Nowe Życie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Życie nie mogło zdawać się piękniejsze. Ludzie ginęli na moich oczach w brutalny sposób, codziennie byłam świadkiem śmierci. I mogłam się za to winić. Teraz prowadzałam się na salonach z moim przyszłym mężem. Kina, teatry, wielkie imprezy, zbrodniarze unoszący kieliszki za wielką rzeszę i tym podobne. Powiedziałam, że życie nie może być teraz piękniejsze, a potem wspomniałam o okrucieństwach na które patrzę już obojętnie. Trochę to absurdalne. W tym wszystkim złym ja byłam bezpieczna, ja i moje dziecko. Prowadziłam względnie spokojne życie ze swoim szwabem, bez żadnych zmartwień, bez żadnych stresów. Jedynym moim celem było donoszenie naszego słodkiego dziecka, które uwypukliło mnie już strasznie. Ubrania szyte na miarę to jedyny sposób, aby wyglądać elegancko i czuć się komfortowo. Młody bądź też młoda dawało się we znaki. Non stop czułam kopniaki wymierzone prosto w mój brzuch, ale z każdym kopniakiem byłam coraz szczęśliwsza. Do porodu zostało raptem pół miesiąca. Dziadek Thorsten zadbał o kołyskę, zabawki i wszystko co tylko może umilić czas takiemu małemu brzdącowi. Nie dał nawet wykazać się przyszłemu tatusiowi, wyręczając go we wszystkim. Przezywamy go teraz dziadek, ponieważ przez tę parę miesięcy stary Niemiec stworzył z nami jedną wielką rodzinę. Był ojcem dla Rudolfa, dla mnie robił za teścia. Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałam go tak zaangażowanego i szczęśliwego. Przejmował się bardziej niż my, a chociaż trzy razy w tygodniu, obowiązkowo musiał mnie odwiedzić, żeby sprawdzić jak mały Maier rusza się. Twierdzi, że będzie miał wnuka i będzie dumnie reprezentował Niemcy. Szczerze obojętnie było mi to gadanie. Po tylu miesiącach spędzonych w takim stylu, nie miałam już poczucia przynależności do swojego narodu. Wręcz zapomniałam o swoich korzeniach i żyło mi się z tym lepiej. Dzięki temu po jakimś czasie przestałam przejmować się codziennymi egzekucjami, wizytami w obozach koncentracyjnych, czy różnymi brutalnymi wydarzeniami. Niemką miałam być i Niemką byłam. Dla dobra siebie i swojego dziecka.

Joachim też nie próżnował w Warszawie. Od czasu dołączenia do nas dostał nowy stopień, piękną dużą rezydencję myśliwską, w której spędzaliśmy większość czasu. Zdziwiło mnie to, że przyjechał wraz ze swoją gosposią... Kto by pomyślał, że Wanda też się tak ustawi. Niestety jej chyba nie udało się mieć tyle szczęścia i sprytu co mi, bo wróciła z krótkimi włosami, które ledwo sięgały jej do żuchwy. Najwidoczniej Polacy przyłapali ją na gorącym uczynku z Panem Rothem. Dziwi mnie, że Joachim wziął ją ze sobą. Bardziej spodziewałabym się, że zostawi ją na pastwę losu, gdy straci swój urok. Miała takie piękne, gęste, błyszczące włosy. Przez te parę miesięcy zdążyłam rozpracować ich relację. Szczerze nie myślałam, że Joachim byłby w stanie trwać z nią w stałych uczuciach, ale nawet teraz siedząc przy stole i patrząc na nich wiedziałam, że to inny rodzaj relacji. Przypominali stare małżeństwo, które z latami zapomniało jak kochać i wprowadzać namiętność do relacji. Znaczy - nie znam tego od podszewki bo do łóżka im nie zaglądam. Ona zamiatała, podlewała kwiatki w drewnianej, przytulnej rezydencji. Gotowała, dbała o gospodarstwo, a Pan domu zjadał posłusznie wszystko co dostawał, chodził w podkoszulku, czyścił sztucer, nosił wiadra wody, palił w piecu i doglądał dobytku. Nie powiem zazdrościłam im tego, chociaż w relacji raczej sobie nie słodzili, myślę, że ona była tu do tego od czego kobieta powinna być. "Ugotuj, posprzątaj, a wieczorem daj." Jednak patrząc na moje życie, które wyglądało znacznie inaczej, bo przecież obszerne mieszkanie, którego wystrój kosztował więcej niż niejedna kamienica, zabawy na salonach, oficjalne przyjęcia i świecenie etykietą wolałabym spróbować spokojnego życia, które po służbie Joachim wiódł ze swoją kochanicą.

I w całej tej relacji, która nie wyglądała jak namiętny romans dwójki zakochanych, a po prostu trzymanie jej z korzyści intrygowało i zwodziło mnie to, że pomimo jak teraz wygląda Wanda, bo straciła jeden ze swoich największych atrybutów i wygląda jak wygląda to Rothowi wcale to nie przeszkadza. Jest wręcz wyczulony na mówienie o tym, co przytrafiło się jego "służce". Ani ja, ani Rudolf nie mamy prawa wspomnieć o jej włosach, albo powiedzieć, że coś jest nie tak. Więc ich relacja jest tak bardzo interesująca. A może właśnie tak wygląda prawdziwa miłość? Bez prezentów, bez zbędnej czułości, po prostu troska o drugą osobę, spokojne życie bez uniesień? Nie mi to oceniać, bo w moim związku jest dużo słodkości, namiętności, prezentów i cukierków. I niech tak zostanie.

Jak zawsze moje myśli przywołują sytuację, bo jak na zawołanie Rudolf zagadał do Joachima, który siedział przy stoliku. z lekkim, kilkudniowym zarostem, podjadając kawałek kiełbasy.

- A Ty nie chcesz dziedzica? - zaśmiał się w stronę mężczyzny w parodniowym zarostem.

Jednooki zerknął na Wandę, która poprawiała akurat firankę w oknie i zaczął.

- Nie każdy jest w czepku urodzony... To by było ryzyko. - mruknął niezadowolony w stronę przyjaciela. 

- Przestań. Zawsze można mieć jakąś wymówkę. Zaszła z chłopakiem, chłopaka rozstrzelali i Ty, dobroduszny nie wyrzucisz gosposi z brzuchem. - mój narzeczony rozłożył ręce zadowolony, szykując całą historyjkę. Rudolf stał się naprawdę pewny siebie przez te obracanie się w wyższych sferach.

- Pójdę przynieść coś do picia... - Wanda ze zdegustowaną miną ruszyła do kuchni, rzucają Rudolfowie spojrzenie pełne wyrzutu - Chcesz może herbaty? - spytała mnie, zatrzymując się w progu.

- Tak, poproszę - przytaknęłam, rzucając jej niezrozumiałe spojrzenie.

Joachim odprowadził krótkowłosą wzrokiem i gdy zniknęła za drzwiami, zagaił.

- Poza tym, że to fatalny pomysł, to Wanda nie może mieć dzieci. - oznajmił zdenerwowany przyjacielowi - Te włosy to było tylko ostrzeżenie, a że wiecie, że ona w gorącej wodzie kąpana to miała to głęboko w dupie. Za drugim razem pchnęli ją nożem. Nie da rady utrzymać ciąży, nawet gdyby chciała.

- A chciałaby. - dodałam od siebie, wnioskując po minie, gdy dziewczyna usłyszała temat.

- Dobrze nam się żyje i tak chcemy żyć. Zostawmy temat. - Joachim oparł się o oparcie krzesła.

Kobieta wróciła z karafką wypełnioną koniakiem i herbatą w drugim ręku.

- Dziękuję - odebrałam napój, dmuchając po wierzchu w celu ostudzenia nieco wrzątku. - Wypiję i będziemy się zbierać - spojrzałam na blondyna, który przygasł nieco po rozmowie z przyjacielem.

- Co tak szybko. Siedźcie jeszcze. - na twarzy kobiety pojawił się cień uśmiechu - Co wam tak miny zrzedły.

- To zmęczenie. - uśmiechnęłam się do niej, odstawiając kubek. - Zbieraj się Rudolf, muszę trochę odpocząć.

Joachim uniósł lekko brwi w górę, słysząc już po raz setny jak obrastam w piórka.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro