"Cudeńko Wywiadu"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Śledziłaś mnie? - spytałem skrzywiony.

Linda położyła dłoń na schowanym oknie, patrząc w moje oczy z uśmiechem. 

- Po co tu byłeś? - podpytała chytrze.

- Nie ważne, nie twój interes... - warknąłem.

- Ciekawe co by na taką odpowiedź powiedzieli przełożeni, gdybym przedstawiła im sytuację. A i nie zapominaj, mój miły, że jestem wyższa stopniem. A teraz, proszę, jak na spowiedzi. Słucham. - powiedziała to tym swoim uwodzicielskim, kuszącym tonem. 

- Linda, proszę. - mój głos nieco zmiękł, a nogi ugięły się, aby zrównać twarzą w twarz z kobietą.

- Ale o co prosisz? - wychyliła głowę, trzepocząc rzęsami.

- Przestań mnie przesłuchiwać. - uśmiechnąłem się nieśmiało.

- Aż tak bardzo chcesz być tatusiem? - zerknęła na dom, unosząc brwi w górę  i ignorując moją prośbę.

- Pora w końcu dojrzeć, nieprawdaż? - uśmiechnąłem się sarkastycznie, prychając.

- No właśnie, tym najbardziej mnie pociągasz. Jesteś już... Taki dorosły, męski. - przygryzła wargę, mierząc mnie od góry do dołu. - Próbowałeś być taki od początku, pamiętam to jak dziś. Męski byłeś - urwała - to przyznam, ale do dorosłego, poważnego pana to ci brakowało!

Przeszły mnie dreszcze, które wstrząsnęły moim ciałem na samo wspomnienie upojnych chwil, lecz nie dam się wytrącić z równowagi. Nie tym razem.

- Ty za to jesteś starsza, a dalej bawisz się jak dwudziestolatka... z wieloma i niekiedy dużo młodszymi. - zaśmiałem się pogardliwie.

Uśmiechnęła się tylko szeroko z poirytowaniem i przytaknęła głową.

- Bo nie mam kogoś, z kim mogłabym się ustatkować. 

- Doprawdy? - pokręciłem przecząco głową. - Wcale...

- No co, Joaś? Do tej pory ani ja, ani żadna ta twoja panienka w ciążę nie zaszła. Może ty... wiesz?

- Oo tak, to ewidentnie mój problem. Poza tym... A co ja ci się będę tłumaczył! - fuknąłem, starając się nie brać do siebie słów ciemnookiej.

- Ale to lepiej dla nas! - wzruszyła ramionami radosna, nie zwracając uwagi na drugie zdanie.

- Chyba dla ciebie - zmrużyłem oczy, starając się opanować emocje, których nie potrafiłem zdefiniować.

Zwróciłem się w stronę swojego auta, chcąc stąd jak najszybciej odjechać.

- Nie, poczekaj. Joachim! - usłyszałem trzask drzwi i za chwilę poczułem jak zgrabna dłoń ścisnęła moje ramię. 

Obróciłem się, patrząc beznamiętnie w błyszczące oczy Panny von Bandemer.

- Słucham? - spojrzałem na nią, pytając się, o co nagle chodzi.

- Przyjedź dzisiaj do mnie, proszę. - pomasowała moją rękę, wypatrując reakcji.

- Chyba nie mam po co. - stwierdziłem, chcąc znów pójść w swoją stronę.

- Nie musisz zostawać na noc. Po prostu... posiedź trochę ze mną. - wypowiedziała z trudem. Moje brwi automatycznie poleciały w górę. Chyba się przesłyszałem.

- A Erich bądź Wolf nie będą u ciebie? - spytałem z chamskim uśmieszkiem.

Linda westchnęła głośno.

- Joach, próbuję ci coś udowodnić... - rzuciła zrezygnowana.

 No to wiem, że już przegrałem walkę z samym sobą i tą diablicą... 

                                                                                    ***

Waleria Badosz

- Ellen, podasz mi pióro? - spytałam naszego wspaniałego szpiega, zerkając na ciężko pracującą Thissen.

- Tak, jasne. - podała mi przedmiot.

- Dzięki... - rzuciłam, zaczynając przepisywać parę linijek dokumentu. 

Usłyszałam tylko, jak wszystkie panie wstrzymały nagle oddech, kiedy do pokoju wszedł blond włosy niemiecki oficer.

- Dzień Dobry. - przywitał się z nimi nieśmiało. - Hertha, zbieraj się. - posłał mi uśmiech.

Przytaknęłam mu tylko, zaczynając odkładać papiery.

- Jak Untersturmführer się czuje? - zapytała jedna z zachwyconych pracownic.

Rudolf spojrzał na nią, jakby nie rozumiejąc pytania. Po chwili jednak zakłopotany odpowiedział.

- Dobrze, dziękuję za troskę. - rzucił niepewnie.

- Już wszystko dobrze z pana nogą? - spytała przejęta Ellen.

- Tak - Rudi odpowiedział niechętnie, najwyraźniej już speszony pytaniami dziewczyn.

- Zajmijcie się w końcu pracą! - walnęła w biurko Thissen, na co sam żołnierz podskoczył w górę.

- Przepraszamy... - warknęła z pogardą jedna z pracownic.

Stanęłam gotowa przed SS-Manem, który odetchnął i zwrócił się w stronę drzwi. Próbował nie utykać, lecz było to dla niego jeszcze trudne. 

Po dziesięciu minutach znajdowaliśmy się już w aucie. Gruppenführer zobowiązał się, że nas odwiezie, bardzo miło z jego strony. Gdy czekaliśmy na niego przed samochodem, spytałam Rudolfa, jak minął mu dzień. Powiedział, że dobrze. Brakowało mu tego, przy okazji widział się z Wolfem, który dostał teraz jakieś ważne zadanie. Zaczęłam dyskretnie podpytywać, o co chodzi. W końcu Rudolf sam się wygadał, że Oberführer dostał mikrofilmy, zapewne o czymś bardzo ważnym. Udając głupią, zapytałam, co to takiego i jakie jest jego zadanie. Rudo odpowiedział wymijająco, a ja sama wmówiłam mu, że pewnie i tak nie zrozumiem, więc nie ma co się zagłębiać. Proszę bardzo, mówiłam parę dni temu Cezarowi, że do piątku wydobędę z niego jakieś informacje!? Proszę bardzo, dzisiaj lecę do dowództwa! Muszę pamiętać, że ukryli to w kieszonkowym zegarku. 

Thorsten wysadził nas przy kamienicy, w której mieszka Maier. Stanęłam przed nim, zaczynając oficjalnie.

- Świetnie sobie radzisz, Rudi. Chyba już czas, abym wróciła do siebie. - zaczęłam, niby zasmucona. Pomyślałam "niby", ale moje ciało faktycznie przeszło dziwne uczucie tęsknoty. Zignorowałam ten stan, kontynuując.

- E... Ym... - zaczął się plątać, jednak po chwili zrezygnował i spuścił wzrok - Tak, już sobie poradzę. To? Nie wiem, już dziś...? To znaczy, ja nie wyganiam, wiesz...

- Dzisiaj już wrócę, pójdę tylko spakować swoje rzeczy. - spojrzałam na okno jego mieszkania, unikając zbiedzonego niebieskiego spojrzenia.

- Dobrze... - przytaknął, kątem oka widziałam, że bez uśmiechu.

Rudolf westchnął, udając się na górę.

 Kiedy weszliśmy do mieszkania, poszłam pozbierać swoje rzeczy.

- Hertha, zadzwonię po Joachima, podwiezie cię do domu. - oznajmił obojętnie Rudolf.

- Nie, po co zawracać mu głowę. Dam radę pójść sama. Nie mam przecież jakoś strasznie daleko. - uśmiechnęłam się do blondyna, ten tylko przez ułamek sekundy uniósł jeden kącik ust w górę, zaraz wracając do poprzedniego stanu.

- Robi się późno, bezpieczniej będzie jechać z Joachimem. - stwierdził i wyszedł z pokoju, zmierzając w stronę telefonu.

Już za piętnaście minut pod kamienicą stał Mercedes w czarnym kolorze. Wzięłam walizki w dłoń, zmierzając do wyjścia.

- Daj, zaniosę. - Rudolf wyciągnął dłoń, chcąc zabrać mi walizki.

- Z twoją nogą jeszcze nie do końca dobrze, nie powinieneś nosić ciężarów. - wyjaśniłam, uciekając do wyjścia.

- Powiedziałem, że ci pomogę. - sprytnie przechwycił dwie torby i otworzył jeszcze drzwi. 

Powoli zeszliśmy na dół. Przed nami znajdowały się już drzwi, które prowadziły na ulicę. Chwyciłam za klamkę, jednak powstrzymałam się od następnych czynności, słysząc głos blondyna. Chłopak postawił skórzane bagaże na podłodze i spojrzał na mnie.

- Ja... dziękuję Ci, Hertha. Jestem ci winien ogromną przysługę. - oznajmił, przekręcając głowę w prawo. 

Puściłam klamkę, powoli podchodząc i łapiąc w dłonie kołnierz munduru w kolorze feldgrau. Stanęłam na palcach, przyciągając Niemca do siebie i składając szybki pocałunek na jego ustach. Rudolf stał cały czerwony, jego klatka piersiowa unosiła się i w szybkim tempie opadała. Stał z lekkim wytrzeszczem, kalkulując w głowię, co się wydarzyło. Jak najszybciej zabrałam manatki i wybiegłam z kamienicy. W drzwiach rzuciłam szybkie ,,Chyba nie musisz dziękować..." i zostawiłam SS-Mana samego. 

Załadowałam swój ekwipunek na tył auta, olałam Joachima, który właśnie chciał otworzyć mi bagażnik i drzwi. Wsiadłam na przednie miejsce pasażera, a zdezorientowany Hauptsturmführer zawrócił i usiadł za kółko. 

- Do domku? 

- Tak... - rzuciłam, zapatrzona w pochmurny obraz rzeczywistości za szybą.

Obróciłam się, spoglądając na drewniane odrzwia i ujrzałam stojącego w nich niebieskookiego Germańca.

- A już się chciałem pytać, czy ten jełop nie wyszedł i cię nie odprowadził... - pokręcił głową, naciskając pedał. - Jedno pytanie... dlaczego tak szybko wybiegłaś? I tu mnie nie okłamiesz - jesteś nieobecna. Czyżby coś się zdarzyło przed wyjazdem? Rudo przybrał kolor czerwony... - spojrzał na mnie z podstępnym uśmiechem.

- Proszę cię, chciałabym... - postanowiłam powkręcać Joachima. To może wyjść z czasem na moją korzyść. - jedynie udało mi się skraść ten pocałunek wtedy, kiedy sobie popiliśmy! Nie wiem, co musiałabym zrobić, żeby zainteresował się moją osobą.

- Ja też nie wiem. Nigdy żadnej się nie udało... Siłą próbowałem zaciągnąć go nawet do burdelu! Za nogę go po bruku ciągnąłem. Nie wiem, co z nim nie tak. Da się być aż tak nieśmiałym?!

- Poczekaj, ty korzystasz z takich usług? - spojrzałam oburzona na Joachima, który momentalnie zbladł, odchrząkując.

- Nie, absolutnie. Choroby i w ogóle, fu. Ja? Nie, dzięki. Już wyrosłem, Ha! - zaśmiał się na sam koniec.

    ***

- Bronek! - krzyknęłam do mężczyzny, który automatycznie się odwrócił.

- Waleria, miło cię widzieć. Ostatnio meldujesz tylko Cezaremu... - uśmiechnął się i przystanął w miejscu.

- Oj, bo do niego najbliżej. - machnęłam ręką. - Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego.

- Zamieniam się w słuch. - konwersowaliśmy, dalej idąc przed siebie chodnikiem.

- To... Lepiej w cztery oczy. - stwierdziłam.

- Mhm... - mruknął już nie tak obojętnie.

Uśmiechnęłam się tylko pewna siebie, biorąc Bronisława pod rękę.

Już za piętnaście minut byliśmy u Bronka. Zostałam poczęstowana kawą i usadzona przy stole. Zaraz dołączyło też dowództwo, które sprawował aktualnie tylko Sikor.

- Więc? - spytał ze stoickim spokojem.

- Tak jak wam obiecałam, mam nadzieję Cezar przekazał. - dodałam - Wydobyłam z Maiera informacje. Oberführer Wolf ma przy sobie mikrofilmy, zapewne z czymś ważnym. - oznajmiłam dumnie.

Trochę naciągnęłam, tym " wyciągnęłam z Maiera", ale w ten sposób nie odsunął mnie od tego zadania.

- To ważne, bardzo ważne. Przyda nam się. Pozostaje mi tylko pogratulować cudowi wywiadu! Ciekawe, co na to Marzenka. - uśmiechnął się zawadiacko. - Słyszałaś w ogóle,  że Cezary zaproponował związek rudzielcowi? Nie mam pojęcia...

- Cooo? - wytrzeszczyłam oczy z niedowierzaniem, przerywając mężczyźnie. - Wkręcasz mnie, Bronio.

- Absolutnie. Ja wiem, że to nie do przełknięcia, ale... - nie dokończył, wzdrygając się na samą myśl. - Co on musi przeżywać... - urwał na dłuższą chwilę - Tak czy inaczej, jesteś boska! Trochę czekaliśmy, ale jak zawsze, było warto! - uniósł ręce i zaczął spisywać coś na kartce, po czym uniósł ją z wielkim namaszczeniem.

- O! To ja mogę mu te mikrofilmy podebrać! - uśmiechnęłam się, chcąc wykonać to zadanie.

- Nie, nie. Ty nic nie rób. Mamy tam wtyki, do tego to Niemiec. Jeden z oficerów, on to zrobi. Wątpię, aby Untersturmführer mówił to komuś jeszcze, zaczęliby cię o to podejrzewać. Jutro o godzinie 17, przyjdzie do ciebie Monika z informacją, o której mają zostać przechwycone mikrofilmy. Ty, masz być albo z blondynkiem, albo kimkolwiek, kto dałby ci namacalny dowód, że to nie ty. Jasne?

- Jak słońce - przytaknęłam.

- Dobrze, w takim razie, jesteś wolna. - uśmiechnął się szybko i przełożył kartkę w drugie miejsce.

Zabrałam swoje rzeczy i żwawo udałam się do wyjścia.

- Waleria... - usłyszałam cichy ton Bronisława.

- Tak? - obróciłam się, zarzucając włosami.

- Uważaj na siebie! - uniósł lewy kącik ust w górę i spojrzał na mnie z troską.

- Tak jest! - mimowolnie uśmiechnęłam się od ucha do ucha, żegnając bujającego w obłokach dowódcę.

      ***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro