Maier Na Celowniku

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Była noc. Zapukałam w obskurne, drewniane drzwi. Otworzył mi Bronisław.

- Wchodź - wprowadził mnie do środka.

Przy stole siedział Cezary i Marzena. Światło dawała tylko jedna świeczka, stojąca między nimi. Oświetlała ona ich twarze, Cezary wyglądał tajemniczo i nadawało mu to... Tego czegoś, natomiast kiedy spojrzałam na twarz Marzenki, poczułam jak dreszcze przeszły całe moje ciało.

- To coś ważnego? - rzuciła olewająco Marzena, rozsiadając się na krześle.

- Gruppenführer Weiser... On... - zaczęłam zmieszana.

- On? - spytał mnie Bronek, podchodząc od tyłu.

- Dał mi dzisiaj do zrozumienia, że mam dać sobie z nim spokój. Znaleźć sobie kogoś w swoim wieku. - poinformowałam zdenerwowana.

- Czyli jak w większości, nie można na ciebie liczyć... - warknęła rudowłosa, która nie była zadowolona z niepowodzenia.

- Nie każdego da się uwieść! Ty jeszcze kazałaś jej to robić. - huknął na nią Cezary - To jeden z najlepszych żołnierzy...

- Rozkaz to rozkaz. - wzruszyła ramionami.

- Taki rozkaz to ty sobie możesz w dupę wsadzić. - poinformował ją Bronisław.

- Nie tym tonem mój drogi! - zmierzył go wrogo.

- To miej szacunek do swoich żołnierzy! - Bronek uniósł palec w górę, pokazując na Marzenkę, którą każde słowo rozjuszało coraz bardziej.

- Coś może da się jeszcze z nim zrobić... - pokręcił głową Czarek.

- Powiedział, abyśmy pilnowali, aby taka sytuacja nie miała więcej miejsca. - uniosłam brwi w górę, patrząc na reakcję.

- A co zaczęłaś robić? - spytał Bronisław.

- Niby nie odskoczył po pocałunku, ale... Dał mi do zrozumienia, że mnie nie chce, jestem dla niego za młoda. Kazał mi znaleźć kogoś w swoim wieku. - rzuciłam zrezygnowana.

- Żartujesz sobie? Cała Rzesza najchętniej wlazłaby ci w dupę, a akurat on nie? - warknęła Marzena.

Spojrzałam tylko na naszą "dowcipnisię" zażenowana. Co ja poradzę, że chłop nie chce współpracować?!

- No i co teraz, drodzy panowie? - zapytała rudowłosa.

- Nic nie zrobimy, bo niczego o akcji się od tego szwabskiego durnia nie dowiemy... - stwierdził Bronisław.

- Dajcie mi chwilę pomyśleć, bo teraz, trzeba coś zrobić... Jakoś to naprawić, a przede wszystkim zmienić trochę plan. - Marzena usiadła na krzesełku, rzucając się w wir rozmyśleń. Bronek również postanowił dumać nad dzisiejszą sytuacją, a Cezary zwrócił się do mnie.

- Waleria, mam prośbę... - mruknął niepewny.

- Tak? - odwróciłam się w jego stronę.

- Pamiętasz tego oficera, co zalałaś mu papiery? Dasz radę jakoś nakłonić go do tego, aby ujawnił kogo jeszcze mają na tej "liście". Można by było ostrzec swoich, mniej by wpadło. - mówił nieśmiało.

Takie wydobycie informacji, najprawdopodobniej też równało się z jakimś wieczorem z Hauptstrumführerem Rothem. Wiem, że mnie prosi, ale jego słowa są rozkazem, w końcu to dowództwo.

- Jeżeli tylko się czegoś dowiem, będę informować - uśmiechnęłam się szczerze do Cezarego.

- Nie, co on może wiedzieć... - usłyszałam Bronisława.

- Waleria! Jakie stosunki ma Thorsten ze swoim adiutantem? - pytanie brzmiało jak te, na które trzeba odpowiedzieć, szybko, krótko, zwięźle i na temat.

- Dobre, bardzo dobre. - poinformowałam posłusznie.

- Dobrze, gorzej i tak już być nie może, więc to sprawy nie pogorszy. Teraz twoim celem staje się jego adiutant, Untersturmführer Rudolf Maier. Teraz to z niego masz wyciągnąć informacje. Robisz to samo, zmieniły się tylko osoby. - rzuciła oschle kobieta.

- Hauptsturmführer Joachim Roth i Untersturmführer Rudolf Maier? Jawohl... (Tak jest) - parsknęłam pewna siebie.

- Przedtem też mówiłaś "Tak jest", a teraz proszę bardzo... co mamy - fuknęła ruda.

- No co ja innego zrobię, on nie ma ani żony, ani jakiejś partnerki, z którą się prowadza i do tego mnie nie chce! Może facet jest jakiś nie ten? - rzuciłam.

Przez głowę przewinęła mi się postać Wilhelma, a jeżeli ten cały Thorsten, może on też jest innej orientacji? Co gorsza, może nie bez powodu poleciał tak po swojego adiutanta... Rudolf z kolei unika bliższego towarzystwa kobiet. Mogłabym dalej snuć teorie, ale lepiej samemu sprawdzić, czy to prawda! Pomimo wszystkiego, sytuacja się nie poprawiła, z Thorstena, który jeszcze się nie zawstydzał przy moich słowach i czynach, to nie będzie to samo co nieśmiały Rudolf. Mam jeszcze jedno pytanie...
Dlaczego zawsze ja?

- Cezarowi potrzebne są poszukiwane osoby, wam informacje o misji. - stwierdziłam wzdychając - rozkaz to rozkaz...

- Wykonać! - ryknęła Marzena.

- Tak jest. - odparłam entuzjastycznie, choć tak naprawdę w środku, miałam ochotę wykręcić te jej rude kudły...

***

miesiąc później, lipiec 1943r

Właśnie zmierzaliśmy we troję nad pobliskie jezioro. Ja, Joachim i Rudolf. Pomysł oczywiście poddał Hauptsturmführer, a my nie mieliśmy nic do gadania. Od nieudanej akcji z Thorstenem minął miesiąc. Z Rudolfem jest inna sytuacja, tutaj naprawdę muszę działać ostrożnie i nienachalnie. Jest coraz lepiej, coraz bliżej Untersturmführera. Przyglądałam się siedzącemu obok Joachimowi, który włożył dziś swoje szklane oko. Co chwila zerkał naburmuszony...

- Dlaczego się tak patrzysz? - spojrzał jednym okiem, ponieważ drugie nie do końca mu działało.

- Zazwyczaj jesteś z przepaską, to taki nietypowy widok - stwierdziłam z uśmiechem.

- No bo ten mi kazał to nałożyć! - machnął ręką w stronę blondyna - Jak ja tego nienawidzę, wywaliłbym to z chęcią do kosza! - fuknął.

- Tam mogą być ludzie, wypadałoby ich nie straszyć - mruknął Rudolf, prowadząc auto.

- Już sam fakt, że jesteśmy Niemcami, ich straszy... jeżeli chodzi o tutejszą ludność.

- Dobrze, tak czy inaczej, wyglądasz dobrze - zapewniłam Joachima.

- Nie ważne gdzie się spojrzę, jedna źrenica leci w jedną, a druga w drugą. Mam zeza, wolę nosić przepaskę. - mówił niezadowolony.

- Niedługo impreza z okazji awansu Bruna, więc również będziesz zmuszony włożyć oko - poinformował go blondyn.

- Niczego nie będę zakładał - mruknął wkurzony Joachim.

- To elegancki bal, więc je włożysz.

- Dobra, już mnie nie przygnębiaj! - warknął.

- Skończmy może ten temat... - zaśmiałam się lekko.

- Dobry pomysł! - stwierdził Joachim, odwracając się w stronę szyby.

- Zaraz będziemy na miejscu - poinformował nas Rudolf.

Dojechaliśmy piaskową drogą w środek lasu, gdzie za parędziesiąt kroków znajdowało się wielkie jezioro. Od razu widać było parę bawiących się dzieciaków, starszych, łowiących ryby i parę pań w dojrzałym wieku. Cała nasza trójca wysiadła, udając się nad brzeg.

Panowie nie byli ubrani w mundury, więc póki co nikt nie patrzył na nas wrogo, ale to pewnie tylko kwestia czasu. Niech usłyszą szwargot, a wędkarze się zwinął, matki zabiorą dzieci i na plaży zostaniemy tylko i wyłącznie my.

- Idziemy na pomost?- wskazałam na budowlę, znajdującą się nad wodą.

- Pewnie - wzruszył ramionami jednooki.

Rudolf ruszył za nami, rozglądając się po okolicy.

Swoje buty zostawiłam w aucie. Kochałam chodzić po ciepłym piasku, który zapadał się pod moimi stopami. Uwielbiam przebywać nad wodą, to wycisza i odpręża.

Usiedliśmy na końcu pomostu i obserwowaliśmy, jak pod wodą tętni życie. Chłopacy zaczęli o czymś rozmawiać, a ja miałam dylemat, bo pamiętam również o prośbie Cezarego. Muszę się za to zabrać... Nie miałam za bardzo jak dowiedzieć się o tych wszystkich podejrzanych. Muszę jakoś spotkać się z Haupsturmführerem, sam na sam, najlepiej po dobrej imprezie.

- A ta Ellen, co o niej myślisz? Ta nowa, przyszła jakieś dwa miesiące temu do pracy - Rudolf otrzymał pytanie od przyjaciela.

- Nie znam jej - wzruszył ramionami Rudolf.

- To podobno Szwedka - brunet klepnął blondyna w plecy.

Untersturmführer skulił się, cmokając z niezadowolenia i za chwilę również wymierzył cios w plecy bruneta, który zachwiał się do przodu. Słyszałam tylko ,,plusk" i komentarz Joachima.

- Kurwa, moje oko! - złapał się za prawą część twarzy i nachylił nad wodą.

Pod naszymi stopami, unosiło się szklane, zastępcze oczko Joachima. Widok niezapomniany.

- I co żeś narobił? - spytał z wyrzutem Rudolfa, spoglądającego na dryfujący przedmiot.

Blondyn patrzył tylko w wodę z nietęgą miną.
Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu, widząc jak pochylony Joachim próbuje złowić swoją zgubę.
Nagle się uniósł i spojrzał na Rudiego.

- No pomóż mi! - trącił Esesmana, który spojrzał na niego spod brwi.

Rudi wstał, a następnie położył się na pomoście i wyciągnął rękę w stronę odpływającego od nas szklanego oka.

- Nie sięgam! - poinformował.

- Czekaj, potrzymam cię. Hertha, pomożesz? - obrócił się w moją stronę.

Gdy tylko na niego spojrzałam, zakrył prawą stronę twarzy. Przez te cztery lata wojny widziałam bardzo dużo, taki widok mnie nie ruszał.

- Nie spokojnie, myślę, że potrzebne nam będą cztery ręce. - zaśmiałam się.

Zerknął na mnie zdziwiony. Uśmiechnęłam się uroczo, wolałam jednak nie przyglądać się mu ciągle.

- Ja tu czekam... - rzucił Rudolf, który ledwo trzymał się spróchniałych desek.

Oboje złapaliśmy go za nogi, przyciskając do pomostu.

- No... Przecież jak będziecie mnie trzymać tylko za nogi to na pewno polecę. - stwierdził, unosząc lekko głowę, która była czerwona jak burak.

- No, to weź go tam asekuruj! - Joachim wskazał na przód.

Nie rozumiejąc za bardzo, o co mu chodzi podsunęłam się bliżej i złapałam blondyna za boki.

- Łapiesz? - spytał Joachim, zapierając się.

- Staram się! - wrzasnął Rudolf, wyciągając rękę jak najdalej potrafił, gdy tylko dotknął białego szkiełka poczułam jak niebezpiecznie szybko zbliżam się w stronę jeziora, a z mych rąk uciekał Rudi. Zamknęłam oczy, aby nie patrzeć jak moja twarz spotyka się z orzeźwiającą wodą. Wraz z pluskiem, który dobiegł do mych uszu poczułam jak duże, męskie dłonie łapią mnie za biodra. 

Wciąż wisiałam nad taflą wody, która aktualnie była zburzona, a na jej wierzch wydobywały się bąbelki, oko wraz z falą odpłynęło nieco dalej. 

Zaraz... coś było nie tak, wciąż czułam obejmujące mnie dłonie. Wiedziałam, że Joachim postanowił puścić kolegę i złapać mnie. Cofnęłam się lekko, łapiąc za jego ręce i obracając w jego stronę. Ten, z zamkniętym jednym okiem uśmiechał się rozbawiony. Zerknęłam na nasze dłonie, potem znów wróciłam wzrokiem, uśmiechając się uroczo do Joachima. Jego wzrok stał się bardziej poważny, a lewy kącik ust znacznie uniósł się w górę. Ten uśmiech miał coś w sobie... Coś co mnie kusiło. Uniosłam głowę w górę i pokiwałam leciutko również posyłając mu uwodzicielski uśmiech. Powoli puściłam jego dłoń. Oboje obróciliśmy się, gdy usłyszeliśmy chluśnięcie wody i głębokie, paniczne zaczerpnięcie powietrza. Z wody wynurzył się Untersturmführer, włosy zasłaniały mu całe czoło. Niemiec zachłannie łapał powietrze, spokojnie machając rękoma, aby utrzymać się na wodzie. 

- Rudolf! - kucnęłam nad chłopakiem.

W tym samym czasie Joachim wyjął z kieszeni czarną przepaskę i nałożył ją na głowę.

- O jednak mam.

Blondyn zaczesał ręką włosy do góry, aby móc nas zobaczyć. Obejrzeliśmy się wokoło, wszyscy patrzyli na nas jak na idiotów, a dzieci śmiały się pod nosem.

- Dzięki, że mnie trzymałeś, rozumiem Herthę, może nie ma siły, chociaż to ona do końca próbowała mnie uratować - uśmiechnął się sztucznie do przyjaciela.

- Przynajmniej się pośmialiśmy - stwierdził, zakładając ręce pod pierś.

- Pomóż mi wyjść - rzucił, spoglądając od dołu na Joachima.

Zadowolony nachylił się i podał rękę blondynowi, Rudolf posłał mu uśmiech i pociągnął do siebie. Za chwilę czułam jak woda na mnie prysnęła. Teraz oboje wylądowali w wodzie, lecz tym razem śmiał się i Rudolf, i ja. Joachim wyłonił się z wody z zabójczym wyrazem twarzy.

- Utłukę cię, ty mała gnido! - rzucił zabawnie, płynąc w stronę Rudolfa.

- Już się boję! - zapewnił go Untersturmführer.

 Jednooki dopłyną do blondyna, zaczynając go podtapiać. Oczywiście wszystko działo się dla zabawy, sam Rudolf śmiał się, gdy tylko przyjaciel wyciągał jego głowę nad powierzchnię wody.

- Zostaw Untersturmführera! - zaśmiałam się i nie myśląc o tym, że mam na sobie koszulę, spódnicę i biżuterię wskoczyłam do wody.

                               ***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro