca.
                                                                              ***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro