Wszystko Będzie Dobrze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wieczorem towarzyszyło mi straszne uczucie. Zresztą, nachodzi mnie ono odkąd wiem, że jestem w ciąży. Musiałam się komuś wyżalić. Nie wiem czemu, ale nie miałam ochoty na kobiece pogawędki. Stałam przed drzwiami Hauptsturmführera, nie wiedząc czy pukać. Odetchnęłam głęboko i zmusiłam się do zawiadomienia go o moim przybyciu. Stałam tak chwilę, strasznie zdenerwowana. Joachim stanął w drzwiach bez koszulki, z brzytwą w ręce i zapienioną twarzą.

- Przeszkadzam chyba... - mruknęłam zrezygnowana.

- Wchodź. - otworzył drzwi szerzej, wpuszczając mnie do środka - Idź do salonu, zaraz przyjdę. 

Udałam się więc do pomieszczenia i usiadłam na kanapie, czekając cierpliwie na jednookiego. Z każdą sekundą stresowałam się coraz bardziej. A co jeżeli zamiast dodania otuchy usłyszę słowa potępienia?

W końcu przyszedł. Usiadł naprzeciwko mnie i uśmiechnął się lekko.

- Dawno cię tu nie było. - stwierdził.

- Ostatnio mam... trochę problemów. - spuściłam wzrok.

- To coś poważnego? 

- Jestem w ciąży. - wyrzuciłam z siebie te słowa, które od początku ciążyły mi na ustach. Nie przyniosły mi jednak ulgi, bo dowiedzieć musiał się jeszcze ojciec i dowództwo...

Joachim milczał dłuższą chwilę po czym zmarszczył brwi.

- No, ale to chyba nie moje. - zaśmiał się, lecz widząc moją minę spoważniał - Zaraz, Rudolf?! - wybałuszył oczy w moją stronę. - Nie powiedziałaś mu? Ten to ma szczęście. Tak za pierwszym raze... - Joachim zmuszony był milczeć, gdyż przerwałam mu ten niepotrzebny komentarz.

- Jeszcze nie...  ale muszę go o tym poinformować. - westchnęłam głośno. 

- Będzie się cieszył. Ja bym się bardzo cieszył. -  uśmiechnął się krzywo, wpatrując w przestrzeń przed nim z nostalgią.

Wstałam, szybko dosiadając do jednookiego Niemca i wtuliłam się w jego ramię.

- Boję się... - wyszeptałam, gdy tylko mnie objął.

- Hertha, czego tu się bać? - uśmiechnął się lekko, pocierając moje ramię.

- Sama nie wiem... - prawdziwej wersji z moją polskością i problemami nie mogłam mu powiedzieć.

- Wszystko będzie dobrze. Wujek Joachim wam pomoże. - zaśmiał się, powoli odsuwając ode mnie. 

Spojrzałam na niego lekko załzawionymi oczkami i zaśmiałam się razem z nim. 

- Musisz być z nim szczera. Wszystko będzie dobrze, on cię kocha. - zapewnił mnie.

W tym momencie, dzięki Joachimowi, chyba w pełni pokochałam to dziecko. Wcześniej postrzegałam je tylko jako problem. Jednak to cząstka mnie, cząstka Rudolfa. Nie ważne jak dalej potoczą się moje losy, chcę tylko je i Rudolfa. 

parę dni później

Tym razem nie stresowałam się aż tak mocno... Wiedziałam, że będzie dobrze. Musi być dobrze. Rudolf będzie się cieszył, na pewno. Stałam pod kamienicą, oddychając głęboko. Udałam się na górę, uspokajając w myślach. Zapukałam, czekając, aż mój kochanek otworzy drzwi. 

- Hertha! - powitał mnie, jak zawsze uradowany moim widokiem.

Nie poprawiałam go już. Niech będzie Hertha. W sumie, to i lepiej. Lepiej żeby nie wypalił "Waleria" przy Thorstenie. Przytuliłam wysokiego blondyna. Wprowadził mnie do środka, a ja czując się jak u siebie od razu poszłam do salonu. 

- Co u ciebie? - usiadł naprzeciwko z szerokim uśmiechem, czekając aż wyspowiadam mu się z każdej minuty spędzonej bez niego.

- Zdaje się, że wszystko dobrze. - powiedziałam, odwzajemniając uśmiech i wzdychając na koniec wypowiedzi.

- W takim razie, cieszę się. - rozciągnięty, wesoły uśmieszek wciąż nie znikał z rudolfowej twarzyczki. - Zostaniesz dzisiaj? - spytał pełen nadziei.

- Mogę zostać. - stwierdziłam, wzruszając ramionami. 

Słońce świeciło na nas przez otwarte na oścież okno. Na ulicy pomimo okupacji tętniło życie. Ludzie sprzedawali, chodzili ze sobą, rozmawiali, śmiali się. W tej chwili wszystko przybrało kolorowe barwy, a szczery uśmiech mężczyzny napawał mnie radością. Jednak nawet podczas tak pięknego dnia, czarne chmury mogą nadejść w każdej chwili. Właśnie tego się obawiałam. Może zaraz wparuje tu Marzena z żołnierzami i bez słowa zastrzeli mnie wraz z małym, niemieckim dzieciątkiem. Zaraz potem wyceluje w moją miłość...

- Kochanie... - Rudi przeciągnął, przyglądając mi się.

- Jestem w ciąży. - moje usta wyrzuciły te słowa z prędkością karabinu maszynowego.

Wpatrywałam się sztywna w Niemca, który myślał. Rudolf siedział spokojnie, wzrok utkwił w moim barku, uśmiech już znikł. Spojrzenie miał spokojne, a oddech opanowany. Czekałam na jakąkolwiek reakcje, chociażby tę najgorszą.

Otwierał usta parę razy, próbując coś powiedzieć. W końcu za którymś razem podniósł wzrok, jeszcze bez uśmiechu.

- Będziemy... - spojrzał na mnie niepewnie - Będziemy mieć dziecko? - zmarszczył brwi i czekał na potwierdzenie. 

Zagryzłam dolną wargę, moje źrenice poleciały w dół, a głowa machnęła się parę razy w przód.

- Będziesz ojcem. - wyszeptałam, bo tylko na tyle było mnie stać.

Mężczyzna wodził wzrokiem na wszystkie strony, a na jego twarz wstąpił promienny uśmiech.

- Ja będę ojcem? - lewy kącik poleciał mu znacznie w górę. Patrzył na mnie rozanielony.

Widząc jego radość, spłynęło na mnie dziwne, niezrozumiałe uczucie, które przyniosło mi ulgę. Cały stres i złe myśli odeszły w niepamięć. Jedyne, co chciałam teraz zrobić, to cieszyć się z ojcem mojego dziecka.

- Tak! - przytaknęłam mu tym razem żywo, podrywając się nieco z sofy.

Blondyn w całej tej ekstazie, rzucił się w moją stronę, podnosząc mnie z kanapy. Poderwał mnie w górę, trzymając mocno i obkręcił się nieporadnie. Pisnęłam tylko, czując, jak kręci mi się w głowie. W końcu odstawił mnie na ziemię, kładąc dłonie na moich policzkach i przyciągając mnie do siebie. Pocałował moje usta szybko, wesoły jak nigdy.

- Wyjdziesz za mnie, Waleria? - dyszał zapewne z ekscytacji wizji zostania przyszłym ojcem i najwyraźniej zapomniał o trudnych czasach.

Poczułam tylko zakołatanie w piersi i wciągnęłam powietrze do płuc, a dłonie oparte na jego barkach drgnęły niezauważalnie. Chciałam pobiec do okna i krzyknąć. Głośno wykrzyczeć, że jestem najszczęśliwszą idiotką na świecie. Moje szczęście zniknęło jednak w mgnieniu oka. Jak niby chce to zrobić. Już teraz, jeżeli ktoś mnie nakryje, że jestem szpiegiem, trudno będzie mu się wytłumaczyć, jeżeli oczywiście nie wykryją też i jego. 

- Tak bardzo chciałabym bez wahania powiedzieć ci tak - mówiła jękliwym głosem - i już za miesiąc bylibyśmy po ślubie, ale... kochany. Wiesz co na to dowództwo... 

- Nikt nie musi wiedzieć. - pokręcił głową, wciąż wierząc w swój plan.

- Rudolf... Nie okłamuj sam siebie. - pokręciłam głową.

- Pobierzemy się po wojnie. - mruknął mniej zadowolony.

- Po wojnie... - przytaknęłam mu ze spokojem. - Mamy jeszcze problem.

Niemiec spojrzał w moją stronę pytająco.

- Nie wiem co zrobić. Dowództwo... Co ja im powiem? No a wiecie, to dzieciak kolegi... - parodiowałam - Będą dobrze wiedzieć, że to dziecko Niemca. - otworzyłam szeroko oczy - Że to twoje dziecko. Nie mogę im powiedzieć... - jęczałam blondynowi, który już miał dość mojego biadolenia.

- Nie myśl teraz o tym. - uśmiechnął się lekko, całując mnie w czoło - Tyle przetrwałaś, to i z tym jakoś się uporasz. Razem się z tym uporamy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro