Nowy Znajomy Ellen - Harold

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Waleria Badosz

Byłam już wyszykowana, czekałam aż Rudolf po mnie przyjedzie.
Nie chcąc kisić się w dusznym mieszkaniu, postanowiłam wyjść na ławkę przed kamienicę. Zabrałam niewielką torebeczkę i po zamknięciu drzwi, zeszłam na dół. Usiadłam w cieniu, na ławce.

- Tam jest. - usłyszałam z daleka znajomy głos.

Zaraz przede mną stanęła dwójka umundurowanych SS-Manów, uśmiechających się szeroko.

- Stwierdziłem, że na piechotę będzie lepiej... nikt nie będzie musiał robić za kierowcę - zaśmiał się jednooki.

Wstałam z ławki, słuchając uwagi Rudolfa.

- Mogliśmy pojechać, mówiłem, że ja dziękuję za ten cały twój alkohol.

- A ja myślę, że po tych twoich szalonych przygodach, przyda ci się odstresowanie... - rzuciłam.

- Jakich znowu przygodach?- zapytał Joachim.

- Siostrzenica Thorstena chciała wrobić mnie w gwałt... - stwierdził.

- Widzę nie tylko Wilhelm się tak bawi, haha ha... - zaśmiał się, ale widząc Rudolfa na skraju załamania, od razu zaprzestał - Ej nie stary, nie chciałem - złapał go za ramię, potrząsając.

- To nie jest śmieszne - rzucił, a jego głos był przepełniony smutkiem, co wzbudziło we mnie niebywałe współczucie.

- On nigdy nie potrafi być śmieszny... - stwierdziłam, podchodzą do Rudolfa z wyciągniętymi rękami.

Blondyn spojrzał na mnie, wzrokiem małego, smutnego dziecka, przy czym trudno było mi się nie rozpłynąć i wtulił się we mnie. Objęłam go rękoma, mocno przyciskając, choć było mi trudno bo blondyn był zdecydowanie ode mnie wyższy. Chryste, dlaczego wszyscy SS-Mani tacy nie są!? Tacy uroczy, słodcy i potulni...

- A mnie to już nie przytulisz?! - Joachim udał obrażonego.

- Ty nie zasługujesz! - rzuciłam zza Rudolfa.

- Linda mnie zgwałciła. Ja też zasługuje na pocieszenie. - stwierdził, zakładając ręce na piersi.

- Tobie już starczy pocieszeń! - rzuciłam, głaszcząc Rudolfa po plecach.

Jednooki myślał dłuższą chwilę.

- W takim razie potrzebuję jeszcze terapii - uśmiechnął się łobuzersko.

- Nie - stanęłam na palcach i spojrzałem na niego z wyrzutem.

W końcu oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnęłam się szczerze, blondyn oczywiście odwzajemnił gest. Joachim stał obrażony, lecz nie ciągnęło mnie do przytulania i jego.

- Rudolf, ty mnie przytul... - przyciągnął zabawnie Joach.

Blondyn spojrzał na niego niepewnie, mrużąc oczy.

- Przecież żartuje, spokojnie... - podeśmiał się.

***

Siedzieliśmy w barze, we trójkę przy jednym ze stolików. Nie poszliśmy do czegoś dla wyższych sfer. Tu siedzieli wszyscy ze wszystkimi. Było dużo panienek do towarzystwa, które tylko obserwowały aż odejdę od stołu, niedoczekanie... A i nie wyglądał na Niemki... Tu nie było Niemek. Multum żołnierzy i dziewczynek.

Ludzie dziwnie na nas patrzyli, ale nie zwracałam na to większej uwagi. W spokoju popijaliśmy wódkę z Joachimem, próbując nakłonić do tego Rudolfa.

- Nie po to kazałem ci iść z buta, abyś teraz nie pił. Dziecko by mi nawet nie odmówiło. Dzisiaj możesz sobie pozwolić i tak nie ma Gruppenführera. Będzie jeszcze jechał do Monachium, długo tam zabawi. Traktuj to jako wolne. - powiedział, podsuwając kieliszek do niego.

- No... jeden na pewno nic nie zaszkodzi. - potwierdziłam.

- Ale... - zaczął.

- Nie gadaj tylko pij - skarcił go jednooki.

Blondyn wziął z niechęcią kieliszek i wypił jego zawartość. Spojrzał na nas zniesmaczony. Oboje zaśmieliśmy się lekko. Butelka była już pusta, więc postanowiłam, że pójdę po następną.

- Idę pogadać z obsługującym, może będzie zniżka na buteleczkę - prychnęłam i wstałam, podchodząc do baru.

- Można jeszcze jedną - spytałam po polsku, upewniając się, że moi towarzysze nic nie słyszą.

- Oczywiście - facet odparł i podał butelkę bez większego entuzjazmu.

- Dziękuję pięknie - posłałam mu szeroki uśmiech, na co się trochę rozpromienił.

Gdy tylko się obróciłam, zobaczyłam, że przy naszym stoliku już jakąś " Pani " uwodzi Joachima, co w sumie mało mnie obchodziło, ale gdy zobaczyłam jak druga, ale młoda szmata zaleca się do biednego, wystraszonego Untersturmführera, trafił mnie szlag! Podeszłam od tyłu i z hukiem postawiłam butelkę na stole. Joachim podskoczył, spoglądając na mnie wystraszony, od razu odwrócił uwagę od kobiety, która gładziła go po ramieniu. Ten mały, rudowłosy szczeniak nawet na mnie nie spojrzał, wciąż próbował zaczepić Untersturmführera.

- Ekhem! - odchrząknęłam nad jej głową, ponownie zero reakcji.

Rudi spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

- Hejże! Ja tu jestem z nim! - złapałam ją za rękę, podrywając dziewczynę z krzesła.

Spojrzała na mnie z wyrzutem i z całej siły wyrwała swoje dłoń.

- Ręce przy sobie, dzido! - parsknęła, unosząc głowę do góry.

Krzyknęła do mnie po polsku, więc również postanowiłam odpowiadać jej polszczyzną, ale muszę pamiętać o niemieckim akcencie, chociaż nie wiem czy uda mi się nie zwyzywać jej po swojemu.

- Jak, przepraszam bardzo? - dałam jej szansę na poprawę.

- Dzido! - nachyliła się nad moja twarzą, a rude warkocze zwisały jej przy uszach.

Wszyscy patrzyli, czekając na przebieg zdarzeń. Od razu złapałam za włosy splecione kokardką i zawijając je sobie na ręce, ściągnęłam w dół. Rozległ się wrzask i bluzgi rzucane w moja stronę, ale ja dalej robiłam swoje. Kiedy nie dała rady wyrwać się z uścisku próbowała dorwać mnie swoimi łapskami. Nim zdążyłam się zorientować dostałam z liścia w policzek. Zapowietrzyłam się patrząc na nią zabijającym wzrokiem.

- Hertha! - usłyszałam wołanie Rudolfa, ale mało mnie teraz ono obchodziło.

- Rudolf, nie... - przerwał mu jak mniemam zadowolony z widowiska Joachim - daj popatrzeć, to będzie coś dobrego. Rzadko się zdarza. - zaśmiał się.

Rzuciłam się na rudzielca, który swoim stylem mówienia przypominał mi Marzenę, co dodało mi tylko chęci uduszenia jej na miejscu. Po chwili już turlałyśmy się po podłodze, a żołnierze podgwizdywali co chwila, szczególnie, jak czułam, że moja sukienka była już gdzieś w tali, ale nie mogłam przecież od tak puścić jej gardła! Broń Boże!

Po dłuższej chwili dziewczyna patrzyła błagalnie, abym rozluźniła uścisk.

- Puszczę cię, jeżeli za chwilę sobie stąd grzecznie pójdziesz. - oznajmiłam z perfidnym uśmieszkiem.

Pokiwała tylko głową, łapiąc powietrze.

Podniosłam się z niej, ściągnęłam sukienkę w dół, otrzepałam barki, poprawiłam włosy i jak gdyby nigdy nic powędrowałam do stolika przy którym siedział Joachim z łobuzerskim uśmiechem i cały czerwony Rudolf.

- Codziennie nosisz takie ozdobne pończoszki...? - przeciągnął zadowolony - i nie tylko?

Z powagą na twarzy zacisnęłam pięść i położyłam łokieć na stole. Joachim spojrzał na moja dłoń, ucałował wierzch ręki z uznaniem.

- Zaraz rozkwaszę ci tym twarzyczkę - uśmiechnęłam się uroczo.

- No ja ci tylko mówię, patrz jak zawstydziłaś Rudolfa! Jestem pewien, że nie wytrzyma i zaraz stąd wybiegnie! - wskazał ręką na blondyna, który spojrzał na niego z oburzeniem.

- Tobie już chyba starczy alkoholu. - stwierdziłam, patrząc na dobrze bawiącego się Joachima.

- Y... przepraszam. To od tamtych Panów, dla Panienki. - kelner wskazał na czwórkę podoficerów Abwehry, siedzących przy okrągłym stoliku i spoglądających na mnie. Kiedy tylko zauważyli, że zwróciłam na nich uwagę, unieśli kieliszki do góry, wypijając wszystko do dna.

- Dziękuję. - powiedziałam na tyle głośno, aby usłyszeli.

Wzięłam lampkę szampana, która została mi postawiona i delektowałam się wybornym smakiem.

- Zdobyłaś tym uznanie. - uśmiechnął się Rudolf.

- Czym, pobiciem się za ciebie? Zamiast podziękować Pani, której nie chciałeś, siedziałeś, jakby ci ktoś kołek w dupę wsadził. - stwierdził jednooki, który teraz nie żałował sobie alkoholu.

- Dałam jej wpieprz za to wyzwisko, nikt nie będzie mnie obrażał, a już w szczególności Polka! - zdecydowałam się na takie stwierdzenie, ponieważ najbardziej odpowiadało do Herthy.

- Pociągasz tym swoim charakterkiem... - cmoknął Hauptsturmführer.

- Pociągać to cię mogę, w tą i z powrotem po podłodze. - warknęłam, nie mając ochoty słuchać zalotów pijanego Rotha.

- Rozumiem, że mam zaprzestać? - spytał.

- Jakiś ty domyślny... - kiwnęłam głową z uznaniem.

Joachim przytaknął sam sobie i zrezygnowany wlepił wzrok w szklankę.

Za chwilę krzesło się odsunęło i obok niego usiadła jedna z kobiet. Nie wyglądała jak cała reszta, ale miała chyba zamiar przyjść i tu trochę zarobić.

- Dobry wieczór... - przeciągnęła, zwracając się do nas wszystkich.

- Zabieraj go od razu ze sobą. On nie będzie zaprzeczał. - powiedziałam na wstępie, popijając szampana.

- Słucham rozkazów. Nie będę zaprzeczał... - potwierdził uroczej blondynce, która zaczęła z nim konwersację.

Już po dziesięciu minutach w knajpce nie było ani Joachima, ani blondyneczki.

- Co? Pójdziemy w ich ślady czy zostajemy jeszcze tutaj? - zapytał Rudolf, ale chyba doszło do niego, co powiedział. - W sensie iść do domu, odprowadzę cię. - poprawił się.

- Dziękuję. Tak, będziemy mogli się niedługo zbierać.

Mieliśmy wychodzić, kiedy do baru weszła Ellen z jakimś elegancko ubranym facetem.

- Rudolf! Widzisz, to Ellen... Muszę zobaczyć po co przyszła tu z tym fagasem.

- Po co? - zapytał.

- Bo chcę wiedzieć - wzruszyłam ramionami i zaczęłam przyglądać się mężczyźnie w eleganckim garniturze z przyczepioną odznaką NSDAP.

Facet zauroczony dziewczyną poprosił o wino i dwa spore kieliszki. Usiedli przy oknie rozkoszując się trunkiem. Musiałam się jakoś zamaskować, aby dziewczyna mnie nie poznała.

- Rudolf, musimy się wtopić w tłum. - oznajmiłam, wypatrując dogodnego miejsca z którego mogłabym ich obserwować.

W oczy wpadł mi stoliczek stojący w kącie, z widokiem na wszystko.

- Chodź tam - rozkazałam SS-Manowi.

- Zabawa w śledztwo? - spytał.

- Powiedzmy... - westchnęłam ciężko, obserwując gołąbeczki.

Przesiedzieliśmy tam trochę, Untersturmführer był wyraźnie znudzony całą sytuacją, ale cierpliwie znosił moje pomysły. W końcu mężczyzna zaprowadził ją na górę.

- Idziemy za nimi. - powiedziałam, podrywając się z krzesła.

- Będziesz ją śledzić? Daj spokój, Hertha. - pokręcił głową Rudi.

- No chodź! - pociągnęłam go za mundur.

Widziałam tylko jak wpadli do łazienki. Zmierzyłam oficera stojącego za mną.

- Warto by ich podsłuchać. Kto wie, może to jakieś tajne spotkanie. Jak któryś z nich to agent? - zapytałam blondyna, który słuchał mnie uważnie.

- Tego nie wiem. Nawet jeśli, to jak zamierzasz tam wejść? Tak po prostu? Przecież oni tam siedzą. - stwierdził SS-Man.

- O jejku, może nie będzie cię widać, spróbuj, a jak nie... ja się tym zajmę. Będę zaraz obok. - zapewniłam chłopaka.

- To wchodzimy? - spytał, wskazując na drzwi.

- Dalej. - rzuciłam, wpychając go do środka.

Rudolf idąc cicho, nasłuchiwał całej rozmowy.

Słychać było krzątaninie, która miała miejsce przy kabinach. W każdym momencie mogli wyskoczyć i nas zobaczyć. Jak coś, my z Rudolfem jesteśmy tutaj w tym samym celu w jakim oni tu przyszli,  chyba...

- Nie... Przestań, Harold... Pójdźmy do ciebie... - głos Ellen nie był pewny, wręcz się podłamywał.

Podskoczyliśmy kiedy dwójka pojawiła się na naszych oczach. Mężczyzna przygwoździł ją do ściany, nachalnie całując po szyi.

Od razu złapałam za kark oficera, schylając jego głowę w dół i wbijając się w niego ustami. Zdezorientowany próbował jakoś mi dorównać.

- Harold! Ktoś tu jest, przestań! - skarciła go Ellen.

Nadepnęłam na stopę Rudolfa, który obudził się i pod wpływem mojego czynu położył jedną swoją dłoń na mojej głowie, a drugą złapał mnie w talii.

- Oni są tutaj w tym samym celu. Nic mi to nie przeszkadza. - warknął, a ja znów otworzyłam jedno oko i ujrzałam zrozpaczony wzrok Ellen, która wbita była w ścianę.

Facet nie ustępował. Nasza francuska szpieg chyba nie wytrzymywała jego towarzystwa.

- Przestań! Puść mnie! Ja jednak nie chcę! - rzuciła, a mężczyzna przeniósł się z nią nieco za ściankę, która zasłaniała nam widok.

- Teraz mi to mówisz? Teraz już za późno, słońce.

Oderwałam się od całego czerwonego blondyna, który patrzył na mnie zdumiony.

- Musiałam! - poinformowałam szeptem. - Rudolf, musimy jej pomóc!

- Co my zrobimy? - wydusił z siebie.

- Nie wiem, odciągnij go, pobij! Cokolwiek! Musimy uratować Ellen. - stwierdziłam, kiwając głową w stronę dwójki.

- Ale... Hertha... - zaczął.

- Proszę, uratuj ją! - spojrzałam błagalnie na SS-Mana.

Untersrurmführer odetchnął, poprawił oficerską czapkę i pewnym krokiem ruszył w stronę "zakochanych".

- Proszę zostawić Panią w spokoju. - rzucił twardo, a ja obserwowałam wszystko zza rogu.

- Oficer stąd idzie, nie oficera sprawy. - rzucił facet.

Widziałam, że Rudi się zawahał, ale po chwili chwycił faceta za garnitur, odciągając od Ellen. Mężczyzna zbulwersował się i już zamachnął pięścią, kiedy SS-Man złapał go za rękę.

- Dostaniesz za to, mam znajomości, mam kontakt z samym Führerem! - wykrzyczał.

- Tak, tak... - przytaknął Rudolf.

Facet wyrwał dłoń i ponownie rzucił się na oficera, a mi zaparło dech w piersiach. SS-Man uniknął ciosu i chyba nawet się lekko wkurzył...
Rudolf złapał go za koszulę i przyciągnął do ściany. To było naprawdę imponujące i to wszystko nasz niekonfliktowy Rudolfik.

- Przeproś ładnie pannę Ellen. - rozkazał.

- Sama chciała!

- Nie będę się powtarzał... - oznajmił spokojnie.

- Przepraszam. - chyba zrobił to, zauważając, że w porównaniu do blondyna jest naprawdę niewielki.

- A teraz miłego dnia. - warknął Rudolf. Uwaga jeszcze raz powtórzę, warknął Rudolf.

Gdy tylko go puszczono udał się szybkim krokiem w moją stronę. Zwolnił i uśmiechnął się do mnie.

- O, witam panienkę! - zmienił nastrój, uśmiechając się do mnie z automatu.

Blondyn spojrzał na niego z oburzeniem i podchodząc, wypchnął go za drzwi, spoglądając na mnie.

- Hertha?! Untersturmführer?! Co wy zrobiliście?! - zaczęła do nas krzyczeć.

- A...ale - zaczął blondyn, ale mu przerwałam.

- Wyraźnie dawałaś do zrozumienia, że nie chcesz, aby twój koleżka tak robił.- stwierdziłam, wybałuszając na nią oczy.

- Nie, właśnie tak miało być, chciałam tak! - krzyknęła i żywym krokiem wyszła z pomieszczenia.

Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Powiem, że Rudolf zaimponował mi tym dzisiejszym zachowaniem. Jestem pełna podziwu...

- Przecież on... ona? - zaciął się w połowie zdania.

- Nie wnikajmy... - pokiwałam głową, wpatrując się w drzwi.

Doskonale wiedziałam, że pewnie chciała się czegoś od niego dowiedzieć, ale chyba nie w ten sposób... niestety przykro mi to stwierdzić, ale... nie w taki jak ja.

- Wracamy czy chcesz jeszcze trochę posiedzieć? - zapytał SS-Man.

- Ta butelka stoi jeszcze na stole, tam na dole... żal, aby się zmarnowała, czyż nie? - uśmiechnęłam się uroczo i wystartowałam z łazienki.

***

- Musimy już wracać... - rzucił pod nosem Rudolf, cały zgrzany, zapewne od ilości alkoholu jaką go upiłam. Zresztą, sama nie mogę powiedzieć, że jestem trzeźwa.

- Jeszcze tylko jeden kieliszeczek. - spojrzałam z nadzieją w stronę baru, kiwając się wraz z krzesłem.

- Chodź, odprowadzę cię do domu. - oznajmił, wstając i o mało nie lądując na ziemi.

Po chwili podszedł do mnie, kładąc mi rękę na plecach i kierując chyba w stronę wyjścia.

- Rudi, proszę, ostatnia kolejka. - wyciągnęłam rękę do uśmiechającego się kelnera.

- Idziemy do domu... - złapał mnie i wyciągnął z budynku.

Kiedy szliśmy oparci tak o siebie ulicą, napadł mnie niekontrolowany atak śmiechu. Zatrzymałam się i oparłam dłońmi o klatkę piersiową Niemca, który stracił równowagę i oboje polecieliśmy na ścianę budynku stojącego obok. Przygwoździłam SS-Mana i patrzyłam rozbawiona w jego błękitne tęczówki, które mieniąc się w świetle księżyca spoglądały prosto w moje.

- Jesteś cholernie uroczy... - przeciągnęłam, uśmiechając się łobuzersko.

- Tak sądzisz? - spytał.

- Oczywiście! - stwierdziłam bez wahania.

Dlaczego po trunkach zawsze wszystko wychodzi sprawniej, lepiej i lżej?

- Jedyny taki SS-Man w całej Rzeszy... - dalej schlebiałam blondynowi.

- SS-Man, który zadba o to, aby Panna Hertha Bausch bezpiecznie dotarła do domu. - pokiwał głową sam do siebie.

- Oh, jak miło. - odczepiłam się od faceta i wykonując piruet, zachwiałam się, idąc dalej jak gdyby nigdy nic.

Zaraz przy mnie znów pojawił się Niemiec.
Po piętnastu minutach odszyfrowywania drogi dotarliśmy do mojego mieszkania.

- Wejdź chociaż na chwilę. - zaproponowałam, opierając się o framugę drzwi.

Blondyn spełnił prośbę. Wprowadziłam go do salonu i usadziłam na krześle. Odezwało się we mnie te drugie ja, te złe ja.
SS-Man siedział rozwalony na krześle, a ja głupia uniosłam nogę i umiejscowiłam ją między nogami chłopaka, który wpółprzytomny uniósł głowę i spojrzał na mnie spod daszka oficerskiej czapki. Uśmiechnęłam się dumnie, powoli podwijając sukienkę nieco w górę. Rudolf spuścił głową w dół, przełykając głośniej ślinę.

- Frau Bausch, co pani robi... Nie tutaj i nie teraz... W ogóle nie powinna robić pani takich rzeczy... Proszę więc zdjąć nogę z pomiędzy moich i opuścić sukienkę w dół. - stwierdził cały czerwony, lecz z lekkim uśmiechem. - ale jutro po pracy, na kawę, możemy się wybrać.

Opuściłam tylko sukienkę.

- Zaproszenie? Z chęcią przyjmę. - nachyliłam się nieco nad Niemcem, który mierzył mnie z iskierkami w oczach. - Dojdziesz sam do domu? - spoważniałam, zabierając swoją nogę.

Pokiwał głową, wstając z krzesła.

- Nie zostaniesz jeszcze na trochę? - zatrzymałam go.

- Jakoś muszę dojść. Do jutra, Hertha. - uśmiechnął się, obracając w stronę drzwi.

Spojrzałam na wychodzącego blondyna, miałam wielką ochotę go przytulić, a alkohol w mojej krwi tylko mi to ułatwił. Podbiegłam i  wtuliłam się w mężczyznę, który również mnie objął.

- Do jutra. Rudi... - uniosłam wzrok w górę,  aby spojrzeć w niebieskie oczy Niemca.

Puściłam go, choć wcale nie miałam ochoty. Posłaliśmy sobie ostatnie spojrzenie i wojskowy zniknął, schodząc po schodach chwiejącym się krokiem. Zamknęłam drzwi i westchnęłam pod nosem, czując jak moje ciało przechodzi dziwne uczucie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro