Ofelia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam teraz, czekając, aż ktoś weźmie mnie do gabinetu. Byłam już po badaniach, usłyszałam, że przybyło mi trochę kilo... do tego lekarz tak dziwnie się na mnie patrzył. Szczerze, zaczynam się stresować. 

- Zapraszam. - usłyszałam pielęgniarkę, która patrzyła na mnie wyczekująco.

- Podwiń bluzkę w górę. - doktor rzucił na wstępie, przyglądając mi się uważnie.

Zrobiłam jak kazał. Przyjrzał mi się dokładniej i spojrzał z lekkim uśmieszkiem.

- Em... ja przyszłam z ramieniem. - poinformowałam, chcąc mu przypomnieć.

- Wiem. Z ramieniem nic nie będzie, oszczędzaj je. Chcę sprawdzić coś innego. Mówisz, że dzisiaj wymiotowałaś, miesiączka ci się spóźnia. Ten brzuch też na to wskazuje, Hertho. Chyba powinienem złożyć ci gratulacje. - wzruszył ramionami, czekając na moją reakcję.

Nie za bardzo wiem o co chodzi...

- Nie rozumiem... - pokręciłam głową.

- Na moje oko, to jesteś w ciąży. - stwierdził, mrużąc oczy i próbując wyczytać coś z mojej twarzy.

- O Jezus... - poczułam jak zrobiło mi się gorąco. Zaraz odpuściło i obraz zaczął mi się rozmazywać. - Muszę usiąść... - poinformowałam, a doktor od razu doskoczył, kładąc mnie na kozetce.

- Już dobrze? - spytał po minucie obserwowania mnie i mojej bladej twarzy.

- Tak... - stwierdziłam z uśmiechem, który możliwe, że wyglądał marnie. - Ja, dziękuję.

- Przychodź do mnie... Muszę mieć teraz na ciebie oko. - doktor Bastian mrugnął do mnie wesoły.

Wyszłam z gabinetu. Byłam zdruzgotana. Wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń przede mną ruszyłam do domu. Nikt nie może się dowiedzieć... Dowództwo tym bardziej. Boże, co ja teraz zrobię? Poczułam jak łzy zaczęły napływać mi do oczu.

Rudolf Maier

- Koniec końców jesteśmy, to ten adres, gdzie jest ten nasz cały konsultant? - Freddy spojrzał na beżową kamienicę ze zdobieniami.

- Tutaj mogę stacjonować... - Steffen spojrzał z uznaniem na budynek. - Mieszkanie numer 4.

Cała nasza trójka wysiadła i poszliśmy do mieszkania. Freddy zapukał, a po chwili otworzył nam facet w czarnym garniturze, nieco przy sobie.

- Dobry wieczór. Czyżby Maier, Brauner i Kürten? - spytał po niemiecku, spoglądając z uśmiechem.

- Zgadza się. - oznajmiłem, patrząc po kolegach.

- Świetnie! Mam wam pokazać, gdzie będziecie stacjonować podczas pobytu. Niestety, mogliśmy udostępnić tylko jedno, ale bardzo przestrzenne mieszkanie. Już się ubieram, pokażę, to dwie przecznice stąd. - założył czarny jak smoła płaszcz i zamknął mieszkanie.

Podał nam adres. Steffen wsiadł w auto i postanowił podjechać pod kamienice. My natomiast z Freddym szliśmy za mężczyzną, który po paru minutach doprowadził nas pod budynek. Oboje unieśliśmy głowy w górę, aby spojrzeć na białą, ładnie wykończoną kamienicę, która wyglądała na bardzo zadbaną. Steffen już czekał. Pod drzwiami Volksdeutsch przekazał nam klucze i ruszył do siebie.

- Dobra, zostawiamy rzeczy i lecimy na miasto! - Stefo wparował do domu rzucając swoją walizkę pod ścianę. 

- Gdzie zamierzamy iść? - spytałem, chcąc dowiedzieć się co mnie czeka.

- Najpierw do baru! - Freddy wytknął palcem blondyna.

- Dobrze, dobrze... - przytaknął mu.

- To dobry pomysł iść się napić? - spytałem z nietęgą miną.

- Jak najlepszy. - Steffen zapewnił mnie z podstępnym uśmiechem.

 ***

Weszliśmy do budynku, gdzie parę osób siedziało przy drewnianych stołach, popijając alkohol lub coś przegryzając.

Po godzinie siedzieliśmy śmiejąc się i gadając o mało istotnych sprawach. Poopowiadaliśmy trochę o sobie. Mniej więcej już każdy wiedział coś o każdym. Freedy uniósł kieliszek i przechylił, wypijając zawartość.

- Sieg heil! - Steffen zaśmiał się i zrobił to samo.

Nie chcąc odstawać od reszty powtórzyłem czynność. Zaczynałem już czuć alkohol we krwi. 

- Dobra, idziemy dalej. - blondyn podniósł się i położył wyznaczoną sumę pod butelką.

Wyszliśmy, a raczej wytoczyliśmy się z baru i stanęliśmy, patrząc po sobie. Moi kompanie zapalili po papierosie.

- To teraz do panienek... - zadowolony Steffen zaciągnął się dymem.

- Ja dziękuję... - pokręciłem głową, myśląc o Herthcie.

- No co ty, Rudolf? - Stefo trącił mnie w ramię rozczarowany.

- Dziewczynę mam... - wytłumaczyłem, waląc czubem buta o chodnik.

- Pokaż... Masz zdjęcie? - Freddy ożywił się, czekając aż zacznę coś wyjmować.

Sięgnąłem do kieszeni munduru i wyciągnąłem niewielkie czarno białe zdjęcie mojej miłości. Wyglądała tak pięknie... Tyle bym dał, aby teraz ją zobaczyć.

- Na imię jej Hertha.

Podsunąłem Fredowi zdjęcie. Zagwizdał tylko głośno, unosząc brwi w górę.

- Kurde... Ładna, jak nie nasze kobiety. - zaśmiał się.

- Pokaż! - Steffen wsunął się pomiędzy nas.

- A co nasze kobiety nie są ładne? - zmarszczyłem brwi, pytając się reszty.

Steffen wygrzebał coś z kieszeni i ukazał nam fotografię.

- Masz tu na to dowód. - skrzywił się - To moja siostra...

Dziewczyna może w żadnym stopniu nie dorównywała Herthcie, ale czy tam zaraz brzydka...

- Dobra, chodźcie. - Freddy ruszył, a my za nim. 

O mój Boże, będę musiał tam przesiedzieć pewnie z jakąś godzinę.

 W końcu weszliśmy na piętro. Od razu poczułem zapach tytoniu, wymieszany z kobiecymi perfumami i sporą ilością wody kolońskiej. Jeden wielki korytarz, wiele kanap, jeszcze więcej ludzi, sporo pokoi i grubsza kobieta siedząca za ladą w dziwnym stroju...

- Witamy panów. - poderwała się i oparła o blat, ciągnąc przez cygaretkę siwy dym.

- Yyy... witamy... - Steffen rzucił niemrawo, rozglądając się za innymi dziewczynami. - Rudolf, ale wiesz, panienka panienką, potraktuj to jako odskocznię. Może cię któraś czegoś nowego nauczy... - niby mówił do mnie, ale wodził wzrokiem za półnagą blondynką, przechodzącą obok z wódką. 

Przerażało mnie to miejsce, ja tu nie chcę być.

- Nie, serio.

- Będą się z ciebie śmiać... - Stefo wskazał na paru facetów, chichoczących wraz z panienkami.

Po piętnastu minutach skończyliśmy na jednej z sof, otumanieni dymem i kosztując alkoholu, które donosiły nam dziewczyny. Mi było już pod korek, ale u mnie przejawiało się to po prostu spowolnioną reakcją. Steffen parę minut temu zabrał się wraz z blondynką, która zaczepiła go wcześniej. Ślad po nim zaginął. Ciągle gdzieś przewijały się towarzyszki. Poczułem, jak ktoś obejmuje moje kolano, uciskając je lekko. Spojrzałem i zobaczyłem, że była to męska dłoń. Zerknąłem na Freda siedzącego obok. 

- To moje kolano... - rzuciłem obojętnie.

- Fajne w dotyku. - zabrał rękę unikając mojego wzroku. 

Zaraz zwaliła się na niego lokowana czarnowłosa. Mój kompan został zabrany. Zostałem sam... momentalnie zacząłem trzeźwieć. Za dużo tu kobiet... 

Tak jak chłopacy mówili. Panowie przechodzili, posyłając mi dziwne uśmieszki w objęciach swoich wynajętych pań. Czułem się nieco dziwnie, ale postanowiłem nie zwracać na nich uwagi.

W mgnieniu oka dosiadła się do mnie kolejna dziewczyna. Brunetka, o dużych oczach. Spiąłem się cały, bojąc chociażby konwersacji,do której zaraz mogło dojść. 

- Nie jesteś tu z własnej woli? - usłyszałem młody głosik.

- Nie... - odpowiedziałem, błądząc wzrokiem po podłodze.

- Ja też! - stwierdziła rozbawiona, co trochę mnie przeraziło - Ofelia. - przedstawiła się.

- Rudolf... - wycedziłem, rozglądając się po pokoju.

- Oni nie dadzą ci spokoju... - spojrzała na starszych mężczyzn, raczej mojej narodowości. - Chodź ze mną. - złapała mnie za rękę i pociągnęła do jednego z pokoi.

- Ja wiesz... Yy... - zacząłem, lecz gdy się zorientowałem, byłem już w środku sam na sam z Ofelią.

Powietrze było tu rześkie, więc nieco wróciłem do zmysłów. 

- Ja nie chcę... - uprzedziłem, ale dziewczyna mnie już przejrzała.

- Wiem, wiem... - uśmiechnęła się w moją stronę, siadając na łóżku.

I co ja mam teraz zrobić, bo nie do końca rozumiem...?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro