W Końcu Przybyli Z Odsieczą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kto to jest, Linda? - zmierzył ją wrogo.

- Mój kolejny kochanek - wyszczerzyła się w naszą stronę. 

Przymknąłem oczy, kiedy poczułem jak łapska mężczyzny znalazły się na mojej żuchwie. Poczułem, że po spotkaniu z Polakami mam obitą twarz...Otworzyłem oczy, wyglądając pewnie jak zbity pies, patrzyłem z wytrzeszczem na Oberführera.

- Żartuje kochanie, ma przekazać papiery Rothowi. Przyszedł po nie. - oznajmiła, opierając się o framugę.

Czarnowłosy zmierzył mnie, przyglądając się, po czym uśmiechnął i puścił moją twarz. W głębi duszy odetchnąłem z ulgą, ale wciąż stałem z nietęgą miną pod ścianą. 

Oberführer zaśmiał się głośno i trącił mnie w ramię.

- Masz szczęście... No, a teraz przekazać papiery! - w połowie zdania zmienił ton na całkiem poważny i słowa brzmiały jak rozkaz.

- Tak jest! - odruchowo wyprostowałem się, salutując i od razu zwracając w stronę drzwi.

Nie obracałem się nawet, wyszedłem i czym prędzej zbiegłem po schodach. Odetchnąłem, wychodząc z kamienicy. Właśnie uszedłem z życiem... Bogu dzięki...

                                                                                           ***

Cezary Roman

Siedziałem w swojej celi. Od tamtego przesłuchania minęło już jakieś trzy dni. Wydaje mi się, że moi rodacy chyba o mnie zapomnieli... Raz była u mnie Waleria. Powiedziała, że postara się jakoś mnie wydostać, skontaktować się z Bronkiem i Marzeną. 

Był już późny wieczór. Wpatrywałem się w betonowy sufit, leżąc na chłodnej podłodze. Zaraz powinni przynieść mi jedzenie, czekałem więc z niecierpliwością na kucharza, który nie gotował aż tak źle. Lepiej niż Marzena, to na pewno.

Poderwałem się słysząc serię strzałów. Podbiegłem do krat i nastawiłem ucho, aby usłyszeć coś więcej. Odskoczyłem na miejsce, gdy żelazne drzwi zostały otwarte. Za kratami stał mój ulubiony SS-Man. Oficer Rudolf.

- Co się dzieje, drogi Untersturmführerze? - spytałem Niemca, który stał zdyszany z pistoletem w ręce. 

- Zgadnij. Ktoś się chyba o ciebie upomniał... - poinformował.

Posłałem mu tylko zadowolony, szeroki uśmiech.  

Za chwilę w ciemności za nim zauważyłem jakąś dziewczynę. Dosyć młodą, kryła się za SS-Manem, który spoglądał na drzwi z niepokojem.

- A to kto? - spytałem, wstając i przyglądając się młodej.

- Siostrzenica Gruppenführera... - rzucił pod nosem.

- A na co ci ona tu? - zaśmiałem się.

- Mam dbać o jej bezpieczeństwo, przy okazji pilnować i pana. - westchnął.

- To ten Podpułkownik? Ten ważny? - usłyszałem delikatny, melodyczny, dziewczęcy głos.

- Tak - potwierdził, z wyczuwalną niechęcią w głosie, obracając się do szatynki.

- Nie uda im się ciebie odbić, jesteście zbyt słabi. - fuknęła zza ramienia Rudolfa, po którym widać było, że ma dosyć dziewczyny.

- Zobaczymy - uśmiechnąłem się, pewny siebie.

Za parę minut będę wolny! Jestem pewien. 

                                                                                       ***

Minęło już jakieś piętnaście minut, a my wciąż słyszeliśmy nieustające strzały i krzyki. Coś długo im te całe odbijanie idzie... Jak zawsze beze mnie organizacja jest żałosna, żebym to ja prowadził oblężenie tego ich całego komisariatu, udałoby się nam to w maksymalnie dwie minuty. Zaręczam! 

Oficer stał oparty o kraty, dziewczyna siedziała pod ścianą znudzona, przewracając swoje włosy w ręce.

- No kurwa, oni to mają ruchy... - rzuciłem pod nosem.

- Czego innego się po was spodziewać? - prychnął blondyn.

- Możecie nam zazdrościć! My jesteśmy lepsi! Pod każdym względem! - poderwałem się.

- Widać. - wzruszył ramionami.

- To ja mam 50 punktów, nie ty! - krzyknąłem zadowolony. 

Spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. Dobrze, że jednak dzielą nas te kraty.

- Jakie 50 punktów? - spytała zainteresowana dziewczyna.

Rudolf westchnął ciężko.

- Ano, bo jak masz sobie takiego Szwaba, no to, to taka dobra tarcza treningowa. Możesz wybrać broń, pistolet... albo lecieć na całość i walić z kopa! - chciałem kontynuować, ale Untersturmführer mi nie pozwolił.

- Skończ. -  rozkazał, patrząc zażenowany.

- Cicho tam siedź, pilnuj mnie dalej. - machnąłem ręką, kontynuując - No i za brzuch jest 15 puntów, kolano to będzie takie 25... jak nadepniesz mu na palce to coś około 30, eh... - starałem się wymyślać dalej - głowa to jest takie mocne 40, a najwyżej punktowany jest cios poniżej pasa, równo 50 punkcików. - stwierdziłem rozbawiony, czekając na reakcję Esesmana.

Młoda kobitka skwitowała to cichym śmiechem, ale słysząc, że Rudolf zaczyna zdanie, spoważniała od razu.

- A za odstrzelenie jest 100. Mamy jeszcze trochę czasu... Zaraz mogę przewyższać cię w punktacji równo o 50 - uśmiechnął się ironicznie.

- Ja, ja! Natürlich! Pewnie, że tak - pokiwałem twierdząco głową, głupio się uśmiechając.

Usłyszałem przeładowanie broni i nie powiem... zrobiło mi się gorąco. Untersturmführer ewidentnie się poirytował, celował prosto we mnie. Szatynka wstała, obserwując wszystko z wytrzeszczem.

- Oczywiście, że tak - przytaknął.

- Wiem, że tego nie zrobisz, ja już cię przejrzałem. Dobry z ciebie chłopiec - uśmiechnąłem się szczerze.

Wyraz twarzy SS-Mana nieco złagodniał, ale broń dalej skierowana była w moją stronę. Zauważyłem, że klucze od mojej celi ma przewieszone przez pas. Pewnie z braku czasu, wiadomo, niezorganizowane Szkopy działają teraz w pośpiechu. Jednak ta informacja jest warta zapamiętania. Nagle po piwnicy rozniósł się odgłos otwierania drzwi. 

- Cezary! - słychać było na wstępie. 

Dziewczynka podskoczyła, doskakując i obejmując Untersturmführera w pasie, wtulając się w niego jak najmocniej. Dzięki temu, wytrąciła mu broń, która upadła nieco dalej. Klucze również zleciały mu pod stopy. 

- Ognia! - krzyknął ktoś z tyłu.

Rudolf uniósł ręce do góry, a ja nie mogłem pozwolić na to, aby go rozwalili... No, nie jego...

- Stać wy durnie! - dopadłem do krat.

Blondyn schował klucz pod butem, przysuwając do siebie i udając, że go tu nie ma.

- Dlaczego niby nie strzelać? - zapytał jeden z mierzących mnie chłopaków.

- Tego Szwaba lubimy, nie zabijamy - stwierdziłem, spoglądając na skrępowanego Rudolfa, ale nie sznurami, tylko dziewczynką.

Irek, jeden z moich żołnierzy, zabrał pistolet leżący na podłodze i skierował się w stronę oficera, który starając się zachować zimną krew mierzył całą moją bandę chłodnym wzrokiem.

Szatynka spojrzała na nich i zaniosła się krzykiem.

- Wuuj- zapewne chciała zawołać Gruppenführera, ale Rudolf wziął ją za głowę, wtulając w swoją pierś, a raczej miażdżąc jej twarz o swoje żebra. Dziewczyna zamilkła, bardziej zaciskając dłonie na mundurze chłopaka i na dodatek wpasowując się jeszcze głową.
Blondyn spojrzał na mnie, przygryzł lekko wargę i kopnął klucz w stronę moich żołnierzy, którzy ze zdziwieniem spojrzeli na Niemca.

- Mówiłem wam - przytaknąłem, stojąc już przy drzwiach i czekając, aż moi otworzą kłódkę.

- Dajcie broń - rozkazał błękitnooki.

- To zdobyczne... - pokręcił głową Irek, nie zamierzają zwrócić mu własności. - Poza tym, strzelisz nam jeszcze w plecy.

- Poszedłem wam na rękę. Muszą widzieć, że przynajmniej bronię jej - wskazał głową na nastolatkę, wbitą w jego mundur.

- Daj mu to! - krzyknąłem, wychodząc z celi.

Irek z niechęcią rzucił mu pistolet. SS-Man złapał broń, spoglądając na nią.

- Poczekajcie - blondyn przytkał uszy dziewczynie, dociskając ją jeszcze bardziej do piersi co o dziwo... Chyba jej się podobało. Jezu, Chryste, co Ci Niemcy robią z tymi kobietami, że zgniatanie im twarzy się podoba. - Podprowadzę was do tylnego wyjścia, na sam koniec zacznę strzelać w ścianę, krzycząc, że uciekacie. Jakoś muszę z tego wybrnąć... - powiedział, kiwając do nas głową. - od razu w lewo, korytarzem prosto, biegnijcie.

- Ale... - zaczął jeden z moich.

- Stać! Stać! - krzyknął Rudolf, łapiąc siostrzenicę Gruppenführera za rękę i biegnąc za nami.

Wszyscy ruszyliśmy stadem, przewalając się przez korytarz.

- Uciekają nam! - wrzasnęła dziewczyna.

- Nie uda im się - rzucił Niemiec, goniąc nas dalej.

Rudolf Maier

Przed nimi były już tylne drzwi, modliłem się, aby były otwarte. W głowie już układałem przeróżne wymówki, aby tylko nie dostać po łbie za ucieczkę Cezarego.

Wpadli na drzwi, które otworzyły się z hukiem.

- Zatrzymać się! Uciekają! - wydarłem się na całe gardło aż Verena skuliła się, spowalniając bieg.

Strzeliłem parę razy w ścianę, ślad po Cezarym jak i jego bandzie zaginął. Teraz zostało tylko pilnować siostrzenicy Gruppenführera.

- I co teraz będzie?! - spytała wystraszona.

- Jakoś ich złapiemy, nie uciekną daleko. Musimy wracać do reszty, chodź. - zawróciłem się, biegnąc dalej korytarzem z Vereną. Nagle z naprzeciwka wypadł prosto na nas jeden z polskich żołnierzy, od razu zaczął mierzyć do nas z broni. Włączyłem automatyczne hamowanie, wpadając w poślizg na błyszczących kafelkach. Verena nie spodziewając się niczego również upadła na kafelki. Usłyszałem serię strzałów, byłem zdezorientowany. Musiałem za wszelką cenę chronić ukochaną siostrzenicę Thorstena. Zakryłem ją sobą, obracając tylko głowę i strzelając na oślep w stronę mężczyzny. Czułem tylko, jak w trakcie wymiany ognia nabój przeleciał mi koło głowy, od razu przeszedł mnie okropny dreszcz.

- Aaah! - rozpaczliwy krzyk rozniósł się w korytarzu. Odwróciłem się, widząc jak zraniony Polak ściska kurczowo brzuch. Poczułem się źle, wiedząc, że cierpi właśnie przeze mnie. Nie chcąc, aby powoli wykrwawił się na śmierć, strzeliłem do niego, tym razem celnie, w głowie. Wzięły mnie jeszcze większe wyrzuty sumienia, ale nie mogłem pozwolić sobie na zostanie tu. Trzeba znaleźć bezpieczniejsze miejsce dla Vereny.

Wstałem w pośpiechu, podałem jej rękę i ruszyliśmy dalej. Upewniając się, że mam naładowaną broń skradałem się wśród walki, mijając parę swoich żołnierzy.

Byliśmy już blisko biura Thorstena, gdzie mogłem ukryć jego siostrzenicę. Biegliśmy przez korytarz, zobaczyłem jak na wprost mnie Hertha ucieka od kogoś. Verena ciągnęła mnie dalej za rękę w stronę pokoju jej wujka, ale widząc przerażoną ciemnowłosą nie mogłem jej zostawić.
Kobieta chyba mnie nie zauważyła, ponieważ dalej biegła patrząc za siebie. W tle słyszałem krzyki Thissen, ogółem przeżywała naród polski. Kiedy Hertha przebiegła tuż przy mnie, złapałem ją za ramię, wciągając w drugi korytarz.

- Zostaw, to ja! - pierwsze słowo powiedziała po Polsku, ale kiedy mnie zobaczyła, od razu przerzuciła się na niemiecki, była przerażona jeszcze bardziej. Po chwili uspokoiła się, zaczynając - Już myślałam, że złapał mnie któryś z Polaków. - stwierdziła z ulgą.

Nie wnikałem, pociągnąłem za sobą dwie kobiety i wciągnąłem je do pokoju. Wparowaliśmy, a ja od razu rzuciłem się do zamknięcia głównego wejścia.

- Hertha, drugie drzwi! - wskazałem, aby zamknęła resztę, przez które ktoś mógł się dostać.

- Nie ma klucza! - krzyknęła, rozglądając się po podłodze.

- Grunt, że są teraz tylko jedne drzwi do obrony. Chodź tu. - stanąłem nad biurkiem Gruppenführera.

- Miałeś być z Cezarym... - rzuciła pod nosem, dysząc ciężko.

- Uciekł. Musiałem chronić Verenę - spojrzałem na dziewczynę, która stała, patrząc z wyższością na Herthę, jakby zapomniała o wydarzeniach, które miały miejsce parę minut temu i które właśnie mają miejsce! Ona powinna być wystraszona!

- Mhm...  - mruknęła pod nosem. 

- Jak im idzie? - spytałem, chcąc się zorientować kto zwycięża.

- Naszym. Polacy trochę się wycofują. - poinformowała.

Na korytarzu słychać było szamotaninę, Hertha stała zdecydowanie za blisko drzwi. Dostałaby jako pierwsza. 

- Schowaj się za mnie - rozkazałem brunetce, która bez protestu udała się za moje plecy. Przykucnąłem, kładąc ręce na biurku i obierając za cel drzwi. Poczułem zgrabną dłoń, która leżała na moim prawym ramieniu, lekko je uciskając. Odwróciłem głowę zobaczyłem nieśmiało uśmiechającą się Herthę. Nie czułem potrzeby oddalenia się, tak jak w przypadku... Yh, na samo wspomnienie przeszedł mnie dreszcz... Lindy. Za chwilę usłyszałem jak z pod ściany przyczołgała się Verena. Skupiłem się na obserwowaniu drzwi, ale czułem, że tam za mną, kobiety piorunują się wzrokiem. Siostrzenica Thorstena zbliżyła się, dotykając mojego boku.

W dalszym ciągu obserwowałem drzwi, przez które w każdej chwili ktoś mógł wbiec. Sekundy dłużyły się straszliwie. Już chciałem wstawać, kiedy klamka poleciała w dół, a do pomieszczenia wpadł mężczyzna. Mój palec drgnął na spuście, ale widząc, że to mój przełożony, odetchnąłem, skierowując lufę w dół. Uścisk na ramieniu rozluźnił się nieco. Słyszałem tylko jak Hertha odetchnęła z ulgą.

- Rudolf?! Co ty tutaj robisz? - krzyknął, wpatrując się w nas jak w obce, nieznane mu dotąd istoty.

- Cezary, cała banda po niego przyszła, uciekł. Z trudem udało mi się ocalić pańską siostrzenicę. - poinformowałem.

Verena wystartowała, rzucając się w ramiona swojego wujaszka.

- Tak, się bałam wujku... To straszne, co tu się dzieje. Całe szczęście, był ze mną Untersturmführer, obronił mnie przed tymi przestępcami! - objęła go w pasie.

- Dziękuję ci, Rudolf. - kiwnął w moją stronę, zauważając przy tym Herthę.

- Nie zamknęłaś się razem w pokoju z resztą? - zapytał.

- Postanowiłyśmy z Frau Thissen pomóc żołnierzom. Ja świetnie potrafię posługiwać się bronią, więc z nią poszłam - poinformowała, zdejmując dłoń z mojego ramienia.

Oboje wstaliśmy, patrząc na stojącą przed nami dwójkę.

- Polacy się wycofali... Straciliśmy najważniejszego więźnia... - Thorsten pokręcił zawiedziony głową. - Dobrze, że Verenie nic nie jest. - pogłaskał dziewczynę po głowie.

Co to był za dzień... Jedyne, na co mam ochotę to wrócić do domu i zapomnieć o tym wszystkim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro